***
Gdy wróciliśmy do domu, odwiedził nas... Joseph.
– Michael wyjdź. Mam sprawę do niej
– Ona ma imię
– Jeb się
Wyszedłem do drugiego pokuju...
– Nie...! – Angel brzmiała na wystraszoną – Nie zrobisz tego...!
– Zrobię. Mogę. Utrzymywałem cię
– Nie boję się cie... – nagle urwała
– Wybacz złotko. Należało ci się
Wyjrzałem z pokoju. Ściana była ochlapana krwią. A Josepha nie było
– Angel? – podchodziłem coraz bliżej ściany. Między kanapą, stolikiem a ścianą, na ziemi leżała Angelika... W kałuży krwi. Para najpiękniejszych na świecie oczu patrzyła w sufit bez życia... – Angel błagam nie... – klęknąłem przy niej i sprawdziłem jej puls... Nie żyła. Wstałem i poszedłem po synka, poczym zaniosłem go do cioci Amandy.
Gdy wróciłem złapałem za nóż i podciąłem sobie gardło. Upadłem na ziemię obok Angel...
– Przepraszam kochanie... – szepnąłem łapiąc ją za rękę
Nie obudziłem się już żywy. I dobrze. Ale...
Po kilku dniach całkowitej ciemności, nagle mogłem wstać. Zobaczyłem siedzącą na parapecie Angelikę. Miała anielskie skrzydła. Ja tak samo.
– Nie płacz Aniołku...
– Ośrociłeś nasze dziecko... Jak mogłeś?!
– Nie mógłbym żyć bez ciebie.
– Mógłbyś. Nie zbliżaj się – odepchnęła mnie skrzydłem – a mogliśmy zginąć w płomieniach...
– Angel... Ja się zabiłem dla ciebie
– Nie chcę cię znać.
– Ange...
– Wynoś się! – przerwała mi. Wyszedłem przed budynek. Znów przypominał stanem to co zastaliśmy... Poszedłem do domu cioci. I zrozumiałem minęło 10 lat.
Mój synek spojrzał na ciocię
– Ciociu, kiedy rodzice wrócą?
– David... – usiadła obok niego – posłuchaj... Już nie wrócą. Nie żyją od 10 lat... Twoja matka i ojciec zostali zamordowani...
– Jak się nazywali? Nigdy mi nie powiedziałaś...
– Idź do pokoju.
– Kim byli moi rodzice?
– Idź. Zaraz Ci przyniosę albumy.
Poszedłem za nim. Zatkało mnie. Mój syn, niewiedząc że nim był zatapetował pokój plakatami ze mną w roli głównej... Shit!
– Ale nie mów nikomu – powiedziała ciocia przynosząc albumy – Zobacz – wzięła najstarszy – to, twoja babcia – wskazała zdjęcie mojej mamy – i twój dziadek – wskazała Josepha
– Są podobni do rodziców Michaela
– Wiem skarbie... Ale nie mieszaj go do swojego, drzewa genealogicznego... – wzięła inny album – To twój tata, gdy miał roczek – Teraz tylko słuchałem pływające z powietrzu – a to twoja mama, gdy się urodziła...
– Ciociu, a jak mieli na imię?
– Zobacz... To twój tata gdy szedł do liceum
– To Michael, a nie tata
– Nie zmyślaj... Zobacz. Zdjęcie z dnia, gdy się tu wprowadzili
– Ciociu, to jest Michael.
– Idź spać.
– Jestem synem Jacksona?
– Idź spać. Jutro Ci wytłumaczę
Chłopiec posłuchał.
Gdy się położył, usiadłem na brzegu jego łóżka i poczekałem aż zaśnie, poczym wlazłem mu do snu
– David – szepnąłem
Chłopiec spojrzał na mnie
– Michael?
– David. Ciocia ci nie powie, ale tak. Jestem twoim ojcem...
– Czemu nie żyjesz?
– Popełniłem samobójstwo... Z żalu, że Joseph zabił twoją mamę... teraz jest na mnie zła, że to zrobiłem... Mam do Ciebie prośbę... poproś ciocię, niech Cię zaprowadzi do domu gdzie mieszkałem z twoją mamą... chcę, żeby Angelika Cię zobaczyła
– Kocham Cię...
– Zauważyłem synku...To widać po ścianach...
– Zaprowadź mnie do domu
– Obiecuję, że gdy umrzesz, będę przy tobie ...
– David? – ciocia zajrzała do pokoju – Śpisz? – chłopiec milczał – Gadasz przez sen... już się bałam, że widzisz swojego ojca...
Kiedy wyszła zacząłem się śmiać
– Tato, ja chcę do domu... do waszego domu
– Syneczku... chciałbym teraz cofnąć czas do tamtego dnia... Nie wpóśćić Josepha do domu....
– Dziadek was zabił?
– Zabił twoja mamę. Ja popełniłem samobójstwo...
_______________________________
Hej! Sorki, że krótkie, ale wolę to zakończyć i zrobić ewentualnie drugą część... Mam dużo innych opowiadań, więc być może zrobię maraton...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro