⊙Rozdział 1. Draka na lotnisku⊙

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Młoda blond-włosa kobieta, późną porą chodziła po lotnisku. Dzisiaj została dłużej w pracy niż powinna, chciała zrobić nadgodziny by zarobić więcej dla swoje chorowitej mamy. Kochała ją dlatego za wszelką cenę chciała zarobić. Kierowała się do wyjścia, kiedy usłyszała za sobą warkot. Odwróciła się gwałtownie i zamarła z przerażenia. Zaczęła uciekać i wołać o pomoc, której nikt jej nie udzieli bo jest tu sama. Biegła i biegła, aż się przewróciła i już więcej nie wstała. Coś ją oślepiło, a potem poczuła jak ją rozrywa. Bolało niemiłosiernie, ale tylko przez chwilę, bo potem nastała ciemność. Jej ostatnią myślą była matka, którą zostawiła samą.

Razem z Lokim siedzieliśmy na lotnisku i przeglądaliśmy oferty podróży. Ten matoł i jego iluzje są bardzo pomocne, nie muszę się wysilać by ludzie nie widzieli moich oczu. Przeglądam cennik i czuje jak moje wnętrze pęka od widoku tych cen. Szkoda, że ta zaległa wypłata nie mogła przyjść akurat w tym monecie. Loki wskazał palcem na jeden z pakietów. Był to lot dla nowożeńców.

— No ciebie chyba pojebało — powiedziałem do niego.

— Taniej wyjdzie — odparł.

— Czy ja ci wyglądam na pierdolonego geja albo transa?

— Szczerze? — zapytał, unosząc brew. — Tak, na geja i nekrofila.

— Co wy kurwa macie z tym nekrofilem?

— Mieszkałeś w krypcie.

— Ale tam nie było zwłok do ruchania! — warknąłem w jego kierunku, a on się zaśmiał.  —  Jesteś niemożliwym pajacem...

Loki tylko wzruszył ramionami, dalej się uśmiechając niczym cymbał. A może jednakby tak mu wsadzić nóż w oko i je wydłubać, a potem podsmażyć nad ogniskiem? Wątpię, że byłoby to  smaczne, ale zawsze można było poeksperymentować w kuchni. Odwróciłem wzrok od zielonookiego i zacząłem się rozglądać. Lotnisko jak lotnisko, wielkie i pełne ludzi, którzy przychodzą i odchodzą. Wszyscy myśleli tylko o tym by zdążyć na samolot albo po długim czasie spotkali się ze swoją rodziną. Rodziną... szkoda, że ja nie mogę już jej zobaczyć... gdybym wiedział, że istnieje sposób na zmianę ślepca z powrotem w widzącego nie zabiłbym swojej ukochanej, ale niestety życie nigdy nie było po mojej stronie. 

— Ej kochanie! — powiedział Loki pstrykając mi przed oczami.

— Czego chcesz blondyneczko? Nie widzisz, że myślę nad tym jak się wyrwać do tego Watykanu? 

Ten tylko wskazał dłonią w stronę tłumu. Wstałem razem z nim i powoli ruszyłem w jego kierunku. Jak mogłem go nie zauważyć? A no tak byłem zajęty myśleniem o swojej ex... Odgoniłem myśli o niej daleko od siebie i przepychając się z Lokim przez tłum doszliśmy do mojej ukochanej żółtej taśmy. Spojrzałem dalej i zobaczyłem kilku policjantów i koronera. Z nawyku chciałem po prostu przejść pod taśmą i iść zbadać trupa, ale powstrzymał mnie jeden z piesków.

— Tu nie można wchodzić — powiedział i zablokował mi przejście.

— Przepuść mnie jestem... — zacząłem, ale Loki mi przerwał.

— Detektyw Dean Lokren i mój partner Sam Kaspar. Dostaliśmy powiadomienie o znalezieniu ciała na lotnisku i przyjechaliśmy, ponieważ akurat byliśmy w okolicy — mówiąc to wyjął z kieszeni odznakę. 

Ach ten stary kłamca, zawsze widział jak namówić ludzi do współpracy. Pogrzebałem w przedniej kieszeni dając Lokiemu do zrozumienia, żeby stworzył tak odznakę i dla mnie. Mimo faktu bycia blondynką doskonale zrozumiał o co mi chodzi i poczułem w dłoni metal, który wyjąłem i pokazałem facetowi przed sobą. Ten tylko się im przyjrzał i podniósł dla nas taśmę. Podziękowałem mu skinięciem głowy i wraz z "Deanem" przeszliśmy pod nią. Ruszyliśmy w stronę ciała, a na miejscu ponownie się przedstawiliśmy.

  —  Więc kim jest ofiara? — spytałem, kucając przy ciele.

  — Anastazja Rika, młoda pracownica, która została po godzinach. Zmarła około godziny pierwszej z powodu głębokich ran ciętych. 

Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. Był osmolony i wskazywał godzinę  wspomnianą przez koronera. Byłem pewien, że nawet nie zauważyli tego szczegółu na zegarze. Ślady na jej szyi i klatce piersiowej wskazywały na użycie sierpu albo ostrych pazurów.  Pierwsza opcja raczej nie była prawdopodobna, więc najpewniej zrobił to byt nadprzyrodzony. 

— Mogę skorzystać z pańskich przyrządów? — spytałem koronera, wskazując na jego torbę.

— Nie sądzę by pan coś znalazł, ale proszę bardzo. 

Wziąłem wyjąłem z jego torby wacik i zamoczyłem go w ranie ofiary. Krew kleiła się do przedmiotu i nie chciała go wypuścić z środka rany, ale w końcu udało mi się go odzyskać. Przyłożyłem go sobie pod nos i skrzywiłem się przez zapach metanu i uryny. Nie dość, że krew zmieniła swoją konsystencje to na dodatek woń na paskudną. Wyjąłem z kieszeni zapalniczkę i podpaliłem wacik, który puchnął jasno czerwonym płomieniem. Szybko go zgasiłem, co nie było w cale takie łatwe, ale udało mi się w końcu. Założyłem rękawiczkę i wsadziłem dwa palce do ust trupa. Sprawdzałem stan uzębienia i podniebienia, były całe, ale język był zwęglony i rozpadał się pod moim dotykiem. Wyjąłem rękę z jej ust i sprawdziłem oczy. Przyjrzałem się jej źrenicą, które zostały zmniejszone przez ilość światła jaka na nie padała. Wstałem z kucek i zdjąłem rękawiczkę, po czym rzuciłem nią do kosza. Przez chwilę jeszcze wraz z Lokim rozmawialiśmy o tym wszystkim z policją, ale niestety jak to oni niczego nie potrafili sami znaleźć. 

— Więc co odkryłeś? — spytał, gdy oddaliliśmy się od miejsca zabójstwa.

— Mamy do czynienia z Shadow — odpowiedziałem, a po chwili dodałem. — Polecimy jutro dzisiaj zostajemy tutaj i zajmiemy się tym paskudztwem.

  — Ta jest kapitanie Sparrow.

Razem z blondynem postanowiliśmy usiąść, gdzieś pod ścianą i narzucić na siebie iluzję niewidzialności. Czekaliśmy tak, aż przestałem odczuwać ludzką energię. Wstałem, a Loki zdjął z nas zaklęcie.

— Więc jak go zwabimy? — spytał. —  Bo ja mam pewien pomysł.

— Zaskocz mnie. 

Kłamca uśmiechnął się i zaczął falować, by po chwili zmienić swój wygląd. Nie był już blondynem tylko brunetem o czerwonych oczach i bliźnie przechodzącej po lewym oku. Miał na sobie czarną, męską bokserkę przez co było widać na jego umięśnionych ramionach blizny po pociskach i ostrzach.  Na prawym ramieniu miał tatuaż przedstawiający dwa kruki stojące do siebie tyłem. Jeden z ptaków był biały o niebieskich oczach, a drugi czarny o czerwonych. Przy pasie miał przypiętą kaburę na broń oraz kilka noży.

— Serio kurwa? — spytałem zażenowany. 

— No polujemy w końcu na Shadow, a komu się ona nie oprze jak nie swojemu diabełkowi?

— Chyba pierdolły ci się fakty, bo ta Shadow nie będzie seksowną białowłosą o szmaragdowych oczach, która wyrwie ci serce rękawiczką z pazurami.

— Psujesz całą zabawę — bąknął, zmieniając się z powrotem w siebie. — Zobaczyłbyś, że by na mnie leciała.

— Jak ten koń z którym masz dziecko? — spytałem, unosząc brew.

— Ej, ale ty od Sleipnira* to się odpierdol — warknął do mnie.

— Wiesz miłość bywa ślepa, ale jak mogłeś zrobić to z koniem? Albo czekaj... Fenrir też nie jest człowiekiem, Hel jest w połowie martwa, a Jörmungang  to pierdolony wąż.

— Czy z łaski swojej możesz odpierdolić się od moich dzieci i ruszyć dupę? —  spytał podirytowany. — A swoją drogą stoi za tobą ta poczwara, którą mamy zabić. 

Momentalnie odwróciłem się i odskoczyłem, unikając ostrych pazurów. Spojrzałem na poczwarę i przyszykowałem do kolejnego ataku. Bestia ogółem była pozbawionym nóg cieniem, w której klatce piersiowej palił się ogień. Z barków i łokci wyrastały kolce, a zamiast palców miał pazury. Twarz wyglądem przypominała nietoperza tylko zamiast uszów miała rogi, a z pyska wystawały ostre kły. Oczy były samymi białkami, a skóra była czarna. Z pleców wyrastały mu smocze skrzydła, których błony miały taki sam kolor jak jego ogień w klatce piersiowej. 

Wystawiłem przed siebie dłoń, a w niej pojawił się obsydianowy obrzyn pokryty czerwonymi runami. Przeładowałem go i skoczyłem nad stworem strzelając w niego. Pociski niestety przeleciały przez niego, a ten swoimi długimi rękami próbował mnie złapać. Używając skrzydeł uniknąłem ataku, jednak miałem tu mało miejsca do latania. Poczułem pazury na lewej nodze i coś mną rzuciło o podłogę. Na moment zabrakło mi powietrza, a potem odtoczyłem się od kolejnej serii ataków. Cień napierał na mnie, a błazen oczywiście się temu przyglądał i wsuwał w najlepsze popcorn. Zwyzywałem go w myślach od zoofilów i uniknąłem kolejnego ataku cienia. 

Wycelowałem w niego i ponownie wystrzeliłem, usłyszałem tylko śmiech cienia, który myślał, że pociski przelecą przez niego. Nic bardziej mylnego tym razem odstrzeliłem mu głowę. Uśmiechnąłem się patrząc na elektryzującą się broń. Jak widać //funus// działa cuda jak zawsze. Wstałem z ziemi i podszedłem do wijącego się cienia. Poczułem jak moje oczy pieką, a wargi kują wydłużające się kły. Rzuciłem się na Shadow i wgryzłem w niego. Poczułem jak po moim ciele przechodzi płomień, a następnie nasycenie. Cień zniknął na zawsze, a ja wstałem, oblizując wargi. Spojrzałem na Lokiego, który zaklaskał z uznaniem, a ja pokazałem mu środkowy palec.

— Mogłeś mi pomóc — warknąłem do niego, sięgając po kapelusz.

— A gdzie by była wtedy zabawa? — zapytał, unosząc brew.

— W dupie.

— To propozycja? Bo jeśli tak to Chris będzie zazdrosny.

— Jak ja ci kiedyś krzywdę zrobię... — powiedziałem, przecierając ze zmęczenia oczy.

— No już nie denerwuj się tak bo podczas tych dni to nie wskazane — mówiąc to na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. Miałem już coś powiedzieć, kiedy dodał.  — Swoją drogą kupiłem bilety i nie, nie wziąłem pakietu dla nowożeńców więc nie bój się o swoją dupę.

Pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem i razem z nim opuściliśmy lotnisko. Oby ten cymbał kupił bilety do tego Watykanu inaczej zrobię mu krzywdę. 

*ośmionogi koń , dziecko Lokiego. Sleipnir jest szarej maści, potrafi poruszać się po ziemi, w powietrzu, po powierzchni wody (nie chodzi o pływanie, tylko wręcz chodzenie po tafli wody) i po piekle.  

I pierwszy rozdział już za nami. Jak sie podobał? Ciekawy? A jestem bardzo ciekawy czy zrozumieliscie nawiazanie jakie tu bylo xp.

Dajcie znac jak sie podobało i widzimy sie niedługo ;)

Kolejny rozdział: 22.07.2017

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro