Rozdział Trzeci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 

     Moriarty miał nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak. Mimo że ich baza była pełna ludzi, jakimś szóstym zmysłem wyczuł, iż brakuje tych najważniejszych osób. Z całą pewnością nie było najgłośniejszego z nich wszystkich Sebastiana, który zwykle krzykiem rozdawał rozkazy na prawo i lewo. Doktorem się nie przejmował. Przeważnie siedział grzecznie w swoim gabinecie.

     To Loren była najważniejsza z nich wszystkich. Ta wyjątkowa dziewczyna, miała w sobie to coś, co wszystkich do niej przyciągało.

   Jim postanowił poddać się instynktowi i udał się do biura aby sprawdzić monitoring. Leniwie opadł na czarny fotel, odpalił laptopa i uruchomił dostęp do kamer. Po dłuższej chwili doszedł do wniosku, że Loren nie ma w głównej bazie. Nie było również Sebastiana i ich nowego lekarza, co sugeruje, że wszyscy zajmują się dziewczyną tak jak im polecił.

    Musieli ją zabrać na prywatne piętro, gdzie znajduje się jej nowy pokój. A jako że tam wszystkie pokoje należą do niego, kamery obejmują tylko wyjścia z windy.

     Samozwańczy król przestępców szybkim ruchem podniósł się z fotela, wygładził garnitur i ruszył do wyjścia. Płynnie poruszał się w ciągu zawiłych korytarzy aż doszedł do ciemnych, drewnianych drzwi ze srebrną klamką.

     Delikatnie położył na niej dłoń i powoli otworzył drzwi. Od razu dało się słyszeć głośne krzyki Loren. Natychmiast zauważył dziewczynę, która mocno trzymała się jednego ze słupków podtrzymujących baldachim. Obok niej stał Sebastian, który prawdopodobnie próbował jej wytłumaczyć, że lekarz nie zrobi jej krzywdy. Natomiast Chris chował się w rogu pokoju i wyglądał jakby tylko chciał stąd uciec.

   Jim oparł się o framugę drzwi i podziwiał zaistniałą sytuację. W spokoju czekał, aż ktoś go zauważy. Nie musiał czekać długo, bo już po chwili biegła w jego stronę Lor.

   — Jim ratuj! — krzyknęła, by po chwili schować się jak małe dziecko za jego plecami. Moran wzruszył ramionami i zmęczony przysiadł na fotelu.

   — Chcą cię zabić, torturować? — zapytał lekko rozbawiony. Loren pokręciła głową. — Więc przed czym mam cię ratować?

  — Oni chcą mnie potraktować igłą! Igłą, rozumiesz? Doskonale wiesz, że nienawidzę igieł bardziej od Morana! — zaczęła panikować. Sebastian zmierzył ją wzrokiem.

  — No dzięki — mruknął.

  — Bez urazy — odparła szybko. Moriarty się zaśmiał.

  — Jestem pewien, doktorze, że zwykły spacer pomoże jej lepiej niż dawka środka uspokajającego. Proszę mieć na uwadze jej hematofobię. — Teraz zwrócił się do Lor: — Chodź, pójdziemy do parku.

  Doktor nie śmiał protestować.

~*~

   Oksana lubiła przebywać w parku pod osłoną nocy. Choć dorabiała sobie w pobliskim barze, również należała jej się krótka przerwa. Zwłaszcza kiedy pracuje się w dwóch różnych miejscach.

   W ciągu dnia dorabiała sobie, robiąc zdjęcia do lokalnej gazety. Nic szczególnego, ale zawsze dobrze, kiedy do kieszeni wpadnie kilka funtów więcej. Poza tym lubiła to. Oprócz tego chętnie robiła zdjęcia naturze, czy uchwycała śpieszących się ludzi, co zawsze ogromnie ją śmieszyło. Ci ludzie będą się spieszyć do końca życia. Spieszmy się zrobić zakupy zanim zamkną nam sklep! Spieszmy się na autobus! Spieszmy się do szkoły! Spieszmy się umrzeć! Osobiście wolała bierny tryb życia. Jeszcze zdąży umrzeć, jeśli nie z przepracowania, to z głodu, bo wyleją ją z pracy.

  Praca w barze należała do specyficznych. Nigdy nie mogła wiedzieć kto się pojawi i czy nie będzie musiała uspokajać pijanych klientów gotowych do rozpętania trzeciej wojny światowej. Rodzina i wielu znajomych próbowało jej wytłumaczyć, że ta praca nie jest dla tak delikatnej osoby, ale nie chciała ich słuchać.

  Stali klienci wiedzieli, że lepiej jej nie denerwować, bo w 165 cm wzrostu mieścił się blond włosy diabeł. Dwudziestolatka lubiła wydawać rozkazy i pomiatać ludźmi, dlatego najczęściej dostawała nocne zmiany.

  Teraz stała obok mokrej ławki i wypalała papierosa obserwując wejście do baru. Spojrzała na ekran telefonu i w myślach zaczęła odliczać czas do końca zmiany. To, że lubiła swoją pracę wcale nie oznaczało, że stawiała ją ponad kanapę i seriale.

   Wyrzuciła peta do kosza, poprawiła koszulę i udała się na ostatnie godziny męczarni. Zręcznie wyminęła zalanych facetów i uciekła na zaplecze. Tam szybko zdjęła szary płaszcz i udała się za bar.

   Szybko podawała zamówienia i ignorowała komentarze. Dzisiejszej nocy była wyjątkowo zmęczona i chciała już wrócić do domu. Nagle jej uwaga została zwrócona na wchodzących mężczyzn w garniturach. Nie wyglądali na klientów, a takich ludzi najbardziej nienawidziła. Zawsze jak się pojawiali sprowadzali kłopoty. Często przychodzili dokonać jakiejś wymiany lub ubić targ na ziemi "niczyjej". Zaczynało się od tego, że siadali gdzieś z boku, czekali na kogoś. Później pojawiali się kolejni, rozmawiali chwilę by później zorganizować małą bójkę wśród pijanych ludzi i wyjść niezauważenie.

   Dla pracowników były to nadgodziny, które spędzą sprzątając i licząc straty, a dla czarnej strefy idealny sposób na zawarcie umów.

   Oksana wzięła mały zeszycik i podeszła do zajętego przez mężczyzn w garniturach stolika.

   — Zamawiają coś panowie? — zapytała z uprzejmym uśmiechem, starała się również brzmieć kulturalnie. STARAŁA SIĘ. Mężczyzna spojrzał na nią dziwnie jakby zadała najgłupsze pytanie na świecie.

    — Odejdź, kobieto, jesteśmy zajęci i czekamy na kogoś — dziewczyna wzięła wdech i wydech, następnie uśmiechnęła się najbardziej jak umiała, obrócił się na pięcie i ruszyła przed siebie. Stwierdziła, że nie zrobi afery do czasu aż wszyscy się dobrze zachowują.

  Mężczyźni, prychnęła w myślach, kulturka jak się patrzy.

  Kiedy Oksana posprzątała szklanki i kieliszki zauważyła, że do baru wchodzi mężczyzna w towarzystwie młodej dziewczyny. Czarnowłosa od razu zwróciła uwagę młodej barmanki. Była szczupła, a obcisły strój podkreślał jej figurę. Miała w sobie coś mrocznego i tajemniczego, co nie pozwalało dziewczynie oderwać od niej wzroku.

  Przybysze pokierowali się od razu w stronę stolika zajętego przez mężczyzn w garniturach. Tamci wstali, skinęli sobie nawzajem głowami i usiedli naprzeciwko siebie.

  Barmanka chwyciła swój zeszycik, przybrała sztuczny uśmiech i ponownie ruszyła w stronę rogu sali. Podeszła wolnym krokiem i ponownie zadała pytanie

   — Coś dla państwa?- — starała się wzrokiem pokazać, że jeśli niczego nie zamawiają mają natychmiast opuścić miejsce jej pracy.

   — Mówiłem ci, że nic nie zamawiamy — mężczyzna podniósł głos.

   — Jeżeli nic nie zamawiacie... to wynocha i nie obchodzi mnie to, że macie interesy do załatwienia — wskazała drzwi.

   Umięśniony szatyn podniósł się z krzesła. Wzrostem górował nad blondynką, ale ona nie zamierzała dać się zastraszyć.

   — Słuchaj mięśniaku! To jest bar, a w barze się pije. Nie mam zamiaru zostawać po godzinach tylko dlatego, że zrobicie jakąś rozróbę! — wydarła mu się prosto w twarz. — Jak tak bardzo wam zależy, to przyjdźcie jak nie będę miała zmiany! — prychnęła i dźgnęła go palcem w pierś.

   — Chętnie się napiję. Trzy porcje ginu, jedna wódki, pół likieru lillet. Wstrząśnięte z lodem, nie mieszane. Możesz dodać skórkę pomarańczy lub cytryny. A ty Sebuś? Może whisky? — rzuciła czarnowłosa.

   Oksana uśmiechnęła się zwycięsko i poszła przyrządzić drinki.




Kto spodziewał się rozdziału tak szybko??

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro