Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spojrzałem na tekst piosenki znajdujący się na ekranie komputera. Nigdy nie śpiewałem, nawet do głowy nie przyszło mi, żeby próbować, dlatego tak strasznie obawiałem się wydania pierwszego dźwięku. Utwór, który wyszukałem miał dla mnie głębsze znaczenie z przeszłości. Usłyszałem go kiedyś spacerując przez prawie puste ulice.

Była chłodna noc, z nieba padał drobny śnieg, a moja głowa pulsowała od zbędnych na tamte czasy myśli. Nie potrafiłem wygłuszyć ich alkoholem, narkotykami, seksem, więc postanowiłem chodzić póki nogi nie odmówią posłuszeństwa, a oczy nie zamkną się ze zmęczenia. I nastało coś dziwnego. Nie było głosów, silników spalinowych mijających aut, szczekających w oddali psów. Była za to młoda dziewczyna okryta cienkim kocem i śpiewająca niczym aniołowie z filmów, które puszczała mi babcia. Stałem niczym zaklęty. Byliśmy tylko we dwoje, a otaczające nas słowa nieznanego mi języka otulały ciepłem, którego w tamtym czasie nie miałem.

- To pierwszy raz, kiedy ktoś uronił łzę - zwróciła się do mnie przerywając w połowie piosenkę.

- Przewidziało ci się - warknąłem chowając zmarznięte dłonie do kieszeni znoszonej kurtki - Czemu przestałaś?

- Zainteresowało mnie coś - ciaśniej owinęła się dziurawą tkaniną, a jej długa spódnica zafalowała, kiedy wolnymi krokami podeszła do mnie - Czy gdybym w tym momencie umarła, też byś uronił łzę?

- Głucha jesteś?! Pierdolona dziwka - odepchnąłem ją tak, że wylądowała na chodniku, a monety, które uzbierała w puszce rozsypały się przecinając ciszę nieznośnym hałasem.

Spojrzałem z odrazą jak zbierała drżącymi dłońmi swój cały majątek. Jakim prawem zwykła ulicznica mogła sugerować, że posiadałem w sobie na tyle emocji, żeby płakać? Już dawno nie odczuwałem czegoś takiego jak żal. Podobał mi się jej śpiew - nic więcej. Mogła zdechnąć jak pies, a nawet nie obejrzałbym się na jej obrzydliwe ciało - wychudzone, śmierdzące i zawszone.

Kogo ja chciałem oszukać?

Kucnąłem i zacząłem pomagać w zbieraniu. Dzisiaj było Boże Narodzenie. Mogłem mieć gest, tym bardziej, że znowu chciałem się wsłuchać w jej śpiew. Gdy uprzątnęliśmy wszystko pomogłem jej wstać. Na początku sądziłem, że odtrąci moją dłoń, ale ona tylko się uśmiechnęła. W tamtym momencie była niczym święta z obrazów. Na jej obliczu nie było nienawiści, złości, wyłącznie czysty spokój. To ja byłem brudny. Nie ona w tych szmatach, tylko ja, na dnie mojego serca.

- Nie sprzedaję ciała - powiedziała szeptem.

- Przepraszam.

- Jesteś narkomanem. Nie brałeś dzisiaj?

- Nawet dilerzy mają rodziny - parsknąłem zaciskając pięści, żeby przestały tak cholernie drżeć - Gdzie masz swoją?

- Tam - wskazała na rozgwieżdżone niebo - A twoja?

- Co to była za piosenka? - spytałem nie chcąc przypominać sobie tych wszystkich świąt, które zawsze obchodziłem z rodzicami oraz babcią.

- La Boheme, nauczyć cię?

- Nie śpiewam - mruknąłem - Zaśpiewasz raz jeszcze?

- A zapłacisz? - uśmiechnęła się wskazując na puszkę wypełnioną do połowy monetami pewnie z reszt pozostałych po zakupach.

- Nie mam czym.

- Łzami. Jak umrę zapłacz dla mnie.

- Czemu wciąż mówisz, że umrzesz? - spytałem, ale ona tylko pokręciła głową i znowu zaczęła wydobywać te słodkie, pełne bólu dźwięki. I jeśli anioły miały możliwość przebywania na świecie, to w tamtym momencie pomyślałem, że miałem przyjemność spotkać jednego okrytego brudem i biedą, który pod tym wszystkim skrywał skrzydła.

- To było piękne - usłyszałem żarliwe oklaski.

Otworzyłem oczy, które przymknąłem przy mojej pierwszej próbie śpiewu, a kiedy je otworzyłem ujrzałem oczarowane spojrzenie Yoona. Zażenowany ukryłem twarz w dłoniach. Nie chciałem, żeby ktokolwiek słyszał moją pierwszą, żałosną próbę odtworzenia tego co w przeszłości wyryło w moim sercu wielkie znamię. Koreańczyk zajął miejsce przy mnie i z tym swoim pełnym ciepła uśmiechem ułożył dłonie na moich odciągając je na blat stolika. Nie miałem swojej ochrony, więc moje czerwone policzki idealnie odznaczały się na tej cholernej, jasnej skórze.

- Nie mówiłeś, że dzisiaj skończysz wcześniej.

- Tak wyszło - wzruszył ramionami - Nigdy nie słyszałem tej piosenki.

- Dawna przyjaciółka kiedyś mi ją zaśpiewała - spojrzałem zza okno, gdzie błękit nieba przypominał jej oczy, a białe obłoki skrzydła, które ukrywała przed śmiertelnikami.

- Znałem ją? Nigdy mi nie opowiadałeś.

- To była krótka znajomość.

- Czemu?

- Bo stała się aniołem - wstałem i podszedłem do czajnika, aby nastawić wodę na kawę - Myślisz, że nada się na występ? Jest trochę za depresyjna.

- Nie znam francuskiego, ale...jeśli zaśpiewasz ją z tymi emocjami, Wydaje mi się, że każdy będzie oczarowany... Jimmy?

- Tak?

- Bardzo cierpiałeś? - wyszeptał to pytanie i choć na początku nie wiedziałem do czego się odnosił, to od razu przed oczami stanął mi obraz drobnego ciała wyłowionego z lodowatej rzeki.

- Na tyle, że spłaciłem dług, który u niej zaciągnąłem, ale nie mówmy już o tym.

Urwałem temat i skupiłem całą uwagę na nim. Byłem ciekawy czy jak uda mi się wypełnić misję do końca, to czy trafię do tego samego miejsca co ona. Chciałbym znów usłyszeć jej głos i należycie ją potraktować. Poprosić o wybaczenie i powiedzieć, że zrobiłem to. Kiwałem głową na wszystko co mówił Yoon, ale ulatywało. W mojej głowie grał cichy kawałek o ludziach wolnych, jak ona. Błękitnych ptakach unoszących się po niebie i kończących zbyt szybko. Jak nasza dwójka.

...

- Cholerny dzieciaku, wracaj tutaj!

Przygotowania do festiwalu zaczęły się pełną parą. Dokładnie za dwa dni, plac wokół sierocińca miał zapełnić się masą osób zaproszonych na uroczystość, jak i również zwykłych ciekawskich co jakiś czas oglądających się na pracujących przy dekoracjach wychowanków ośrodka i ich opiekunów. Sam również udzielałem się bardzo aktywnie próbując złapać jedną z cholernych małpiatek, która właśnie zajebała mi maszynkę do pompowania balonów. Alex'a rozpierała energia bardziej niż zwykle, a cenę tej nadpobudliwości musiało płacić to słabowite ciało, które męczyło się po minucie większego wysiłku. Będąc na skraju możliwości opadłem na zielną trawę i ciężko oddychałem ocierając pot z czoła.

- Ciężko zajmować się dziećmi - zaśmiał się Yoon podając mi butelkę schłodzonej wody.

- To nie są dzieci - warknąłem wystawiając środkowy palec nastolatkowi, który z radosnym śmiechem patrzył na moją żałosną formę - To jakieś demony! Przysięgam, że gdzieś muszą być bramy do piekła! Nie chce mieć dzieci!

- Spokojnie ani ty, ani ja nie mamy takich możliwości - usiadł obok mnie - Scena zaczyna nabierać kształtów, a osoby dalej dzwonią w sprawie numeru konta, na który mają przesyłać dotacje. Chyba osiągniesz swój cel.

- I cudownie. Niech się to wszystko skończy, żeby moja noga nigdy więcej nie musiała tu stanąć.

- Co dziadku? Wiek już nie ten? - podszedł do nas czerwono-włosy, a za nim znajdował się wianuszek jego wiernych małpich wyznawców w wieku oscylującym między umiejętnością sikania do toalety, ale dalej niemożnością podtarcia sobie prawidłowo tyłka.

- Jaka piękna pogoda! - krzyknąłem opierając się o plecy Yoona, żeby mieć lepszy widok na niebo - Nawet jednej chmurki nie ma. Lato pełną parą!

- Ej! Mówię do ciebie! - wrzasnął mi do ucha, ale dalej byłem uparty, póki ten bachor nie rzucił się na mnie z łaskotkami i nie próbował przyśpieszyć mojej zbliżającej się śmierci.

Zaczął wojnę, więc nie miałem zamiaru odpuścić. Zacząłem odwdzięczać się tym samym, wtedy wezwał do pomocy swoich małych pobratymców i poczułem się niczym Guliwer. Wszystkie te drobne, piekielne istoty powaliły mnie. Znikąd nie miałem pomocy! Yoon ulotnił się pod drzewo, żeby przyglądać się mojej porażce, a Alex z wyraźną satysfakcją zaczął malować mi wąsy na twarzy markerem. Już czułem ten ból wpatrywania się w lustro, kiedy będę próbował wyczyścić to chujostwo spod nosa. Kiedy mnie puścili pierwsze co to uruchomiłem telefon i przyglądałem się dziełu nastolatka. Moja powieka niebezpiecznie drżała i zanim zdążyłem złapać go za te czerwone kudły to on spierdzielił wyzywając mnie jeszcze od pedofili!

- Dziękuję za pomoc szlachetny rycerzu - warknąłem do Yoona, który dalej uśmiechnięty, nonszalancko opierał się o pień starej lipy - Będę pamiętał, żeby zawsze liczyć na twoją pomoc.

- Nie chciałem przerywać dobrej zabawy.

- Czy to ci wygląda na dobrą zabawę?! - wskazałem na miejsce gdzie francuski wąsik przeradzał się w grubego wąsiora - Moja piękna twarz.

- Dalej jesteś śliczny - pogłaskał mnie czule po włosach i spróbował zetrzeć mokrą chusteczką dzieło diabła - Wyglądaliście jak rodzeństwo.

- Gdybym miał takiego brata już dawno siedziałbym w więzieniu z dożywociem - mruknąłem - To boli.

- Nie chce zejść - parsknął, ale widząc moje wzburzone spojrzenie udał, że to jednak był nieporadny kaszel - Do występu nie będzie po tym śladu.

- Niech zniszczą ten ośrodek, a dzieciaki wyślą na ciężkie prace!

- No już, już. Spójrz na nich - wskazał na grupki dzieciaków zajmujące się różnymi czynnościami począwszy od robienia girland, skończywszy na ulotkach tworzonych przez najmłodszych - Jedna opiekuna powiedziała mi, że jeszcze nigdy nie widziała ich tak szczęśliwych. To wszystko dzięki tobie. Mają szanse zawalczyć o dom.

- Nie robię tego dla nich - mruknąłem próbując zatrzymać uśmiech, który wkradał się na usta - Chodźmy dalej działać, bo nas noc zastanie.

Pod naszymi nogami plątały się młodsze dzieciaki, a starsze czasami podchodziły, żeby pochwalić się wykonanymi ozdobami. Na początku chciałem ignorować to uczucie, ale w końcu się poddałem, kiedy jedna z dziewczynek wpięła w moje włosy różową różyczkę. Wpakowała mi się na kolana i przyglądała jak równo próbowałem pomalować jedną z liter transparentu, który miał zostać wywieszony nad sceną. Przyglądając się każdej z tych małych istot zapragnąłem widzieć je właśnie takimi - beztroskimi, radosnymi. Takie miały być dzieci. Nie powinny się przejmować sprawami dorosłych. To my powinniśmy się troszczyć, żeby miały wszystko co najlepsze. I nieważne czy byliśmy spokrewnieni, czy nie. Każdy potrzebował miłości, nawet małej dawki. One otrzymywały ją od siebie nawzajem, członków personelu pracującego w sierocińcu. Przebywając wśród nich zapragnąłem dać im to miejsce, które im się należało - dom.

- Podoba ci się? - spytałem dziewczynkę, której imienia nie znałem.

- Ślicznie pan maluje - uśmiechnęła się do mnie.

- To się cieszę, że podoba się księżniczce.

- Jestem księżniczką?!

- Każda grzeczna, młoda dama nią jest.

- Jupi! - zeskoczyła z moich kolan i udała dygnięcie - Czyli kiedyś będę mieszkać w dużym zamku, mieć służbę i wszystko, wszystko, wszystko?! O! Tak dużo?!

- Nie moja droga - odłożyłem pędzel i przykucnąłem przed nią - Prawdziwa księżniczka nie posiada tego wszystkiego.

- Więc co ma?

- To - wskazałem na miejsce gdzie biło serce - serce pełne miłości. Prawdziwa księżniczka jest wzorem do naśladowania. Troszczy się o wszystkich w szczególności tych, którzy sami nie mogą o siebie zadbać. Rozumiesz?

- Niezbyt - mruknęła zaciskając piąstki na sukience.

- Słyszałaś o aniołach?

- To takie dobre, latające człowieki, które biorą ludzi do Nieba!

- Więc księżniczki to takie anioły tylko bez skrzydeł.

- Łeee ale latanie jest fajne - jęknęła.

- Chyba nie potrafię rozmawiać z dziećmi - wyszeptałem do siebie - Zapomnij o czym mówiłem i idź pobawić się z resztą.

Opadłem z sił po rozmowie z dziewczynką. To było ponad moje możliwości. Ale to był chyba pierwszy raz, kiedy przeprowadzałem taką dyskusję z tak młodą osobą. Nie pamiętałem już czy byłem do niej podobny, ale pewnie tak. Wtedy wszyscy byliśmy niewinni, a co się z nas tworzyło było inną bajką nie zawsze kończącą się „i żyli długo i szczęśliwie". Wziąłem do ręki pędzel i zacząłem poprawiać napisy. Już nie mogłem się doczekać jak to wszystko będzie wyglądać.

...

- Zaraz zwymiotuję - zacisnąłem mocniej dłonie na tkaninie, która miała udawać kotarę niczym w teatrze.

- Dasz sobie radę - wyszeptał do mojego ucha Yoon - Idź.

Dzień festiwalu zbyt szybko nadszedł. Nie byłem gotowy, aby stanąć na scenie przed tak dużą publiką. Wszyscy byliśmy zaskoczeni jak wiele osób postanowiło się pojawić. Najwidoczniej rodzice Koreańczyka byli bardziej wpływowi, niż ich przedstawiał. Spojrzałem na niego przerażonymi oczami, ale on się tylko uśmiechnął i czule pocałował w czoło. Zadziwiające jak łatwo udało mi się przyzwyczaić do takich drobnych gestów. W jakiś dziwny sposób jego obecność przy mnie stała się czymś naturalnym. Po prostu budziłem się przy nim, zasypiałem, jadłem. Granice się zacierały i nie potrafiłem już na nowo ich postawić. Nie chciałem też. To był dobry chłopak. Kochał James'a. Nie chciałem, żeby czuł się odrzucany, krzywdzony. Nie należało mu się to. Jeśli mogłem choć trochę odwlec jego ból miałem zamiar robić to jak najdłużej.

- Nie mogę. Zrób to za mnie - zrobiłem błagalne spojrzenie - Nie ma szans?

- Tym razem te oczy na mnie nie działają. Jeśli tak bardzo cię stresuje ich obecność wyobraź sobie, że stoi tam tylko jedna osoba. Taka, dla której zadedykujesz ten utwór.

Skupiłem się na jego słowach. Kogo chciałbym mieć przed sobą. Nikt nie przychodził mi na myśl. Miałem pustkę, a raczej wolałem ją tworzyć by zagłuszyć ten głos, który podstępnie szeptał imię niemające kompletnie sensu w tej sytuacji. W końcu postawiłem na kogoś komu bardziej należał się ten występ.

Wziąłem głęboki oddech i odchyliłem kurtynę. Nie było oklasków, nie było twarzy, nie było nic - oprócz drobnej dziewczyny ubranej w starą, długą spódnice, rozdarty na łokciu bordowy sweter i koc narzucony na drżące ramiona. Uśmiechnęła się delikatnie, a ja odwzajemniłem ten gest. Wziąłem do ręki mikrofon i czekałem na pierwsze dźwięki.

Pianino uderzyło, a ja widziałem tylko ją. Mój głos brzmiał dla mnie niczym z oddali. Śpiewałem to dla tej, która była niczym ci artyści. Kiwała się w takt, aż z jej ramion opadł koc i rozłożyły się wielkie, piękne, biało-złote skrzydła. W moich oczach stanęły łzy, a ona wzniosła się na nich by podlecieć do mnie i otrzeć je. Pocałowała w to samo miejsce co jeszcze parę minut temu Yoon i zniknęła pozostawiając mnie pośród owacji zebranego tłumu.

Ukłoniłem się przed nimi i na drżących nogach skryłem się z powrotem zza kurtyną. Moje serce dalej biło w szaleńczym tempie. Nie wiedziałem czy to co widziałem było halucynacją, omamem lub moim pragnieniem. Nie interesowało mnie to, bo już uspokajałem się w ramionach czarnowłosego. Zapach, który doszedł do nozdrzy był przyjemny, ale coś w nim nie grało. Głupiałem po swoim pierwszym w życiu występie i to było pewnie jedną z konsekwencji.

- Byłeś świetny.

- Dziękuję. Myślałem, że tam umrę.

- Nie umarłeś. Jesteś żywy i cudowny.

- Widział ktoś Alex'a?! Zaraz ma być jego kolej. Niech go ktoś poszuka.

- My możemy - zgłosił nas Yoon - Pozwoli ci to ochłonąć.

- Jasne.

Rozdzieliliśmy się i zaczęliśmy poszukiwania tego cholernego gnojka, który jak zawsze musiał sprawiać kłopoty. Przeszukałem teren całego ośrodka co jakiś czas zderzając się z jedną z osób uczestniczących w festiwalu, ale nigdzie go nie widziałem. W końcu uderzyło we mnie jakieś dziwne natchnienie. Coś kazało mi wyjść poza tą strefę i skierować się na zachód. Nie wiedziałem jaka siła ciągnęła mnie w tamtym kierunku, ale nauczyłem się ufać przeczuciom. Biegłem w nieznane, aż doszedł mnie głos jakiejś awantury. Jednym z uczestników na pewno był nastolatek. Nie licząc się z konsekwencjami jakie mogły nastąpić wbiegłem na teren zamkniętej budowy i zobaczyłem chłopaka otoczonego przez jakiś zbirów.

- Zostawcie go!

- Jim! Spieprzaj stąd! - krzyknął do mnie Alex, ale widząc jak bardzo drżało jego ciało poczułem w sobie jeszcze więcej odwagi, w końcu nawet jeśli mieli przewagę liczebną to nie miałem zamiaru im odpuścić.

- Czy to czasem nie jest ta ślicznotka, o której opowiadaliście? A, zapomniałem - roześmiał się jeden oprych ogolony na łyso - Wąż za waszą nieudolność wyciął wam języki. Zasłużyliście patrząc na tą lalę.

- Uważaj kogo nazywasz lalą, lamusie - warknąłem, kiedy ten zaczął się zwijać z bólu po tym jak z zaskoczenia zaatakowałem go w brzuch kolanem - Zajebę was skurwysyny, jeśli nie przestaniecie nachodzić tego dzieciaka.

- Ty chuju! - zaczął biec na mnie mężczyzna wyglądający na połączenie świni z ciężarówką - Zabijemy cię jak psa!

- Uważaj! - krzyknął chłopak, ale przez własną nieuwagę został znokautowany przez stojącego w pobliżu mężczyznę.

Udawało mi się unikać ataków Świniaka, ale nie mogłem tak długo. Alex leżał na razie bezbronny, ale jeśli się nie ogarnę i nie załatwię ich jak najszybciej zabiorą go przed obliczę szefa. Nie mogłem pozwolić, żeby wpadł w łapy tego człowieka. Wiedziałem co się z nim stanie i to byłoby gorsze od samej śmierci. Zrobiłem kolejny unik i uderzyłem z całej siły w tą tłustą mordę. Coś zagruchotało w pięści, ale ponowiłem atak. Zacisnąłem pięści i zacząłem walczyć o życie swoje oraz chłopaka.

- Kurwa - warknąłem, kiedy moje wszystkie zmysły zostały przyćmione przez ból spowodowany uderzeniem jakie otrzymałem w plecy drewnianym kijem.

Opadłem na kolana. Nie potrafiłem złapać powietrza. Moje dłonie drżały. Ktoś złapał mnie za włosy, odchylił głowę gwałtownie do tyłu i uderzył jeden raz, drugi. Do ust zaczęła napływać krew, musiałem przegryźć sobie język. Ból był nieporównywalny do żadnego, który wcześniej odczuwałem. Obraz się rozmazywał, aż twarzą wpadłem wprost w piaszczystą górkę. Słyszałem ich kpiące śmiechy. Ktoś nadepnął na moją dłoń wywołując przerażający krzyk.

- Już nie jesteś taki kozak, co? - zaśmiał się Świniak podnosząc mnie do pionu - Jak myślicie chłopcy zabić go, czy wziąć jako nową kurwę dla Węża? Chyba druga opcja będzie lepsza. Przypominasz go, masz takie samo wkurwiajace spojrzenie i ruchy...jak temu chłopaczkowi było na imię. Chłopaki?! Jak się nazywał ten ćpun, na którego punkcie szef miał obsesję?! Chłop...

Nie wiedziałem czemu zamilkł. Nie obchodziło mnie to, tym bardziej, kiedy po chwili jego głowa została oderwana, a na moją twarz prysnęła jeszcze ciepła posoka. Jednym okiem, tym które nie było całkowicie napuchnięte spojrzałem na plac. Po wielkich członkach grupy Węża nie było nic poza pozbawionymi członków korpusami.

Jakim szczęściem było, że Alex był nieprzytomny. Nawet mnie zemdlił ten widok. Nie chciałem patrzeć na trupy, więc spojrzałem na tego, który stał pośród nich niczym prawdziwy król demonów. W formie ludzkiej wyglądał jeszcze bardziej przerażająco, niż w tej której do tej pory się obawiałem. Jego oczy wypełniało czyste pragnienie krwi jakiego nie ujrzałem jeszcze w oczach żadnego śmiertelnika. Ze szczupłych palców skapywała czerwona substancja, a z ust co jakiś czas słyszalny był warkot niczym u dzikiego stworzenia. Gdy zorientował się, że się mu przyglądam, spojrzał mi prosto w oczy.

Ach, i to był Kazuo, którego znałem. Uśmiechnąłem się delikatnie widząc ten ciekawy lęk. Kolejna ludzka emocja wyszła na światło dzienne. Zapragnąłem zapisywać w dzienniku te momenty. Chciałem podejść, ale ciało mnie nie słuchało. Najwidoczniej sama ta czynność wymagała ode mnie nie lada energii. Przymknąłem na chwilę to oko, które było w lepszej kondycji, i kiedy znowu je otworzyłem on stał przede mną.

Na policzku miał ślad po krwi, ale jego naturalny zapach przebijał się przez ten cały odór i uspokajał, choć nie powinien. Czemu się nie bałem? W końcu unosił dłoń, może znudził się mną i również chciał mnie zabić? Wystarczyłaby przecież chwila. Podarował mi życie, więc mógł je łatwo odebrać. Słyszałem te myśli, sam je tworzyłem, więc czemu ufnie czekałem, aż ułoży ją na moim policzku i złagodzi ból chłodem swojej skóry?

- Znowu cię nie obroniłem - wyszeptał.

- Czy śmierć może tak po prostu zabijać ludzi?

- Skrzywdzili cię. Musiałem. Źle zrobiłem?

- Nie - wtuliłem się bardziej łaknąc tego leczniczego dotyku - Jestem ci wdzięczny. Ochroniłeś mnie i Alexa. Co z nim?

- Niedługo się wybudzi, do tej pory zdołam cię wyleczyć. Mogłeś użyć bransoletki.

- Zapomniałem o niej. Poza tym wiedziałem, że przyjdziesz, a jakbyś tego nie zrobił i znowu bym umarł to nakopałbym ci do tego kościstego tyłka.

- Nie mam kościstego tyłka...jest normalny...teraz.

- To była przenośnia - parsknąłem czując jakieś niezwykłe ciepło roznoszące się po moim całym ciele.

- Co przenosiłeś? - przekrzywił głowę nie rozumiejąc jak zwykle nic, a nic.

- Nieważne. Czemu nie pojawiłeś się wcześniej?

- Nie zawsze wiem co się z tobą dzieje. Kiedy trwa sąd dusz jestem wyłącznie skupiony na nim.

- Musisz mi dać swój numer, żebym w sytuacji awaryjnej mógł dzwonić.

- Nie mam telefonu.

- Ty jesteś pewien, że istniejesz?

- Musisz tyle gadać?

- To znaczy, że to twoje dziwne czary-mary działa - uśmiechnąłem się i odetchnąłem, kiedy cały ból zniknął - Nie sądziłem, że posiadasz taką moc.

- Nie ja - cofnął się o krok.

- Więc kto?

- Chłopak się budzi - zmienił temat patrząc na nastolatka - Zabieram szczątki śmiertelników gdzieś, gdzie ich nikt nie znajdzie, a wy wracajcie na festiwal. Gdy ten dzień się skończy twoja misja zostanie ukończona.

- Poczekaj - chciałem złapać go za dłoń, ale od razu przeszedł mnie dreszcz jak po kopnięciu prądem - Serio? Dalej bawisz się w tą barierę? Przed chwilą sam mnie dotykałeś! Czy to jakieś zboczenie?!

- Coś jeszcze potrzebujesz? - spytał jak zwykle ignorując moje ważne wywody.

- Możesz ich zabrać do...

...

Festiwal okazał się wielkim sukcesem. Kiedy Alex się obudził od razu pobiegliśmy do sierocińca. Na szczęście nic nie zdążyli mu zrobić, więc wystąpił jako ostatni. Oczywiście po wspaniałym występie dostał porządną zjebę od samej dyrektorki, ale jakoś nie było mi go szkoda. Nawet nakręciłem filmik, którym go później denerwowałem.

Wracając z Yoonem samochodem przeglądałem maile, które zasypały moją skrzynkę pocztową. Wszyscy byli pod wrażeniem akcji, którą zorganizowałem i nawet znalazły się takie instytucje, które zaoferowały dotację na podobną akcję w przyszłym roku. Dodatkowo od razu po tanecznym przedstawieniu tego smarkacza podeszła do niego jakaś szycha z tej branży i zaproponowała darmowe lekcje oraz możliwość dołączenia do grupy mającej za jakiś rok zadebiutować na deskach teatrów. Wszystko ułożyło się i żałowałem tylko jednego, że nie mogłem zobaczyć jak ten mężczyzna otwiera podarek jaki mu zostawiłem w formie ostrzeżenia związanego z tym co się stanie z jego grupą, jeśli dalej będzie nachodził nastolatka.

- Jeszcze tylko cztery.

- Coś mówiłeś? - spytał mnie Yoon odrywając na chwilę wzrok od ulicy.

- Nie, nic - pokręciłem głową i podziwiałem dalej ciemne niebo przypominające mi oczy Kazuo.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro