Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szpital Główny mieścił się w centrum Ninjago City. To tam można było spotkać najlepszych chirurgów na całym świecie. Ninja byli dobrze zaznajomieni z tym miejscem. Nawet gdy nie byli ranni, często tam przychodzili na rutynowe badania. Wszyscy pracownicy zatem dobrze ich znali.

A jednak ta uparta recepcjonistka nie chciała zdradzić, gdzie jest Kai.

Scenę kłótni czarnego ninja z ową kobietą zastał Lloyd, gdy wbiegł do szpitala.

- Wiesz kim, ja jestem!? - krzyczał do niej, walnąwszy otwartymi dłońmi o jej biurko.

- Proszę pana, nie obchodzi mnie, kim pan jest. Położenie czerwonego ninja jest ściśle tajne.

- Chcę rozmawiać z pani przełożonym!

Lloyd podszedł spokojnym krokiem do Cole'a i położył mu rękę na ramieniu.

- Uspokój się - syknął zielony ninja. - Robisz niepotrzebną scenę.

Gdy Cole spojrzał na twarz Lloyda, wiedział, że nie ma co z nim dyskutować. Jedyne co mógł zrobić, to głęboko westchnąć.

- Dobrze cię widzieć - rzekł tylko. - Widziałeś wiadomości?

- Nie, wujek do mnie zadzwonił. Od razu przybiegłem.

Cole zlustrował Lloyda od stóp do głów.

- Aha. Dlatego jesteś w piżamie.

- Jakby to czymkolwiek się różniło od naszego uniformu.

Czarny ninja uśmiechnął się mimowolnie.

- Tutaj muszę przyznać ci rację.

- Przepraszam, czy mogą się panowie odsunąć? - sapnęła starsza pani próbująca się dostać do recepcji.

- O nie! - wykrzyknął Cole. - Ja tutaj nie skończyłem!

Lloyd wyciągnął z kieszeni swoją legitymację ninja i położył przed recepcjonistką.

- Proszę nas zaprowadzić do Kaia.

Recepcjonistka wzięła legitymację do ręki i dokładnie się jej przyjrzała, mrużąc oczy.

- Kurde, dobry pomysł - rzekł Cole z uznaniem. - Ja swoją gdzieś zapodziałem.

- Jakby mnie to dziwiło - odpowiedział Lloyd.

Kobieta spoglądało to na zdjęcie na legitymacji, to na Lloyda.

- Ja przepraszam, ja nie rozpoznałam... Nie zmienia to faktu, że nie mogę nic zrobić...

- Oczywiście, że możesz coś zrobić. I jest tym zaprowadzenie nas do naszego przyjaciela.

Cole obserwował, jak Lloyd wpatruje się z determinacją w kobietę, która z kolei była przerażona. Wyraźnie bała się konsekwencji, jakie mogą wyniknąć z jej decyzji - cokolwiek by tą decyzją nie było. Z jednej strony miała dwójkę potężnych ninja, z drugiej swojego przełożonego, który z pewnością ją zwolni, jeśli piśnie choćby słówkiem o pomieszczeniu, w którym znajduje się czerwony ninja.

Ciszę pełną napięcia przerwał niespodziewany głos dochodzący zza mężczyzn.

- Zielony ninja. Witam.

Obaj natychmiastowo się odwrócili. Ujrzeli prezydenta Ninjago City, Alabastora Lawa. Był to młody mężczyzna; Lloydowi przemknęło przez głowę, że być może w jego wieku. Na jego twarz spadały kosmyki blond włosów. Miał na sobie spłowiały garnitur w kolorze brudnej zieleni. W jego oczach można było dojrzeć pewien niepokojący błysk. Nigdy wcześniej nie mieli okazji się spotkać, gdyż prezydent został wybrany jedynie trzy miesiące wstecz.

- I czarny ninja - burknął Cole.

- Ah, tak, oczywiście - odrzekł prezydent. - Emerytowany ninja.

- Emerytowany czy nie, dalej ninja - powiedział Lloyd, aby rozładować napięcie między mężczyznami.

Alabastor postanowił nie drążyć tematu.

- Pewnie jesteście tu, aby spotkać się z Kaiem.

Ninja pokiwali głowami.

- Chodźcie. Porozmawiamy.

Trzech mężczyzn w milczeniu przemierzało korytarze szpitalne, mijając pracowników służby zdrowia i ratowników medycznych. Wszyscy szeptali do siebie, wyraźnie zainteresowani sprawą czerwonego ninja.

Alabastor otworzył przed ninja drzwi i uśmiechnął się zapraszająco.

- To gabinet zaprzyjaźnionego chirurga. Pozwolił mi dzisiaj tu zostać, w związku z... cóż, czerwonym ninja - wyjaśnił prezydent.

Lloyd i Cole, nie bez podejrzeń, weszli do środka. Alabastor wszedł za nimi, zamykając drzwi na klucz, co zaniepokoiło ich oboje.

- Żeby nikt niechciany nam nie przeszkodził.

Prezydent rozsiadł się w fotelu i wskazał ninja krzesła przed sobą.

- Proszę, usiądźcie.

Cole niechętnie zasiadł w krześle. Lloyd dalej stał, wpatrując się w Alabastora.

- Postoję - rzekł tylko.

Prezydent spojrzał na zielonego ninja z pewnym uznaniem, ale i zaciekawieniem.

- Przejdźmy do rzeczy. Z waszym przyjacielem jest wszystko w porządku. To znaczy... żyje. I jest już przytomny. Natomiast... - westchnął, łącząc czubki swoich palców.

Obu ninja westchnęło z ulgą.

- Żyje. I ma się dobrze. Tak? - dopytywał Cole.

- Ma się wspaniale. Jest natomiast jeden szkopuł, o którym warto porozmawiać.

- O co chodzi? - zapytał niecierpliwie Lloyd.

- Proszę nie przerywać. Chodzi o fakt, że czerwony ninja nie dopełnił swojej misji. Statek zatonął, a z nim wszystkie zasoby, które zasponsorował mu nasz świętej pamięci poprzedni prezydent. A teraz się buntuje, że potrzebuje kolejnego statku. Nie da się z nim rzeczowo porozmawiać, rozumieją panowie.

Lloyd zacisnął pięści.

- Naprawdę martwisz się tylko o finanse? A nie o zdrowie człowieka, bez którego Ninjago City już dawno by było w gruzach? - wycedził.

Cole wstał, wyraźnie oburzony słowami prezydenta.

- Nic nas nie obchodzi ta przeklęta misja! Chcemy tylko zobaczyć naszego przyjaciela w jednym kawałku!

Alabastor nawet się nie poruszył.

- Proszę się uspokoić, panowie. Nie wspomniałem nawet słowem o tym, że się o naszego kochanego czerwonego ninja nie martwię. Oczywiście, byłem niezwykle zmartwiony, gdy dowiedziałem się o jego kondycji. Przede wszystkim jestem jednak prezydentem i martwię się o naszą cywilizację, która, jak panowie wiedzą, jest zagrożona. A Kai, który miał wszystko załatwić, cały rok się jedynie tułał po Antarktydzie bez celu, nie osiągnąwszy niczego pożytecznego.

- To wrócimy tam z nim. I wszystko załatwimy - burknął Cole. - Panie prezydencie, z całym szacunkiem, ale niech się pan zajmie sprawami przyziemnymi, bo ratowanie świata należy do nas. I my wiemy, co robimy.

- Niesamowicie jest słyszeć to z ust emerytowanego ninja, naprawdę. - Alabastor uśmiechnął się. - Z całym szacunkiem, panie Cole, ale niech się pan zajmie żoną i dziećmi.

Czarny ninja był wyraźnie na granicy wybuchu. Lloyd zrozumiał, że musi przejąć kontrolę nad sytuacją.

- Widać, panie prezydencie, że w wielu kwestiach się nie zgadzamy - rzekł, z wyczuwalnym chłodem w głosie. - Proszę dać nam porozmawiać z Kaiem. Wtedy z pewnością dojdziemy do jakichś sensowych wniosków.

- Niech będzie - odpowiedział Alabastor. - Wiedzcie jednak, że moja cierpliwość do wybryków herosów się kurczy.

Cole miał już coś odpyskować, ale zielony ninja złapał go za ramię. Czarny ninja westchnął głęboko, gdyż wiedział, że Lloyd ma rację. Nie warto kłócić się z kimś o tej randze... Z kimś o tak bardzo ograniczonym umyśle.

Prezydent, zgodnie z obietnicą, zaprowadził ninja do Kaia, po czym wyszedł. Czerwony ninja leżał spokojnie w szpitalnym łóżku. Wyglądał, jakby co najmniej uderzył w niego meteor. Był wyraźnie zmęczony, pokryty siniakami, ranny. Obok jego łóżka już stały kwiaty i leżały kartki z życzeniami powrotu do zdrowia, prawdopodobnie od pielęgniarek, które są jego fankami. Leniwie spojrzał na kolegów z drużyny, gdy zamykali za sobą drzwi.

- Cześć - powiedział, nie poruszając się ani centymetr.

- Cześć? Tyle masz do powiedzenia? - burknął Lloyd, krzyżując ramiona.

- Kłótnia z tamtym przychlastem wyssała ze mnie energię. Już nie mam nic do powiedzenia. Poza tym, że mam ochotę napić się piwa.

- Nic się ten alkoholik nie zmienił - mruknął Cole.

- Jakiegoś dobrego. Może być Corlsberg.

- Chyba śnisz, jeśli myślisz, że przyniesiemy ci piwo - syknął Lloyd.

Kai westchnął.

- To po co w ogóle żeście tu przyleźli? Żeby mi powiedzieć, że jesteście, cytuję, "bardzo zawiedzeni pana wynikami"?

- Prezydent ci tak powiedział? - oburzył się Cole.

- To tylko początek tego, co mi powiedział. Porządnie mnie ochrzanił. Nie chcę go już na oczy widzieć. Sam muszę sobie statek załatwić.

- Wracasz tam...? - zapytał zielony ninja, podchodząc bliżej do Kaia. - Powaliło cię?

- Tylko trochę. - Czerwony ninja uśmiechnął się słabo.

- Tym razem idę z tobą - oznajmił Lloyd.

- Błagam, Lloyd, nie zaczynajmy znowu tej dyskusji.

- Właśnie, że zaczniemy.

- Dobra, o następnej wyprawie porozmawiamy później - wtrącił się Cole. - Chłopie, rok cię nie było. Co się stało?

- Powiem wszystko jak będziemy wszyscy razem. Ze Sky i Nyą, i Senseiem. I może uda się sprowadzić Zane'a i Ronina.

- Porozmawiam z Jay'em - powiedział Cole cicho.

- Świetnie. Porozmawiajmy jak wyjdę ze szpitala. Będę potrzebował waszej pomocy. Miałem nadzieję, że uda się wszystko załatwić z prezydentem. Nic z tego. Cholera, po co żeście zmieniali tego prezydenta jak mnie nie było? Tamten był fajniejszy.

Lloyd i Cole postanowili przemilczeć fakt śmierci poprzedniego prezydenta.

- W każdym raze, możecie już iść. Miła pielęgniarka powiedziała mi, że potrzebuję dużo odpoczynku.

Czarny i zielony ninja, zrezygnowani, zwrócili się w stronę drzwi.

- Lloyd, czekaj - szepnął Kai. Czarny ninja jedynie skinął głową i wyszedł, wiedząc, że ci dwoje mają pewne sprawy do omówienia. Prywatne sprawy.

Lloyd bez słowa usiadł przy Kaiu. Jego serce krajało się już od wejścia, widząc przyjaciela w takim stanie. Zielony ninja miał również wrażenie, że Kai desperacko próbuje się ich pozbyć. Prośba o zostanie chwilę dłużej uszczęśliwiła go zatem.

- Jak sobie radziłeś beze mnie? - zapytał Kai z uśmiechem, który stopił lód w sercu Lloyda.

- Dobrze - szepnął Lloyd w odpowiedzi niepewnym głosem. - Ale na pewno lepiej bym sobie radził z tobą.

Kai pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Tak też myślałem. Przepraszam, że cię zostawiłem. Nie myślałem, że to zajmie tak długo. I myślę, że jak tam wrócę, to to może zająć kolejny rok...

Lloyd wpatrywał się w przyjaciela z bólem w oczach.

- Weź mnie ze sobą.

Kai pokręcił głową powoli.

- Dobrze. To jest twoja odpowiedź teraz. Ale zastanów się, błagam. Zobacz, jaki poturbowany wróciłeś. Pomyśl, o ile łatwiej by ci było ze mną - powiedział zielony ninja łamiącym się głosem.

- Wiem, że byłoby mi łatwiej z tobą. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że twoje umiejętności są nieocenione. Ale nie wezmę cię ze sobą. Powód jest prosty. Przeżyłem tylko dlatego, że mam moc ognia. Dla ciebie, czy Cole'a, czy kogokolwiek innego, byłaby to pewna śmierć. Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości.

Lloyd przełknął gorzkie łzy.

- Weźmiesz Skylar? - zapytał. - Skoro ona ma twoje moce...

- Nie. Nikogo nie wezmę. Już wiem, co mam zrobić. Muszę tylko tam wrócić. Jestem przyzwyczajony do warunków na Antarktydzie. Umiem tam przetrwać. Potrzebuję jeszcze tylko jednej szansy...

Mężczyźni siedzieli w ciszy. Lloyd nawet nie wiedział, kiedy Kai zdążył złapać jego dłoń. Zauważył natomiast, jak szorstka jest - od ekstremalnych temperatur na Antarktydzie. Ciało przyjaciela nagle wydało się niezwykle wątłe, słabe. Zielony ninja miał ochotę złapać Kaia i go nie wypuszczać, a już zdecydowanie nie na ten przeklęty koniec świata...

Wyszedł z pomieszczenia bez pożegnania. Nie chciał się rozkleić przy czerwonym ninja.

Cole czekał przy wyjściu. Zauważywszy wyraz twarzy Lloyda, zamknął go w uścisku bez słowa. Zielony ninja nie opierał się; uległ czułości, której jednak bardziej pragnął od kogoś innego.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro