⊙Rozdział 10. Wieża przyjemności⊙
"Życie to pożądanie. Cała reszta to tylko szczegół."
- Janusz Leon Wiśniewski
Otworzyłem oczy, czując niemiłosierny ból. Gdy zobaczyłem, że ktoś się nade mną pochyla niewiele myśląc przywaliłem mu z łokcia w twarz. Usłyszałem zdziwione jęknięcie i upadek na kamienną dróżkę. Powoli usiadłem, a mój świat znowu nabierał kształtów. Spojrzałem na Lokiego, który trzymał się za znowu złamany nos. Posyłał mi on wściekłe spojrzenie, a ja tylko wzruszyłem ramionami i zapytałem.
— Czy ty chciałeś mi zrobić usta usta?
— Nic innego nie pomagało... — skwitował. — Uwierz to byłaby kara również dla mnie.
— Jasne — warknąłem wstając.
— Kas... ty krwawisz.
Zamrugałem i przetarłem krew, która spływała mi po oku. Dotknąłem czoła, w którym było niewielkie wgniecenie jak po pocisku. Mimo, że nie przebiło się głębiej to krew i tak leciała. Przeszły mnie dreszcze, kiedy przed moimi oczami na nowo przeleciała iluzja sukkuba. Powstrzymałem wydobywający się z mojego gardła krzyk bólu i tylko przetarłem skroń. Otrzepałem marynarkę i ruszyłem przed siebie. Loki stał jeszcze przez chwilę, zapewne zastanawiając się co wiedziałem i dopiero ruszył za mną. Nie pytał o nic, za co byłem mu wdzięczny.
Wiedząc, że kłamca idzie gdzieś z tyłu sięgnąłem pod swoją koszulę. Położyłem czubki palców przy sercu, a paznokcie zmieniłem w pazury. Naciąłem swoją skórę i włożyłem powoli palce w ranę. Poczułem ciepły metal i wyjąłem go z swojej piersi. Był to srebrny kieszonkowy zegarek, który dostałem od swojej anielicy. Otworzyłem go i uśmiechnąłem się smutno. W środku poza tarczą zegara było również zdjęcie, na którym obejmowałem Norę, a na kolanach siedział mi Iri, trzymając w rączkach króliczka. Pamiętam jak nie mógł usiedzieć w miejscu by Nina zrobiła nam zdjęcie. Zawsze był żywiołowym szkrabem, który niestety... Przełknąłem gulę stojącą mi w gardle i schowałem zegarek na swoje miejsce. Przypaliłem ranę rozgrzanymi pazurami i uniosłem głowę do góry.
Przeszłość to przeszłość, ale dobrze wiem, że mój maluszek byłby smutny widząc mnie w takim stanie. Zawsze uważał mnie za najlepszą osobę w czyśćcu. Nie mogę się pozbyć przeświadczenia, że go zawiodłem. Pokręciłem głową i ruszyłem przed siebie, zabijając każdą demoniczną dziwkę po drodze. Były idealne jako manekiny do wyładowania frustracji oraz długo chowanego gniewu. Głos wewnątrz mnie, krzyczał bym zabijał więcej i więcej. Szczerze mówiąc chciałem się mu poddać i patrzeć na rzeź. Pokręciłem szybko głową by opanować wewnętrznego ślepca, który chciał się już wydostać.
Wykonałem skok w tył i zablokowałem atak szponów za pomocą metalowego kija. Biały wilkołak nie zraził się tym tylko spróbował mnie podciąć. Wyskoczyłem w górę uwalniając skrzydła. Ger zawył i wybił się szybko. Ledwo mrugnąłem, a leżałem przeciśnięty do ziemi całym jego cielskiem. Mruknął on zwycięsko i zszedł ze mnie. Westchnąłem zrezygnowany po ponownej porażce z wilkołakiem.
— Coraz lepiej ci idzie — powiedział Ger zmieniając się w chłopaka o wilczych uszach i ogonie. Ubrany był w skórzaną kurtkę, a jego białe włosy układały się na wszystkie strony.
— Ale dalej cie pokonać nie potrafię — odparłem i skorzystałem z jego pomocy, gdy ten podał mi rękę.
— Już niewiele ci brakuje.
— Jasne...
— No przynajmniej już umiesz walczyć używając skrzydeł — odpowiedział wzruszając ramionami.
Z tym akurat ma rację, walka z rozłożonymi skrzydłami stała się o wiele prostsza. Spojrzałem na swoje pióra i delikatnie poruszyłem nimi. Uśmiechnąłem się chcąc pochwalić się swoimi zdolnościami przed wujkiem. Na wspomnienie Kaspra uśmiech zszedł mi z twarzy i schowałem skrzydła. Powiedział, że już mnie samego nie zostawi... to gdzie jest? I czemu nie wrócił do krypty?
— Dalej cie to gryzie co młody? — spytał Ger przeciągając się.
— A jak myślisz? — zapytałem nie siląc się na miły ton. — Jest moim jednym żyjącym krewnym...
— Wiem, że jest ci ciężko, ale chłopaki robią wszystko by go odnaleźć.
Ma rację... Greed od kilku miesięcy poszukuje Kaspra po całym kontynencie. Selg też się nie oszczędza podobnie zresztą jak i Chris. Całej trójce wbrew pozorom zależy na życiu mojego wujka. Jestem im za to ogromnie wdzięczny, nie to co tym pierdolonym aniołom i Zaakielowi, którzy nic sobie z tego nie robią! Wziąłem głęboki wdech i wydech, po czym ruszyłem za starszakiem w stronę drzewa.
— Tatko wspominał, że Greed coś odkrył — powiedział, gdy pojawiliśmy się w świecie pod drzewem.
— Tak?
— Mhm... i chce byś też przyszedł.
— Gdzie i o której? — zapytałem od razu.
— Tu za pięć minut wszyscy przyjdą.
Zacisnąłem delikatnie pięści, powstrzymując się od biegnięcia do sali obrad leszego. W końcu może odkryli co się stało tamtego dnia, kiedy Kasper zniknął i zostawił po sobie zaledwie jeden list skierowany do Chrisa. Napisał w nim by zaopiekował się on mną i moim treningiem, bo jestem dla niego ważny. Przyrzekłem wtedy, że go ukatrupię za to że odszedł nie żegnając się osobiście.
Po kilku minutach z wilkołakiem weszliśmy do komnaty, w której już na nas czekano. Greed siedział przy stole i stukał długimi szponami o niego. Selgan opierając się o kontuar przeglądał jakąś mapę. Chris opierał się za to o ścianę i bawił pistoletem.
— Wszyscy są? To zaczynaj Greed — powiedział brunet, a leszy podszedł do stołu.
— Młody lepiej usiądź... —odparł demon.
Uniosłem brew i wykonałem polecenie gada, który zaczął opowiadać. Mówił, że za przywołanymi bestiami stała ciocia Nora, która zmieniła się w ślepca. O tym jak walczyła z Kasprem na śmierć i życie, a także o tym jak go zmieniła w upadłego i umarła. Powiedział, gdzie ją pochował i gdzie zniknął. Opowiadał o miejscach w jakich go widziano, aż do Watykanu. Czułem jak dłonie zaczynają mi drżeć, a do oczu napływają łzy. Zacząłem rozumieć, dlaczego nie wrócił...bał się, że mnie skrzywdzi... a ja myślałem przez cały czas, że mnie porzucił.
— Czemu akurat Watykan? — zaciekawił się Selg, jednocześnie przywracając mnie do świadomości. Przetarłem twarz dłońmi, musiałem się skupić, chociaż widziałem że nic już wujkowi nie pomoże prócz łaski zabicia.
— Jedna katedra otwiera portal do innej wersji piekła — odparł Greed.
— Innej? — Chris uniósł brwi. — To nie ma tylko jednego?
— Zależy od płaszczyzny świata. To akurat jest wersją piekła z podróży Dantego.
— Tego, który napisał "Boską Komedie"? — spytałem.
— Dokładnie — odpowiedział demon.
— Chcesz powiedzieć, że jest w innym wymiarze i na dodatek w innej rzeczywistości? — Chris zrezygnowany przetarł swoje oczy. — W co ten kretyn znowu się wpakował...
— Gdyby się w nic nie wpakował to to by nie był Kas — skwitował Selgan.
— Właśnie, wtedy bym mógł przypuszczać że jest chory — zaśmiał się Greed. — Przyznaj, że martwisz się o swojego kochanka Christine.
— A w życiu i nie mów tak do mnie! — Mimo obrażonego tonu głosu wybuchnął śmiechem razem z wszystkimi.
— Więc co robimy? — zapytałem.
— Ty nic — odpowiedział mi Selg. — Poza treningiem z Gerem.
— A my ruszamy uwolnić księżniczkę — powiedział Greed wstając z krzesła.
— Też chcę iść! — zaprotestowałem.
— Oj młody, młody... — zaczął Chris — Kasper by nas zabił gdybyśmy pozwolili ci iść z nami.
Niestety musiałem przyznać im rację i tylko westchnąłem zrezygnowany. Oby udało im się go odnaleźć i ocalić. Nie wiedzieć kiedy zacząłem się modlić o jego bezpieczeństwo.
Szliśmy już od dobrych kilku minut, a wieża na horyzoncie stawała się coraz większa. Po drodze opowiadaliśmy sobie jakieś durne dowcipy z cyklu przyszła baba do lekarza albo kto wydymał twoją matkę. Naprawdę nie chcecie wnikać w szczegóły, ale powiem wam, że trochę mnie to podbudowało. Co prawda dalej myślałem o swoim dziecku i ukochanej, ale udało mi się stłumić żal. Dla nich nie mogę być słaby, muszę iść z mieczem i uniesioną głową przed siebie. Póki co w obrażaniu słownym z kłamcą mieliśmy remis, ale nie zamierzałem z nim przegrać.
— Konio jebca — powiedziałem.
— Anielska dziwka — odpowiedział.
— Kurwa Odyna.
— Nekrofil.
— Pedał lubiący nosić damskie ciuszki.
— Szmata Zaakiela.
— Dare omnibus meretrix.
Już miał coś powiedzieć, ale akurat stanęliśmy przed wieżą. Uśmiechnąłem się zwycięsko, a on przeklął i powiedział, że poczeka, aż sam pokonam drugiego bossa w tej marnej grze zwanej życiem. Wywróciłem oczami i otworzyłem fioletowe wrota, przez które przeszedłem. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to gołe kobitki, ale to norma w burdelu. Kiedy ignorowałem ich zaczepki i obmacywanie warknęły wściekle. Westchnąłem i zamroziłem wszystkie wkoło mnie. Położyłem dłoń na swoim barku i lekko go rozmasowałem. Dalej bolał po walce z Minosem i Urielem.
Spojrzałem na schody z ludzkich czaszek i zacząłem iść po nich na szczyt. Żałowałem, że budowniczego nie było stać na windę, bo nim dotarłem na górę minęło dobre kilka minut. Wszedłem na dach, gdzie stał tron w kształcie serca, był jakieś dwa razy większy niż ja, a na nim siedziała niezła sztuka. Czerwone włosy opadały kaskadami na jej szczupłe ramiona. Z głowy wyrastały niewielkie rogi. Na przedramionach miała złote bransoletki, a skóra barwą przypominała świeżego trupa. Z tyłu wyrastał jej ogon zakończony serduszkiem oraz wielkie masywne skrzydła. Oczywiście była cała naga, a jej dól okalała tylko złota miniówka.
— Kto by pomyślał, że zabijesz Minosa — odparła Lilith z uśmiechem.
— Kto by pomyślał, że trafię tu na dziwki — wzruszyłem ramionami lekceważąco.
— Chojrak jak zawsze, a za chwilę będzie z ciebie miękka faja.
— Wybacz nie kręcą mnie sukowate demony.
W ostatniej chwili odskoczyłem w tył unikając jej bicza. Wyciągnąłem włócznię i zakręciłem nią młynka. Demonica wstała z tronu, z jej nóg wyrastał obcas, a długie pazury były koloru czerwonego. Zachęciłem ją ruchem dłoni, a ona zamachnęła się na mnie bronią. Wystawiłem przed siebie włócznię, a bat obwiązał się wkoło niego. Zaczęliśmy się przeciągać, suka była silna jak na swoją posturę. Ostatecznie rzuciła mną o podłogę, przez co stęknąłem. Przypomniała mi tym walkę z golemem, który rzucał mną jak szmacianą laleczką.
Warknąłem mrożąc obie bronie. Nim lód do niej doszedł puściła bicz i skoczyła na mnie z pazurami. Wyciągnąłem szybko sztylet i obroniłem się nim. Wymienialiśmy ze sobą długo ciosy. Zdzira poszarpała szponami moją ukochaną marynarkę i zraniła policzek, z którego pociekła krew.
— Ale pyszności — powiedziała oblizując szpony z mojej posoki.
— Fetyszystka...— odparłem, a ona odrzuciła mnie ogonem na tron.
Uderzyłem o jego oparcie i stęknąłem cicho. Demonica zaś wolnym krokiem szła w moim kierunku, eksponując swoje wdzięki. Była przekonana, że ze mną wygra. Każdy demon tak samo myśli, banda zadufanych w sobie debili. Oparłem brodę o dłoń, a kostkę prawej nogi położyłem na lewym kolanie. Pokazałem tym, że mam ją głęboko w dupie, przez co zawarczała i rzuciła się na mnie. Uśmiechnąłem się, gdy pod nią pojawił się lodowy krąg.
— //Glacies carcerem// — Białe światło zamknęło Lilith w lodowym krysztale, a ja wyciągnąłem do niej dłoń i zacząłem ją zaciskać. — Dobranoc głupia suko. — Uśmiechnąłem się szerzej. — //Tritura areae//
Zacinałem pięść, a kryształ pękł wraz z demonicą. Wstałem i podszedłem do fioletowej lakrymy, która została po Lilith. Wziąłem ją do ręki, a ona wleciała we mnie. Naprawiła mi ubranie i oddała mój kapelusz! Zdjąłem nakrycie z głowy i je pogłaskałem czule jak zwierzątko.
— I więcej mi nie uciekaj — powiedziałem do ubrania. Ta... ten psychiatra to jednak nie taki zły pomysł.
Poczekałem aż Loki łaskawie przyjdzie, a gdy to zrobił skoczyłem z nim do dziury pełnej zębów. Czas na ucztę w kręgu obżarstwa. Uśmiechnąłem się do siebie. Może podadzą coś smakowitego?
I tak o to widzimy jak Kasper zareagował na iluzję sukkubów... Cóż przynajmniej się nie poddaje. Widzieliśmy też naszych ulubieńców z Salem, którzy ruszają po Kaspra! Jak sądzicie uda im się go złapać nim Kas dojdzie do ostatniego kręgu?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro