007#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ryan pov.

Po jakiś trzech godzinach biegu usiadłem na ławce. Deszcz ciągle padał, ale nie za bardzo się tym przejmowałem. Zastanawiałem się gdzie poszedł Nick. Z tego co wiem to nie ma za dużo domów w tej części miasta do której się skierował. Zaśmiałem się na wspomnienie kiedy widziałem jak Nick powala jakiegoś faceta, który najwyraźniej chciał się do niego dobrać. Uniosłem głowę do góry chcąc spojrzeć na chmury. Ale widok przysłonił mi...

- Nick?

- Już myślałem, że oślepłeś...

- Miłe przywitanie.

- Długo tu jeszcze będziesz siedział przemoczony do suchej nitki zaraz po biegu?

- Czemu pytasz?

- Bo jesteś idiotą, który najwyraźniej chce wylądować w szpitalu? Na i od niedawna zawodnikiem w drużynie.

- Szczery...

- Nie mam zamiaru kłamać w żywe oczy. Wiesz w ogóle która jest godzina?

- Gdzieś około dziewiętnastej...

- Ja pierdole...

- Co?

- Ciebie. Nawet nie wiesz, że jest już dwudziesta pierwsza?

- Na pierwszą propozycję się nie zgodzę...

- Nie mówiłem poważnie. W życiu cię nie tknę.

- Więc czemu ze mną rozmawiasz?

- Bo żeby naprawiać świat trzeba debilom dawać drugą szansę.

- Czyli awansowałem z idioty na debila...

- Chodź. Mieszkam niedaleko.

- Jasne już id... Czekaj! Co?!

- Nie słyszałeś? Chodź bo mnie potem trener zabije za to, że jako kapitan nie dopilnowałem zdrowia swoich zawodników. - Skierował się w stronę wyjścia z parku. Mimo, że miał bluzę z kapturem to nie założył go. Jego ciemne włosy teraz były mokre. Ręce dalej miał w kieszeni. Patrzyłem za nim i rozmyślałem czy to zemsta. Nie, on jest na to zbyt rozważny. Ruszyłem posłusznie za Nickiem. Nie powiem, że zdziwiło mnie jego zachowanie. Szliśmy kawałek w końcu docierając do jasnoniebieskiego bloku. Zaszliśmy pod drzwi numer 13. Nick wyjął klucz przekręcając dwa razy i pchnął drzwi dając mi znak głową bym wszedł. Powoli przekroczyłem próg, rozglądając się za pułapkami. Niestety nie znalazłem żadnej. Chyba jestem przewrażliwiony.

- Łazienka jest na wprost kuchni. Idź do niej i ściągnij ubrania. Zaraz ci coś przyniosę. - Bez sprzeciwu zrobiłem to co mi kazano. Do czego to doszło. Mój ojciec pewnie by na zawał zszedł gdyby wiedział, że słucham się omegi. Ale on jest stereotypowym człowiekiem z zasadami. Dla niego honor, dla mnie głupota. Dotarłem do drzwi i wszedłem do łazienki w kolorach szarego i białego. Ładnie. Ściągnąłem z siebie rzeczy i nie wiedząc gdzie je dać, stałem z nimi. Do pomieszczenia wparował już przebrany Nick z ciuchami. Otaksował mnie wzrokiem, patrząc z niesmakiem na rzeczy w mojej ręce z których kapało.

- Eh... Wrzucę to do pralki. Masz to. - Podał mi idealnie złożone ubrania. No widzę, że co do pedantyczności się nie myliłem. Nick wyszedł, a ja się umyłem. Chłopak wrócił akurat w momencie kiedy miałem na sobie tylko bokserki. Zmieniłem ciuchy pod bacznym spojrzeniem chłopaka. Poczułem jak na moje policzki wpływa więcej krwi. No super, rumieniąca się alfa. Tego jeszcze nie było. W końcu skończyłem i spojrzałem na chłopaka, który stał jak posąg. Widzę zbyt dużo podobieństwo między nim a jego kuzynem...

- Chodź. Dam ci coś ciepłego. - Ruszyłem za nim do kuchni dla odmiany w kolorach czarnego i białego. I ciemnych meblach. Nick poszedł do miejsca, w którym stał czajnik i nastawił wodę. Oparł się tyłem o blat patrząc na mnie jakby chciał coś ze mnie wyciągnąć, za to ja usiadłem na krześle przy stole.

- Kawy czy herbaty?

- Herbaty, jak masz to zielonej. - Ten uśmiechnął się lekko patrząc na mnie. Oczy o mało nie wyszły mi poza orbitę kiedy patrzyłem na to zjawisko. Po chwili przede mną pojawił się kubek z herbatą, a sam Nick usiadł naprzeciwko mnie. Cisza była nie do zniesienia.

- Ja...

- Jak chcesz możesz zostać. - Moje zdziwienie miało apogeum.

- Ty sobie ze mnie żartujesz?!

- Czy wyglądam jakbym żartował? - Spojrzałem na niego, a on dalej uśmiechał się w ten cudowny sposób. - Już mówiłem, że niektórym debilom trzeba dawać drugą szansę. Poza tym jesteś u mnie. To nie ja powinienem bać się ciebie tylko ty mnie. - Popatrzyłem na niego jeszcze chwilę. Czemu się tak zachowuje?

- Wiesz, nie musisz się zmuszać do bycia miłym...

- Nie zmuszam się. Dlatego śpisz na kanapie w salonie. No chyba, że wolisz podłogę.

- To chyba wolę kanapę.

- Ja bym wybrał podłogę, ale jak wolisz. Chcesz coś zjeść?

- Skoro już korzystam to co masz?

- Makaron w stylu pani Madison. Ale ty chyba wiesz, która to osoba. Sądząc po tym jak mnie stalkujesz.

- Ja wcale cię... - Przerwał mi jego głośny śmiech. Spojrzałem na niego jak na idiotę.

- Świetnie się tłumaczysz! Szczególnie, że wiem o tym czego nie zrobiłeś bo mam w naturze obserwowanie otoczenia i nawet jakbyś mnie śledził to bym to zauważył. Jesteś serio głupi. - Ten dalej się śmiał, a ja chyba byłem cały czerwony.

- A ty oschły, zimny i sztywny. -Spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

- Tak więc mnie wszyscy postrzegają...

- A jak chcesz, żeby cię postrzegali?

- Mam to gdzieś. Nigdy nikt nie postrzega omeg tak jak one chciałyby być postrzegane.

- Czemu więc założyłeś, że ja cię tak postrzegam?

- Jesteś alfą. Wam w życiu jest najlepiej i gardzicie takimi jak my.

- To nie prawda! Kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem myślałem, że jesteś alfą. Pewny siebie, dojrzały i przystojny. Jednak ty nie zwracałeś na nikogo uwagi, Nicolasie Sliver. - Spojrzał na mnie dużymi oczami.

- Ryan ty...

- Siemka, Nicki. Dawno się nie widzieliśmy.- Uśmiechnąłem się do zszokowanego chłopaka. Ciekawe co mi powie teraz...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro