Rozdział IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Jestem Connor, miło mi cię poznać – mówi z szerokim uśmiechem i wyciąga dłoń w moją stronę, a ja patrzę na nią w niemałej konsternacji, co pewnie z perspektywy chłopaka musi wyglądać zabawnie. Dopiero po chwili reflektuję się i ściskam jego dłoń, lustrując chłopaka wzrokiem. On porusza się niespokojnie i puszcza moją rękę, jednocześnie drapiąc się drugą po karku. 

– Za dużo się uśmiechasz, to dziwne – stwierdzam w końcu, a on nagle wybucha śmiechem. Nie rozumiem. Dlaczego? Przechylam głowę w zdziwieniu, marszcząc brwi. On dopiero po chwili zauważa, że nie bardzo rozumiem powód jego śmiechu i tłumaczy:

– Jesteś pierwszą osobą, której to przeszkadza. Możemy się wprosić? A, no tak, to jest mój brat, Ethan. Ethan ma osiem lat i jest nieśmiały, dlatego uśmiechnij się, proszę, bo jeszcze się przestraszy i ucieknie, a tego nie chcę, bo ostatnio uciekł aż na ostatnie piętro, a ja nie mogę wchodzić na ostanie piętro, bo mam złamaną nogę i to nie dość, że męczące, to jeszcze raz prawie spadłem, bo straciłem równowagę. A tak właściwie to ja nawet nie znam twojego imienia. Jak się nazywasz?

Stoję tak przez chwilę i staram się przyswoić jego słowa, jednak marnie mi to wychodzi. Dlaczego on tak dużo mówi? Wyrzuca z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, to dziwne. Łowcy są zazwyczaj spokojni i opanowani, dlatego nie jestem przyzwyczajony do takiej ilości słów. 

– Mam na imię Drake – odpowiadam poważnie, a on kiwa energicznie głową i wymija mnie, wchodząc do mojego nowego domu, a za nim idzie jego mniejsza kopia. Chłopczyk trzyma się koszulki swojego brata i patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem, mrużąc wściekle oczy. Odwzajemniam spojrzenie, a gdy Connor wchodzi głębiej do mieszkania, idę za nimi – mam dziwne wrażenie, że blondyn może coś zepsuć za jednym dotknięciem. 

– Fajnie tu masz – słyszę i mam ochotę klepnąć się w głowę, bo chłopak zaraz znów wyrzuci z siebie masę bezsensownych i niepotrzebnych mi słów. – To śmieszne, że mieszkamy w jednym bloku, a jednak to ty masz większe mieszkanie ode mnie. Wiesz, śpię z bratem w tym samym pokoju, na szczęście na osobnych łóżkach, bo on często skopuje z siebie kołdrę, albo rozpycha się na całe łóżko. Nie zniósłbym chyba spania z nim, bo sam uwielbiam leżeć taki rozciągnięty, wiesz. Ogólnie czekam na to, aż w końcu rodzice dadzą mi się usamodzielnić, bo chciałbym móc sobie umeblować sypialnię. Byłaby żółta, bo uwielbiam ten kolor. Jest taki żywy i w ogóle – mówiąc to wszystko siada na kanapie w siadzie skrzyżnym i rozgląda się ciekawsko po salonie połączonym z kuchnią. – Tak w ogóle to ile masz lat? Bo wiesz, ja się tak wpraszam, a tak naprawdę możesz być jakimś gwałcicielem. – Wzrusza ramionami i wpatruje się we mnie, podczas gdy ja stoję w przejściu między przedpokojem a salonem i opieram się o ścianę. 

– Siedemnaście – odpowiadam, a oczy chłopaka – czy mi się zdaje? – zabłysły w podekscytowaniu. 

– Naprawdę? Ja też! Ale super, pewnie chodzisz do tego liceum naprzeciwko, co nie? Mam nadzieję, że pójdziesz do mojej klasy, bo wydajesz się całkiem fajny, wiesz? Dziwny... ale fajny. Raczej cię polubią, bo nieczęsto spotyka się tutaj nowe osoby. Tak naprawdę to wszyscy się tu znają, więc będą cię z początku obczajali, ale to są super ludzie, serio. 

Otwieram usta, żeby mu przerwać, ale wtedy słyszę kolejne pukanie do drzwi. Zerkam zdziwiony na Connora, po czym idę w stronę wejścia. Za drzwiami stoi kobieta, uderzająco podobna do blondyna i jego brata – prawdopodobnie ich matka. Spogląda na mnie uprzejmie i uśmiecha się, ukazując niewielkie zmarszczki w kącikach oczu. 

– Przepraszam, to ty jesteś naszym nowym sąsiadem, prawda? Pan Hyles, o ile się nie mylę? 

– Proszę mówić do mnie Drake. Mam tylko siedemnaście lat – mówię i wycofuję się, zapraszając ją do środka. – O co chodzi?

– Chciałam sprawdzić czy moi dwaj synowie... – urywa gdy wkracza do salonu, a widząc Connora i Ethana siedzących jak gdyby nigdy nic na kanapie, zakłada ręce na piersi. – Ekhem. Co tu robicie? – pyta podejrzliwie. 

Unoszę kącik ust w nikłym uśmiechu, widząc śmiertelnie zaskoczoną minę blondyna i zawstydzoną minę mniejszego blondynka. Connor za chwilę jednak wstaje i uśmiecha się nerwowo, chowając ręce do kieszeni.

– Poszliśmy odwiedzić naszego nowego sąsiada, mamo – odpowiada i śmieje się, żeby zamaskować zdenerwowanie. Ja obserwuję wszystko z bezpiecznego miejsca i wygląda to wręcz komicznie. Wtedy chłopak po raz pierwszy zerka na mnie, jakby szuka pomocy. Wzruszam ramionami, jednak wzdycham za chwilę i kładę kobiecie rękę na ramieniu. 

– Proszę pani...

– Mów mi Elena, Drake'u. 

– Dobrze, Eleno. Cóż, twoi synowie dopiero co tutaj przyszli, w dodatku są bardzo mili, nie ma żadnego problemu, żeby tu przebywali – mówię i uśmiecham się nieznacznie, a ona unosi jedną brew z politowaniem, prawie w rozbawieniu. 

– Wybacz mi, ale obiad sam się nie zje, a ci mali zdrajcy wyszli półtorej godziny temu. Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że ty też jesteś przeciwko mnie – mruczy i wybucha śmiechem, po czym patrzy złowrogo na synów. – Wracamy do domu, chłopcy. Poza tym... Connor, miałeś posprzątać swój pokój – mówi, a gestem dłoni każe wstać blondynom z kanapy, po czym sama wychodzi do przedpokoju. Idę za nią, żeby wypuścić ją i jej synów z mojego mieszkania. – Dziękuję za wyrozumiałość, Drake'u.

– Nie masz za co, Eleno – odpowiadam, kobieta kiwa lekko głową i wychodzi, a za nią ciągnie się Ethan. Mam już zamykać drzwi, kiedy zdaję sobie sprawę, że Connor wciąż stoi w moim mieszkaniu i uśmiecha się lekko. 

– Widzimy się jutro w liceum, prawda? – pyta i drapie się po karku, wręcz niepewnie. 

– Tak myślę – przyznaję i kładę dłoń na jego ramieniu, trochę zbyt śmiało jak na mnie. Chłopak się wzdryga delikatnie, a ja ściągam rękę, może trochę zbyt gwałtownie. Nie wiem co zrobiłem nie tak i to jest największy problem. 

– To... to ten, do zobaczenia – mamrocze i chce wyjść, jednak staje w pół kroku. Jego matka i brat są już prawdopodobnie w domu, ale on wciąż tutaj stoi. Dlaczego?

Connor odwraca się w moją stronę, podchodzi bliżej, po czym staje na palcach i robi coś dziwnego – zbliża usta do mojego policzka, muska je delikatnie, niczym muśnięcie skrzydeł motyla, po czym uśmiecha się raz jeszcze i wybiega z mojego mieszkania, zatrzaskując drzwi. 

Przez parę minut stoję na przedpokoju i zastanawiam się ze zmarszczonymi brwiami co to może oznaczać, jednak dochodzę do wniosku, że może to być zwyczajne pożegnanie ludzi z Externus. Nie przeczytałem jednak nic takiego w księgach, dlatego pewnie ten sposób pożegnania musiał pojawić się stosunkowo niedawno, dlatego wzruszam tylko ramionami i idę wgłąb salonu, ponownie wyciągając z półki dziennik ojca. Czas na lekturę.

____________________________________________________________________________________

O MÓJ BORZE LIŚCIASTY, JAKIE TO KRÓTKIE. ._.

No nie wiem no, jakoś nie mogłam się zmusić do napisania czegoś więcej niż to. A zazwyczaj, jeśli napisałam, to było to tak beznadziejne, że normalnie – ekhem – shame on me. Ale no cóż, postaram się wstawić coś jeszcze do końca czerwca, jednak nie mogę nic obiecać –mam akademię i w ogóle, a przygotowanie tego trochę trwa. 

Mam też nadzieję, że wynagrodziłam Wam długość tego rozdziału jego zawartością, bo nareszcie (NARESZCIE!) poznajemy Connora. Badum tss.

A teraz mam do Was takie pytanie – jakie macie średnie na koniec? :P Będziecie mieli pasek na świadectwie czy gdzieś indziej? :v




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro