DYSNOMIA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bezprawie.

ANARCHIA RZĄDZIŁA OLIMPEM. A szaleństwo zadomowiło się na dobre w życiu Zeusa. Władza był niewygodna i trudna, gdy przy boku nie było Hery. Nie zdawał sobie sprawy ile rzeczy robiła sama, nad iloma pracami czuwała z pomocną dłonią.

Szalał z wściekłości i majaczył cicho do siebie.

— Źle się dzieje, źle — mruczał pod nosem, ocierając zmartwioną twarz. To mógł być koniec.

Razem z odejściem żony, odeszła cząstka jego duszy.

— Och kochany! — Spojrzał w bok i przez moment zdawało mu się, że widzi Herę dotykającą jego ramienia.

Ale jak szybko się pojawiła piękna twarz Hery, tak szybko i zniknęła. Została mu tylko delikatna Europa. Zamknął oczy, próbując odnaleźć rozkosz z nieśmiałego dotyku rąk dziewczyny.

Ale on potrzebował czegoś, czego już nie posiadał.

Nagle otworzył burzliwe oczy i spojrzał na kochanicę.

— Odejdź, kobieto!— wrzasnął.

— Kochasz ją mocno, mój panie — stwierdziła, opuszczając bezwładną dłoń przy swoim ciele, tak innym w dotyku niż aksamitna skóra Hery.  — Ona uciekła, bo chce być znaleziona.

— Nie — zaprzeczył z lekkim uśmiechem. Znał swoją żonę. — Ona uciekła ode mnie. Nie chce być znaleziona. Ukryła się gdzieś ze swoją zranioną dumą.

— Zranioną dumą czy miłością, mój łaskawy panie?

Zostawiła go samego.

Chodź wątpił, że mógłby być kiedykolwiek samotny.  Jego dusza nie odstępowała go na krok. Był więźniem uczuć, których nigdy nie pragnął w swoim życiu.

— Wezwijcie Hadesa!

Chociaż zniszczenie posągu było łatwiejsze, niż zranienie boskiego ciała — nie miała lęku.

Patrzyła w zimne oczy marmuru i niewzruszenie, z siłą popchnęła go. Unosiła się honorem i dumą, gdy przechodziła pomiędzy zniszczonymi rzeźbami.  Były zniszczone jak ona w środku. Nie były już piękne.  Bo kamień sam w sobie jest brzydki, ale gdy ciężką pracą go formujesz nabiera swojego własnego uroku.

Biały materiał przy najmniejszym ruchu powiewał przy jej nogach.

— Czy to było potrzebne, siostro?

— Hadesie — powiedziała zimno, siadając na tronie, z którego obaliła marmurowego męża. 

— Unosisz się swoją dumą i słusznie, siostro — rzekł jej. — Ale dajmy spokój małym sprzeczkom.

Uniosła brew w zaciekawieniu. Do czego dążył jej ukochany brat? Samo spojrzenie mówiło, czego od niej żądał.

— Jeśli nie masz tego na myśli, bracie nie mów tego — powiedziała.

— Hero! Królowo! — zagrzmiał, i zrozumiała jak wszyscy są do siebie podobni. — Wróć na Olimp.

— Na Olimp? — zapytała z rozczuleniem. — Nie, bracie. Zeus nie zrozumiał swojej kary, nie wrócę — powiedziała hardo. — Jestem królową. Królowej się nie rozkazuje!

— Nie rozkazuje ci, siostro— powiedział, zbliżając się do niej pomiędzy zniszczonymi podobiznami Zeusa. — Anarchia panuje wszędzie! Ludzie nie wiedzą w co wierzyć, w co nie. A ty będziesz przyglądała się z boku? Z daleka? Bo Zeus pragnie innych kobiet?

Zacisnęła szczęki, rozumiejąc już wszystko. Przysłał ją! Nawet najdroższy z braci ją zdradził!

— Zajmij się Podziemiem, a nie sprawami ludzi!

Spojrzała w jego oczy bliźniacze oczy.

— Odejdź teraz, Hadesie.

— Przemyśl, co czynisz siostrzyczko. I wycofaj się, kiedy jest jeszcze czas.

— Czas? — zakpiła, obłamując kawałek marmurowego oparcia. — Czas się skończył dawno temu!

Iskierki złośliwości zabłysnęły w jej oczach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro