13. Dlaczego przytulam się do niedźwiedzia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wieczorem wczorajszego dnia dojechaliśmy do miejsca stałego obozu. Było to wiele drzew i duże jezioro, dzięki któremu oaza była wystarczająco wielka by pomieścić całe plemię. Lud Rosengi przywitał nas nocną ciszą. Z tego powodu, na spokojnie, mogliśmy udać się do swoich namiotów przygotowując się do snu. Na co chyba nie miała ochoty Babette; kobieta rozmawiała wtedy szybko z przyjaciółkami, gestykulując zawzięcie. Jej koleżanki kiwały na to głową, zgadzając się z matką Pezji. Z braku sił i chęci, wolałam nie przysłuchiwać się rozmowie, czego pożałowałam następnego ranka. Po obozie rozeszło się, że zostałam kobietą Hugo. Większość osób była zachwycona, wysyłali mi swoje gratulacje (mężczyźni woleli do mnie nie podchodzić z wiadomych powodów - życie jest ważniejsze niż jakieś tam pozdrowienia). Reszta składała się z zazdrosnych dziewczyn marzących o byciu na moim miejscu.

Moją jedyną szansą uniknięcia słuchania tego typu narzekań, obelg czy wszystkiego czym mogły mnie uraczyć, było towarzyszenie Anne i Toni. Babette po wywołaniu zamieszania zwyczajnie zniknęła.

W pewnym momencie, po południu, poczułam znajomy zapach, przez który przerwałam swoją rozmowę z kobietami. Długo zastawiałam się nad tym czy mi się przypadkiem nie wydaje, po czym dotarło do mnie, że moje zmysły działały bardziej niż dobrze.

Bez słowa zaczęłam biec na wschód, ponieważ ten zapach mógł należeć tylko do jednej osoby. Minęłam Hugo rozmawiającego ze swoimi żołnierzami, gdy ten mnie zauważył, zawołał za mną. Widząc jednak, że nie reaguję ruszył za mną. Zdążył zobaczyć jak rzucam się na wysokiego, umięśnionego, rudowłosego mężczyznę, który zaśmiał się łapiąc mnie w locie. Przytuliłam się do brata tak ciasno jak mogłam. Prawdopodobnie także się rozpłakałam, bo mężczyzna zaczął uspokajająco głaskać mnie po plecach, chowając twarz w mojej szyi. Właśnie tą chwilę wybrał sobie Hugo, by rozkazać:

- Luna odsuń się od niego.

To był pierwszy błąd. Drugim była wyciągnięta broń w stronę mojego brata, który uznał to za akt agresji. Poczułam jak jego skóra twardnieje i pojawiają się na niej łuski. Zaraz potem zamarł. Wciągnął do nosa powietrze wąchając uważnie moją szyję. To był trzeci błąd, o którym nie mogłam mieć pojęcia - zbyt przyzwyczajona do zapachu Hugo na swoim ciele i ubraniach.

Kalsifer delikatnie postawił mnie na ziemi, następnie zobaczyłam jego plecy zasłaniające mi widok. Po napięciu ciała brata wiedziałam, że jest wściekły, a może było i gorzej.

- Ty. To twój zapach - warknął Kalsifer wskazując Hugo.

- Odsuń się od niej - warknął w odpowiedzi Hugo.

- Bo co? Co może mi zrobić ktoś taki jak ty?

- Kal! - chwyciłam mężczyznę za ramię.

- Luna! Chodź tutaj!

Nie doceniłam Pezji. Był tak zawzięty, że podszedł i wycelował czubek miecza w szyję mojego brata. Widziałam to ponad ramieniem Kalsifera, który wyszczerzył zęby. Chyba obydwoje byliśmy pod wrażeniem poczynań człowieka, doskonale wiedzącego (bądź nie) z kim ma do czynienia.

Zapatrzyłam się w Hugo - jego pewność siebie, zawziętość w oczach, zaciśniętych ustach oraz zmarszczonych brwiach. Widziałam go praktycznie codziennie, a jednak dopiero teraz zauważyłam, że był w moim typie. Był jednym z tych zawziętych, upartych, walczących do samego końca.

- Luna, czemu przytulasz się do tego niedźwiedzia? Mówiliśmy ci, żebyś trzymała się z daleka od tego typu facetów! Ty...! - warkot dobywający się z gardła Kal'a sprawił, że chwyciłam brata w pasie, obejmując go ramionami i zapierając się stopami o piasek. - Dotknąłeś moją siostrę! Ma twój zapach na sobie! Jak śmiałeś, ty marna wersjo mężczyzny?!

- Luna sama do mnie przyszła - na twarzy Hugo pojawił się szeroki, złośliwy uśmiech. - Jest już moją kobietą. Całkowicie moją.

- Co? - brat odepchnął miecz Hugo gotowy rzucić się na niego w każdej chwili. Jednocześnie spróbował rozluźnić chwyt moich ramion, by dostać się do człowieka. - Luna, co ty robisz?!

- Nie możesz go skrzywdzić!

- Słyszysz? - spytał Hugo ponownie celując w Kalsifera.

- Agh!

Zaparłam się nogami o ziemię, warcząc przekleństwa pod nosem. Ledwo dawałam radę utrzymać brata w miejscu. Wątpiłam, abym zdołała utrzymać Kal'a wystarczająco długo, aby Hugo mógł odejść. O ile w ogóle coś takiego by zrobił.

- Hugo!

- Czemu go bronisz?! - ryknął Kalsifer gwałtownie odrywając moje ramiona od swojego ciała. - To niedźwiedź, którego powinnaś unikać!

Padłam na piasek, sapiąc ciężko. Nie miałam siły ponownie rzucić się na brata. Był ode mnie większy, masywniejszy, więc moje szanse spadały do połowy. Tym bardziej, że zebrany tłum nie wiedział co ma ze sobą zrobić i jakoś nie zamierzał rzucać się na Kal'a, by bronić kogokolwiek.

- Kal, to... - wzięłam głęboki wdech - ...to mój... Jesteśmy razem! Lubię go! Bardzo!

Hugo z wrażenia opuścił broń, wpatrując się we mnie głupio. Tak samo zrobił brat, mrugając raz po raz. Jego brązowo- czerwone oczy nabrały błagalnego wyrazu.

- Żartujesz, prawda? Powiedź, że tak - poprosił słabo.

- Nie. Jestem z Hugo - wychrypiałam krzywiąc się.

- Ale to niedźwiedź!

- To facet!

- Nie! To niedźwiedź! Zresztą jesteś zbyt młoda, żeby się z kimś spotykać - jęknął mierzwiąc włosy.

- Mam dwadzieścia dwa lata, Kal.

- Znajdź kogoś, kiedy skończysz pięćdziesiąt!

- Dlaczego miałaby tyle czekać, skoro jestem w pobliżu? - spytał Hugo, dodając finalny cios. Posłałam mu spojrzenie, by się zamknął, lecz on nie patrzył na mnie. Wpatrywał się w mojego brata z satysfakcją. - Luna jest niezwykle zadowolona z mojej obecności. Normalnie nie chce się ode mnie odkleić. Chyba rozumiesz o czym mówię, prawda?

- Ty...! Rozszarpię cię na strzępy!

- Kal!

- Tatusiu! - z tłumu wybiegła Aria, biegnąc prosto w stronę Hugo.

Nie wyglądało jakby wiedział co się działo. Czerwone policzki i wybrudzone ubrania świadczyły o tym, że szukała nas zaraz po zabawie z dziećmi.

Hugo rzucił miecz na ziemię i chwycił skaczącą dziewczynkę, podnosząc się. Aria przytuliła się do niego, dopiero wtedy zdając sobie sprawę z zastanej sytuacji.

- Ty też?! - głos Kal'a wydawał się zduszony - To niedźwiedź Aria!

- To tatuś - zaprzeczyła niewinnie siostra. - A ty..? Wujek Kal! Przyszedłeś przywitać się z tatusiem?

- To nie jest twój tatuś.

- To tatuś - dziewczynka zerknęła na Hugo płaczliwie. - Prawda?

- Oczywiście skarbie - z twarzy Hugo nie schodził zadowolony uśmiech. - Jestem twoim tatusiem.

To była prawdziwa walka samców, której miałam po dziurki w nosie. Obydwaj walczyli o to, co wydawało im się należeć do nich, nawet jeśli tym czymś była żywa osoba. Najgorsze jednak było to, że całkowicie mnie ignorowali! Moje zdanie było rzucone na ostatnie możliwe miejsce brania czegoś pod uwagę.

- Może porozmawiamy gdzieś indziej? - zaproponowałam powoli podnosząc się z ziemi. Kalsifer warknął coś, błyskawicznie pomagając mi się otrzepać z piasku.

- Tak, porozmawiajmy daleko stąd. Weźmy Arię...

- Aria i Luna zostają razem ze mną - zaoponował Hugo pojawiając się tuż koło nas.

Oboje zmierzyli się zimnymi spojrzeniami, gotowi rzucić się na siebie w dowolnej chwili. Mężczyźni również chwycili moje ramiona próbując przyciągnąć mnie do siebie. Ta sytuacja coraz bardziej zaczęła mnie irytować.

- Hugo trzymasz Arię - przypomniałam Pezji, który ponownie widział jedynie Kal'a. - Hugo puść mnie.

- Dokładnie, zostaw moje siostry w spokoju - brat jakby odzyskał pewność siebie po moim rozkazie.

- Ty też zabierz swoją rękę, Kalsifer - zgasiłam go, posyłając Arii uspokajający uśmiech. - Teraz na spokojnie udamy się do naszego namiotu, żeby porozmawiać.

******

Postanowiłam przekazać młodszą siostrę Anne, ponieważ wolałam aby dziewczynka nie widziała ewentualnej walki pomiędzy dwoma najważniejszymi osobami w jej życiu. Mogłaby też zobaczyć moje marne próby rozdzielenia mężczyzn, której to szczerze nie widziałam. Im szło aż za dobrze ignorowanie mnie i jednocześnie wspominanie o tym do kogo należę.

- To twój namiot? - spytał Kal patrząc na mnie. Chciał jeszcze bardziej rozwścieczyć Hugo, było to doskonale widoczne w jego brązowo- czerwonych oczach. - Duży.

Zacisnęłam palce na mostku nosa. Nie było siły mogącej zatkać mu nos, więc musiał wyczuć zapach Hugo, mój i Arii. Spędzaliśmy tutaj czas nie tylko w nocy, ale czasem również w dzień. Wystarczyło kilka godzin, żeby pozostawić nasz zapach na wystarczająco dużej ilości mebli. Zresztą były tu także nasze rzeczy.

- To namiot Pezji, jego kobiety i ich dzieci - powiedział śmiertelnie spokojnie Hugo. - Od kilkunastu lat - to jest od dziesięciu lat - należy do mnie, więc resztę możesz sobie dodać. Chyba, że twoja inteligencja jest tak niska, że trzeba ci wszystko dokładnie wytłumaczyć.

- Pozostawię cię w twoich marzeniach - parsknął Kal, zaraz potem zmarszczył brwi. - Ile ty masz lat?

- Dwadzieścia pięć - odparł Pezja siadając na posłaniu tuż za mną. Z początku ani ja, ani Kalsifer nie zareagowaliśmy, wobec czego Hugo rozsunął nogi, przysuwając mnie do siebie. Zamarłam w bezruchu, wpatrując się w martwą twarz brata, który dokładnie obserwował rozgrywającą się scenę. Jego wzrok wędrował od nóg Hugo przyciśniętych do moich, po dociśnięte do siebie biodra w tym przylegające moje plecy do torsu Hugo, do ręki mężczyzny obejmującej mnie w pasie. Więcej nie mógłby ścierpnąć. Zapewne dlatego, gdy Pezja z satysfakcją odgarnął moje złote włosy na prawe ramię i ułożył na lewym swój podbródek, Kal warknął. Na ciele brata zaczęły pojawiać się łuski. Był gotów do walki.

- Hugo chyba prosisz się o śmierć - rzuciłam od niechcenia, chwytając drugą rękę mężczyzny, którą trzymał za sobą podpierając się nią z tyłu.

Szukałam sposobu, by zapobiec rozlewowi krwi, a jedynie wtedy, kiedy pokazałabym Kalsiferowi, że nie przeszkadzają mi przytulanki mógłby... Nie. Zapomniałam o najważniejszym. Każdy mężczyzna nie będący naszym bratem, był nazywany niedźwiedziem. Niedźwiedzie nie mogły zbliżać się do żadnej z moich sióstr, ani do mnie. Co prawda nie bardzo rozumiałam ich logiki (w końcu oni też byli mężczyznami, więc również powinni nosić tę samą nazwę), ale równocześnie nie życzyłam nikomu śmierci. Dlatego też unikałam kontaktów z płcią przeciwną. Tak było bezpieczniej.

- Kal, spróbuj... mnie zrozumieć - poprosiłam nerwowo chichocząc. - Hugo jest...

- Co wam mówiliśmy? - spytał martwo brat. - Do pięćdziesiątki macie sobie nikogo nie szukać. Jesteście zbyt młode na posiadanie chłopaków!

- Mam dwadzieścia dwa lata!

- A ja sześćdziesiąt! - krzyknął Kal.

- Nie wyglądasz - mruknął Hugo zaraz potem oberwał łokciem aż stęknął.

- Kalsifer pamiętasz przepowiednię? Myślisz, że istnieje jakiś magiczny sposób zajścia w ciążę? - spytałam uprzejmie.

Brat otworzył usta, zaraz potem z powrotem je zamknął. Doskonale wiedział, że żadnego innego sposobu nie było, mimo to wolał nie pozwolić zbliżyć się jego kochanej siostrzyczce do jakiegokolwiek... niedźwiedzia. Czułby się lepiej, gdyby mógł odgrodzić nas od tego niebezpieczeństwa wiążącego się z ewentualnym złamanym sercem, czy zakochaniem bez pamięci. Może bał się, że w ten sposób zapomnimy o nich? Kto wie co chłopaki mieli w głowach.

- Słyszysz? - spytał zuchwale Hugo mocniej przyciskając mnie do siebie. Wpatrując się w Kal'a pocałował mnie w szyję, co wywołało dziwnie przyjemne dreszcze. Spojrzałam na mężczyznę zaciekawiona tym niespotykanym zjawiskiem. - Potrzebuje mnie.

- Trzymaj się z dala od Luny - warknął Kalsifer podchodząc do nas. - Zostanę tu. Chodź, poszukajmy jakiegoś rodzinnego namiotu.

- Luna i Aria zostają tutaj. Śpią ze mną. Wątpię, żebyś sam chciał podobnej sytuacji będąc na moim miejscu - rzucił mężczyzna mrużąc oczy. - Należą do mnie.

- Dlaczego miałyby...?

- Może tak byście mnie o zdanie spytali? - zapytałam ze zdenerwowaniem. - Mówicie jakbym w ogóle nie miała prawa zadecydować, choć przecież tu chodzi o mnie.

Mężczyźni spojrzeli na mnie, zaraz potem znów na siebie, jakby próbowali zadecydować czy rzeczywiście chcą włączyć mnie w tę konwersację. Hugo wydawał się chętny, z kolei Kal miał odmienne zdanie, podejrzewając co mogę wybrać. Zdecydowanie wybierał taktykę pod tytułem: "Udawanie, że zdanie siostry nie istnieje". Nie znosiłam tego.

- To jest bardzo dobry pomysł - ucieszył się Hugo. - Wolałabyś spać ze mną, prawda?

- Luna nigdy nie wybrałaby...

- Tak - przerwałam bratu.

Głośno nie przyznałabym się, że dzięki Hugo mogę przespać całą noc bez koszmarów. Było to orzeźwiające. Zapomniałam jak cudownie było się wyspać, wypocząć i obudzić się w dużo lepszym humorze. Co prawda wiązało się to ze spaniem wtulona w mężczyznę, którego nie znałam zbyt dobrze, ale wątpiłam, aby chciał zrobić mi krzywdę. Bardziej mógł celować w dobranie się do mojej spódnicy, a tą mogłam ochronić.

- Naprawdę?! - Kal klęknął przede mną, łapiąc mnie za dłoń. - Dlaczego wybierasz jego ponad mnie? Ja mogę skutecznie cię obronić. Słuchaj mam plan.

- I w tym Hugo może pomóc - powiedziałam klepiąc brata po ręce. - Jest...

- Luna! Od kiedy w takim stopniu ufasz człowiekowi? Czemu nie posłuchasz brata? Wiedziałem, że kiedyś przyjdzie czas, kiedy porzucisz swojego starszego braciszka, za którym tak biegałaś w dzieciństwie, dla jakiegoś... niedźwiedzia! - wzdychając przycisnął nasze złączone dłonie do swojego czoła.

Znałam tę taktykę z siostrami albo gdy w grę wchodził mężczyzna. W takich sytuacjach brał nas na litość zgrywając pokrzywdzonego. W zasadzie nauczył tego każdego swojego brata, gdy odkrył działanie tej broni. Żadna z nas nie chciała smucić czy porzucić rodzeństwo, więc dawałyśmy się na to. Jednakże uodporniona na zagrywki dzieciaków, patrzyłam na zachowanie brata z przymrużeniem oka.

- Niestety, obawiam się, że porzucę cię dla jakiegoś niedźwiedzia o imieniu Hugo - odparłam na co Kalsifer zesztywniał. Posłał mi spojrzenie pełne niedowierzania. - Wiesz, wydaje mi się, że możesz go nazywać swoim szwagrem.

- Szwagrem?! - Kal zerwał się na równe nogi, szukając w mojej twarzy oznak żartu. - Mówisz poważnie? Przecież się nie ochajtałaś! Nie będę nazywać żadnego faceta swoim szwagrem, dopóki nie będę uczestniczyć w ślubie. Chociaż nie! Dopóki całe rodzeństwo nie obejrzy ceremonii ślubnej.

Więc chciał utrudnić sprawę do tego stopnia, by nasze bycie razem nie zostało upublicznione. Musiałam przyznać, że było to całkiem genialne zagranie. Dawał sobie na tyle dużo czasu żeby "pomóc" mi przemyśleć sprawę tak bardziej na niekorzyść Hugo. Oczywiście jego plan raczej spali się na panewce, ponieważ sugeruje istotną rzecz. Mianowicie "bycie razem". To z kolei nie miało miejsca w naszym wypadku.

- Szwagrem - powtórzył Hugo uroczyście.

Mój wzrok i Kal'a padł na mężczyznę, który uśmiechał się pod nosem, będąc całkowicie w swoim świecie. Wyglądał uroczo z tym nieobecnym, poważnym wyrazem twarzy i lekkim wykrzywieniem kącików ust ku górze. Widać było, że wizja kreowana w jego głowie, całkiem mu się podoba. Pewne było również to, że zacznie tworzyć plany, by się spełniła.

- Po twojej śmierci, będę nazywać cię szwagrem - zadecydował Kalsifer szczerząc zęby.

- Wątpię. Dojdzie do tego szybciej niż sądzisz - prychnął Hugo.

- Ciekawe.

- Och, no wiesz. Raczej przyznasz się do swoich siostrzeńców, prawda?

- Siostrzeńców...?

Brat potrzebował całej minuty, aby pojąć słowa Hugo, ja zrozumiałam je natychmiast. Z ich powodu moja twarz zapłonęła czerwienią, zaś oczy wolały uniknąć widoku twarzy mężczyzny. Dlatego wpatrywałam się w powoli czerwieniące się z wściekłości policzki Kalsifera.

- Człowieku chyba nie wiesz z kim masz do czynienia! Myślisz, że pozwolę ci zrobić mojej maleńkiej siostrzyczce, dzieci?! Poczekaj tylko...! - zakasał rękawy gotowy do walki, którą ponownie zatrzymałam. Jednym słowem.

- Przepowiednia.

Wywołało to ambiwalentne uczucia. Człowiek był zadowolony. Smok - zrezygnowany. Jednakże obaj zdecydowali się wdrożyć swoje plany w życie, ignorując moją wolę. Byli gotowi wyeliminować ze sceny tego drugiego, całkiem niepotrzebnego. Musiałam im zepsuć je tak szybko jak się dało, żeby nie musieć później mierzyć się z konsekwencjami ich działań.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro