19. Pokłóciliście się?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do domu dotarłam dwie godziny później. Musiałam robić wiele przystanków, których domagał się mój osłabiony organizm, a poza tym musiałam pomyśleć o tym, co powiedzieć mamie. Jak przekazać jej informację, że nie byłam już w związku z Constantinem. Może i oficjalnie go nie zakończyliśmy, ale po dzisiejszym poranku nie było opcji, żebym udawała, że wszystko jest w porządku. Gdy zbliżałam się do posesji, w oczy rzuciło mi się auto babci, która postanowiła nas odwiedzić. Wyciągnęłam telefon i przejrzałam się w kamerce. Nie wyglądałam najgorzej. Oczy miałam trochę zaczerwienione, ale na to zawsze można znaleźć jakieś rozwiązanie. Wzięłam głęboki oddech, po czym weszłam do domu.

— O, Silke! Dobrze cię widzieć. Myślałam, że się miniemy — odezwała się babcia, wstając z kanapy i biorąc do dłoni niewielki pakunek w ozdobnym papierze. — Wszystkiego najlepszego, wnusiu — dodała, przytulając mnie mocno, po czym wręczyła mi prezent.

— Dziękuję — powiedziałam, uśmiechając się lekko, a babcia popatrzyła na mnie, mrużąc oczy.

— Coś się stało? Skąd te czerwone oczy?

— Wiatr zawiał piasek i je zatarłam — odparłam niepewnie, a ona przyglądała mi się bacznie, jakby nie wierzyła w moje słowa.

— Silke, chcesz herbaty?

— Marit, nie pytaj jej, tylko zrób — odezwała się babcia w kierunku mamy. — Posiedzi z nami trochę, pogadamy. — Uśmiechnęła się do mnie.

Mama poszła do kuchni, a ja usiadłam na kanapie obok babci. Spojrzałam na nią kątem oka, zagryzając wargę, gdy do głowy przyszedł mi pewien pomysł.

— Babciu, mogłabym spędzić u ciebie kilka dni? — zapytałam niepewnie. Chciałam wyjechać na jakiś czas z Oberaudorf, żeby przetrawić to, co widziałam dzisiaj pod skocznią. Wyjazd był najlepszym pomysłem. Musiałam odciąć się od wszystkiego.

— A kiedy chciałabyś przyjechać?

— Myślałam, że może mogłabym się zabrać z tobą dzisiaj — odparłam, a ona uniosła brwi ze zdziwienia.

— A twoje urodziny? Nie spędzasz ich z chłopakiem? — zapytała, na co zaprzeczyłam głową.

— Coś mu wypadło i nie da rady. — Skłamałam.
Nie mogłam wydusić z siebie słów, że Constantin będzie spędzał wieczór ze swoją nową miłością. Mój żołądek kolejny raz ścisnął się boleśnie na samą myśl o tym wszystkim. Byłam z nim szczęśliwa, a teraz znowu zostałam sama.
— Chciałabym posiedzieć trochę z tobą — dodałam, a mój głos zadrżał. Babcia w milczeniu lustrowała moją twarz. Zapewne już wiedziała, że to kłamstwo.

— Co tak na siebie patrzycie? — zapytała mama, stawiając przede mną herbatę.

— Porywam Silke na kilka dni — odezwała się babcia, na co uśmiechnęłam się delikatnie. Byłam jej wdzięczna, że się zgodziła.

— Co? — zapytała ze zdziwieniem mama.
— A urodziny? Miałaś je spędzić z Constantinem.

— To już nieaktualne. Pójdę się spakować — powiedziałam, biorąc do rąk prezent, po czym zerwałam się z miejsca i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku schodów. Wiedziałam, że mama za chwilę będzie o wszystko dopytywać, a nie byłam gotowa, żeby o tym mówić.

— Silke! — krzyknęła za mną.

— Zostaw ją, Marit — odezwała się babcia, a ja weszłam na piętro, po czym zamknęłam się w pokoju.

Oparłam się o drzwi i skryłam twarz w dłoniach. Zapłakałam cicho, chociaż miałam ochotę krzyczeć z rozpaczy. Jeszcze niedawno, pomimo choroby byłam szczęśliwa, mając u boku Constantina, a teraz znowu byłam sama. Chociaż byłam świadoma tego, że chłopak prędzej czy później znajdzie sobie inną dziewczynę, przede wszystkim zdrową, to chciałam, żeby potraktował mnie inaczej. Czy naprawdę zasługiwałam na tak podłe kłamstwo z jego strony? Jak długo zamierzał to wszystko ciągnąć i mnie oszukiwać? Westchnęłam głęboko, po czym podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej walizkę, żeby się spakować.

Kwadrans później byłam już gotowa. Gdy wstawałam z podłogi, usłyszałam pukanie do drzwi.

— Wejdź, mamo — odezwałam się, będąc pewną, że ona była po drugiej stronie.

— Silke, co się dzieje? Mówiłaś, że urodziny spędzasz z Constantinem. — Mama spojrzała na mnie, a ja przygryzłam wnętrze policzka, chwytając do dłoni rączkę od walizki.

— Już mówiłam, że to nieaktualne — powiedziałam, stawiając bagaż na kółkach. — Wypadło mu ważne spotkanie.

— Płakałaś? — zapytała, na co zaprzeczyłam ruchem głowy. Westchnęła cicho i ruszyła w stronę drzwi.
— Babcia już się zbiera — dodała po chwili.

— Już idę — odparłam. — Mamo, gdyby Constantin o mnie pytał, to nie mów mu, gdzie jestem. — Odwróciła się w moim kierunku i spojrzała na mnie, mrużąc oczy.

— Silke, co się dzieje? — zapytała.

— Proszę cię, tylko żebyś nie mówiła mu, gdzie jestem. Powiedz mu, że przyspieszyli mi ten turnus rehabilitacyjny i już wyjechałam.

— Pokłóciliście się?

— Mamo, nie teraz — powiedziałam i wyminęłam ją, pchając przed sobą walizkę.
Słyszałam jej głośne westchnięcie, ale nie miałam zamiaru nic więcej mówić. Sama musiałam sobie najpierw to wszystko poukładać. Babcia pożegnała się i razem wyszłyśmy z domu. Włożyłam walizkę do bagażnika, po czym zajęłam miejsce pasażera.

*

Na szczęście w samochodzie babcia o nic nie pytała. Po prostu cieszyła się, że spędzę u niej kilka dni. Całą drogę walczyłam ze łzami. Miałam wrażenie, że z godziny na godzinę było mi coraz trudniej. Gdy siedziałam w pokoju, który zwykle zajmowałam, będąc u babci, czułam, że dopiero teraz tak naprawdę wszystko do mnie dochodziło. Jednak miałam nadzieję, że za kilka dni, czy tygodni pozbieram się i zacznę żyć na nowo. Tak, jak przed związkiem z Constantinem. Przecież wiele par się rozchodziło, czasami nawet po wielu latach i jakoś musieli po tym funkcjonować, więc to nie powinno być takie trudne. Jednak wiedziałam, że w moim przypadku będzie inaczej, bo gdy zobaczyłam na komórce przychodzące połączenie od Schmida, zapłakałam głośno.

CONSTANTIN

Kręciłem się na fotelu obrotowym, uśmiechając się do siebie, ale byłem po prostu szczęśliwy, jak jeszcze nigdy dotąd. Chwilę później wziąłem głęboki oddech, po czym chwyciłem komórkę, aby zadzwonić do Silke. Musiałem się z nią w końcu skontaktować, tym bardziej że rano sama do mnie zadzwoniła, ale ja odrzuciłem to połączenie. Nie miałem wtedy czasu na rozmowę.

Ruszałem nerwowo nogą, słuchając nawiązywanego połączenia. Skrzywiłem się, gdy dziewczyna nie odebrała, więc ponowiłem próbę kontaktu. Zmarszczyłem brwi, słysząc komunikat, że abonent jest poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon. Przed sekundą był sygnał, a teraz nie. Nic z tego nie rozumiałem. Wstałem z miejsca, po czym zszedłem na dół po kluczyki od samochodu. Postanowiłem, że pojadę do niej, aby spędzić z nią trochę czasu, chociaż mieliśmy się też widzieć wieczorem. Kilka minut później zaparkowałem auto przy domu Krauthoferów, po czym ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Wcisnąłem dzwonek i czekałem, aż ktoś mi otworzy. Chwilę później pojawiła się pani Marit.

— Dzień dobry. Jest Silke? — zapytałem, uśmiechając się lekko.

— Nie ma — odparła pani Krauthofer, a ja zmarszczyłem brwi.

— Dokąd poszła?

— Wyjechała na jakiś czas. — Zrobiłem wielkie oczy, słysząc te słowa. Wyjechała i nic mi o tym nie powiedziała? Może właśnie po to dzwoniła do mnie rano? Zacisnąłem zęby, uświadamiając sobie, że źle zrobiłem, odrzucając jej połączenie.

— Jak to wyjechała? Dokąd? — dopytywałem, bo nie wierzyłem w to, co usłyszałem. Miałem plany na wieczór ze względu na jej urodziny i wszystko szlag trafił w jednej sekundzie.

— Na turnus rehabilitacyjny.

— Tak nagle? Dlaczego mi o niczym nie powiedziała?

— Constantin, co się stało dzisiaj rano? — Kobieta zaplotła ręce na klatce piersiowej, spoglądając na mnie zmrużonymi oczami.

— Dzisiaj rano? Nic. Przecież byłem na treningu — powiedziałem zgodnie z prawdą.

— Silke też tam była. — Przetarłem twarz dłonią, słysząc te słowa, bo to oznaczało, że dziewczyna widziała mnie w towarzystwie Tabei. Zakląłem pod nosem ze swojej głupoty. Źle zrobiłem, że odrzuciłem jej połączenie. Pewnie obserwowała nas z daleka.
— Rozumiem, że wszystko jest nieaktualne?

— Gdzie ona teraz jest? Jest u siebie? Mogę z nią porozmawiać? — dopytywałem, bo domyśliłem się, że gadka o wyjeździe na turnus rehabilitacyjny, była zwykłą ściemą, żeby mnie spławić.
— Niech mi pani powie prawdę, muszę z nią porozmawiać. — Kobieta cicho westchnęła, kręcąc lekko głową.

— Pojechała do babci — powiedziała w końcu. Byłem jej wdzięczny za tę informację.

— Dziękuję.

Ruszyłem w kierunku samochodu i gdy zająłem miejsce, odpaliłem silnik, po czym obrałem trasę do Starnberg. Doskonale wiedziałem, gdzie mieszkała babcia Silke, bo byłem tam niejednokrotnie. Zastanawiałem się, co powiedzieć dziewczynie. Wiedziałem, że po tym, jak zobaczyła mnie i Tabeę razem ciężko będzie jej wszystko wytłumaczyć. Popełniłem błąd, że nie odebrałem od niej tego połączenia, ale nie miałem pojęcia, że ona mnie obserwowała i wywiąże się z tego taka afera. Mijałem kolejne kilometry, by po którymś zacisnąć usta, widząc przed sobą sznur samochodów. Zatrzymałem się, uruchamiając światła awaryjne, po czym wysiadłem z auta, dowiedzieć się, co się dzieje.

— Przepraszam, wie pan, co się stało? — zapytałem mężczyzny, który właśnie wracał do swojego auta.

— Wypadek. Niestety śmiertelny, droga będzie zamknięta jeszcze jakieś dwie godziny, a potem mają wahadło puścić. Tak mówił policjant — powiedział, a ja zacisnąłem usta.

— Dziękuję — odparłem.

Zakląłem w duchu, bo to była jedyna, w miarę krótka droga do Starnberg. Mógłbym się cofnąć i pojechać objazdami, ale na to samo by wyszło, jakbym czekał, a nawet zajęłoby mi to więcej czasu, więc stwierdziłem, że nie będę już kombinował. Wróciłem do auta i usiadłem za jego kierownicą. Ponownie wybrałem numer Silke. Poruszyłem się na siedzeniu, gdy usłyszałem łączenie, ale niestety dziewczyna po kilku sygnałach odrzuciła mnie.

Do Silke: odbierz, musimy porozmawiać

Wysłałem jej SMS-a, po czym odczekałem chwilę, żeby go odczytała i ponowiłem kontakt.

— Boże, Silke, dlaczego ty jesteś taka uparta? — powiedziałem do siebie, gdy znowu odrzuciła moje połączenie.

Spojrzałem na godzinę i westchnąłem przeciągle, widząc, która była. Wiedziałem już, że nawet jeśli uda mi się dogadać z Silke, to wieczór będzie nieaktualny, bo po prostu nie zdążymy. Zacząłem się zastanawiać, czy nie zacząć już wszystkiego odwoływać. Gdy podjąłem decyzję, że właśnie tak zrobię, nagle rozbrzmiał dźwięk mojej komórki. Szybko spojrzałem na wyświetlacz, mając nadzieję, że to Silke. Uniosłem brew, widząc połączenie od pani Krauthofer.

*
SILKE

Siedziałam na parapecie w oknie, opierając się o szybę. Skryłam głowę w kolanach, cicho wzdychając. Nie tak wyobrażałam sobie swoje urodziny. Myślałam, że pomimo choroby będę je obchodzić z radością, bo przecież miałam Constantina, a wszystko się posypało. Gdy przypomniałam sobie rozmowę ze Schmidem, kiedy namawiał mnie na pogodzenie się z Tabeą, zaczęłam się zastanawiać, czy chciał, żebym to zrobiła tylko po to, żebym inaczej spojrzała na ich relację. Może liczyli, że wtedy ich zrozumiem? Że nie będę aż tak cierpiała?

Jeśli tak, to się przeliczyli.

Może i bym ich zrozumiała, ale gdyby ze mną szczerze porozmawiali, a nie spotykali się za moimi plecami, a Schmid na dodatek cały czas wciskał mi czułe słówka.
Roześmiałam się, przecierając dłońmi twarz, gdy przypomniałam sobie o zdjęciach i filmikach, które mu wysyłałam, gdy był na zgrupowaniu. Zrobiłam z siebie idiotkę. Mogłam mieć tylko nadzieję, że Schmid to wszystko pokasował i nie pokazywał tego nikomu, że ponabijać się z mojej naiwnosci. Tyle mówią w telewizji, żeby nie robić takich rzeczy, a ja zaślepiona miłością do niego zrobiłam taką głupotę.
Zwróciłam głowę w stronę drzwi, słysząc pukanie i po chwili do środka weszła babcia.

— Kochana, zbieraj się, musimy wracać do Oberaudorf.

— Dlaczego? — zapytałam ze zdziwieniem.

— Twoja mama dzwoniła, że źle się czuje i nie chce być sama. — Zeszłam z parapetu, martwiąc się o nią. Mogłam mieć tylko nadzieję, że to nic poważnego.

— A tata już wrócił?

— Musiał zostać dłużej w pracy, wróci dopiero koło dziewiętnastej. — Skrzywiłam się, słysząc te słowa. Wyszłyśmy z pokoju, włożyłam buty, a babcia wzięła do rąk jakąś torbę i poszłyśmy do samochodu.

— Co jej w ogóle jest? — zapytałam, zapinając pas, gdy usiadłam na miejscu pasażera. Babcia odpaliła silnik, po czym ruszyła z miejsca.

— Ma silne nudności i jest jej słabo — odpowiedziała, a ja zrobiłam skrzywioną minę.

— Mówiłam jej rano, żeby nie jadła tych śledzi, które chyba już z trzy dni stały w tej lodówce. To mnie nie słuchała, bo nie mogą się zmarnować. — Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem.
— Co masz w torbie, którą zabrałaś?

— Kilka magicznych specyfików — odparła, a ja przytaknęłam. Babcie i te ich cudowne leki. Jednak miałam nadzieję, że pomogą mamie.

*

Gdy dojechałyśmy do domu, zmarszczyłam brwi, widząc samochód taty na podjeździe, bo podobno miał być później. Wystraszyłam się, że coś się stało mamie i przez to musiał szybko wracać mimo nadgodzin. Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, a babcia podążała za mną.

— Marit, gdzie jest pasta do butów? — Zatrzymałam się w progu, słysząc tatę, który bynajmniej nie dopytywał mamę o to, jak się czuła.

— Sprawdź w szafce pod zlewem! — odkrzyknęła mu, a ja ruszyłam do przodu, gdy babcia szturchnęła mnie w ramię. — Florian, chodź! Zapniesz mi sukienkę! — Kompletnie nie rozumiałam tej wymiany zdań.

— Co tu się dzieje? — zapytałam, przechodząc do pokoju dziennego. Ze zdziwieniem spojrzałam na ojca, który miał ubrany garnitur i pastował buty. — Mamo? Przecież podobno jesteś chora — powiedziałam, gdy wyszła z sypialni w sukience.

— Florian, prosiłam, żebyś do mnie przyszedł — odezwała się do taty, zostawiając moje słowa bez odpowiedzi. Podeszła do ojca, stanęła do niego plecami, a ten odłożył but i pastę do butów, po czym zapiął jej sukienkę.

— W końcu jesteście — powiedziała, spoglądając na mnie i babcię.
— Mamo, mam nadzieję, że masz rzeczy na zmianę. — Uniosła brew, spoglądając na babcię, a ta przytaknęła. — Świetnie. Łazienka jest wolna, możesz iść. A ty, Silke, nie stój tak, tylko marsz do pokoju i załóż to, co ostatnio kupiłyśmy na zakupach. — Kiwnęła głową w moim kierunku.

— Czy ktoś mi może powiedzieć, o co tu chodzi? — zapytałam zdezorientowana. — Podobno jesteś chora — dodałam, patrząc na mamę.

— A może coś źle usłyszałam — odezwała się babcia, na co głęboko westchnęłam. Już wiedziałam, że to było kłamstwo tylko po to, żebym bez zbędnych dyskusji wróciła do Oberaudorf.

— Silke, pospiesz się, bo się spóźnimy. — Wtrącił tata.

— Ale na co?

— Przecież masz dzisiaj urodziny. Zjemy z tej okazji kolację na mieście.

— Nie mam ochoty na takie rzeczy. — Ani trochę nie podobał mi się ten pomysł i nie wiem, po co robili z tym takie podchody.

— Silke, nie dyskutuj, tylko idź się szykować. — Tata spojrzał na mnie wymownie.

— Ale... — Zacisnęłam usta, widząc surowy wzrok ojca, gdy chciałam coś jeszcze powiedzieć. To oznaczało koniec jakiejkolwiek rozmowy na ten temat.

Ruszyłam potulnie schodami w górę, mrucząc pod nosem z niezadowoleniem. Nie miałam ochoty na żadną kolację. Chciałam ten wieczór spędzić zakopana w kołdrze z paczką chusteczek do wycierania łez i nosa.

— Dlaczego nikt mnie nie słucha? — powiedziałam do siebie, trzaskając drzwiami, gdy weszłam do swojego pokoju.

— Bo wszyscy chcą dla ciebie jak najlepiej. — Podskoczyłam w miejscu, słysząc za plecami głos Schmida.
Odwróciłam się z szybko bijącym sercem i spojrzałam na niego. Stał obok drzwi, opierając się o szafę i lustrował moją twarz, a ja poczułam napływające do moich oczu łzy.

— Co ty tu robisz? — zapytałam cicho. Nie mogłam uwierzyć, że mama wpuściła go do mojego pokoju. Mogłam jej powiedzieć, co stało się rano, to na pewno by tego nie zrobiła.

— Nie mogę odwiedzić swojej dziewczyny? — zapytał jak gdyby nigdy nic. Patrzyłam na niego zbolałym wzrokiem, zaciskając zęby. Nie wierzyłam, że nadal brnął w te kłamstwa.
— Powiedziałem coś nie tak? — W milczeniu patrzyłam na jego twarz, walcząc z tym, żeby się nie rozpłakać.

— Wiem, że spotykasz się z Tabeą — odezwałam się w końcu drżącym głosem.

— Silke...

— Nie, pozwól, że dokończę. — Przerwałam mu szybko. Nie miałam ochoty słuchać jego pokrętnych tłumaczeń. Chcieli być razem, proszę bardzo, ale nie chciałam, żeby mnie znowu okłamywał. — Widziałam was dzisiaj, rozanielonych. — Kontynuowałam. — Nie mam prawa zatrzymywać cię przy sobie. Wiem, że dziewczyna z nowotworem nie jest dobrą kandydatką do związku...

— Silke.... — Uniosłam rękę, uciszając go tym gestem. Miałam mu coś jeszcze do powiedzenia.

— Wystarczyło mi powiedzieć, że zacząłeś się spotykać z inną — mówiłam, oddychając coraz ciężej. Trudno było mi zapanować nad emocjami. — Po co to mydlenie oczu? Nie potrzebuję litości. A teraz możesz iść, bo po stroju widzę, że macie z Tabeą poważne plany na dzisiejszy wieczór. — Zmierzyłam go wzrokiem, lustrując jego sylwetkę w garniturze. Najwidoczniej szli z Tabeą do jakiejś restauracji na kolację i mogłam mieć tylko nadzieję, że nie będą randkować w tej samej, do której chcieli mnie zabrać rodzice i babcia z okazji urodzin, bo nie wytrzymałabym tego widoku. Po chwili wskazałam mu ręką drzwi.
Constantin zmrużył oczy, lustrując moją twarz.

— Już? Skończyłaś ten bezsensowny monolog? Mogę teraz ja coś powiedzieć? — dopytywał.

— Constantin, nie mam sił na słuchanie twoich tłumaczeń — odezwałam się. — Nie mam ci za złe tego, że zacząłeś spotykać się z Tabeą. Chcę, żebyś był szczęśliwy. Tylko mam żal, że mi od razu o tym nie powiedziałeś. Pozwoliłeś wierzyć mi w coś, co od kilku dni nie istniało. Naprawdę...

— Silke, zamilcz! — krzyknął Schmid, na co zacisnęłam usta.

— Proszę cię, wyjdź stąd — powiedziałam, wskazując mu dłonią drzwi. Chłopak przeczesał dłonią włosy, wzdychając przy tym ostentacyjnie.

— Oszaleję — wymamrotał pod nosem. — Nie spotykam się z Tabeą i nie mam zamiaru tego robić. — Zmrużyłam oczy, słuchając go. Naprawdę myślał, że mu w to uwierzę? Przecież widziałam ich dzisiaj rano razem.

— Con...

— Cicho bądź, teraz ja mówię. — Przerwał mi poirytowany, wkładając dłonie do kieszeni spodni od garnituru.
— Okey, może przez ostatnie dni nasz kontakt pozostawiał wiele do życzenia, ale to przez twoje urodziny — powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. Schmid wyjął dłoń z kieszeni i przeczesał nią włosy, po czym schował ją z powrotem.
— Miała być niespodzianka i nic z tego — mruknął pod nosem. Nie wiedziałam, czy mówił to do siebie, czy do mnie. Westchnął głośno, spoglądając na mnie.
— Szykowałem dla ciebie przyjęcie urodzinowe, a Tabea mi w tym pomagała, bo inaczej bym poległ. Po prostu nie wyrobiłbym się. Po niektóre rzeczy musiałem jeździć do innych miast, a przecież miałem jeszcze treningi i inne zobowiązania. Pomagała mi przystroić salę w restauracji. Poza tym potrzebowałem, żeby ktoś to ocenił babskim okiem. Spotkaliśmy się dzisiaj rano, żeby dogadać ostatnie szczegóły — mówił, a do mnie doszło właśnie, że rodzice i babcia szykowali się na to przyjęcie.

— A te wszystkie czułe gesty?

— Jezu, jakie czułe gesty? — jęknął zrezygnowany.

— Buziak w policzek, przytulanie się.

— Serio myślisz, że jakbym się z nią spotykał, to witalibyśmy się tylko cmoknięciem w policzek? — zapytał, patrząc na mnie wymownie. — To tylko koleżeńskie gesty. Nic poza tym. Przestań szukać problemu tam, gdzie go nie ma.

— Sama nie wiem, co o tym myśleć. — Westchnęłam cicho, zwieszając głowę.

— Silke, zaraz stracę swoją cierpliwość — warknął pod nosem.
— Dopisałaś sobie historyjkę, której nie ma.

— To dlaczego nie odebrałeś ode mnie połączenia, tylko je odrzuciłeś? — zapytałam, przenosząc na niego wzrok.

— Bo musiałem omówić z nią jeszcze kilka spraw przed treningiem, a znając życie, ty znowu byś się rozgadała. — Skrzywiłam się, słysząc te słowa. Może i mówiłam dużo, ale bez przesady. — To, co? Foch już minął? — Constantin podszedł do mnie, kładąc dłonie na moje biodra. Przyciągnął mnie do siebie, przez co dokładnie poczułam zapach jego perfum. Zapach, który uwielbiałam.

— To nie jest foch. Myślałam, że...

— Silke, zależy mi tylko na tobie. — Przerwał mi od razu. — Okey, przepraszam, może te ostatnie dni dały ci powód do tego, żeby myśleć, że coś się dzieje, ale jestem facetem. Nie potrafię ogarnąć kilku rzeczy jednocześnie — dodał, uśmiechając się lekko. Zagryzłam wargę, zastanawiając się co zrobić, ale nie wyglądał na to, żeby kłamał.
— To, co? Dasz buziaka? — Przytaknęłam nieśmiało, a on połączył nasze usta. Tego potrzebowałam. Jego ust. Jego bliskości. Może i rano postąpiłam wybuchowo, ale kto by tak nie zrobił? Po chwili oderwaliśmy się od siebie i przytuliliśmy. Najchętniej nie wychodziłabym nigdzie, tylko została z nim w domu i poleżała w łóżku. Niczego więcej nie potrzebowałam.

— To teraz, maluchu, przebieraj się. Wszystko masz uszykowane na łóżku — powiedział Schmid, gdy oderwaliśmy się od siebie. Przytaknęłam, po czym podeszłam po ubrania, wzięłam je do dłoni i ruszyłam z nimi w kierunku łazienki.

— Możesz tutaj się przebierać, nie mam nic przeciwko. — Constantin uśmiechnął się szeroko, a ja pokręciłam lekko głową, uśmiechając się pod nosem, po czym wyszłam z pokoju.

*

Jakieś pół godziny później zajmowaliśmy z Constantinem miejsca w jego samochodzie, który specjalnie ustawił kilka domów dalej, żebym nie zorientowała się, że przyjechał do mnie. Rodzice z babcią pojechali chwilę wcześniej.

— To, jak to miało dzisiaj naprawdę wyglądać? — zapytałam z ciekawości, jak chciał mnie ściągnąć do tej restauracji, gdybym nie widziała go rano z Tabeą i nie pojechała do babci.

— Miałem po południu spędzić z tobą czas, żeby potem wieczorem powiedzieć, że ojciec potrzebuje pomocy i nie uda mi się wyrwać na wieczór filmowy, więc rodzice i babcia na pocieszenie mieli wziąć cię do restauracji.

— Do restauracji, w której jest to przyjęcie niespodzianka?

— Tak, ale rano przez twój narwany charakter i upór, wszystko się posypało. — Popatrzył na mnie znacząco, by po chwili przenieść wzrok z powrotem na drogę.
— Żeby nie było przypału na miejscu, musiałem najpierw z tobą pogadać, no i zdradzić całą niespodziankę. Bałem się, że jakbyś mnie zobaczyła, to zrobiłaby się awantura.

— Rozumiem, że rodzice i babcia od początku o wszystkim wiedzieli?

— Tak i mieli zachowywać się normalnie, dlatego babcia była u ciebie a rano, a ty zaraz to wykorzystałaś i uciekłaś z nią. Jak przyjechałem potem do ciebie, twoja mama naprawdę myślała, że wszystko jest nieaktualne. Jak byłem w drodze do twojej babci...

— Jechałeś po mnie? — zapytałam ze zdziwieniem.

— Tak, ale na trasie był wypadek i już naprawdę chciałem wszystko odwołać. Wtedy zadzwoniła twoja mama, żeby zapytać, o co tak naprawdę chodzi. Powiedziałem jej wszystko jak na spowiedzi, a gdy usłyszała o zablokowanej trasie i, że raczej nici z wieczoru, bo nie wyrobimy się, to powiedziała, że ściągnie cię z powrotem inaczej.

— I stąd ta jej choroba. — Westchnęłam głośno. — Nie mogłeś normalnie po ludzku powiedzieć mi, że szykujesz takie coś?

— A zgodziłabyś się? — Pokręciłam głową. Schmid przecież doskonale wiedział, że nie chciałam żadnej imprezy. — No właśnie — odparł, widząc mój gest. — Poza tym, chciałaś, żebym cię zaskoczył — zaśmiał się głośno.

— Boże, Constantin — jęknęłam pod nosem.

— Serio pomyślałaś, że mógłbym za twoimi plecami spotykać się z inną?

— Zastanów się — powiedziałam, wpatrując się w przednią szybę.
— Odbierasz telefon, jak ci się podoba. Oddzwaniasz, jak o sobie przypomnę. Wpadasz do mnie na góra kwadrans i uciekasz, bo wypadło ci coś ważnego. I taki stan trwa kilka dni, a na koniec widzę cię w towarzystwie Tabei, dzwonię do ciebie, a ty mnie perfidnie odrzucasz. Co byś pomyślał na moim miejscu?

— No, dobra, nie wyszło to najlepiej. — odparł, parkując samochód, gdy dotarliśmy na miejsce. — Ale teraz uśmiech na twarzy i idziemy. Wszyscy już czekają. — Spojrzał na mnie, uśmiechając się i chwycił mnie za dłoń.

— Dużo będzie osób?

— Coś koło dwudziestu. Nie pamiętam dokładnie.

Constantin wyszedł z samochodu i obszedł go, po czym otworzył mi drzwi, i pomógł wyjść z auta. Zamknął drzwi, uruchomił autoalarm, by następnie chwycić mnie za rękę i razem ruszyliśmy w stronę wejścia do restauracji. Z zewnątrz nie było widać, że w środku miała się odbyć jakaś uroczystość. Schmid otworzył drzwi i puścił mnie przodem, a gdy tylko weszłam do środka, po lokalu rozniosło się głośne Sto lat, a ja, jak głupia, zaczęłam płakać.

*************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro