Rozdział I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Drake, kochanie, jesteś pewien, że zabrałeś wszystko? – spytała moja matka, Feline, słyszałem w jej głosie niepokój.

– Tak, nie martw się, mamo – odpowiedziałem cicho, uśmiechając się nieznacznie. Czasem bawiła mnie jej nadopiekuńczość. Pomimo tego, że miałem siedemnaście lat i jak na standardy mojej wioski byłem pełnoletni, wciąż traktowała mnie jak siedmiolatka, który bał się każdego cienia.

Kobieta niepewnie podeszła i objęła mnie, zarzucając swe ręce na moją szyję. Musiałem się lekko pochylić, by nie sprawiać jej w tym problemu, więc ugiąłem kolana i objąłem ją w pasie. W oddali widziałem moją młodszą siostrę, biegnącą w naszą stronę. Chyba dopiero wracała ze szkoły, ale w sumie to nie jestem do końca pewien. Ostatnimi czasy rzadko bywałem w domu, zbyt zajęty końcowym szkoleniem. Dziewczyna narzekała wtedy, że w ogóle nie mam dla niej czasu, a ja – chcąc nie chcąc –usiłowałem ją udobruchać. Udawało mi się to i byłem z siebie dumny, że potrafię przemówić do rozumu trzynastolatce w okresie buntu.

W moim przypadku okres totalnego rozchwiania emocjonalnego ominął mnie szerokim łukiem. Choć nie jestem do końca pewien, czy coś takiego nie występuje tylko i wyłącznie u dziewczyn. W każdym razie moja matka żartowała, i nadal zresztą żartuje, że urodziłem się jako umysłowy trzydziestolatek. Że byłem zbyt poważny. Czasem narzekała też, że jestem bardziej odpowiedzialny od niej. Cóż, w moim mniemaniu jest trochę inaczej. Po prostu nie rozumiałem chłopaków, którzy podczas dojrzewania nagle chcą współżyć ze wszystkim, co tylko się rusza. Ja miałem swoje cele i ambicje, nie zamierzałem marnować tego wszystkiego dla... "kogoś". Owszem, dla mojej rodziny zrobiłbym wszystko, jednak to jest inna sytuacja. Rodzina to rodzina, więzy krwi i... takie tam.

– Drake, już nas opuszczasz? – Penelope podbiegła w naszą stronę, a ja puściłem matkę, by przytulić także i siostrę. Kucnąłęm przy niej, a ona zarzuciła ręce na moje ramiona. – Myślałam, że zostaniesz jeszcze przez jakiś dzień, może dwa – jęknęła ze smutkiem. Uśmiechnąłem się lekko i klepnąłem ją po głowie, a z jej ust wydobył się ni to wark, ni to jęk oburzenia.

– Wybacz siostrzyczko, jednak muszę wyjechać już dziś. To był mój wybór. A w przyszłości ty też wybierzesz czy chcesz zostać w Internum, czy może opuścić rodzinny dom i poszukać szczęścia w Externusie – oznajmiłem cicho, kładąc rękę na jej ramieniu.

Dziewczyna westchnęła i razem przenieśliśmy wzrok na matkę, której oczy powoli zaczynały się szklić. Nie cierpię, kiedy ktoś z moich bliskich płacze. Mam wtedy wrażenie, że w czymś ich zawiodłem i muszę starać się jeszcze bardziej. Nawet jeśli łzy są nie z mojej winy. Choć w tym przypadku – jak najbardziej. W końcu postanowiłem ich opuścić. Jak mój ojciec, czternaście lat temu. 

– Mamo proszę, nie płacz. – Wstałem i objąłem ją. – Obiecuję, że przyniosę chlubę naszemu nazwisku. Tak, jak ojciec – oznajmiłem hardo, lecz ona tylko pokręciła bezradnie głową.

– Po co nam chluba, skoro cię stracę? Jesteś moim synem, nie chciałam pozwolić na to, by kolejny członek rodziny poszedł w świat! Penny pewnie także mnie opuści, wdała się w ojca – westchnęła i przymknęła oczy, przykładając rękę do czoła. – W końcu wszyscy mnie opuścicie, a ja na stare lata będę sama!

– Nie mów tak, mamo – przerwała Penelope i podeszła do niej. – Ja, dopóki nie skończę szkolenia, nie mam zamiaru sobie iść. A nawet jeśli, to trochę to potrwa – uśmiechnęła się krzywo, po czym spojrzała na mnie z wyrzutem. – Drake, nie dotrzymałeś obietnicy i nie zakończyłeś moich praktyk – wymamrotała i rzuciła się na mnie, chowając twarz w mojej koszulce. – Co ja teraz zrobię? Kto będzie bronił mnie przed chłopakami? Kto nauczy mnie dobrze przywalić? – jęknęła, aż w końcu czuję na brzuchu coś mokrego, jej łzy. Cholera.

– Penny, proszę, nie płacz. Przecież nauczyłem cię już wystarczająco dużo – powiedziałem z lekkim rozbawieniem, jednak w środku jestem zdenerwowany. Nie chcę, by płakała. – A poza tym, jeśli ładnie poprosisz, to może jeszcze uda namówić się Finna, by pomagał ci w treningu.

Finn jest moim bliskim przyjacielem, o rok młodszym. Tak trochę jest dla mnie jak brat i wiem, że – tak jak za matką, czy siostrą – będę za nim tęsknił. On sam zarzeka się, że wytrzyma beze mnie, jednak widziałem kątem oka, że podczas ceremonii przyznania signum rozkleił się. Penelope także to widziała, chociaż siedziała po drugiej stronie. Jest strasznie wrażliwy i byle koniec filmu może doprowadzić go do płaczu, jednak nie zawahałby się kogoś - w naszym przypadku raczej czegoś –zabić w obronie bliskich. Więc jeśli poprosiłaby go o pomoc w dalszej nauce, z pewnością zgodziłby się.

– Ale... Finn to zupełnie inna historia – mamrocze, odwracając wzrok. – Lubię go, ale... nie oszukujmy się, jesteś od niego lepszy, a on... – krzywi się – to taka trochę... ciota – szepcze; widzę, jak jej uszy robią się czerwone gdy znów wtula się w mój brzuch.

Cóż, niestety muszę się z nią zgodzić. To mój przyjaciel, chcę dla niego jak najlepiej, jednak... ledwo co zdał do następnego etapu szkolenia, w dodatku nadal ma problemy z nadgonieniem innych, bardziej zaawansowanych. Znam jednak powód, przez który tak jest.

Otóż Finn'a zawsze pociągała medycyna. Chciał zostać uzdrowicielem, zielarzem, chciał leczyć rannych Łowców, mógł nawet zostać lekarzem polowym, chociaż nie przepadał za walkami czy nawet samą wojną. Jego ojciec, kontuzjowany Łowca – stracił nogę w walce z pewnym bazyliszkiem – chciał, by jego syn poszedł w ślady rodzica. Nie wiedział o pasji Finn'a, a ten – chcąc nie chcąc podporządkował się jego woli. Niestety, Finn do piętnastego roku życia uczył się bardziej o klasyfikacji ziół leczniczych niż o rodzajach upiorów, dlatego teraz nie radzi sobie na treningach. W dodatku nie daje sobie pomóc. Może i ciamajda z niego, ale jest strasznie uparty.

– Przecież nie jest tak źle. Poza tym, nie musisz wiązać swojej przyszłości z walką.

– Taaak, może jeszcze chciałbyś, żebym została uzdrowicielką, żebym siedziała grzecznie w domu i uczyła alchemii? Dobre żarty – prycha i zakłada ręce na piersi, odwracając głowę. Wiem, że powoli zaczyna się na mnie obrażać, dlatego wzdycham cicho i mówię: 

– No to... może jeszcze uda mi się namówić pana George'a...

Nie pozwala mi skończyć, bo rzuca się na mnie, piszcząc przy tym niesamowicie.

– Wiedziałam! Wiedziałam, że będziesz najlepszym bratem na świecie i mnie tak nie zostawisz!

Pan George jest moim byłym nauczycielem w akademii, który po godzinach pomagał mi z teorią. Bo podczas moich pierwszych lat na średnim etapie nauki w akademii tak naprawdę potrafiłem tylko walczyć. Robiłem to strasznie bezmyślnie, a inni adepci, którzy jednak bardziej polegali na strategii niż na walczeniu na żywioł – co w stosunku do mojej dawnej sytuacji jest jak najbardziej adekwatne –radzili sobie znacznie lepiej ode mnie. Pan George zlitował się nade mną i postanowił mnie douczyć. Jego powód? "Przypominasz mi samego siebie, gdy byłem w twoim wieku. Z tą jednak różnicą, że mnie nikt nie chciał pomóc, dlatego zamiast udać się do Externus, zostałem tutaj i jestem waszym nauczycielem, co nie do końca było moim spełnieniem marzeń. Chcę dać ci możliwość, której ja nie miałem". Szczerze mówiąc, był i nadal jest dla mnie prawie jak ojciec. Swego czasu spędzaliśmy ze sobą dużo czasu i naprawdę go polubiłem. I ze wzajemnością, bo on sam traktował mnie jak syna.

– Za bardzo działasz na moje sumienie. Jak widzę, że coś cię dręczy, muszę ci pomóc – mruczę zgodnie z prawdą, gdy nagle czuję dłoń na moim ramieniu. Już na mnie czas.

– Drake. – Słyszę cichy, lecz stanowczy głos Przywódcy i odwracam się, nieco nerwowo. Klękam przed nim na jedno kolano, to samo robią Penny i mama, jednak mężczyzna chrząka i ruchem dłoni każe nam wstać.

Tak naprawdę ten człowiek jest bardziej tajemniczy niż ktokolwiek może sobie wyobrazić. Nikt nie wie ile ma lat, skąd pochodzi, gdzie się urodził, czy ma jakąkolwiek rodzinę... Po prostu nic. Z tego, co mówią księgi, to właśnie on stworzył Internum, a także jest uważany za pierwszego Łowcę. Podobno, jednak to tylko legendy, przybył tutaj parę wieków temu, pokonując ostatniego na świecie smoka, który ukrywał się w tych lasach. Z tego, co mi wiadomo, z łusek tego smoka zrobiono specjalny, unikatowy pancerz, ale jeszcze nie widziałem, by ktokolwiek go nosił. Jesteśmy raczej pokojowo nastawieni do wszelkich ras, z którymi w miarę można się dogadać, więc nie musimy obawiać się ataku. 

On sam wygląda, jakby siedział w wodzie przez 3/4 swojego życia. Twarz, szyja i dłonie pomarszczone niczym skórka pomarańczy, głowa jest łysa, jednak ma brodę – bardziej bujną, długą i białą niż niejeden starzec w Internum. Z opisu wygląda na to, że starszy już być nie może, jednak w jego oczach można czasem zauważyć młodzieńczy błysk, jakby to jego słabe, okryte białą, zwiewną szatą, ciało nadal miało w sobie tyle siły, jak podczas pokonania smoka.

Ze względu na podejrzenia co do wieku Przywódcy, większość Łowców myśli, że nie ma siły wychodzić ze swojego Sanktuarium. Co jest prawdą. Ceremonie naznaczania, wybory czy zgromadzenia prowadzą lub organizują zaufani członkowie rady. Dlatego było dla mnie dosyć dziwnym, że to właśnie on kierował moją ceremonią. No i jest też tutaj, osobiście, by odprowadzić mnie do Bramy. Jestem jakiś... specjalny, czy co? Nie rozumiem. 

Krążą też plotki, że posiada jakieś mistyczne moce, podarowane od samego Najwyższego. Mówią, że potrafi czytać w myślach, przewidywać przyszłość, albo skłaniać ludzi do mówienia prawdy – w każdym razie to tylko niektóre z jego umiejętności. Ale ile jest w tym prawdy – nie mam zielonego pojęcia.

– Weź rzeczy, które będą ci potrzebne. Odprowadzę cię pod Lustrzany Krąg.

Jestem dosyć poważnie zaskoczony, jednak staram się nie dać tego po sobie poznać. Podchodzę do siostry i matki, które teraz stoją obok siebie z niepewnymi i trochę zdezorientowanymi minami, i całuję obydwie w policzek, po czym zakładam sportową torbę na ramię i ruszam za starcem.

– Powiedz mi, Drake, dlaczego postanowiłeś wyruszyć do Externus? – pyta po parunastu minutach, patrząc jakby nieobecnym wzrokiem przed siebie. Mijamy domy moich znajomych ze szkoły, jak i kompletnie obcych mi osób. W oczy rzuca mi się szkoła, w której przechodziłem szkolenie. Nagle łapie mnie dziwne uczucie nostalgii i dziwię się sam sobie. Czuję się tak, jakbym miał już nigdy nie zobaczyć tego miejsca, jednak staram się ignorować to uczcie i odpowiadam na pytanie. 

– Chciałbym kontynuować tradycję, którą zapoczątkował... mój prapradziadek, ale nie jestem do końca pewny. Poza tym myślę, że mój ojciec byłby ze mnie dumny – mówię.

– To jest jedyny powód? – Zwraca głowę w moją stronę, patrząc mi w oczy, a ja nagle poczułem się dziwnie. Słowa same cisnęły mi się do gardła, a ja nie byłem w stanie temu zaradzić. I to wszystko przez jedno spojrzenie. Legendy o jego zdolnościach najwyraźniej mają w sobie ziarenko prawdy.

– N–nie, proszę pana – zaczynam, lekko zdezorientowany. – Od zawsze fascynował mnie świat za Kręgiem; fascynują mnie ludzie, którzy tam żyją. Chciałbym dowiedzieć się, jak funkcjonują bez świadomości, że w każdej chwili jakiś stwór może zabić ich rodzinę, że mogą normalnie funkcjonować po zmroku, nie bojąc się, że coś ich napadnie. Jak zareagowaliby w sytuacjach, w których my – Łowcy – zachowalibyśmy się w narzucony przez szkolenie sposób. Czy są wśród nich zwykli, niczym nieodróżniający się od innych ludzie, którzy potrafią zabijać bez mrugnięcia okiem, bez późniejszych wyrzutów sumienia? Czy poradziliby sobie, gdyby nagle znaleźli się na naszych miejscach? Owszem, uczyłem się o historii Externus i zachowaniach ich mieszkańców, ale chciałbym to wszystko zobaczyć na własne oczy, oderwać się od tej rutyny w Internum – kończę mówić i robię głęboki wdech. Pierwszy raz tak dużo słów wydostało się z moich ust.

Przywódca przygląda mi się ciekawie, po czym znów spogląda przed siebie i kiwa z uznaniem głową, prawie niezauważalnie. Nadal jestem przeraźliwie ciekawy co skłoniło mężczyznę do towarzyszenia mi w drodze do Kręgu. Jednak nie będę zaspokajał mojej ciekawości, ponieważ to nie wypada, a prędzej czy później z pewnością mi to wyjaśni.

– Drake.

Słyszę głos Przywódcy, jednak jak przez mgłę. Od naszej krótkiej rozmowy minęło parę minut i właśnie stoimy przed Kręgiem, a ja nie mogę napatrzeć się na to zjawisko. Wygląda to mniej więcej jak gładkie, bez żadnej skazy lustro weneckie, otaczające kopułą całe Internum, nazywane właśnie Lustrzanym Kręgiem, albo też Bramą, jednak to drugie rzadziej. Było tu od niepamiętnych czasów i – jak się pewnie domyślacie – podobno stworzył je Przywódca. Jednak nie wiadomo, jak w ogóle to zrobił, bo to nie wygląda na coś normalnego. 

Pierwszy raz widziałem Lustrzany Krąg, gdy miałem jakieś trzy lata. Razem z ciężarną mamą i paroma innymi osobami żegnaliśmy mojego ojca, który w wieku dwudziestu ośmiu lat postanowił wyruszyć, by "znaleźć spokój ducha". Chociaż te wspomnienia są zamglone, to wciąż pamiętam, że po dwóch latach – umownych dwóch latach, po których wraca się do Internum i decyduje, czy zostanie się na stałe, czy wróci do Externus – powróci do nas i wychowa dziecko, które miało się narodzić. Co dziwne, nadal pamiętam jego słowa, jakby powiedział mi to wczoraj: 

Drake, pamiętaj, że jesteś odpowiedzialny za mamę i za twojego braciszka lub siostrzyczkę. Ale mam nadzieję, że to będzie siostrzyczka. Jesteś mężczyzną, musisz się o nie troszczyć, powiedział mi wtedy. Dodał jeszcze szeptem, jeżeli będziesz musiał wybierać między Internum a Externus, wybierz to, co uważasz. Musisz jednak mieć na uwadze to, że nie zmienisz swojego przeznaczenia. Gdy spytałem go co jest moim przeznaczeniem, on odpowiedział tylko, dowiesz się w swoim czasie. Nie pytałem więc o więcej, a potem jakiś człowiek podszedł do Kręgu i otworzył go, a ojciec zniknął za Bramą. I już więcej go nie widziałem. Nie wrócił ani wtedy, ani przez następne czternaście lat. Tak naprawdę nikt nie wie, co się z nim stało. Jego signum nie odpowiadało, więc został uznany za zaginionego, aż w końcu, parę miesięcy temu oficjalnie stwierdzili, że nie żyje. Mama wtedy płakała. Długo. Penelope także płakała, jednak chyba tylko po to, by w jakiś sposób podnieść mamę na duchu. Nawet go nie znała, więc czemu musiała nad tym rozpaczać? Dla niej to był tylko obcy człowiek.

– Byłeś już tu kiedyś, prawda? – pyta mężczyzna, wyrywając mnie z zamyślenia. Gdy kieruję na niego wzrok, przypatruje mi się, jakby chciał dowiedzieć się, o czym myślę. I może serio to robi? Tak czy inaczej, czuję się dosyć... niezręcznie.

– Byłem – przyznaję, kiwając głową. – Widziałem też otwieranie Bramy, jednak to było dawno temu i mało co pamiętam.

– Cóż, więc teraz masz szansę sobie przypomnieć – mówi tajemniczo i z głębokiej kieszeni, która ukrywa się gdzieś w fałdach białej szaty, wyciąga niewielki, złoty kluczyk. Powoli podchodzi do granicy Kręgu a ja czuję, że zaczynam tracić cierpliwość. Okej, może i kości nie te same, ale niech porusza się szybciej, no!

Mężczyzna podnosi dłoń razem z kluczykiem, zbliżając się do tafli, a w niej pojawia się nagle mała szczelina, jakby rysa na gładkiej powierzchni. Ta, wraz ze zbliżającym się Przywódcą przybiera postać zwykłej dziurki od klucza, jakie są w drzwiach. Wkłada w nią klucz i przekręca, a przed moimi oczami pojawiają się najzwyklejsze w świecie drzwi. Takie drewniane, z metalową klamką; zresztą, każdy z was wie, jak wyglądają drzwi, prawda?

– Zamknij usta, chłopcze – słyszę rozbawione słowa starca, a ja zdaję sobie sprawę, że podczas procesu otwierania Bramy miałem rozdziawione usta. Zamykam je momentalnie, a ze wstydu czuję, jak pieką mnie policzki. – Najprawdopodobniej już o tym wiesz, jednak przypomnę ci parę zasad. Do rodziny możesz wrócić za dwa lata, na równy tydzień. Zdecydujesz wtedy, czy znów wyruszysz, czy zostaniesz na miejscu. Jeśli to pierwsze, co każde dwa lata będziesz mógł wrócić na tydzień. O miejscu, w którym zamieszkasz, jak i o wszystkich ważniejszych rzeczach dowiesz się od swojego signum. A na tej karcie – mówiąc to, podaje mi prostokątny kawałek twardego plastiku – jest pół miliona dolarów. Jednak za jakiś czas będziesz musiał sam zacząć zarabiać pieniądze. Jesteś zapisany do liceum w okolicy twojego miejsca zamieszkania, a wszelkie przybory czy książki znajdziesz na miejscu. To wszystko, powodzenia – mówi z lekkim uśmiechem, a ja kiwam głową na znak, że zrozumiałem i podchodzę do drzwi, ciągnąc za klamkę. Moim oczom ukazuje się leśna ścieżka. Mam zamiar już przejść na drugą stronę, gdy zatrzymuje mnie silny ucisk na ramieniu. Odwracam się w tamtą stronę i napotykam wzrok Przywódcy, zdesperowany i błagalny.

– Drake, jest... jest jeszcze coś –szepcze i łapie moją dłoń, coś do niej wciskając. – Możesz użyć go tylko raz, lecz będziesz wiedział kiedy. Będziesz wiedział, co robić. Tylko proszę cię, postaraj się go uratować – mówi głośniej, jego oczy szklą się delikatnie, po czym wręcz z nieludzką siłą wypycha mnie na drugą stronę. Tracę równowagę i upadam, a Brama zamyka się, pozostawiając mnie samego i kompletnie zdezorientowanego gdzieś w lesie. Rozglądam się wokół, a u swoich stóp widzę tę samą ścieżkę, która kończyła się nienaturalnie w miejscu, gdzie wcześniej były drzwi.

Zdaję sobie sprawę, że wciąż zaciskam dłoń, w którą Przywódca coś mi wcisnął, a kanciasty przedmiot wbija się w moją rękę. Otwieram więc ją delikatnie i zdumiewam się, widząc ten sam klucz, którego użył starzec, by otworzyć bramę, tyle że ten był mniejszy. Wsuwam przedmiot do kieszeni i obiecuję sobie, że go nie zgubię, po czym wstaję i otrzepuję się z ziemi. Ruszam ścieżką, mając tylko nadzieję, że trafię do jakiegokolwiek miasta.

– Więc mam kogoś uratować, hmm? – mruczę do siebie, zastanawiając się, czego może ode mnie oczekiwać Przywódca. Bo... czegoś tu nie rozumiem.

Czemu akurat ja?

_________________________________________________________________________________________________________________________________________

No witam, witam.

Rozdział pierwszy.

Cóż, starałam się wytłumaczyć wszystko, co tylko mogę, i na co pozwala mi moment w fabule. Nie ma tego wiele, w dodatku gdy sama to czytam nie jestem w stanie stwierdzić, czy takie wytłumaczenia się nadają, bo – wiecie, ja znam całą fabułę, a wy nie. :v

W każdym razie mam nadzieję, że rozdział się podobał, a jeśli będą jakiekolwiek nieścisłości, to piszcie w komentarzach, postaram się odpowiedzieć, czy były one przez przypadek, czy umyślnie.
Jeszcze tak dodam, że to opowiadanie prowadzę pobocznie. Głównym opowiadaniem jest Gra Warta Świeczki, którą znajdziecie na moim profilu. Nie dziwcie się więc, że rozdziały będą pojawiać się tak rzadko. ;)

Do napisania więc!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro