Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy Fabian w końcu postanowił opuścić czteropiętrową bibliotekę, znalazł się w lesie. Żal mu było opuszczać poprzednie miejsce. Nie codziennie ma się okazję znaleźć w miejscu, gdzie zgromadzono wszystkie książki świata. Jednak nie tylko to było niezwykłym walorem biblioteki. W ogromnym kręgu, na satynowych poduszkach siedziała jego szkolna klasa, tyle że bogatsza o nowe, zakochane w książkach osoby. Z kolei zabrakło osób, których rozwój intelektualny zaniżał się w przerażającym tempie. Nowy skład był wręcz idealny. Zamiast normalnych lekcji klasa dyskutowała z nauczycielem o ulubionych książkach. I nie tylko. O filmach, teatrze, muzyce... Wszystkim, co ma związek z tworzeniem, kreowaniem świata za pomocą słów, obrazu czy dźwięku.

Po tak miło spędzonym czasie Fabian wyszedł z budynku, by się przewietrzyć. Chciał odpocząć od zapachu książek tylko po to, by potem z utęsknieniem rzucić się w nie jak do basenu. A tak właśnie się czuł, kiedy czytał. Jakby się zanurzał. Będąc pod wodą, odcinał się od rzeczywistości do chwili wynurzenia. Różnica między nurkowaniem a czytaniem polegała na tym, że w drugim przypadku chwila wynurzenia mogła nigdy nie nadchodzić.

Fabiana skusił jednak las rosnący nieopodal. Miał się tylko krótko przespacerować, a już od godziny chodził po lesie. Początkowo postanowił, że wróci po dziesięciu minutach, jednak gdy ujrzał rosnące na drzewach pośród ich koron książki, nie mógł zamknąć ust ani ruszyć się z miejsca. Runął do tyłu na plecy, wyciągnął się na słodko pachnącym runie leśnym i zamarzył, by jedna powieść spadła mu z góry. Chwilę później coś ugodziło go w brzuch. Zgiął się w pół z bólu, ale było warto. Zaczął czytać. Nie miał pojęcia, ile czasu już minęło. Mało go to obchodziło. Stracił rachubę. Jednak, patrząc po skończonych książkach walających się wokół niego, stwierdził, że siedzi w lesie już wyjątkowo długo. I byłby tak trwał bez końca, gdyby nie cichy odgłos bębna, który wybudził go z transu.

Zaintrygowany Fabian ruszył dalej. Podążał za dźwiękiem. Za rytmicznym uderzaniem, zmieszanym ze śpiewem ptaków i szumem drzew. W ten sposób doszedł do miejsca, gdzie na pieńku po turecku siedział człowiek. Miał ciemniejszą karnację, długie, ciemne włosy opadające na plecy, a za ubranie służyła mu przepaska biodrowa. Ręce, nogi, tors, być może nawet pochyloną w dół twarz miał poznaczoną białymi znakami. W jednej dłoni trzymał za uchwyt bęben szamański, a w drugiej pałkę, którą rytmicznie uderzał o membranę.

Fabian stanął naprzeciw niego i przekrzywił głowę, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Bęben szamański był wręcz hipnotyzujący. Fabian miał wrażenie, że czas się zatrzymuje, by posłuchać jego brzmienia. Rytmiczne uderzanie zdawało się porządkować wszystko w ciele i umyśle.

Kiedy dźwięk bębna ustał, zdezorientowany Fabian poczuł, że brakuje mu oddechu. Choć dźwięk zanikał stopniowo, zdawało się to być ogromną i nagłą zmianą. Bicie bębna przejęło kontrolę nad biciem serca.

Kiedy Fabian podniósł wzrok, napotkał badawcze spojrzenie brązowych oczu. Zmrużył oczy. Czy mu się zdawało, czy ten człowiek kogoś mu przypominał? Chwilowo nie miał pojęcia, do kogo mogłyby należeć te rysy twarzy, ale na pewno je znał.

- Dzień dobry... - przywitał się niepewnie. - Kim jesteś?

Mężczyzna wyprostował się, nie spuszczając z niego wzroku.

- Witaj, Fabianie.

Zdumiony chłopiec cofnął się o krok.

- Skąd mnie znasz?

Mężczyzna rozpostarł ramiona, pokazując otaczające ich drzewa książek.

- To twój świat, nieprawdaż? To, że tu jestem, zawdzięczam jedynie tobie. To jasne, że cię znam. Pytanie tylko, dlaczego ty nie znasz mnie?

Fabian uważnie zlustrował go wzrokiem.

- Jesteś guru? Szamanem? Przewodnikiem duchowym?

- Na to pytanie ty mi odpowiedz - odparł mężczyzna. - Jestem tym, za kogo mnie uznasz.

Guru - odpowiedział sobie w myśli Fabian. Uwielbiał kiedyś to słowo. Nie mógł sobie tylko przypomnieć, dlaczego. Ktoś mu chyba o tym opowiadał... Ale kto? Strzępki wspomnień powoli wracały.

- Dlaczego wyglądasz mi znajomo? Widzę cię po raz pierwszy w życiu.

- Wszystko tu jest ci przecież znane. To wytwór twojej głowy.

Fabian potaknął, zagryzając wargi. Skrzyżował ramiona na piersi.

- Tak, jestem w mojej wyobraźni - powiedział coś, co wiedzieli już i on, i guru. - A jednak nadal nie rozumiem, kim jesteś.

Guru poruszył barkami i odetchnął głęboko. Ponownie ujął bęben szamański i pałkę. Tym razem jednak nie grał długo.

- To dobre dla ducha - wyjaśnił, kiedy skończył. - Stały, łagodny ton pomaga oczyścić umysł uporządkować myśli. Ty również za chwilę wszystko zrozumiesz. A ja, po tak dobrym odświeżeniu, mogę znów pisać.

Powiedziawszy to, odłożył bęben i sięgnął po rolkę pergaminu i ptasie pióro. Rozwinął pergamin, a chwilę potem rozległ się dźwięk skrobania po papierze. Guru wyglądał na poważnie skupionego. Fabian zmrużył oczy, przyglądając się jego pióru.

- Czy to jest... Łabędzie Pióro? - spytał, zachwycony. - A więc jesteś pisarzem.

- Pisarzem, guru, szamanem... A może wszystkim? Więc jak jest, Fabianie? Odpowiesz mi na to pytanie?

Fabian uśmiechnął się pod nosem.

- Pewnych rzeczy nie można tak po prostu sklasyfikować - stwierdził, siadając na trawie. - Można bez końca szukać rozwiązania, a i tak wróci się do punktu wyjścia.

Guru pokiwał melancholijnie głową, kreśląc kształtne litery na pergaminie. Marszczył czoło w skupieniu. On naprawdę wydawał się Fabianowi znajomy. Przez głowę przebijało mu się pewne imię. Miguel... Miguel Torres. Czy to on opowiadał Fabianowi o guru? Kim był Miguel?

Fabian zamknął oczy, przywołał dźwięk bębna. I już wiedział. Przypomniał sobie wszystko, co było związane z Miguelem. Wspomnienie to było jak świeżo oszlifowany diament.

- Bardzo przypominasz mi pewnego znajomego pisarza - powiedział Fabian do guru. - Wszystko tu jest mi znajome. Tylko dlaczego mam wrażenie, że śnię? Że miałem kiedyś inne życie?

- A nie jest tak? - Guru na chwilę oderwał się od pisania. - Czy to nie jest tylko iluzją twojego umysłu?

- Tylko iluzją? - Fabian odpowiedział pytaniem na pytanie. - Nie pamiętam nic z tego, co było wcześniej.

- Ani trochę? - Guru uniósł znacząco brwi.

- Jedynie strzępy kiedyś. Dobrze znam tylko to, co jest tu i teraz, i nie wyobrażam sobie czegokolwiek innego. Wszystko tu jest takie... piękne i wspaniałe.

- Siedzimy w twojej głowie. Wszystko jest tu tworzone przez ciebie. To twoje marzenia...

Powiedziawszy to, obejrzał się przez ramię do tyłu. Fabian był zainteresowany, co mogło przykuć jego uwagę, dlatego wychylił się, by zobaczyć dokładnie.

Ukazał mu się widok najpiękniejszy ze wszystkich. Na niebieskim kocu siedziały wszystkie bliskie mu osoby. Rozpoznał ich wszystkich, zapominając zupełnie, że jeszcze przed chwilą nie miał pojęcia, iż ci ludzie byli kiedyś obecni w jego życiu. Wszystkie chwile szczęścia zmieszały się w jedno. Wszyscy byli razem, śmiali się i rozmawiali, a pośród woni lasu unosił się smakowity zapach czegoś, czego Fabian z początku nie poznał.

- Kto ma ochotę na pączki? - zawołała mama swoim miłym, wdzięcznym głosem. Wiatr porwał w górę jej miodowe kosmyki włosów, a słońce, wyjrzawszy zza chmur, rozjaśniło jej cerę ciepłymi promieniami.

Miguel Torres od razu sięgnął po jednego, odrywając się na chwilę od pisania w czarnym zeszyciku. Siedzący obok niego tata Fabiana zaśmiał się donośnie.

Tata... Krótki zarost, jasnobrązowe włosy ostrzyżone na jeża, kwadratowa szczęka, bruzdy na czole, zmarszczki od uśmiechania. I te niebieskie oczy jak u Fabiana.

Tuż obok niego i mamy siedziała uśmiechnięta od ucha do ucha Ola, która splatała wianek z jaskrów, a przed nimi na kocu leżała... Midra. Jak zwykle, w czarnej koszulce z trupią czaszką, startych dżinsach i podniszczonych tenisówkach. Głaskała czarnego kota, którego zdaje się nazywała Akishu.

Kiedy mama odwróciła się i ujrzała Fabiana, jej zielone oczy rozbłysły radośnie. Pomachała mu i gestem ręki zaprosiła do rodzinnego grona.

- Chodź do nas, Fabianie! - zawołała. Wtedy wszystkie głowy zwróciły się ku niemu. Zrobili to samo, co mama. Zaczęli zapamiętale machać rękami, żeby jak najszybciej do nich dołączył.

Ledwie Fabian zrobił kilka kroków, podbiegł do niego berneński pies pasterski. Wskoczył na niego, niemalże go przewracając. Wywalił jęzor na wierzch i usiadł na tylnych łapach, sapiąc.

- Hugo się za tobą stęsknił! - Ola zaśmiała się radośnie.

Fabian był nieco zdziwiony, ponieważ tak jak przypomniał sobie po kolei wszystkich członków rodziny i przyjaciół, tak psa nie pamiętał. Mimo to ucieszył się na jego widok, jakby witał się z dawno niewidzianym przyjacielem. Kucnął, by wtulić się w szyję berneńczyka. Pogłaskał go po głowie i wstał, by zająć miejsce na kocu między tatą a Midrą.

Wtedy jednak dobiegł go głos guru.

- Tutaj spełniają się twoje marzenia, chłopcze... Ale i koszmary...

Chwilę potem cudowny krajobraz znikł. Niebo zasnuły ciężkie, ołowiane chmury. Zerwał się wiatr, a na miejsce pikniku wlało się istne morze skorpionów. Fabian nienawidził skorpionów z całego serca. Jego rodzina i przyjaciele zerwali się z koca i rozbiegli, krzycząc ze strachu. Rozległ się przeszywający uszy pisk Oli, kiedy ta została użądlona przez skorpiona. Wywróciła oczami w agonii i upadła na trawę. Skorpionów było już tak dużo, że przykryły ją całą.

- Olka! - wrzasnął Fabian, biegnąc ku niej. - Podnieś się! Błagam! Wystaw rękę!

Wkrótce to samo spotkało jego rodziców. Miguela i Midry nigdzie nie widział. Fabianem wstrząsnął nim dreszcz, kiedy skorpiony dotarły także do niego. Wkrótce i on brodził wśród nich. Czuł piekące ślady po ich żądłach. Powoli osuwał się na kolana. Nie skonał jednak tak szybko jak reszta. Usłyszał szum, niepokojąco kojarzący się... z wodą. Gdy podniósł głowę, zdołał zobaczyć tylko ogromną falę, która porwała skorpiony oraz jego. Nagle Fabian poczuł, jak jego płuca płoną. Woda uderzyła w niego z ogromną siłą, dostała się do nosa i ust. Zanim Fabian się zorientował, znalazł się po środku wielkiego, bezkresnego oceanu. Zniknął las, błękitne niebo i ciepłe słońce. Teraz szalała burza z piorunami. Fabian nie miał jak złapać tchu. Co chwila wynurzał się, lecz zaraz potem fala go przykrywała. Był taki mały i bezbronny w tej szaleńczej walce. Powinien już dawno zginąć. Cierpiał okropnie, gdy woda zalewała mu płuca. A jednak coś go trzymało przy życiu i pozwoliło dopłynąć do skały wznoszącej się dumnie po środku szalejącego oceanu skały. Kiedy tam padł z wyczerpania, jego uszy wychwyciły brzęk stali.

- Nie martw się, zakończę szybko twoje cierpienie - za jego plecami rozległ się mrożący krew w żyłach szept, a chwilę później ostrze sztyletu wbiło się w plecy Fabiana.

W tym momencie wszystko zniknęło. Ciężko dyszący chłopiec znalazł się znów u stóp guru, który przywracał wszystko do porządku swoim bębnem szamańskim. Fabian dygotał, było mu dziwnie zimno i poruszał ustami jak ryba wyjęta z wody.

- To było potworne! - krzyknął z wyrzutem, zbyt piskliwym i drżącym głosem.

- Wiem - odparł guru takim głosem, jakim mówią strudzeni wędrowcy. - Ludzie mają tendencję do tworzenia własnych światów, które budują na dwóch fundamentach: marzeniach i lękach. Te światy często są milsze, lepsze, piękniejsze... Dopóki nie ujawni się druga, mroczna strona. Dlatego sztuczne światy bywają nader niebezpieczne.

Fabian nadal oddychał płytko, a serce waliło mu jak młotem.

- Usiądź, Fabianie - polecił łagodnie guru. Tak jak ja. Skrzyżuj nogi i weź kilka głębokich wdechów. Niech twój umysł się uspokoi... Bardzo dobrze. I jak chłopcze? Czy pamiętasz już, co było kiedyś?

Fabian pokiwał głową, zaciskając usta.

- I co to oznacza? - wychrypiał.

- Musisz wrócić.

- Nie! - zaprotestował Fabian. - Nie chcę! W tamtym świecie... nie ma takich wspaniałych miejsc, mojej całej i zdrowej rodziny, nie ma lasu książek i przede wszystkim... - skierował na guru błagalne spojrzenie - ciebie. Jesteś mądry i potrafisz mną pokierować.

Guru uśmiechnął się dobrotliwie.

- Ależ Fabianie, ja zawsze cię pokieruję. Jestem z tobą zawsze i wszędzie. Chciałeś mieć wiernego strażnika, przewodnika i nauczyciela. Oto jestem.

Fabian zamknął oczy, myśląc intensywnie. Nie chciał opuszczać tego miejsca mimo tylu niebezpieczeństw, jakie na niego czekały. Jeśli jednak sam guru mu to radził, oznaczało to, że miał rację.

- Powiedz mi tylko - zaczął pożegnalnym tonem - co zrobić, by cię odnaleźć.

- Sam zdecyduj, Fabianie. - Guru rozłożył ręce. - Ja będę trwał tak długo, jak zapragniesz. Być może w odmętach twojej głowy pojawi się odpowiedź. Pamiętaj, Fabianie. To jest twój świat.

Fabian skinął głową na pożegnanie, wziął głęboki wdech i powiedział sobie w duchu: "Jestem gotowy na powrót". Tym samym otworzył się na dziewczęcy głos, wołający go gdzieś z zewnątrz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro