Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maya's POV

Gdy usłyszeliśmy dźwięk, oznajmujący koniec pieczenia, wyjęliśmy nasze ciasteczka. 

- Wow, nie spaliłeś ich. Gratuluję- powiedziałam.

- A dziękuję, dziękuję- odpowiedział dumnie. 

- Gdzie je zjemy?

Brunet zastanowił się chwilę, po czym odpowiedział.

- Na zamku, jest planetarium. Jeżeli dobrze mi się wydaje, lubisz oglądać gwiazdy, więc moglibyśmy tam pójść. 

Ta propozycja, wywołała ogromny uśmiech na mojej twarzy.

- Myślę, że to świetny pomysł.

Nałożyliśmy ciasteczka na talerz, po czym udaliśmy się do planetarium.

Przechodziliśmy przez różne korytarze, aż nareszcie dotarliśmy do ogromnych drzwi. Aiden otworzył je, po czym puścił mnie przodem.

Moim oczom ukazała się sala, której dach jak i prawa część, były przeszklone. Było widać dokładnie każdą gwiazdę.

- Wow - to były jedyne słowa jakie byłam w stanie z siebie wydusić. Cały czas rozglądałam się w około. 

Dlaczego tu wszędzie musi być tak ładnie!?

Brunet rozłożył koc, po czym oboje na nim usiedliśmy. 

- Gra w pytania?- zapytał, na co kiwnęłam głową gryząc ciastko.- No to moje pytanie do ciebie brzmi: Czy masz drugie imię?

- Mam- odpowiedziałam wymijająco. 

- Jakie?

- Fajne.

- To nie jest odpowiedź - nie ustępował.

- To jest odpowiedź. Tylko nie taka, jaką chciałeś usłyszeć. 

Chłopak prychnął pod nosem, po czym uparcie kontynuował. 

- No błagam, powiedz mi. 

Posłałam mu złowrogie spojrzenie, które jedynie poszerzyło jego uśmiech. 

- No dobra- ustąpiłam.

Nie powinnam ustępować. Powinnam być silna i niezłomna. Tymczasem niestety jest inaczej...

- Moje drugie imię to Selena. 

- Ładne.

- No ładne.

- Czemu nie chciałaś mi go zdradzić? Imię jak każde inne.

- No tak, ale... historia tego imienia jest dosyć... nietypowa. 

Po tych słowach byłam wręcz pewna, że zaciekawienie Aidena osiągnęło maksimum. 

- Opowiesz mi o tym?

- Nie - powiedziałam.

- Nie można nie odpowiadać na pytania. Takie są zasady. 

- Ugh, bo uwierzę, że jesteś osobą, która ich przestrzega. 

- Masz rację- powiedział po czym popatrzył mi w oczy.- Kiedyś przestrzegałem każdej, nawet  najmniejszej zasady. Ale później poznałem ciebie. 

Demoralizujesz uprzejmych książąt, Maya!

- To nie moja wina!

- Ale gdybym nie spotkał ciebie, nie wymknąłbym się z zamku podczas balu.

- Sam chciałeś!

- Dla ciebie chciałem.

Te słowa spowodowały rumieniec na mojej twarzy. 

Ogarnij się, blonda.

- A więc Selena oznacza księżyc.

- Po jakiemu?- zapytał.

- Po Grecku. 

- To jest ta upokarzająca historia?

- Nie... to dopiero początek. Moja mama każdego dnia patrzyła w księżyc i wypowiadała życzenie. Coś w stylu spadająca gwiazda lub zdmuchnięcie świeczek na torcie. Pewnego dnia pomyślała, że bardzo chciałaby mieć dziecko. Spełnienie tego było wręcz niewykonalne. Lekarz dawał jej minimalne szanse na zajście w ciążę- wytłumaczyłam. - Każdego dnia "prosiła" księżyc o potomstwo. Pewnego dnia okazało się, że jest w ciąży- uśmiechnęłam się. - Na drugie imię dała mi Selena, właśnie z tego powodu. 

- Fajna ta historia. Taka... inna- powiedział, po czym uśmiechnął się lekko. 

- Moja mama lubi być oryginalna. Czasem aż za bardzo- po chwili przerwy dodałam.- Która godzina?

Aiden popatrzył na zegarek, po czym powiedział.

- 4:26.

Myślałam, że minęła godzina odkąd tu przyszłam. A jednak nie...

- Muszę już wracać do domu. Jak rodzice zobaczą, że mnie nie ma zaczną się martwić. A jakoś nie chcę, żeby się o mnie martwili.

- Jasne, rozumiem- wstaliśmy i zaczęliśmy się kierować do wyjścia z zamku. Po chwili Aiden dodał.- Kiedy się zobaczymy następnym razem?

- Nie wiem. Jeżeli znajdziesz dziś na balu jakąś dziewczynę, to pewnie będziesz chciał spędzić z nią trochę czasu. 

- Pewnie tak...

- Będę na festynie z okazji Halloween- powiedziałam, po czym dodałam.- Powodzenia w szukaniu narzeczonej. 

-Dzięki- odparł. 

- Nie martw się. Na pewno wybierzesz dobrze i będziesz z nią szczęśliwy - posłałam mu pokrzepiający uśmiech.

- Mam nadzieję. Pa Maya.

- Pa Aiden- powiedziałam, po czym ruszyłam do domu. 

***

Aiden's POV

Odprowadziłem Mayę, po czym ruszyłem z powrotem do zamku.

- Witaj, Aidenie- usłyszałem dobrze znany mi głos.

Odwróciłem się, po czym zobaczyłem moją babcię Lydię. Była ubrana w koszulę nocną, a jej siwe włosy były rozpuszczone.

- Cześć, babciu- odpowiedziałem. - Co tutaj robisz o tak później porze? 

Przecież jest prawie 5 rano. Czy ona nigdy nie śpi!?

- Mogłabym ci zadać to samo pytanie- zaczęła.- Nie spotykaj się już więcej z tą dziewczyną.

Zamurowało mnie.

- C-co?

- Słyszałeś. Nie spotykaj się z nią więcej - powiedziała stanowczo.

- Czemu? Nie znasz jej, więc jej nie oceniaj.

Czemu ją bronię? 

- Znałam jej dziadka.

Po tych słowach odwróciła się, po czym wróciła do swojej komnaty, zostawiając mnie z wieloma pytaniami. 

***

Maya's POV

Byłam zmęczona. Po prostu zmęczona. Cały czas muszę trzymać język za zębami, żeby nikt nie odkrył mojego planu. Nikt o nim nie wie. Ani Cat, ani Louis, ani Aiden. Ale musi tak zostać. Nikt nie może wiedzieć.

Tylko szkoda, że akurat o tym chciałabym z kimś porozmawiać...

Po nieprzespanej nocy, postanowiłam wybrać się na spacer nad ocean. Musiałam po prostu oczyścić umysł. Dodatkowo pobyć sama ze sobą i poukładać myśli.

Bo wczorajszy sen nie był przypadkiem...

Najbardziej lubiłam zawsze siedzieć na skale, z której był przepiękny widok na ocean. Szłam więc środkiem drogi, do mojego celu. Padał deszcz i byłam cała przemoczona, ale nie obchodziło mnie to. Gdy minęłam ostatni zakręt, zobaczyłam, zarys sylwetki. Dziewczyna wyglądała, jakby chciała skoczyć. Nikt stamtąd nie skacze. A dlaczego? Ponieważ pewien chłopak kiedyś skoczył i umarł na miejscu. 

Czyli ona...

Nie było czasu czekać dłużej. Gdy podbiegłam do klifu, zauważyłam o wiele więcej szczegółów. 

Niska, czarnoskóra dziewczyna, stała krok od przepaści. Płakała, ale może płacz to było zbyt delikatne określenie. Trzęsła się ze strachu, a jej wzrok był wlepiony w szalejące fale oceanu. 

- Hej- powiedziałam najspokojniejszym głosem, jaki udało mi się uzyskać. Dziewczyna odwróciła gwałtownie głowę w moją stronę.

- Nie podchodź! - powiedziała i wtedy już byłam pewna, jaki jest jej cel.

Ona chce się zabić. 

- Słuchaj, wiem co chcesz zrobić, ale najpierw mnie wysłuchaj. Nie rób niczego pochopnego. Błagam cię.

Byłam przerażona. Musiałam coś zrobić, żeby zmieniła zdanie. 

- Słuchaj nie znam cię i nie znam twojej historii, ale jak chcesz możesz powiedzieć mi co cię trapi- kontynuowałam. 

Milczała. 

- Jestem pewna, że śmierć nie jest najlepszą opcją. Ba! Jest najgorszą opcją. To, że coś nie za fajnego wydarzyło się w twoim życiu, nie oznacza, że zawsze tak będzie.

Tylko czy ja sama wierzyłam w te słowa? Widziałam nie raz, jak w życiu bliskich mi osób, było źle, ale zawsze potem było lepiej.

- Słuchaj - wciąż kontynuowałam, gdy nieznajoma milczała. - Mogłabym ci teraz zrobić pogadankę o tym, jak to po burzy wschodzi słońce, albo jak po deszczu jest tęcza, ale wiesz co? Takie myślenie jest bez sensu... bo i tak kiedyś znów nastąpi mrok. Rozumiem, że jest ci ciężko. Totalnie cię rozumiem i chciałabym ci pomóc - popatrzyłam w niebo, a kolejne krople opadały na moją twarz. - Tylko, że nie umiem ci pomóc. Jestem beznadziejna! Nawet nie potrafię skłamać ci w prosto w twarz, mówiąc, że jutro na pewno będzie lepiej! Powiem ci tylko tyle, że masz jeszcze całe życie przed sobą, więc nie warto rezygnować z niego, będąc jeszcze dzieckiem. Ugh, wszyscy jesteśmy tylko dziećmi! Może myślimy, że jest inaczej, ale prawda jest taka, że jesteśmy po prostu głupi! Myślimy, że możemy wszystko, a tak naprawdę nic nie wiemy o życiu! - wykrzyczałam te słowa. - Jedno złe wydarzenie wpływa na nasze życie, ale jesteśmy zbyt ślepi, żeby zauważyć, te dobre fragmenty naszego życia! 

Nieznajoma popatrzyła na mnie, pierwszy raz odkąd tu przyszłam. Odetchnęłam głośno po czym zapytałam.

- Dlaczego tutaj przyszłaś? 

- Bo chcę do mamy- odpowiedziała, a kolejne łzy spływały jej po policzkach. - Umarła tydzień temu i-i nie daję rady! Nie wiem jak mam żyć bez niej!

- I myślisz, że śmierć jest najlepszym rozwiązaniem? 

Nie odpowiedziała. 

- Myślisz, że twoja mama chciałaby, żebyś umarła? 

- Sophie! - odwróciłam się gwałtownie w stronę, z której dochodził głos.

- Tato? - zapytała

- Sophie! - mężczyzna po 40 roku życia, podbiegł do dziewczyny, a następnie mocno ją objął. - Dostałem list... oh Sophie. Byłem tak przejęty śmiercią mamy, że nie pomyślałem o tobie... Tak bardzo cię przepraszam. Byłem ślepy, starałem się... no wiesz... ahh, trzeba to w końcu powiedzieć wprost! Próbowałem zapić smutki - w jego głosie dało się wyczuć to, jak bardzo te słowa trudno przechodziły mu przez gardło. - Ale wiesz co? Przestanę pić i zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa.

Deszcz padał na ich twarze, mieszając się ze łzami, w których był zawarty cały smutek, żal oraz nadzieja. 

- K-kocham cię tato.

- Ja ciebie też, Sophie. 

Dziewczyna odeszła od mężczyzny, po czym zwróciła się do mnie:

- Dziękuję ci, eee...

- Jestem Maya.

- Dziękuję ci, Maya. Gdybyś nie przyszła, pewnie bym skoczyła.

- Do usług - powiedziałam po czym postanowiłam wrócić do domu. 

***

- Wyglądasz strasznie - powiedziała Cat.

- Czyli osiągnęłyśmy zamierzony efekt - uśmiechnęłam się, po czym raz jeszcze przejrzałam się w lustrze. 

Byłam przebrana za pannę młodą, która wyszła z grobu. Biała suknia, która została dodatkowo oszpecona, do tego moje kozaki oraz długi welon. Catherine postarała się, żeby moja twarz pasowała do całości.

- Tak w sumie, to tobie do wypełnienia looku niewiele potrzeba - zaśmiała się. - Zawsze wyglądasz jakbyś wyszła z grobu.

- Haha, bardzo śmieszne. Po prostu boki zrywać - zakpiłam.

- No dobra, tutaj trochę pudru, jeszcze rozmazana maskara i szminka i gotowe - powiedziała po paru przeciągnięciach pędzlem po mojej twarzy.

- A róż?

- No co ty!? - wykrzyknęła, jakbym zdradziła ludziom jej największą tajemnicę. - Wyszłaś z grobu! Tam nie ma czegoś takiego jak róż!

- No okej, uspokój się.

Jeśli chodzi o Cat, była gotowa do wyjścia od 40 minut. Miała na sobie zwiewną, czarną sukienkę z fioletowymi akcentami oraz szpiczasty kapelusz. Chyba można się domyślić kim była, prawda?

- Louis już na nas czeka na miejscu, więc szybko - pospieszyła mnie.

- Nic się nie stanie jak trochę pocze...

- Nie! Mamy iść na dół i tyle!

- Co ci tak zależy? Aaa, no tak. Przecież ty i on...

- Zamilcz i nic sobie nie wyobrażaj - ucięła sucho, a ja się uśmiechnęłam.

Po paru minutach byłyśmy w centrum miasteczka, czyli tam, gdzie odbywał się festyn. Louis przebrany był za rasowego wampira. Nie miał zbyt dużo roboty, bo ma naturalnie bladą cerę. Czekał na nas przy stoisku z dyniami. 

- Widzę, że nasz Romeo nawet nie raczy na mnie spojrzeć - powiedziałam, a oni nawet nie zwrócili na mnie uwagi. Oboje byli tak zajęci patrzeniem sobie głęboko w oczy, a przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony, że gdybym wpadła do studni, nawet by tego nie zauważyli.

- Strasznie wyglądasz, Catherine - powiedział, po czym momentalnie napłynęła mu krew do twarzy i jego blada cera zaczęła wyglądać w miarę naturalnie. - To znaczy... nie to miałem na myśli... Chodziło mi o to, że wyglądasz upiornie... Bo dzisiaj o to chodziło... No bo wyglądasz prześlicznie...

- Dziękuję, Louis. Ty też wyglądasz strasznie - Cat roześmiała się. Można było dostrzec ulgę w jego oczach.

- A ja? - spytałam z żartobliwie dobranym wyrazem zniecierpliwienia.

- Obie wyglądacie upiornie - tym razem pilnował słów.

- A ty po prostu strasznie - szturchnęłam go w ramię ze śmiechem.

- Ah tak? - porwał mój welon i zaczął biegać po placu, oczywiście ja za nim. Catherine tylko stała i musiała złapać się rogu stolika, żeby nie przewrócić się ze śmiechu.

Gdy próbowałam złapać welon, coś przykuło moją uwagę. On. Z dziewczyną. Szli za rękę. Czas się zatrzymał. Co działo się dokoła mnie? Też zadaję sobie to pytanie. Ale wtedy nic się nie liczyło. Tylko on. Z nią.

Poczułam dłoń na moim ramieniu.

- Wszystko w porządku, Maya? - usłyszałam głos mojego przyjaciela. Podał mi welon.

- Jasne, dziękuję. Zauważyłam tylko taki fajny sklepik i chciałabym do niego zajrzeć. Wracaj do Cat - uśmiechnęłam się do niego.

- Na pewno? Jakby co, to wiesz, gdzie nas szukać - po tych słowach oddalił się w kierunku rudowłosej.

Cały czas nie odrywałam wzroku od tej dwójki. Aiden odwrócił się w stronę dziewczyny, po czym jego wargi musnęły jej policzek.

Czyli jednak kogoś znalazł na tym balu...

***

Hejka! 

W tym momencie zostawimy was w niepewności.

Chciałybyśmy bardzo podziękować, za każde wyświetlenie, każdą gwiazdkę itp. Naprawdę bardzo nas cieszą takie "małe gesty".

Miłego dnia/ nocy <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro