Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wygodnie ułożyłam się na łóżku zawalonym dokumentami, książkami oraz wieloma innymi papierami. Jeszcze raz spojrzałam na pozapalane świeczki dokładnie skanując je wzrokiem. Wszystkie stały stabilnie oświetlając ciemne wnętrze delikatnymi płomieniami. Spuściłam głowę przeczesując włosy ręką. Po raz kolejny w środku nocy siedziałam nad tym wszystkim, ale teraz mam coś więcej. Coś co może pozwoli dowiedzieć mi się o wiele więcej. Ostrożnie chwyciłam za wcześniej "pożyczony" zwój od Mistrza Shena. Dokładnie obejrzałam go z każdej strony. Nic nadzwyczajnego. Zwój jak zwój. Jedyna różnica to jego część pokryta tym dziwnym tworzywem.

Sprawdźmy co kryje się w środku.

Wzięłam głęboki oddech łapiąc za wieczko zwoju. Przekręciłam je delikatnie, a następnie unosząc. Mała smuga kurzu uniosła się w powietrzu. Wygląda na to, że zwój nie był ruszany od bardzo dawna. Delikatnie przekrzywiłam trzymany przedmiot. Ostrożnie chwyciłam jego zawartość uważając aby niczego nie uszkodzić, a następnie odkładając pusty już zwój. W moich rękach spoczywał dosyć gruby rulon starych kartek dotkniętych przez piętno czasu. Były one pogniecione oraz zżółknięte. Gdzieniegdzie widniały również ślady przypalenia. Wzięłam głęboki oddech zaczynając je rozwijać. Z każdą kolejną sekundą moim oczom zaczął ujawniać się napis oznajmiający to, co pisało w księdze.

- Shadow Isles - wyszeptałam ledwo słyszalnie. Ostrożnie przejechałam palcem po kartce. Na początku nie było tego widać, ale była ona strasznie poniszczona - sprawdźmy co się tutaj kryje - ostrożnie chwyciłam kartkę. Obejrzałam ją jeszcze raz z każdej strony.

Szybko uniosłam głowę strzygąc uszami. Albo mi się wydawało albo usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Moje serce podjechało mi do gardła słysząc kroki. Niczym jakiś posąg siedziałam na łóżku wpatrując się w drzwi cały czas uważnie słuchając. Kroki z każdym momentem stawały się wyraźniejsze. Czułam jak cała krew odpływa z mojej twarzy, a serce się zatrzymuje widząc delikatne światełko przez szczelinę między drzwiami, a podłogą. Niezidentyfikowana dla mnie osoba zatrzymała się tuż obok drewnianej płyty prowadzącej do mojego pokoju. Po upływie kilku sekund, które zdawały się być wiecznością ponownie wznowił swój chód. Dźwięk kroków znowu wypełnił przestrzeń aby po chwili zniknąć wraz z światłem. Odetchnęłam z wielką ulgą, a kamień spadł z mojego serca. Mimo wszystko wzięłam kilka głębszych wdechów starając się nieco uspokoić puls, co w miarę się udało. Na wszelki wypadek jeszcze chwilę siedziałam w ciszy nasłuchując, ale w całym Klasztorze panowała zupełna cisza. Poprawiłam ogon ponownie przenosząc wzrok na kartki. Odłożyłam stronę tytułową obok. Zmarszczyłam brwi widząc kolejną kartkę,na której wypisane były jakieś dziwne nazwy, czyli zapewne imiona. Szybko przeskanowałam je wzrokiem w pewnym momencie zatrzymując się na jednym imieniu.

Thresh..

Zagryzłam wnętrze policzka wpatrując się w imię. Przez moją głowę przelatywały wspomnienia kiedy to słyszałam o tej postaci. Pokręciłam głową wracając do rzeczywistości. Chwytając za kartki zaczynając szukać odpowiedniej strony.

- Kalista, Hecarim, Yorick.. - czytałam pod nosem patrząc na co raz to kolejne kartki. O połowie tych kreatue w ogóle nie słyszałam, ale widząc jak wyglądają po moim ciele co rusz przechodziły ciarki - mam cię - spojrzałam na odpowiednią kartkę. Wyprostowałam się zaczynając ją analizować. Znajdowała się tam jego historia oraz wygląd.

Poprawiłam ogon zaczynając czytać. Z każdym kolejnym słowem moje oczy z rozszerzały się co raz bardziej, a oddech stawał się szybszy. To było straszne! Już wiem czemu ktoś tak skutecznie próbował to ukryć. Wszystko wydawało się jak z jakiegoś horroru. Nieco drżącymi rękami poprawiłam kartkę w swoim rękach odwracając ją na drugą stronę czytając dalej. Momentalnie zamarłam widząc coś na wzór szkicu z kolorami wyglądu upiora. Upuściłam kartkę. Natychmiastowo przed oczami pojawił mi się mój ostatni koszmar.

Zielony ogień oraz łańcuchy... I ten śmiech..

Szybko pokręciłam głową. To nie może być prawda. Zapewne to tylko głupi zbieg okoliczności. Zbieg okoliczności, który jest również nieco przerażający, ale co jeśli faktycznie jest w nim trochę prawdę? Mity i legendy to nie są bujdy na resorach do cholery! Nie wzięły się z nikąd. Ponownie zagryzłam wnętrze policzka po chwili czując metaliczny posmak.

Cholera.

Ale jeśli faktycznie jest to prawda może ma on dusze rodziców. Mogłabym się w końcu wszystkiego dowiedzieć! Poznać prawdę, który tak bardzo pragnę. Zaspokoić ciekawość, która tak bardzo zżera mnie od środka. A co gdyby...

- Nie - pokręciłam głową odganiając od siebie te myśli. To nieodpowiedzialny i głupi pomysł. Nie dość, że zmartwiłabym wszystkich swoim nagłym zniknięciem to jeszcze sama podróż zajęła by sporo czasu - nie zrobię tego - przeczesałam dłonią włosy przy okazji odgarniając kilka kosmyków z twarzy. Westchnęłam.

Spuściłam głowę patrząc na stronę z Threshem. Zmrużyłam oczy przenosząc spojrzenie na okno. Po raz kolejny westchnęłam poprawiając ogon. Słońce zaczynało powoli wyłaniać się zza horyzontu budząc świat do życia. Przeskanowałam całe łóżku patrząc na porozrzucane kartki. Pokręciłam głową zaczynając je zbierać. Nikt nie może się o tym dowiedzieć, a póki co nie teraz. Ukucnęłam obok łóżka, a następnie wepchnęłam pod nie wszystkie przedmioty. Powoli wyprostowałam się z lekkim grymasem na twarzy. Dźwięk strzelania kości nie należał do moich ulubionych. Podeszłam do szafy wyciągając z niej czyste ciuchy oraz bieliznę, a następnie wyszłam z pokoju, jak zawsze domykając drzwi ogonem. Cicho przemkmęłam do łazienki rzucając rzeczy na szafkę. Spojrzałam na swoje odbicie wzdychając.

Czas przeżyć ten dzień...

~~

Od bardzo dawno ręce oraz łapy nie bolały mnie tak jak teraz. Od razu po śniadaniu udałam się na pole treningowe, czyli reasumując od dobrej półtorej godziny bez celu wymierzam ciosy w kukłę treningową, która chyba ma tak samo dość jak i ja. Wymierzyłam kolejny cios w bok narzędzia aby po chwili stanąć prosto opuszczając gardę. Czerwoną oraz obolałą ręką ostarłam pot z czoła ponownie wznawiając ataki. Tułów, tułów, głowa, nogi tułów i tak w kółko. Zastrzygłam uszami wymierzajac kolejny cios.

- Kochanie - momentalnie zastygłam w bezruchu, słysząc doskonale znany męski głos. Stanęłam prosto powoli odwracając się. Od razu napotkałam spojrzenie dwukolorowych tęczówek, które uważnie mnie obserwowały - możemy porozmawiać? - uniosłam jedną brew, ale pokiwała twierdząco głową. Kompletnie nie wiedziałam o co może chodzić.

Chłopak nie odpowiedział nic tylko gestem ręki wskazał na ławkę w cieniu Klasztoru. Zdziwiona poszłam jego śladem siadając obok. Wygodnie oparłam się o oparcie zaczynając obserwować niebo. Wyglądało na to, że niedługo przyjdzie zmiana pogody, patrząc na wiele chmur sunących po nieco ciemniejszy, niż zwykle, niebie oraz wietrze, który powoli przybierał na sile. Po raz kolejny zastygłam uszami słysząc ciche westchnięcie. Przeniosłam pytający wzrok na Kayna krzyżując z nim spojrzenia.

- Martwię się o ciebie - zaczął z wyczuwalny smutkiem w głosie. Delikatnie ułożył swoją dłoń na mojej zaczynając gładzić jej powierzchnię kciukiem - ostatnio jesteś jakaś nieobecna i wszystkich unikasz. Nie próbuj zaprzeczać, ponieważ to widzi każdy - nerwowo poprawiłam ogon słysząc jego słowa. To nie szło w dobrym kierunku.

Szlag, muszę coś szybko wymyślić.

- Ostanio trochę źle sypiam. Nic poza tym - machnęłam ręką posyłając chłopakowi wymuszony uśmiech. Nie chciałam aby się o mnie martwili, ponieważ to by mogło tylko wszystko utrudnić i sprawić wiele problemów - wszystko będzie dobrze skarbie, ale na razie z chęcią poszłabym się umyć. Jakoś nie widzi mi się bieganie po Zakonie cała przepocona - szybko pocałowałam Kayna w policzek wstając. Nim zdążył coś powodzieć, albo chociaż zarezerwować zamierzałam już w kierunku wejścia do budynku.

Szybko przeszłam przez korytarze niczym strzała wpadając do swojego pokoju. Z cichym hukiem zamknęłam drewnianą płytę, a uśmiech z mojej twarzy momentalnie się ulotnił. Cała ta sytuacja zaczęła mnie już zdeczka irytować. Przez to wszystko co się dzieje mogą wyniknąć same problemy, a ja za nic nie poznam prawdy! Skierowałam swoje kroki w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze czysta ciuchy kierując się w stronę wyjścia. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze momentalnie się zatrzymując. Nie wiem ile tak stałam wpatrzona w odbicie swoich źrenic tonąc w nich bezgranicznie. Ta głębia zdawała się nie mieć końca, za którą czaił się czysty mrok czekający aby odkryć. Mimowolnie kąciki moich ust drgnęły tworząc uśmiech. Nigdy wcześniej nie spotykany uśmiech, którego nie potrafiłam rozszyfrować. Co gorsze, podobało mi się to.

Chyba jednak trzeba powoli myśleć o planie, a następnie wcielić go w życie.

~~

Wykąpana, wygodnie siedziałam na kanapie w salonie pijąc herbatę po dzisiejszym treningu z Yasuo. Z dnia na dzień idzie minimalnie lepiej, a bóle mięśni już mi tak nie dokuczają. Udało mi się również złapać jakiś kontakt z wojownikiem przez co nasza rozmowa nie ogranicza się tylko do treningów. Uśmiechnęłam się pod nosem biorąc kolejny łyk ciepłego napoju. Odstawiłam naczynie na stolik zaczynając delikatnie głaskać śpiącego obok mnie Damona. Futrzak tylko nieco się przekręcił zmieniając pozycję, cały czas śpiąc niczym skała. Zaśmiałam się cicho.

Kochany zwierzak.

Uniosłam głowę słysząc ciche kroki zbliżające się do mnie. Uśmiech nie zszedł z mojej twarzy, a nawet nieco się powiększył kiedy zobaczyłam osobę przed sobą. Przyjaciółka posłała mi uśmiech siadając obok mnie. W ciszy wzięłam kubek po raz kolejny upijając zawartość.

- Cieszę się, że znaleźliście wspólny język - powiedziała dziewczyna, a ja odwróciłam głowę w jej kierunku. Skrzyżowała z nią spojrzenia. Mimo iż była uśmiechnięta coś było nie tak - zdecydowanie lepiej będzie wam szło oraz nie będzie tak sztywno - pokręciła głową śmiejąc się, ale ten śmiech nie był taki jak zwykle. Doskonale wiedziałam, że był on wymuszony.

- Ja również się cieszę - odparłam poprawiając ogon. Wzięłam głęboki oddech odstawiając prawie puste naczynie na stolik. Ponownie spojrzałam na smoczycę - ale teraz mów o co chodzi. Widzę, że coś jest na rzeczy - spokojnie skanowałam jej twarz, która teraz przybrała zdziwiony wyraz twarzy. Założyłam ręce na piersi czekając.

- No dobra, masz mnie - westchnęła, a ja przybiłam sobie piątke w myślach. Uśmiech momentalnie zszedł z jej twarzy, a ona sama spoważniała. To nie wróży nic dobrego - muszę wracać do Demacii pomóc Jarvanowi w... Pewnej sprawie - dokończyła uciekając wzrokiem na ścianę za mną. Kątem oka doskonale widziałam jak wykręca palce.

- Pewnej sprawie? - uniosłam brew nie dając za wygraną. Wycisne z niej to chodź by nie wiem co. Zwłaszcza jak nie wygląda to na dość małą sprawę. Po raz kolejny westchnęła.

- Chodzą pogłoski, że oprócz ciebie zbiegła jeszcze jedna osoba, która nie jest zbyt przyjaźnie nastawiona - uważnie słuchałam każdego jej słowa przy okazji je analizując. Nieco łagodniejszym wzrokiem niezmiennie się w nią wpatrywałam - muszę tam wrócić i wszystkiego się dowiedzieć. Jeśli faktycznie okaże się to prawdą będzie z tego niezły problem - w końcu przeniosła na mnie swoje tęczówki. Widziałam, że się niecierpliwi oczekując odpowiedzi.

- Obawiacie się, że to o czym nikt nie powinien wiedzieć wyjdzie na światło dzienne - skwitowałam puszczając ręce wzdłuż tułowia. Nikt w Runetterze nie wiedział o polityce dotyczącej magii w Demacii. Kraj szczycący się tak dobrą sławą wywołał by fale plotek albo o wiele gorsze rzeczy gdyby to wyszło na jaw - oraz przyniesie to ze sobą wiele innych problemów, mówiąc w dużym skrócie.

Dziewczyna nie odpowiedziała nic tylko pokiwała głową. Wiedziałam, że się martwi oraz boi, ale nie dziwię jej się. Mimo iż nie przepadam za tamtym miejscem tak samo jak Shyvana, ale jest tam jedna osoba, o którą się martwi. Dalej do końca nie wiem jak się poznali oraz tak na prawdę kiedy, ale jakoś nie interesuje mnie to na razie. Ważne aby wszystko było dobrze.

- Kiedy wyruszasz? - zagaiłam po nieco dłuższej chwili. Było to raczej pytanie retoryczne niż zwykłe pytanie. Doskonale wiedziałam co odpowie.

- Jutro wraz ze wschodem słońca - delikatnie skinęłam głową. Atmosfera wokół nas nieco zgęstniała, a dalsza rozmowa nie miała zbytnio sensu.

Po chwili moja przyjaciółka wstała spoglądając na mnie przez ramię. Po raz kolejny delikatnie skinęłam głową posyłając jej delikatny uśmiech dodając otuchy, który odwzajemniła. Patrzyłam jak wychodzi z salonu znikając za ścianą. Wygodnie oparłam się o oparcie kanapy zatapiając się w myślach, których moja głowa była teraz pełna.

Nadchodzą ciężkie czasy.

~To będzie trudne, ale trudne nie jest niemożliwe~

-----------------------------------------------------------------

Jako iż jestem łajzą, która nie potrafi się wyrobić na czas znowu jestem spóźniona. Ten rozdział jest dzisiaj tylko dlatego, że zostałam znowu zaszanta... Znaczy się zmobilizowana do pracy i gdyby nie to pojawił by się kilka dni później. Znowu nie ma tutaj jakieś akcji, ale obiecuję, że niedługo to się poprawi. Oraz, że moja regularność oraz wena nie pójdą się kochać, że tak powiem! Przepraszam was oczywiście za to opóźnienie i mam nadzieję, że do usłyszenia niebawem!

~ Kocham
~ ZimneŁapki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro