14. Powiedz mi, jak ci pomóc?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ubraliśmy się z Constantinem i usiedliśmy na łóżku. Zastanawiałam się, kiedy w końcu w moim życiu skończy się ten ciągły pech. Bo ile można? Zagryzłam wargę, zastanawiając się, co zrobić. Powinnam zejść na dół i porozmawiać z mamą. Tylko nie wiedziałam, czy dać jej trochę czasu na ochłonięcie, czy od razu wyjaśnić całe zajście. Poza tym byłam spragniona, więc i tak musiałam przejść do kuchni.

— Chcesz coś do picia? — zapytałam Schmida, na co przytaknął, lustrując moją twarz.

— Czym ty się stresujesz? Przecież jesteśmy dorośli — powiedział, szturchając mnie w bok. — Twoja mama raczej jest świadoma, że będąc w swoim towarzystwie, nie kolorujemy w zeszycie — dodał, a ja przewróciłam oczami. On jak zwykle miał do wszystkiego inne podejście. W ogóle nie przejmował się tym, że moja matka widziała nas nagich w łóżku.

— Mieć taką świadomość, a to widzieć, to dwie różne rzeczy — odparłam, spoglądając na niego wymownie. — Dla niej jestem wciąż małą dziewczynką.

— Dlatego mówię do ciebie maluchu — odezwał się, za co uderzyłam go pięścią w bark. Schmid jak zwykle teatralnie wykrzywił twarz w grymasie bólu. — Iść z tobą? — zapytał, na co zaprzeczyłam ruchem głowy. Wolałam najpierw sama z nią pogadać, żeby jakoś załagodzić sytuację.

Wstałam z miejsca, po czym wyszłam z pokoju, żeby zejść na dół. Gdy dotarłam do kuchni, mama stała przy blacie i kroiła warzywa. Chociaż krojeniem nie można było tego nazwać. Siekała biedną marchewkę, wyładowując na niej swoje emocje. Bez słowa podeszłam do szafki, z której wyjęłam dwie szklanki.

— Zabezpieczacie się? — Zastygłam w bezruchu, słysząc to pytanie. Przełknęłam mocno ślinę, kładąc cicho szklanki na blat, a po kuchni roznosił się tępy odgłos uderzania ostrza noża o drewnianą deskę do krojenia. Miałam wrażenie, że im dłużej milczałam, tym głośniejszy był ten odgłos.

— Nooo, tak — odezwałam się w końcu, spoglądając na mamę.
Odłożyła nóż na blat, po czym odwróciła się w moim kierunku.

— Dobrze wiesz, że nie możecie zaliczyć teraz wpadki — mówiła, bacznie mi się przyglądając. — To pogrzebałoby twoje leczenie.

— Nie musisz się o nic martwić.

— Naprawdę nie potrafisz powiedzieć mu nie? Skoro on nie może zapanować nad popędem, może ty powinnaś być bardziej asertywna? — pytała, a ja milczałam, czując, jak wzbierała we mnie złość. Nienawidziłam tego, gdy próbowała ustawiać mi życie.
— Chyba będę musiała porozmawiać z Constantinem — powiedziała stanowczym głosem, a ja czułam, że byłam na granicy wybuchu.

— Mamo, proszę cię, nie układaj mi życia. Jestem dorosła — mówiłam, zaciskając dłonie w pięści. Ten gest miał mi pomóc w zapanowaniu nad emocjami.

— Nie możecie na razie powstrzymać się od seksu? To byłoby odpowiedzialniejsze.

— Ty rozumiem, czekałaś do ślubu? — zapytałam z ironią w głosie. Zagryzłam wargę, bo nie chciałam, żeby zabrzmiało to aż tak źle. Nie chciałam atakować mamy, ale było już za późno.

— Silke, ja wtedy nie byłam śmiertelnie chora — odparła, spoglądając na mnie wymownie. Wypuściłam przeciągle powietrze z płuc, żeby się wyciszyć, ale to nie pomogło. Jej słowa ubodły mnie i to mocno.

— Czyli co? Mam teraz zacząć się umartwiać i rezygnować z przyjemności, bo jestem chora?

— Po prostu wstrzymajcie się na trochę, chociażby do momentu, aż przygotują dla ciebie te leki i zaczniesz je brać.

— Jeśli przygotują. — Sprostowałam od razu, patrząc wymownie w jej kierunku. Mama widziała już, jak je przyjmuję, a nawet nie było wiadomo czy w ogóle ruszymy ze zbiórką, a jeśli tak, to kiedy.

— Wierzę, że się uda, ale nie możesz zajść w ciążę. Zresztą i tak nie byłoby szans na to, żebyś ją donosiła — powiedziała, po czym odwróciła się w stronę deski, na której leżała poszatkowana marchewka. Westchnęła głęboko, by chwilę później wyrzucić warzywną sieczkę do kosza. Zagryzłam wnętrze policzka, patrząc na nią.
— Chcecie coś do jedzenia? — spytała po chwili.

— Zapytam Constantina i jakby co, to zejdę — odparłam, a mama przytaknęła, po czym ponownie wzięła nóż do dłoni i zaczęła kroić warzywa, ale tym razem spokojniej.
— Mamo, nie mów mu, że mi się pogorszyło. — Gdy wypowiedziałam te słowa, odwróciła się do mnie.
— On myśli, że choroba przestała postępować i chciałabym, żeby tak zostało. — Mama uniosła brew, spoglądając na mnie.

— Myślałam, że pomógłby jakoś w zbiórce, nagłośniłby ją. Ma przecież dużo fanów — odezwała się.

— Poradzę sobie bez tego. Nie chcę, żeby niepotrzebnie zaprzątał sobie tym głowę.

— Niepotrzebnie zaprzątał głowę? — Wzruszyłam ramionami, gdy ze zdziwieniem zacytowała moje słowa. Może źle je dobrałam, ale na pewno domyśliła się, o co mi chodziło.

— Wracam na górę — powiedziałam, zabierając ze sobą szklanki i dzbanek z napojem. Nie miałam ochoty na kontynuację tej rozmowy. Czułam, że mama mnie nie rozumiała

— Tylko nie zróbcie dziecka. — Rzuciła na odchodne, a ja przewróciłam oczami, po czym zaczęłam wchodzić na piętro.

Chwilę później weszłam do pokoju. Constantin od razu wstał z miejsca i odebrał ode mnie dzbanek oraz szklanki, które ustawił na blacie biurka, by następnie nalać sok.

— Co tak długo? — zapytał, spoglądając na mnie. — Była pogadanka o antykoncepcji? — Fuknęłam, gdy usłyszałam jego rozbawiony głos. — Czyli była — mówił, podchodząc do łóżka, żeby na nie usiąść, a ja zajęłam miejsce obok niego.

— Jak chcesz, to możesz zejść na dół i pogadać sobie z moją mamą na ten temat, skoro jesteś tak bardzo spragniony wiedzy — odparłam poirytowana, po czym upiłam trochę napoju.

— Nie, dzięki — odparł rozbawiony. — Wiem, do czego służy gumka. — Zaśmiał się.

— To, czemu jej nie założyłeś, jak pierwszy raz poszliśmy ze sobą do łóżka? — zapytałam, spoglądając na niego wymownie.

— Raz, że byłem wstawiony, a dwa, byłem tak podjarany tym, że cię rozbiorę, że nie w głowie mi było wtedy szukanie prezerwatywy po portfelu — odpowiedział, a ja z niedowierzaniem pokręciłam głową. — Zresztą wiesz jak było — dodał.
— Poza tym, sama mogłaś się o to upomnieć. — Zagryzłam wargę, słysząc te słowa.

Miał rację, że sama mogłam coś powiedzieć, ale przeszkodziło mi w tym to, że ja też nie byłam do końca trzeźwa i nie myślałam racjonalnie. Zresztą cały ten wieczór oraz noc nie były racjonalne. Flirtowałam wtedy ze Schmidem na potęgę, gdy zauważyłam, że próbowała dobierać się do niego inna dziewczyna. Byłam zazdrosna, że mogliby zacząć się spotykać? Być może. Tamtego wieczora obserwowałam go i myśl, że mogłam stracić przyjaciela, spowodowała, że postanowiłam interweniować, a on nie miał nic przeciwko temu. Nawet nie wiedziałam, dlaczego postanowiłam zwrócić jego uwagę na siebie, uwodząc go, ale ta taktyka podziałała. Potem Schmid pociągnął mnie w stronę sypialni na piętrze w domu jego kumpla, a ja nie protestowałam. W moim krwiobiegu płynął alkohol, który skutecznie utrudniał trzeźwe myślenie. Gdy znaleźliśmy się sam na sam, już żadne z nas nie potrafiło tego zatrzymać i stało się. Spędziliśmy ze sobą noc, która przewróciła nasze życie do góry nogami, a ja dwa dni później na kolejnej wizycie lekarskiej dowiedziałam się o chorobie. Usłyszałam diagnozę, przez którą mój świat legł w gruzach.
Lustrowałam twarz chłopaka, zastanawiając się, co by było, gdybym wtedy zaszła w ciążę. Stanęłabym przed największym dylematem swojego życia: dokonać aborcji, czy prosić profesora o dobór łagodnego leczenia i mimo wszystko próbować donosić ciążę, narażając swoje życie. Teraz gdy mój stan znowu się pogorszył, wiedziałam, że urodzenie dziecka nie wchodziłoby w grę, bo ani ono, ani ja nie przeżyłoby.

— Dobra, już nie gadajmy o tym — powiedziałam, dopijając sok. Wstałam z miejsca, po czym odłożyłam szklankę na blat, a chwilę później to samo zrobił Constantin.
— Chcesz coś do jedzenia? — zapytałam, a chłopak zaprzeczył ruchem głowy. — To może jednak zrobimy ten krótki spacer?

— Do parku na ławkę?

— Nie wiem, czy dam radę — odparłam szczerze.
Pół godziny spaceru w jedną stronę było już dla mnie nie lada wyczynem. Nie chciałam forsować swojego i tak przeciążonego organizmu.

— A jakbyśmy autem podjechali? — dopytywał, na co przytaknęłam. To nie był zły pomysł.
Wyszliśmy z pokoju i zeszliśmy na dół, gdzie w kuchni nadal krzątała się moja mama. Przeniosła na nas wzrok, zatrzymując się dłużej na Schmidzie. Modliłam się w duchu o to, żeby nie wypaliła z jakimś tekstem albo, żeby nie zdradziła mu mojego stanu zdrowia. Niby stwierdziła, że tego nie zrobi, ale z nią nigdy nic nie było wiadomo.

— Wychodzicie? — zapytała, spoglądając na mnie.

— Tak, do starego parku — odparłam.

— Nie za daleko?

— Spokojnie, podjedziemy autem — odezwał się Constantin, a moja mama patrzyła na niego nieodgadnionym wzrokiem.
Tak bardzo chciałam wiedzieć, o czym wtedy myślała. Zastanawiałam się, czy w głębi siebie nadal roztrząsała to, że nakryła nas w łóżku.

— Obiad już jest — powiedziała, pokazując dłonią nakryty stół. — Myślałam, że zjecie ze mną.

— Możemy zjeść — odparł radośnie chłopak, a ja cicho westchnęłam, bo średnio podobał mi się ten pomysł, ale już nic nie mówiłam, tylko potulnie usiadłam przy stole, zastanawiając się, dlaczego Constantin zmienił zdanie na temat jedzenia.

*

— Wolałbym, żeby twój wyraz twarzy wyglądał tak — powiedział Schmid, kładąc swoje dłonie na mojej twarzy, po czym kciukami uniósł mi kąciki ust. — Z uśmiechem lepiej wyglądasz. Teraz przypominasz znudzonego Garfielda — dodał, a ja przewróciłam oczami.

— Ale ci się na porównania zebrało — mruknęłam.

— Wpadniesz jutro do mnie? — zapytał, na co przytaknęłam. — Ale z nocowaniem — dodał, a ja zmarszczyłam brwi. — Mam wolną chatę, cieszysz się? — Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— A gdzie będą twoi rodzice?

— Wyjeżdżają na kilka dni. Chciałbym spędzić z tobą czas przed moim wyjazdem. To jak?

— Nooo, chyba tak — odparłam niepewnie.

— Chyba? — Spojrzał na mnie wymownie, a ja zagryzłam wargę.

— Dobra, będę — odparłam w końcu. — Pewnie się nasłucham matki, ale niech będzie.

— Możesz jej powiedzieć, że zrobiłem zapas prezerwatyw i nie musi się o nic martwić.

— Aj, ty głupolu. — Pacnęłam go dłonią w czoło, a on przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Uwielbiałam, gdy to robił.

— Uszykuję jakieś fajne filmy — odezwał się, spoglądając na mnie i poruszając wymownie brwiami. — Widziałaś Głębokie gardło spytał, śmiejąc się wesoło, a ja wzniosłam oczy.

— Consti, ja wiem, że jesteś fanem filmów niskobudżetowych, ale to już przegięcie.

— Oj, Silke, Silke, bez spiny. — Cmoknął mnie w usta. — Nie martw się, uszykuję coś fajnego.

— Chciałabym zobaczyć Służące.

— Znowu? Już ze trzy razy to oglądaliśmy — powiedział zrezygnowanym tonem głosu, a ja spojrzałam na niego niewinnie.
— Ehh, no dobra. — Westchnął. — A potem The Boy  dodał, a ja zagryzłam wargę, słysząc tytuł horroru.

— Przez ciebie znowu nie będę spała w nocy.

— No, spać nie będziesz, ale nie przez horror — odparł, poruszając wymownie brwiami.

— Kiedy ty się zrobiłeś taki hop do przodu?

— Kiedy pierwszy raz zdjąłem ci stanik. — Przewróciłam oczami, a on zaśmiał się, po czym cmoknął mnie w policzek.
— Będziesz codziennie dzwonić i pisać? — zapytał nagle, przez co spojrzałam w jego oczy.

— Jak zawsze — odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.

— Ale będziesz, mówiła prawdę, jak będziesz się czuła? Nie chciałbym, żebyś coś przede mną ukrywała.

Constantin, już coś przed tobą ukrywam  pomyślałam sobie, zagryzając wargę.

Jednak robiłam to dla jego dobra, więc nikt nie powinien mnie potępiać. Prawda? Byłam świadoma, że w związku najważniejsza była szczerość, ale co mu miałam powiedzieć? Że jedyną szansą były drogie leki tworzone w Stanach, na które nie było mnie stać? Wiedziałam, że po tym nie byłby w stanie się na niczym skupić. Musiałam dbać o to, żeby miał spokój w przygotowaniach do sezonu zimowego. To było najważniejsze.

— Mhh — mruknęłam cicho pod nosem.
Co mu miałam odpowiedzieć? Nawet nie byłam pewna, czy będę miała siły, żeby napisać do niego SMS-a.

Schmid przyciągnął mnie do siebie, przytulając mocno do swojego boku. Oparłam głowę na jego ramieniu, chwytając go za drugą dłoń. Chociaż na zewnątrz wyglądałam na oazę spokoju, to w środku wyłam rozpaczliwie, że pojutrze pożegnam się z nim na prawie trzy tygodnie. A może i na zawsze, bo jeśli coś pójdzie nie tak w czasie operacji, to już się nigdy nie zobaczymy. To było przeraźliwe uczucie. Nawet przed pierwszą operacją nie czułam takiego strachu.

***

Zrobiłam wielkie oczy, gdy weszłam do domu Schmida i zobaczyłam stół z nakryciami dla dwóch osób, i palące się świeczki. Przeniosłam wzrok na chłopka, posyłając mu ciepły uśmiech.

— Wiem, że czasem zachowuję się, jak zboczony burak, ale jak widzisz, romantyzm też nie jest mi obcy — powiedział, puszczając mi oczko.
Odłożył mój plecak na kanapę, po czym usiedliśmy przy stole.
— Nie martw się, sok jabłkowy — dodał, gdy chwyciłam kieliszek do dłoni i przyłożyłam go do nosa. Uśmiechnęłam się lekko, bo nie chciałam, żeby pomyślał, że mu nie ufałam. Po prostu wolałam się upewnić, czy na pewno nie ma w nim alkoholu. W końcu w ferworze przygotowań mógł zapomnieć, że nie mogę pić napojów wysokoprocentowych.

— Sam to wszystko robiłeś? — zapytałam, nakładając sobie sałatkę.

— Chciałbym powiedzieć, że tak, ale prawda jest taka, że to dzieło mamy na moją prośbę — odparł, po czym upił łyk napoju.
— Obiecuję, że następną sam już przygotuję — dodał po chwili. — Albo gdzieś cię zaproszę. Tak będzie bezpieczniej. — Zaśmiałam się, widząc jego poważną minę, na której po chwili pojawił się uśmiech.

Jedliśmy i rozmawialiśmy, siedząc przy zapalonych świecach. Dziwnie się czułam, bo nie byłam przygotowana na taką kolację. Chciałam, żeby on był bardziej romantyczny, ale nie sądziłam, że wpadnie na pomysł zorganizowania kolacji przy świecach. Jednak musiałam przyznać, że to była miła odmiana. Patrzyłam na Schmida pochylonego nad talerzem, a przez moją głowę przeszła myśl, że to nasza ostatnia kolacja. Znowu pojawiło się to dziwne uczucie, że za tydzień w klinice wszystko się skończy. Zwiesiłam głowę, mrugając powiekami, bo nie mogłam pozwolić sobie na łzy.

Nie teraz.

*

Po kąpieli rozsiadłam się wygodnie na łóżku Constantina, a chłopak stał przy niewielkim telewizorze i uruchamiał film.

— Powiesz mi w końcu, co to będzie? — zapytałam, na co on odwrócił się w moim kierunku.

— Zobaczysz — odparł, po czym wziął pilot od odtwarzacza DVD i usiadł obok mnie na łóżku.
Wcisnął play, odłożył pilot i uśmiechnął się do mnie.
Z niecierpliwością czekałam na rozpoczęcie filmu. Uniosłam brew, widząc początek.

— To właśnie miłość? — zapytałam ze zdziwieniem. — A to nie jest świąteczny film?

— Chciałaś, żebym był bardziej romantyczny, to jestem. Jak chcesz, to mogę włączyć The Boy  odparł, wzruszając ramionami. — Dla mnie będzie nawet lepiej.

— Nie, może być ten film. — Uśmiechnęłam się lekko, a Constantin cmoknął mnie w usta.
Po chwili rzuciłam małą poduszkę na wyciągnięte nogi Schmida i położyłam się na łóżku, kładąc na niej głowę. Spojrzałam na chłopaka, który uśmiechnął się do mnie, po czym chwycił koc i okrył mnie nim.

Tylko nie zaśnij  pomyślałam sobie.

*

— O matko, kocham tę scenę — zaśmiałam się, kiedy na ekranie pojawił się Hugh Grant, bo wiedziałam, że za chwilę będzie jego kultowy taniec.
Zrzuciłam z siebie koc, stanęłam na łóżku i sama zaczęłam bujać się w rytm piosenki, a Constantin patrzył na mnie, śmiejąc się głośno.
— Śmiej się, śmiej, antytalencie do tańca — powiedziałam, pokazując mu język, na co chłopak spoważniał.

— Antytalent? Zaraz ci pokażę, co potrafię — powiedział, stopując film. Chwycił telefon do dłoni i uruchomił YouTube. — Zaczekaj, jak ta piosenka się nazywa? — zapytał, a ja usiadłam obok niego i wzięłam jego komórkę do ręki. Wpisałam w wyszukiwarkę tytuł piosenki oraz zespół, który ją wykonywał, po czym oddałam mu urządzenie.
— Patrz teraz — powiedział, wciskając play, a następnie wstał z łóżka i zaczął tańczyć. Chichrałam się pod nosem, oglądając jego popisy w samych bokserkach.

— Szkoda, że nie mam kasy, wsunęłabym ci za majtki — śmiałam się, a Schmid podszedł do mnie, chwycił mnie za dłoń, po czym położył na swój nagi tors i niczym zawodowy striptizer zjechał nią w dół, a gdy chciałam chwycić go za bokserki, odszedł ode mnie, pokazując palcem, że nic z tego nie będzie.
Pokręciłam głową ze śmiechem. Constantin powyginał się jeszcze chwilę w rytm piosenki, by następnie wyłączyć utwór i usiąść obok mnie.

— Już koniec? Myślałam, że będzie jakiś spektakularny finał — odezwałam się, robiąc skrzywioną minę.

— Muszę zgrywać niedostępnego — odparł, spoglądając na mnie wymownie.

— To wciśnij play, panie niedostępny i oglądamy dalej.

Gdy uruchomił film, ułożyliśmy się wygodnie na łóżku. Schmid położył się za mną, okrył nas kołdrą i przytulił się do moich pleców. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten gest.

Bo było mi dobrze.

*

CONSTANTIN

Przebudziłem się w nocy, zauważając, że Silke nie było w łóżku. Pomyślałem, że poszła do łazienki, więc zamknąłem oczy, aby znowu zasnąć. Jednak po kilku minutach sen nie przyszedł, tak samo, jak dziewczyna. Usiadłem na łóżku, założyłem bokserki i przetarłem dłońmi twarz, po czym wstałem, żeby zobaczyć, dokąd poszła Silke. Gdy wyszedłem z pokoju, skierowałem się do łazienki, ale tam jej nie było, więc stwierdziłem, że może poszła do kuchni, aby czegoś się napić. Na dole świeciły się tylko kinkiety w pokoju dziennym. Przystanąłem na schodach, słysząc coś jakby cichy płacz, który po chwili ucichł, by następnie ponownie się rozledz. Podszedłem do kanapy, na której ku mojemu zdziwieniu leżała Silke w nienaturalnej pozycji. Głowę miała pochyloną w stronę klatki piersiowej, jakby chciała jej dotknąć czołem, aż mnie zabolała szyja na ten widok. Chlipała cicho, poruszając co chwilę nogami i dotykając ich dłońmi raz po raz.

— Silke, co się dzieje? — zapytałem, przyklękając przy niej.
Dziewczyna momentalnie znieruchomiała, ale po chwili kolejny raz poruszyła się niespokojnie.
— Powiedz mi, co się dzieje. Boli cię coś?

— Nogi — odparła cicho, w ogóle na mnie nie patrząc.
Zacisnąłem usta, zastanawiając się co robić, a przede wszystkim, skąd pojawił się u niej ten ból nóg. Skarciłem się w duchu za to, że wieczór był zbyt intensywny i przeforsowała organizm.

— Zawieźć cię do szpitala? — zapytałem po chwili.

— Nie, wzięłam tabletki — odezwała się, uderzając pięścią w uda. — Niedługo przestanie boleć — dodała po chwili z trudem.
Patrzyłem na nią, zaciskając szczękę, bo chciałem ulżyć jej w cierpieniu, ale kompletnie nie wiedziałem, jak to zrobić. Położyłem dłoń na jej ramieniu i pogładziłem lekko, przez co spojrzała na mnie, ale tylko na chwilę, bo nagle znowu pochyliła głowę.

— Powiedz mi, jak ci pomóc? — wyszeptałem.

— Nie możesz — odpowiedziała, a ja przełknąłem mocno ślinę, patrząc na jej głowę, na której nie było włosów, zastanawiając się, dlaczego musiało ją to wszystko spotkać. Dlaczego musiała tak cierpieć?
Po chwili przeniosłem wzrok na nogi, po czym przesunąłem się na podłodze i położyłem na jej udach swoje dłonie, po czym zacząłem ugniatać nogi. Skoro ona w nie uderzała, to pomyślałem, że może to przynosiło jej jakąś ulgę. Silke zabrała swoje ręce, pozwalając mi robić to, co zacząłem, a kilka minut później powiedziała, że mogę przestać, stwierdzając, że ból ustępował, co oznaczało, że leki zaczęły działać.
Spojrzała na mnie, a ja uśmiechnąłem się do niej lekko. Cały czas zastanawiałem się, skąd pojawił się u niej tak nagły ból, bo przecież choroba się zatrzymała. Przez cały nasz pobyt w Bad Wiessee nie miała w nocy takich bóli, pomimo intensywnych dni, a teraz patrzyłem, jak się męczyła.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, krzywiąc się lekko.

— Dlaczego wyszłaś z pokoju? — zapytałem, lustrując jej twarz.

— Nie chciałam cię obudzić — odpowiedziała, a ja pokręciłem głową.

— Dawno wstałaś?

— Jakąś godzinę temu — mówiła, coraz mniej przebierając nogami. Domyśliłem się, że ból w końcu odpuszczał.

— Silke, trzeba było mnie obudzić.

— Jutro, a w sumie to dzisiaj wyjeżdżasz, musisz być wypoczęty — odparła, na co cicho westchnąłem. Znowu myślała o tym, żebym to ja nie doświadczył niewygody.

— Wracamy do pokoju? — zapytałem, a ona patrzyła nie mnie niepewnie.

— Ty wracaj, ja zostanę tutaj. — Prychnąłem, gdy usłyszałem tak niedorzeczny pomysł. Chyba oszalała skoro pomyślała, że ze spokojem wróciłbym do sypialni i zasnął, wiedząc, że ona leżała na kanapie w pokoju dziennym.

— Chodź, wracamy — powiedziałem, wstając na nogi, a Silke skryła twarz w dłoniach i cicho zapłakała.
Kompletnie nie wiedziałem, co się działo. Po chwili mentalnie uderzyłem się dłonią w czoło, kiedy doszło do mnie, o co chodziło. Po prostu nie miała sił na to, żeby wstać.

— Zaniosę cię — odezwałem się. Dziewczyna spojrzała na mnie zaczerwienionymi oczami, po czym przytaknęła.
Wziąłem ją na ręce, a ona objęła mnie rękoma wokół szyi i następnie ruszyłem w kierunku schodów.

— Tam tam tarara ram tam... — Zacząłem nucić pod nosem weselny utwór.

— Constantin, oszalałeś? — zapytała Silke, na co uśmiechnąłem się szeroko.

— Ćwiczę do ślubu — zaśmiałem się, a ona cicho westchnęła.
— W sumie takie noszenie na rękach, przyda się za jakiś czas, jak będę przenosił cię przez próg. — Puściłem jej oczko.

Wiedziałem, że nie w głowie była jej teraz przyszłość, ale wierzyłem, że wyzdrowieje. Skoro choroba przestała postępować, to wszystko było na dobrej drodze. I miałem nadzieję, że po kolejnej dawce chemii, dziewczyna w końcu uwolni się od tego choróbska.
Wierzyłem, że potem po kolejnych badaniach kontrolnych będziemy świętować.

Wierzyłem, że Silke przestanie cierpieć.

*********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro