5. Nie powiedziała ci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pora rozwiać tajemnicę.
Łapcie jeszcze jeden rozdział dzisiaj 😉

*************************

CONSTANTIN

— Schmid, co ty taki nie w sosie od jakiegoś czasu? — zapytał kumpel, gdy skończyliśmy trening na siłowni.

Tak, to prawda, że nie miałem humoru i ta sytuacja trwała już trzy tygodnie. Od takiego czasu nie miałem kontaktu z Silke. Brakowało mi rozmów z nią i spotkań, a jednak nie zrobiłem nic, żeby zmienić ten stan rzeczy. A wystarczyłoby, jakbym napisał do niej chociażby głupie Cześć. Myślę, że by odpisała. Tymczasem nie zrobiłem nic. Byłem tak uparty, że wolałem chodzić naburmuszony, zamiast spróbować z nią porozmawiać i wyjaśnić sytuację pomiędzy nami. Z drugiej strony w sumie ona sama mogła się do mnie odezwać, a jednak też tego nie zrobiła. Zastanawiałem się, czy brakowało jej mojej osoby, czy może było jej to wszystko na rękę.

— Nieważnie — mruknąłem, zapinając torbę. — Cześć. — Pożegnałem się i szybko wyszedłem z szatni.

Nie miałem ochoty na rozmowę o tym, dlaczego byłem nie w humorze. Gdyby kumpel poznał prawdę, suszyłby mi głowę na temat tego, że mam się odezwać do Silke, a nie byłem pewny, czy to dobry pomysł. Przewiesiłem sobie sportową torbę przez ramię, założyłem słuchawki na uszy, z których płynęła muzyka, schowałem ręce do kieszeni i ruszyłem do wyjścia. Chwilę później skierowałem swoje kroki w kierunku domu. Od jakiegoś czasu zamiast poruszać się autem, chodziłem pieszo z nadzieją, że natknę się gdzieś na Silke, ale miałem wrażenie, że dziewczyna zapadła się pod ziemię. Nie widywałem jej na ulicy, w sklepie, czy w starym parku na ławce, ani nawet w tym parku, w którym ostatnio biegaliśmy. Zawsze niejednokrotnie wpadliśmy na siebie, a teraz nie widziałem jej od trzech tygodni, nawet w okolicach jej domu. Było to dla mnie dziwne i zastanawiałem się, czy ona wychodziła w ogóle do ludzi. Zżerała mnie ciekawość, co u niej słychać, a jednak nie potrafiłem odezwać się do niej. Zaprzeczałem sam sobie.
Szedłem żwawym krokiem, rozglądając się na boki, licząc na to, że w końcu ujrzę gdzieś Silke. Była ładna pogoda, więc pomyślałem, że może spotkam ją jeżdżącą na rowerze albo rolkach, albo chociażby w czasie joggingu. Silke uwielbiała biegać, więc miałem nadzieję, że w końcu wpadniemy na siebie.

Ale tak się nie stało.

Straciłem nadzieję na spotkanie, gdy skręciłem na ulicę, przy której mieszkałem. Westchnąłem cicho, poprawiając na ramieniu pasek od sportowej torby. Skrzywiłem się, widząc po drugiej stronie ulicy Tabeę i Erin - koleżanki Silke. Nigdy ich nie lubiłem, miałem wrażenie, że były strasznie interesowne. Nie raz byłem świadkiem, jak prosiły o coś Silke, a ta im pomagała, ale w drugą stronę to nigdy nie działało. Gdy moja przyjaciółka miała jakiś problem i prosiła je o pomoc, te zawsze były zajęte i nie miały dla niej czasu. Nigdy nie rozumiałem, po co ona kumplowała się nimi. Moim zdaniem niepotrzebnie traciła na nie czas. Chociaż z drugiej strony po tym, jak my przestaliśmy odzywać się do siebie, to zostały jej tylko one.

Przynajmniej nie była sama.

— Constantin! — Tabea krzyknęła tak głośno, że pomimo słuchawek na uszach doskonale słyszałem swoje imię, a po chwili machnęła do mnie dłonią.
Przystanąłem przy furtce od domu i czekałem, aż podejdą do mnie. W sumie liczyłem na to, że dowiem się co słychać u Silke. Gdy dziewczyny do mnie podeszły, zdjąłem słuchawki z uszu i przewiesiłem je sobie przez kark.

— Cześć — odezwały się do mnie, uśmiechając się szeroko.

— Cześć — odpowiedziałem. — Co tam?

— A nic ciekawego — odparła Erin. — Wracasz z siłowni?

— Zatrzymałyście mnie, żeby o to zapytać? — Uniosłem brew, przyglądając im się uważnie.
Dziewczyny zacisnęły usta, po czym spojrzały przez chwilę na siebie, by potem znowu przenieść wzrok na mnie. Wiedziałem, że miały do mnie jakiś interes.

— Nie — odezwała się Tabea, zakładając kosmyk różowych włosów za ucho. — Chciałyśmy zapytać o Silke.

— O co konkretnie? — zapytałem, mrużąc oczy.
Byłem ciekawy czego chciały się ode mnie dowiedzieć na jej temat i zastanawiałem się, dlaczego pytały mnie, bo w końcu już dawno nie miałem kontaktu z Silke, ale one chyba najwidoczniej o tym nie wiedziały.

— Wiemy, że to teraz głupio wygląda, bo w końcu same odsunęłyśmy się od niej, ale wiesz... trochę nas to wszystko przerosło — odezwała się Erin, a ja zmarszczyłem czoło, zastanawiając się, o czym mówiła. Odsunęły się od niej? Czyli, że co? Nie kumplowały się już z nią? To wszystko było dziwne.

— Jak ona się czuje? Jak idzie leczenie? — Pytania Tabei wprawiły mnie w osłupienie.

— Leczenie? — zapytałem, przyglądając się bacznie dziewczynom.

— No tak — odezwała się Erin. — Wiesz, co mówią lekarze? Jakie są rokowania?

— Rokowania? — dopytywałem, spoglądając na nie uważnie. Chciałem, żeby rozwinęły tą myśl, bo nie miałem pojęcia, o co im chodziło.

— O kurde — powiedziała Tabea, kładąc dłoń na usta. — Ty nic nie wiesz. Nie powiedziała ci — dodała po chwili, po czym przeniosła wzrok na Erin.

— O czym? — zapytałem zdezorientowany, spoglądając na dziewczyny. 

— Na nas już pora — odezwała się Erin, ciągnąc Tabeę za rękę, po czym zaczęły oddalać się ode mnie szybkim krokiem.

— O czym mi nie powiedziała!? — krzyknąłem za nimi.
Chciałem znać prawdę, bo one wiedziały o Silke coś, o czym ja nie miałem pojęcia. Na dodatek odsunęły się od niej? Ale po czym? Co takiego przekazała im moja przyjaciółka, że one przestały się z nią kumplować?

— Sorry, spieszymy się! — odkrzyknęła Erin, a ja z niedowierzaniem rozłożyłem ręce.

Czy wszystkie kobiety uciekają, kiedy słyszą jakieś niewygodne dla siebie słowa? Najpierw uciekła ode mnie Silke, teraz te dwie. Stałem przed furtką i patrzyłem, jak Tabea, i Erin znikają za zakrętem. Po chwili oprzytomniałem. Pobiegłem do domu, rzuciłem torbę na ziemię w przedpokoju, po czym od razu udałem się do domu rodzinnego Silke. Teraz już nie miało dla mnie znaczenia to, że nie rozmawialiśmy ze sobą od trzech tygodni. Chciałem, żeby mi wyjaśniła, o czym mówiły jej koleżanki. A może byłe koleżanki? W końcu Erin powiedziała, że się od niej odsunęły. Po niecałych dziesięciu minutach byłem na miejscu. Wszedłem na posesję, a gdy znalazłem się przed drzwiami, przycisnąłem dzwonek i czekałem aż Silke mi otworzy, ale niestety tak się nie stało. Kolejny raz wcisnąłem dzwonek, po czym zapukałem pięścią w drzwi.

— Silke! — krzyknąłem, dobijając się do domu, ale nadal nikt nie otwierał.

— Silke! — Zawołałem jeszcze raz.

Po chwili usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka, a w drzwiach stanął jej ojciec.

— Constantin, co ty wyprawiasz? — zapytał wyraźnie zaspany. Chyba przerwałem mu drzemkę po pracy. Nie byłem z tego powodu dumy.

— Eee... dzień dobry, panie Florianie — Przywitałem się. — Przepraszam, za swoje zachowanie. — Pokajałem się, przeczesując dłonią włosy. — Jest Silke? Muszę z nią pilnie porozmawiać.

— Nie ma — odpowiedział jej ojciec, na co zacisnąłem usta.

— Dokąd poszła? Gdzie ją znajdę? — zapytałem po chwili, a pan Florian przyglądał mi się bacznie zmrużonymi oczami, po czym przesunął się na bok.

— Wejdź — powiedział, więc niepewnie przekroczyłem próg, przez co znalazłem się w przedpokoju. Mężczyzna zamknął drzwi, po czym ruszył w głąb domu, a ja podążałem za nim.

— Napijesz się czegoś? — zapytał, spoglądając na mnie.
Zaprzeczyłem ruchem głowy, siadając na kanapie w pokoju dziennym. Pan Florian zajął miejsce naprzeciwko mnie.

— Gdzie jest Silke?

— W Berlinie. — Uniosłem brwi, gdy to usłyszałem. Kompletnie nie wiedziałem, po co tam pojechała, bo nie mieli w Berlinie żadnej rodziny, a studiować miała w Monachium.
— Wyjechała trzy tygodnie temu.

— Po co? — zapytałem zaskoczony. Teraz już wiedziałem, dlaczego nigdzie nie widywałem dziewczyny. Po prostu nie było jej na miejscu.

— Na leczenie. — I znowu padły niezrozumiałe dla mnie słowa. O jakim leczeniu była mowa?
— Nadal o niczym nie wiesz? — Zaprzeczyłem ruchem głowy, a ojciec Silke głośno westchnął.

— Spotkałem Erin i Tabeę, i one wypytywały mnie o jakieś rokowania — odezwałem się po chwili. — O co w tym wszystkim chodzi?

— Okey, powiem wprost, bo nie lubię owijać w bawełnę — odparł pan Florian, przyglądając mi się bacznie.  — Silke jest chora. Ma nowotwór. — Przestałem oddychać po tych słowach. Miałem wrażenie, jakbym dostał czymś ciężkim w głowę. W milczeniu patrzyłem na mężczyznę, niedowierzając w to, co mi powiedział. Moja Silke chora? Tak bardzo chciałem, żeby ktoś mną potrząsnął i wybudził z tego koszmaru.

— Nowotwór? — zapytałem cicho z nadzieją, że zaraz to wszystko zostanie sprostowane. Może tylko się przesłyszałem?

— Mięsak Ewinga. — Nic mi się mówiła ta nazwa, pierwszy raz ją słyszałem. Czy ten nowotwór był bardzo groźny? Zmiana była łagodna, czy złośliwa? I naprawdę Erin i Tabea zostawiły ją po tym, bo powiedziała im, że była chora? Przecież to niedorzeczne. Wiedziałem, że były fałszywe.

— Ale jest leczona, czyli wyzdrowieje — odezwałem się, patrząc na ojca Silke z nadzieją, że w końcu usłyszę coś dobrego.
Mężczyzna zrobił strapioną minę i wypuścił cicho powietrze, przeczesując dłonią włosy.

— Jakieś szanse na wyzdrowienie ma. Niewielkie, ale ma. — Czułem się, jakbym stał na ringu z silniejszym przeciwnikiem, który wyprowadzał ciosy prosto w moją twarz, a ja nie potrafiłem się bronić. Każde wypowiedziane zdanie przez pana Floriana uderzało we mnie z ogromną siłą. Nie mogłem uwierzyć w to, o czym on mówił. Nie chciałem w to wierzyć.
— Rozpoznanie postawiono późno, są przerzuty.

Są przerzuty. — Te słowa spowodowały, że kolejny raz przestałem oddychać.
Widziałem, że ostatnio była w nienajlepszej formie, ale przecież miała też dobre dni. Do dzisiaj na samą myśl o naszym wspólnym bieganiu czuję w nogach zakwasy. Jak to możliwe, że mi nie powiedziała?

— Od kiedy wie?

— Niecałe dwa miesiące. — Zamyśliłem się chwilę, wracając pamięcią do momentu, kiedy nie widzieliśmy się przez miesiąc, po tym, jak przespaliśmy się ze sobą. Wtedy dowiedziała się o wszystkim. Dlaczego mi o tym nie powiedziała? Przecież wsparłbym ją. Czy to dlatego nie chciała mnie wtedy widzieć?
— Marit naciskała ją, żeby ci powiedziała, ale Silke się bała, bo gdy powiedziała o tym Erin i Tabei, to... no cóż, odwróciły się od niej. — Wypuściłem cicho powietrze z płuc, słysząc o tych dwóch przebiegłych lisicach. — Bała się, że z tobą będzie tak samo. — Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Aż tak złe zdanie miała o mnie? Naprawdę sądziła, że zostawię ją tylko dlatego, że zachorowała?

— Jak ona się czuje? — zapytałem, przecierając dłońmi twarz.

— Pierwszy cykl chemii zniosła dobrze. — Padło kolejne zdanie, które, gdybym stał, to ścięłoby mnie z nóg. Zaczęła już leczenie, a mnie nic o tym nie powiedziała. Zacząłem sobie przypomniać nasze spotkania. Czasem była blada, chwiała się na nogach. Jednak prawdziwym ciosem było dla mnie wspomnienie momentu z parku, gdy leżała na trawniku, a ja przeszedłem obok niej obojętnie. Wplotłem dłonie we włosy, czując się podle. 

Potrzebowała pomocy. 

A ja jej nie pomogłem

— Teraz podobno jest gorzej, ale leczą ją też bardziej agresywnie. Chemioterapia, radioterapia. Miała też operację. — Przeniosłem wzrok na pana Floriana, gdy kolejny raz przemówił w moim kierunku. 
— Zmiana w miednicy dość szybko rosła i uciskała na nerw, co powodowało u niej ogromny ból, ostatnio wylądowała z tego powodu w szpitalu.

— Ostatnio? To znaczy?

— Trzy tygodnie temu. — Okłamała mnie. Powiedziała, że pojechała do babci, a tak naprawdę była wtedy w szpitalu. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć.

— W jakim szpitalu teraz ją leczą? — zapytałem. Ojciec Silke patrzył na nie niepewnie. — Proszę mi powiedzieć.

— W klinice Charite.

— Długo tam jeszcze będzie?

— Dwa, trzy tygodnie — odparł mężczyzna, lustrując moją twarz. — Constantin i tak cię do niej nie wpuszczą, nawet Marit widzi ją tylko przez szybę.

— Dlaczego?

— Odizolowali ją, kiedy pojawiły się u niej pierwsze objawy infekcji, nie chcą dopuścić  do poważniejszego przeziębienia.

— A telefon?

— Nie wzięła, twierdząc, że i tak nie będzie miała z kim rozmawiać — odpowiedział, zamyślając się na chwilę, po czym z powrotem przeniósł na mnie wzrok. — Ostatnio z ciekawości podładowałem i zerknąłem na jej komórkę i faktycznie, żadnego powiadomienia o tym, że ktoś do niej dzwonił, ani żadnego SMS-a. Trochę to przykre. — Westchnął cicho, przybierając zrezygnowany wyraz twarzy.

*

Gdy wróciłem do domu, od razu usiadłem przy komputerze i wpisałem w wyszukiwarkę te dwa niezrozumiałe dla mnie słowa.

Mięsak Ewinga.

Marszczyłem brwi, wczytując się z uwagą w każde zapisane zdanie. Definicja, zachorowalność, leczenie, statystyka wyleczeń, wznowy, śmiertelności. Wszystko zawarte w liczbach, jakby życie ludzkie tylko do tego się sprowadzało. Opadłem na oparcie fotela, przecierając twarz dłońmi. Nadal nie docierało do mnie to, że Silke zachorowała na to cholerstwo. 

Dlaczego ona?

***

Zaparkowałem auto i przeniosłem wzrok na przednią szybę. Omiotłem wzrokiem potężny, wielopiętrowy budynek. Przymknąłem na chwilę oczy, po czym wziąłem głęboki wdech i otworzyłem je. Chwilę jeszcze się wahałem, ale w końcu otworzyłem drzwi od samochodu i opuściłem jego wnętrze, by następnie ruszyć  w stronę wejścia do kliniki. Po wejściu do holu, rozejrzałem się na boki, a gdy zauważyłem mamę Silke, podszedłem do niej.

— Dzień dobry. — Przywitałem się, spoglądając na nią niepewnie.

— Cześć, Constantin — odezwała się, uśmiechając się delikatnie. — Dobrze cię widzieć.

— Silke wie, że miałem przyjechać?

— Nie, niech ma niespodziankę — odparła, a ja przytaknąłem, po czym ruszyłem za kobietą.

Pani Marit tłumaczyła mi zwyczaje panujące na oddziale, na którym przebywała Silke. Po chwili weszliśmy do pomieszczenia, gdzie otrzymałem inny komplet ubrań. Przeszedłem do szatni i przebrałem się w szpitalne ciuchy. Pilnowano, żeby na oddziale panowały iście sterylne warunki, bo przebywały tam też osoby oczekujące na przeszczep szpiku, dlatego był zakaz wchodzenia we własnych ubraniach, aby zminimalizować ryzyko przeniesienia jakichś wirusów.

Kilka minut później szedłem jasnym korytarzem w kierunku sali, gdzie leżała moja przyjaciółka. Kątem oka obserwowałem inne pomieszczenia, w których za szybami leżeli chorzy na nowotwory. Przytłoczył mnie trochę widok ludzkiego cierpienia, ale musiałem być silny dla Silke. Chciałem okazać jej wsparcie.

W końcu dotarłem pod salę, w której leżała moja przyjaciółka. Zacisnąłem usta, widząc przez szybę leżącą na łóżku dziewczynę. Stałem, lustrując twarz Silke i zastanawiając się, dlaczego musiało ją to spotkać. Zawsze radosna, uśmiechnięta i pełna życia, teraz leżała wycieńczona na łóżku. Poruszyłem się w miejscu, widząc, jak otworzyła oczy. Uśmiechnąłem się lekko, gdy spojrzała w moim kierunku, ale chwilę później znowu zamknęła oczy. Nie wiedziałam, czy mnie dostrzegła, ale wierzyłem, że tak i z niecierpliwością czekałem, aż znowu na mnie spojrzy.

SILKE

Kolejny dzień podawania chemii. Miałam wrażenie, że umieram już od samego przyjmowania tej mieszanki. Myślałam, że przetrwam to tak samo, jak pierwszy cykl, ale niestety pojawił się kolejny przerzut, więc lekarze podjęli decyzję o bardziej radykalnym leczeniu, którego miałam dość już po pierwszym dniu. Osłabienie, zmęczenie, nudności, wymioty, były od kilkunastu dni moją codziennością.

Wszystko będzie dobrze.
Dasz radę.
Przetrwasz to.
Nie poddawaj się.

To były codzienne słowa mojej mamy. Słowa, których miałam już dość. Wiedziałam, że mówiła tak, bo chciała mnie wesprzeć. Pomóc mi jakoś, pokazać, że nie byłam sama, ale po kolejnej dawce chemii miałam już wszystkiego dość.

Czekałam na śmierć.

Bo wiedziałam, że i tak nadejdzie.

Widziałam, jak z innych sal wywozili osoby, które były w podobnej sytuacji jak moja. Widziałam rozpacz bliskich tych osób, po ich stracie. Widziałam strach w oczach mojej mamy, bo miała świadomość, że mój los będzie taki sam. Teoretycznie miałam jakieś tam statystyczne szanse na wyzdrowienie, ale nie łudziłam się, że tak będzie. Podświadomie pogodziłam się z tym, co nieubłaganie nadchodziło, chociaż tak bardzo się tego bałam.

Uniosłam na chwilę powieki, żeby spojrzeć w kierunku drzwi, za którymi najczęściej stała mama. Wtedy doszło do mnie, że było ze mną coraz  gorzej, bo zamiast niej widziałam Constantina. Miałam omamy. Zamknęłam oczy, cicho wzdychając. Zastanawiałam się, czy o tych skutkach ubocznych też mówić lekarzowi. Bałam się, ze weźmie mnie za osobę niespełna rozumu. Po chwili znowu otworzyłam oczy i spojrzałam w kierunku przeszklonych drzwi.
Nadal widziałam Constantina. Co więcej uśmiechnął się do mnie, by następnie umieść dłoń i kiwnąć nią w moim kierunku. Patrzyłam na niego, oddychając ciężko, gdy zdałam sobie sprawę, że to nie fikcja, to działo się naprawdę. Zacisnęłam powieki, spod których wydostało się kilka łez.

Stał tam.

Przyjechał.

Skąd wiedział?

Nie miałam pojęcia, ale nie wystraszył się tego, czego od kogoś usłyszał, tylko pomimo tego, że nie odzywaliśmy się do siebie od kilku tygodni, teraz stał i patrzył w moim kierunku. Chociaż  mocno go zraniłam, przyjechał do kliniki. Kolejny raz otworzyłam oczy, spoglądając w jego kierunku i delikatnie uniosłam dłoń, żeby mu kiwnąć. Uśmiechnął się szeroko, po czym spuścił głowę w dół, a po chwili znowu na mnie spojrzał i przyłożył do szyby dużą, białą kartkę.

Cześć, maluchu

Przeczytałam i uśmiechnęłam się delikatnie. Brakowało mi tego powitania. Chociaż, ostatnio powiedziałam mu, że ma tak do mnie nie mówić, to teraz cieszyłam się z tego, co przeczytałam.
Odkryłam się i ostrożnie usiadłam na łóżku. Siedziałam przez jakąś chwilę, a gdy mój organizm przyzwyczaił się do zmiany pozycji, wstałam na nogi i popatrzyłam na Schmida.

Nie wstawaj

Przeczytałam napis na kolejnej kartce, ale zignorowałam go. Ostrożnie podeszłam do drzwi i stanęłam twarzą w twarz z Constantinem, po czym wcisnęłam przycisk przy interkomie, przez który zwykle rozmawiałam z mamą.

— Cześć — powiedziałam zmęczonym głosem.
Modliłam się w duchu, żeby za chwilę nie przyszło osłabienie, bo chciałam porozmawiać ze Schmidem dłużej niż minutę.

— Jak się czujesz? — zapytał brunet, uśmiechając się lekko.

— Bywało lepiej — odparłam, krzywiąc się, bo co miałam powiedzieć?
Że czułam się tragicznie i bałam się tego, jak to wszystko miało się potoczyć? Nie chciałam mu o tym mówić, nie chciałam go obarczać moimi problemami.

— Mam do ciebie masę pytań, ale nie będę cię teraz nimi męczył — mówił, lustrując moją twarz. — Poczekam z nimi aż wyjdziesz ze szpitala — dodał po chwili.

— Przepraszam, Constantin — odezwałam się, cicho wzdychając.

— Za co? — Pokręciłam lekko głową, słysząc to pytanie. Zachowywał się, jakbym wcale nie sprawiła mu przykrości swoim zachowaniem wtedy w parku.

— Za wszystko.

— Wybaczam — odpowiedział, puszczając mi oczko, a ja czułam, jak kolejny raz do moich napływały łzy. Dlaczego on musiał być dla mnie aż taki dobry? Mógłby chociaż poudawać, że nadal miał do mnie żal.
— Co jest? — zapytał, widząc, jak kryję twarz w dłoniach. — Może przyjdę później? — dopytywał, a ja wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego.

— Jak treningi? — zapytałam, zmieniając temat.

— Dobrze — odparł zadowolony. — Liczę, że szybko wpadniesz na jakiś.

— Nie obiecuję.

— Silke, zobaczysz, że pokonasz to cholerstwo. — Gdy wypowiedział te słowa, przyłożyłam dłoń do oczu, pochyliłam głowę i cicho zapłakałam. Domyślałam się, że Constantin nie miał pojęcia, jak wyglądała moja sytuacja, gdyby to wiedział, z jego ust nie padłyby te słowa.

— Chciałabym w to wierzyć — odezwałam się, spoglądając na niego zapłakanymi oczami.

— To uwierz — odparł, przykładając dłoń do szyby.
Spojrzałam na nią, by po chwili przyłożyć swoją rękę. Staliśmy tak chwilę, lustrując swoje twarz. Nagle przymknęłam oczy, czując zawroty głowy. Wiedziałam, że nie będę w stanie dłużej stać przy drzwiach. Przeprosiłam Constantina i powoli ruszyłam w kierunku łóżka, na które usiadłam, by następnie ułożyć się na boku. Widziałam, jak Schmid stał dłuższą chwilę z pochyloną głową, a po chwili przyłożył do szyby kartkę.

Zapomniałem ci o czym powiedzieć 

Przeczytałam w myślach napis, po czym przeniosłam swój wzrok na niego, a on powoli zaczął zastępować kartkę innymi, więc zaczęłam czytać.

Jeśli chodzi o treningi

To Wellinger jest nieznośny

Ciągle mi dokucza

A Eisenbichler rzuca drętwymi żartami

I myśli, że jest zabawny

A nie jest

Paschke i Geiger żrą ciągle Mannery

I nie chcą się podzielić

Sknery

Leżałam na łóżku i śmiałam się z jego narzekań na kadrowych kolegów. To było takie w jego stylu.

I jeszcze jedno

Masz piękny uśmiech, maluchu

Zdecydowanie tego potrzebowałam, jego poczucia humoru. Cieszyłam się, że pomimo tego, jak go potraktowałam, on przeszedł do tego na porządku dziennym. Wiedziałam, że to przez moją chorobę, ale wtedy to nie miało znaczenia.

Bo znowu miałam przyjaciela.

Przyjdę później

Bo twoja mama już patrzy w tym kierunku

Ona też chce na ciebie popatrzeć

Chociaż ja chętnie popatrzyłbym dłużej

Bo dawno cię nie widziałem

Trzymaj się, maluchu

Constantin pokiwał mi przez szybę, a po chwili zniknął z mojego pola widzenia. Minęło kilka minut zanim w drzwiach pojawiła się mama, zapewne rozmawiała na mój temat z brunetem. Byłam ciekawa, czy to ona powiedziała mu o mojej chorobie. Chciałam to wiedzieć i jej podziękować.

Bo znowu miałam przyjaciela.

**********************

No, to nasza dwójka znowu ze sobą rozmawia :)

Czy ktoś się z tego faktu cieszy?

Do następnego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro