⊙Rozdział 5. Fiesta de los muertos⊙

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W Modernist Cemetery w Hiszpanii, grupka czterech studentów, siedziała na jednej z płyt nagrobnych. Napakowany i raczej mało inteligentny brunet trzymał w dłoni księgę z trupią czaszką. Próbował coś z niej przeczytać, ale bez skutecznie. W końcu wkurzona rudowłosa wyrwała mu ją i sama zaczęła inkantować zaklęcie. Myśleli, że w ten sposób wezwą ducha swojego zmarłego przyjaciela i wierzyli w to. Pozostała dwójka patrzyła na nią, to na nagrobek Pablo i czekała. Nic się nie działo, aż w końcu coś złapało ich wszystkich i wciągnęło pod ziemię. Nie zdążyli nawet krzyknąć, a jedyne co po nich zostało to telefon rudowłosej. 

Jakim cudem kurwa?! Pytałem się w głowie. Czemu ja pomyliłem pociągi?! I to akurat musiałem wejść w pociąg do Lloret! Ja to mam jakieś zjebane szczęście. Z warknięciem, opuściłem wraz z blond fagasem stację i poszedłem w stronę taksówki. Loki nic nie mówił, ale jego oczy robiły to i to bardzo. Śmiał się i to ze mnie. W sumie nie dziwiło mnie to zbytnio, zwłaszcza po tym jak go opieprzyłem za polecenie złym samolotem. Z westchnieniem oparłem głowę o szybę, siedząc w samochodzie. Ruszył, a ja patrzyłem na nudny i suchy krajobraz. 

Moje myśli powędrowały z powrotem do Salem. Do przyjaciół i siostrzeńca. Ciekawe jak sobie radzi? I jak bardzo jest na mnie zły? Pewnie jest wkurwiony na maksa... Obiecałem, że go nie zostawię już nigdy... i nawet tej obietnicy nie mogłem dotrzymać. Miałem się nim zaopiekować, ale jak zwykle zawiodłem. Jestem taki beznadziejny... oby Chris się nim dobrze opiekował, inaczej osobiście urwę mu jaja. Zatrzymaliśmy się w centrum miasta i wyszliśmy z samochodu. Loki zapłacił za nas, a ja poprawiłem kapelusz. Mimo, że było z jakieś trzydzieści stopni, a ja ubrany byłem na czarno i to w marynarkę, to nie odczuwałem tego ciepła. Nie czułem ani chłodu, ani upału na mojej bladej jak ściana skórze.

  — Weź się przebierz, bo jak na ciebie patrze to mi się gorąco robi — bąknął Loki, który był ubrany w krótkie niebieskie spodenki z czerwonymi kwiatami i koszulę w kratę. 

  — Może spłoniesz wtedy żywcem? — zaproponowałem.

— Nie kręcą mnie takie rzeczy — odparł. —  Nie wiem za to jak ciebie?

— Z chęcią popatrzyłbym jak zwijasz się z bólu i dogorywasz w płomieniach. 

  — Dobry z ciebie kumpel...

— Pierdol się.

Ruszyłem w stronę jakiejś kawiarni. Miałem ochotę na czarną kawę i ciasto truskawkowe. Loki mrucząc coś pod nosem, szedł za mną. Uśmiechnąłem się w myślach. Po prostu uwielbiałem go denerwować, co prawda częściej on mnie wkurwia, ale to szczegół. W sumie, ktoś musi wyrabiać normę z Christine. A pro po brunetki ciekawe, kiedy w końcu się ożeni. Czai się i czai, a wieczoru kawalerskiego dalej nie ma. Przyrzekam jeśli zrobi ją jak mnie nie będzie to osobiście go wykastruje.  

  — Ciekawe czy spotkamy tu Lucynke? — zagadał Loki.

— Wymiary ci się pojebały — odpowiedziałem. — Ten nasz przeniósł się do innej linii czasu, a ten o którym mówisz, zakochał się w człowieku i mieszka w tym mieście.

— No... szkoda mogłaby być niezła orgia i popijawa.

— Tobie tylko jedno w głowie... — odparłem zrezygnowany, załamując przy tym ręce.

— Bo uwierzę, że tobie nie.

Wyciągnąłem paczkę fajek z marynarki i zapaliłem jednego. Zaciągnąłem się i wydmuchałem dym na bok. Loki popatrzył na mnie z niemą prośbą i z westchnieniem, dałem mu jednego papierosa. Jeszcze mi tu grupki nastolatków bez hajsu na fajki brakuje...

  — Sigyn była by na ciebie wkurwiona, gdyby się o tym dowiedziała — uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem jak mimowolnie się wzdrygnął. Dobrze wiedziałem, że jego żona trzyma gdzieś po szafkach jad węża, który rozpuszczał tą jego pyskatą mordę.

—  Nie było tematu... — powiedział, a ja powstrzymałem wybuch śmiechu.

Nagle chwyciłem się za głowę, słysząc przeraźliwe skamlenie i trzeszczenie kości. Ból jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. To co wywołało u mnie to uczucie było spowodowane najpewniej przez krzyki agonalne dusz. Poprawiłem kapelusz i przetarłem spocone czoło. Spojrzałem na Kłamce, który przyglądał mi się z uniesioną brwią i machnąłem ręką. Stwierdziłem, ze wyjaśnię mu wszystko dopiero przy kawie. Wiedziałem jednak, że coś się działo w tym mieście, tylko pytanie brzmiało gdzie dokładnie?

Gdy podzieliłem się z dawnym bogiem swoimi przypuszczeniami, postanowiliśmy się rozdzielić. W ten sposób szybciej przeszukamy większy obszar. Odwiedziłem kolejny cmentarz, gdy już zbliżała się noc. Poczułem jak coś pęka, gdy moja stopa się na tym znalazła. Zabrałem ją i zobaczyłem telefon. Chciałem go podnieść, ale odskoczyłem w tył gdy osiem par rąk chciała mnie złapać i zaciągnąć pod ziemię. 

  — Tak na pierwszej randce? — spytałem, gdy z ziemi zaczęły wychodzić trupy. 

Było ich czworo i wyglądali na około dwadzieścia kilka lat. Dwóch brunetów, blondynka i ruda. Mieli białka zamiast oczu, a ich skóra była szara i przegniła. Pomachałem sobie dłonią przed nosem, gdy poczułem paskudny zapach od nich bijący. Nawet ja nie chciałbym się tym żywić, a w sumie ich energii prawie nie było wewnątrz ciał. 

  — No nic... jak trup to trup — powiedziałem, wyciągając rękę. — //Rebelion//. — W koło mojej ręki obwiązał się czarny łańcuch zdobiony runami. Poczułem też ciężar na plecach, a gdy się odwróciłem by na to zerknąć, zobaczyłem czarną trumnę, z czerwonym odwróconym krzyżem. — Co to kurwa ma być?! — warknąłem i odskoczyłem w tył, unikając ataku.

 Zacząłem słać ostre wiązanki przekleństw i zdjąłem trumnę ze swoich pleców. Rozniósł się huk, kiedy postawiłem ją na ziemi. Trupy nie czekając długo, rzuciły się w moją stronę. Szarpnąłem łańcuchem, a trumna osłoniła mnie przed ich atakiem. Miałem dosyć ciężką tarczę i młot na łańcuchu. Uśmiechnąłem się wpadając na pomysł wykorzystania trumny i łapiąc metal oburącz zakręciłem się. Trójka odskoczyła przed atakiem, ale jednemu zmiażdżyłem tym sposobem głowę. Jak to mówią głupi ma zawsze farta, a w tym przypadku głupim byłem ja. Tak to się kończy, gdy do broni nie podają instrukcji obsługi. Wzbiłem się szybko w powietrze, gdy spod ziemi zaczęły wychodzić szkielety i inne trupy. Stanąłem na jednej z krypt i warknąłem.

Grób przede mną się roztworzył, a z niej wyszedł szkielet ubrany w szatę. Jego oczodoły paliły się na zielono, a z rąk ulatniał się gaz. W koło niego latały błędne ogniki. Nie były przyjazne, tak jak zawsze i nie były po prostu błękitnym światełkiem. Wyglądały jak płonące na zielono czaszki, które wyły z bólu. Licz wskazał na mnie kościanym palcem, a upiorne ogniki poleciały na mnie drąc się jak banshee podczas migreny. 

— //Funus// — powiedziałem, a łańcuchy z trumny opadły i obwiązały się całkowicie wkoło moich rąk. Pudełko na zwłok się otworzyło, a z nich wydobyło się warczenie, a po chwili wyskoczyło z niego stado cieni, z czaszkami wilków jako głowy i płonącymi czerwonymi oczami. — Nie można było tak od razu?! — zapytałem, patrząc jak bestie rozrywają i pożerają nieumarłych.

Zeskoczyłem z krypty i używając łańcuchów jak biczy niszczyłem stojące mi na drodze szkielety. Licz krzyknął, a moim kierunku poleciały kościane odłamki. Zakręciłem przed sobą bronią, broniąc się tym samym i skoczyłem do trupa. Większą część moich ataków uniknął, ale ostatnim udało mi się go związać. Poczułem jak kły wbijają mi się w wargi i chcą wgryźć się w pełne energii ciało licza. Urwałem mu głowę i wgryzłem się w płat czołowy. Dreszcz przeszedł od głowy po koniec moich stóp, a trup zmienił się w proch. Spojrzałem na rozszalałe cienie, które zaczęły wracać z powrotem do trumny, którą ponownie związał łańcuch. Po chwili z ziemi zaczęły wylatywać ogniki w stronę nieba. Dusze więzione tu mogły w końcu odpocząć w spokoju. Poklepałem drewnianą skrzynkę, która rozprysła i zniknęła. 

Ziewnąłem i przeciągnąłem się, mrucząc przy tym jak kot i zamknąłem na chwilę oczy. Wszechobecna cmentarna cisza przypomniała mi o moim domu w Salem. Westchnąłem i zapaliłem papierosa, po czym ruszyłem do wyjścia wyciągając telefon i dzwoniąc do Lokiego. Po tym wszystkim miałem ochotę na ciepły prysznic.

No cóż można powiedzieć, że wracam już chyba na dobre Xd. Skoro nie było mnie dosyć długo to w tym tygodniu dostaliscie az po jednym rozdziale z trzech różnych opowiadań :) O dziwo checi do pisania jak na razie mam i mam nadzieję, że to w jakimś stopniu widać ;).

Teraz wracajac do Ślepca to... Jakie miejsce obstawiacie na kolejny rozdział? XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro