Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Keiko opowiedziała Fabianowi wszystko. Wyjawiła mu, że pewnej nocy do domu Miguela Torresa wtargnęli Librtanie. Keiko i Igri na wszelki wypadek schowali książki Miguela w różnych zakamarkach domu, gdzie mieli nadzieję, że Libertanie ich nie znajdą, a sami postanowili siedzieć na strychu cicho jak myszy pod miotłą. Ale nieostrożna Kelly kręciła się po domu, mimo ostrzeżeń Keiko. Libertanie nie uznali jej za wartościową istotę. Wpadli w szał, wykrzykiwali obelgi, których adresatem miała być autorka Kelly. A w napadzie wściekłości Libertanie zabili nastolatkę. Niedługo potem po jej ciele został tylko srebrny pył.

- Tak właśnie umieramy - zakończyła ponuro Kelly. Choć również nie lubiła nastolatki, przeżyła jej śmierć. Dręczyło ją poczucie winy i bezradności. - Nasze ciała nie gniją, tylko rozsypują się po kilku dniach. Tak po prostu. - Pstryknęła palcami, próbując to zobrazować. - Bo przecież nawet nie istniejemy.

Fabian skierował spojrzenie na okno. Było mu żal Kelly. Ale nie z powodu jej śmierci. Żałował, że została tak okropnie wykreowana. Miał nadzieję, że szybko o tym zapomni. Na chwilę obecną miał na głowie inne zmartwienia.

Tak naprawdę słuchał Keiko tylko jednym uchem. Myślał dużo o swoich snach. O ich przesłaniu. Zastanawiał się, co tak naprawdę mu przekazują. Sprawdziła się przecież zapowiedź śmierci Kelly, a przerażeni Igri i Keiko byli jak uwięzieni w klatkach. Na szczęście nie było jednak żadnej Wężookiej, która mogłaby ich torturować, choć atakujący Libertanie z pewnością by się o to pokusili. Więc co Fabian widział, śniąc? Półprawdę? A jeśli tak, to jak odróżnić fikcję od rzeczywistości?

Mając nadzieję szybko znaleźć odpowiedź na to pytanie, podniósł się z podłogi. Keiko ruszyła w jego ślady i przywołała do siebie Igriego.

- Było, minęło. - Fabian wzruszył ramionami. - Najważniejsze, że już niedługo dołączycie do grupy. A skoro o tym mowa, chciałbym wam przedstawić...

Odwrócił się, myśląc, że stoi za nim Revanna. Jednak nikogo nie dojrzał. Zaczął ją nawoływać i zaglądać do pokoi. Narastał w nim niepokój.

Tymczasem zamknięta w łazience Revanna pochylała się nad umywalką. Zatkawszy ją korkiem, napełniła ją wodą i teraz delikatnie mąciła palcami wodę. W wielkim skupieniu dotykała opuszkami palców powstających na powierzchni kręgów. Jednak te ruchy nie były przypadkowe. Jedno dotknięcie mogło oznaczać całe słowo, a nawet zdanie.

Po chwili Revanna odsunęła swoją drobną dłoń od umywalki, nadal wpatrując się w taflę wody. Dwie niesforne krople spadły z jej palców na białe kafelki. Gdy w umywalce mignęła jej znajoma twarz wodnika, rozciągnęła usta w triumfalnym uśmiechu.

Wiadomość została przesłana.

* * *

Midra przywarła plecami do ściany bloku. W milczeniu penetrowała wzrokiem otoczenie.

- Dlaczego w zasadzie narażamy się dla kogoś, kogo nie znamy? - szepnęła zirytowana Ola.

Midra spojrzała na nią, ciskając z oczu gromy.

- Ten budynek właśnie niszczą Libertanie. Słyszeliśmy kobiecy krzyk. To oznacza, że ta kobieta musi być krzywdzona. Jeśli jest krzywdzona, to znaczy, że jest pisarką. A każdy pisarz jest dla nas na wagę złota, bo już niedługo może już żadnego nie być, jeśli nie zaczniemy ich ratować!

- Co wam wszystkim odbiło? Jedni chcą książki, drudzy pisarzy albo to i to. Zachowujecie się, jakby to były gatunki wymarłe.

- Nie kracz, Olu - mruknął kwaśno Miguel. - Niewiele z tego odbiega od prawdy.

Właśnie w tej chwili rozległ się kolejny wrzask. Rozdzierający i mrożący krew w żyłach, jakby ktoś był obdzierany żywcem ze skóry.

Ola uniosła sceptycznie brwi.

- Jesteś pewna, że tam jeszcze jest kogo ratować?

- Wypluj te słowa! - warknął Miguel. W jego głosie dało się wyczuć wyraźną nutę paniki. Był blady jak ściana. Ola jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie, więc potulnie schyliła głowę i już więcej się nie odzywała.

Tymczasem Midra, wstrząśnięta obecną sytuacją, już miała się rzucić w stronę drzwi i przybiec z pomocą, kiedy z budynku wypadły jak torpedy dwie potworne kreatury. Na ich widok Midra wstrzymała oddech. Czuła, jak żołądek jej się skręca.

Potwory były wysokie na co najmniej dwa metry i w całości owłosione. Mimo grubej warstwy futra dało się ujrzeć ich potężne mięśnie, które zdawały się rozsadzać skórę od środka. A do tego stwory miały ostre pazury i kły jak u tygrysa szablozębnego.

Jednak najbardziej zastanawiająca była sterta książek, którą trzymał jeden z nich. Kilka egzemplarzy wypadły mu z łap, ale nie zwrócił na nie zbytniej uwagi. Drugi potwór taszczył na ramieniu worek, w którym najwyraźniej musiało być coś żywego. I to coś chciało się wyrwać na wolność.

Rozdrażniony potwór cisnął workiem o ziemię i brutalnie kopnął go. Rozległ się cichy pisk i ruchy w worku ustały.

- Durnie!

Midra prawie podskoczyła. Nie zauważyła odzianego w brązową tunikę człowieczka z długą, czarną brodą do ziemi, który właśnie dołączył do dwóch potworów. Był wyraźnie niższy i słabszy od nich, ale wyglądało na to, że to właśnie on im rozkazuje.

- Mamy tego bachora dostarczyć żywego! - zaskrzeczał. - Przestańcie zgrywać głupów większych niż jesteście! Za mną, do przybytku diabelskich przedmiotów!

Stwory zamruczały zgodnie i podążyły ciężkim krokiem za swoim przywódcą.

Dopiero gdy Midra upewniła się, że odeszli wystarczająco daleko, mogła odetchnąć z ulgą. Serce jednak nadal waliło jej jak oszalałe.

Dała znak Oli i Miguelowi, po czym razem wbiegli do bloku. Prędko wdrapali się na schodach na drugie piętro, gdzie potwory wyważyły drzwi i zrobiły dziurę w ścianie. Przerażeni ludzie biegali po klatkach schodowych i nawoływali o pomoc. Niektórzy ciekawscy próbowali dostać się do zniszczonego mieszkania.

- Na co się gapicie? - warknęła nieuprzejmie Midra, torując sobie drogę.

- Zadzwońcie na pogotowie - poradził gapiom Miguel i pomyślał, że w tych ciężkich czasach szpitale mają ręce pełne roboty.

W zniszczonym mieszkaniu ciężko było oddychać. Miguel oświecał drogę nowoczesną latarką Noaka o bardzo dalekim zasięgu światła i dużej mocy, ale i tak widział tylko mlecznobiały pył opadający na gruzy.

- Halo! - zawołał donośnie. - Czy ktoś tu jest?

- Po... pom-mocy... - gdzieś z pokoju po prawej dobiegł zduszony kobiecy głos, a zaraz po nim bolesne stęknięcie. Nie czekając na Midrę i Olę, Miguel przedarł się przez sterty odłamków, które kiedyś były ścianami, omal nie skręcając sobie przy tym kostki.

- Gdzie pani jest? - Gorączkowo rozejrzał się po ruinach salonu. - Proszę dać znak!

Światło latarki błądziło po pomieszczeniu aż Miguel dostrzegł wystającą zza przewróconego stolika rękę.

- Miguelu, zaczekaj! - zawołała za nim Midra, ale ten już zdążył dobiec do leżącej w kałuży krwi kobiety. Delikatnie chwycił ją za ramiona i pomógł jej usiąść.

Krztusiła się pyłem, dygotała spazmatycznie i łkała głośno. Jasne loki przysłoniły jej oczy, z których strumieniami płynęły łzy, żłobiąc ścieżki na jej zabrudzonych krwią i kurzem policzkach.

Miguel troskliwie odgarnął jej włosy z twarzy.

- Jak się pani nazywa? - spytał łagodnie.

- Ewa. - Kobieta pociągnęła głośno nosem. - Ewa Mróz.

- Co się tu stało?

- J-ja... s-sama chciałab-bym... wiedzieć... Czytałam córce bajkę na dobranoc, a wtedy... wtargnęły tutaj te włochate bestie... wywróciły moje regały, zabrały książki... Był jeszcze taki czarnobrody mężczyzna... On zaczął zaglądać do szuflad, pudeł, węszył po kątach. Znalazł moje rękopisy...

- A więc jest pani pisarką? - upewnił się Miguel.

- T-tak. Nie jakąś szczególną, ale jestem. Te potwory zniszczyły moje opowiadania pisane do szuflady. - Przełknęła ciężko ślinę. - Ten z brodą powiedział, że w moich dziełach jest wiele bólu, fizycznego i psychicznego. Stwierdził... że też powinnam cierpieć...

Miguel zamarł, kiedy Ewa pokazała mu to, co zrobił jej rozwścieczony Libertanin.

- Odciął mi prawą dłoń - wyjaśniła łamiącym się głosem. Jej dygotanie przybrało na sile. - Żebym więcej nie mogła pisać... Ale to banda idiotów.

- Dlaczego?

- Bo... ja jestem leworęczna.

Miguel miał ochotę się roześmiać. Widząc jednak kikut Ewy owinięty zakrwawioną szmatką, wiedział, że to nie pora na śmiech. Zwłaszcza, że Ewa najwyraźniej jeszcze nie skończyła opowieści. Rozpłakała się na dobre.

- A na samym końcu... porwali mi córkę! - wyszlochała. - Moją Zuzię... Mój promyczek... Ona zawsze była taka kochana... Radosna... To dla niej żyłam! A teraz... teraz nie mam już nic...

Ewa wyglądała, jakby wszystkie siły ją opuściły. Opuściła głowę na ramię Miguela, który objął ją opiekuńczo. Serce mu się ścisnęło na widok tak nieszczęśliwej i cierpiącej kobiety. Chciał coś powiedzieć, pomóc jej... Ale nie miał pojęcia, jak.

- Midro! - krzyknął. - Gdzie ty, u licha, jesteś! Co z Olą?

- Sprawdzałyśmy, czy nie ma tu jeszcze kogoś rannego - odkrzyknęła czarownica. Zawołała siostrę Fabiana i podeszły do Miguela i Ewy.

- Tutaj mieszkałyśmy tylko ja i Zuzia - wymamrotała Ewa, nadal wtulona w Miguela. Po chwili podniosła na niego pełne desperacji spojrzenie. - Błagam... Pomóżcie mi odzyskać córkę.

- A więc to pani dziecko było w worku? - przeraziła się Midra.

- Widzieliście te potwory? - Ewa natychmiast się ożywiła.

- Tak. I zdaje się, że moglibyśmy je namierzyć...

Zaczęła gorączkowo myśleć. Usiłowała przypomnieć sobie dokładnie, co mówił ten brodaty starzec. Gdzie się udał wraz z dwoma potworami?

- Przybytek diabelskich przedmiotów - powiedziała po chwili, jednak nadal nic jej to nie mówiło. Zaczęła krążyć od jednego zniszczonego krzesła do drugiego. - Libertanie nienawidzą pisarzy. Są dla nich nawet gorsi niż diabły. Ale ten wariat mówił wyraźnie o przedmiotach.

Miguel zagryzł wargi, myśląc nad zagadką.

- Skoro nienawidzą pisarzy, czyli stwórców, to także tego, za pomocą czego tworzą. Nie sądzę, żeby mieli pojęcie o komputerach ani nawet maszynach do pisania, więc w tym przypadku kartek, piór, długopisów...

Ola nagle parsknęła śmiechem.

- Nie wierzę. Chcecie mi powiedzieć, że ten cały "przybytek diabelskich przedmiotów" to sklep papierniczy?

Sądziła, że Midra i Miguel spojrzą na nią z politowaniem i zaraz sprowadzą ją na właściwy tok myślenia, ale ci wpatrywali się w nią, jakby im właśnie udowodniła, że na Marsie było kiedyś życie.

- Olu! - Miguel podniósł się z podłogi, przytrzymując okaleczoną Ewę. - Ty jesteś genialna!

- Jestem? - zdziwiła się Ola. - To znaczy... No, oczywiście, że tak!

- I skromniutka jak Noak - mruknęła uszczypliwie Midra.

- Ewo, czy jest tu gdzieś w pobliżu taki sklep? - spytał z nadzieją Miguel.

- Owszem - potwierdziła Ewa. - Nie tak znowu całkiem blisko, ale pół godziny spacerkiem wystarczy.

Pisarz i czarownica wymienili uśmiechy.

- Idziemy tam - postanowili razem.

* * *

Midra i Miguel nalegali, by Ewa została w vanie z Noakiem, gdzie byłaby bezpieczna. Ona jednak dała sobie tylko opatrzyć rany.

- Muszę jak najszybciej zobaczyć Zuzię - upierała się. - Nie będę tu siedzieć bezczynnie! Poza tym zaprowadzę was do sklepu.

Miguel był bardzo sceptyczny. Zwłaszcza, że jemu Midra nakazała zostać przy Noaku i rodzinie Miguela. Domyślał się jednak, jakie uczucia potrafią kierować zdesperowaną matką, więc niechętnie się zgodził. Choć wolałby raczej towarzyszyć Ewie.

- Może Ola niech też zostanie? - zaproponował. - Wystarczy już, że Ewa jest ponownie narażana.

Midra rezolutnie odrzuciła włosy z twarzy ruchem głowy.

- Jestem w stanie bronić dwóch osób - zapewniła. - A poza tym, my dwie mamy ze sobą coś do omówienia.

Ostatnie zdania powiedziała takim tonem, że Ola mimowolnie skuliła ramiona.

Kiedy wszystkie trzy w milczeniu szły chodnikiem, Midra wróciła myślami do potworów. Szczególnie tego, który niósł stertę książek.

Nagle wyprostowała się, jakby coś sobie uświadomiła. Zerknęła z ukosa na Olę, zaciskając usta.

- Dlaczego na powitanie rzuciłaś w nas książką? - spytała podejrzliwie.

Ola wzruszyła ramionami.

- Myślałam, że ci cali Libotianie...

- Libertanie - szczeknęła Midra.

- Wszystko jedno! Myślałam, że wrócili. To właśnie jest to, co chcesz ze mną omówić?

Midra uniosła brew.

- I myślałaś, że rzut książką powstrzyma ich przed atakiem? W ogóle... Dlaczego książka? Co się stało, kiedy pierwszy raz na was napadli?

Ola podrapała się po głowie.

- Kiedy do naszego mieszkania przyszli uzbrojeni faceci i jakiś potwór w rodzaju zombie, wykrzykiwali coś o pisarzach. Przeklinali ich. A potem zaczęli przewracać meble, zgarniali wszystkie książki, jakie się dało. Pomyślałam, że o to im chodzi i że jeśli dam im to, czego chcą, to sobie pójdą. Więc przyniosłam im to pudło książek, co Miguel przysłał Fabianowi. Zaraz zaczęli mi schlebiać, gratulować rozsądku i się wynieśli.

- Dałaś im książki?! - Midra poczuła, jak krew się w niej buzuje. Starała się krzyczeć jak najciszej. - Zwariowałaś?! Skoro tak bardzo ich szukali, to trzeba było zrobić wszystko, żeby ich nie dostali! Przecież to wyraźny znak, że do czegoś są im te książki potrzebne! Do czegoś, dzięki czemu być może staną się potężniejsi!

- A co miałam zrobić? - obroniła się Ola. - Pozwolić im zrobić z nami to samo, co z nią? - Wskazała ręką na Ewę. - Miałam im ułatwić zabicie mamy i babci?

Midra przez chwilę chciała przeprosić Olę za to, że na nią naskoczyła. Skąd dziewczyna miałaby wiedzieć, kim są i jak działają Libertanie, skoro żyła w ukryciu, jak zresztą większość ludzi i postaci z książek? Próbowała tylko chronić rodzinę.

To uczucie skruchy szybko jednak minęło.

Midra już otworzyła usta, żeby dorzucić swoje trzy grosze, kiedy Ewa poklepała ją zdrową ręką po ramieniu.

- To tutaj - szepnęła.

Midra podniosła wzrok na szyld sklepu i jakby zapomniała o rozmowie przed chwilą. Od razu zabrała się do działania. Zaciągnęła Ewę i Olę w miejsce w miarę bezpieczne do obserwacji. Przycupnęły za dużym koszem na śmieci, pod rozbitym oknem i uważnie śledziły wzrokiem poczynania Libertanów. Midra zmrużyła oczy i zaczęła się zastanawiać, do czego jest im potrzebne tyle książek, które taszczył wielki włochacz.

- Nigdzie nie widzę Zuzi - szepnęła przerażona Ewa.

- Ten potwór z workiem zniknął - potwierdziła Midra, rozglądając się po niewielkim sklepie. - Jest tylko jego bliźniak i ten brodaty dziwak.

Nie musiała patrzeć na Ewę, żeby wiedzieć, że jest krok od rozpłakania się.

Włochaty potwór rzucił na środek sklepu stertę książek, które do tej pory nosił i znalazł sobie nowe zajęcia: przewracanie stojaków z ozdobnymi długopisami i pocztówkami, rozdzieranie papieru do drukarek i strącanie z półek wszystkiego, co zdołały dostrzec jego świńskie oczka.

Tymczasem brodaty człowiek podniósł ze sterty jedną książkę i z namaszczeniem uniósł ją na wysokość oczu, które rozbłysły mu groźnie. Następnie zaczął wyrywać z niej przypadkowe kartki.

- To jest moja ulubiona książka! - oburzyła się Ewa. - Co on z nią wyprawia?

Człowieczek na chwilę przestał niszczyć książkę. Wyprostował się i wziął głęboki oddech.

- Księgo! - zawołał podniosłym tonem. - Okrutna, który więzisz na swych kartach! Otwórz się! Niech twa moc osłabnie!

Znów zaczął wyrywać kartki, które zaraz porywała jego przyboczna włochata bestia, pozostawiając z nich bezużyteczne strzępki papieru. Następnie brodaty mężczyzna odłożył książkę na stół obok kasy i wyciągnął z kieszeni tuniki mały nożyk. Zadrżał nerwowo, kiedy miał sobie naciąć dłoń. Po chwili na książkę spadło kilka kropel srebrnej krwi.

- Ty, któryś uwięziony w okrutnym świecie - ciągnął - dołącz do mnie! Ja, twój brat i sprzymierzeniec, przyzywam cię!

Książka rozbłysła krwistoczerwonym blaskiem, wokół zaczęła unosić się czarna mgła. A gdy opadła, u stóp brodatego mężczyzny już leżał pojękujący z bólu blady chłopak, na widok którego Ewa cicho pisnęła z mieszaniną radości i zdumienia.

Natomiast Midra nie miała żadnych powodów do uciechy. Zastygła w miejscu, w osłupieniu wpatrując się w owoc tego, co się przed chwilą wydarzyło. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, którym przecież ufała przez całe życie. Za dnia i w ciemnościach. Dziś pragnęła, by to, co jej ukazały, było tylko podłym żartem.

Sytuacja była gorsza niż sądziła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro