014#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ryan pov.

Następnego dnia, przyszedłem do szkoły wcześniej. Tak jak się spodziewałem, Nick już siedział w ławce i czytał coś. Podszedłem i zajałem miejsce obok niego. Uśmiechałem się przy tym. Nick spojrzał z nad książki, prosto na mnie. Szukałem w jego oczach jakiejś irytacji czy pogardy do mojej osoby. Nic jednak nie znalazłem. Nawet cienia jego zacnego sarkazmu. Pierwszy raz widzę to spojrzenie. Nie jest ani wrogie, wesołe czy obojętne. Powiedział bym bardziej melancholijne i szczere. Niestety nie mogę odczytać jego myśli. Zaraz spowrotem odwraca głowę w stronę książki, jak się potem okazuje do fizyki. Przyglądam się zaciekawiony. Wygląda na spokojnego i skupionego. Na twarzy nie widać niż prócz czystego zainteresowania treścią książki. Podpieram się łokciem o ławkę i patrzę z innej strony. On zerka na mnie ukradkiem i uśmiecha się lekko.

- Jestem aż tak zabawny?

- Nie. Ale poza tym przypomniałeś mi pewnego mema.

- Serio!? - Z czego ja się cieszę tak w ogóle...

- Nie, na żarty.

- Czuje sarkazm...- Chłopak tylko lekko prycha i wraca do lektury. Parę kosmyków opada mu na oczy. Nie panujący nad sobą poprawiam je ostrożnie. Patrzy na mnie z lekką irytacją, ale po chwili wzdycha cicho.

- Proszę, nie przeszkadzaj mi. Mamy dziś sprawdzian ,a chciałbym powtórzyć coś.

- Sprawdzian!? - Serce staje mi w klatce piersiowej. Patrzę na niego szukając odpowiedzi. Jednak jej nie znajduje.

- Tak, sprawdzian. Dokładnie za dwadzieścia minut.Nie mów, że nic nie umiesz...

- No, nie... - Śmieje się zakłopotany i drapię po karku. Dostaje w łeb książką.Ałć, twarda okładka...

-.Czy ty traktujesz naukę choć trochę poważnie? - Nick, chyba wykorzystał już cała anielską cierpliwość do mnie jaką miał jeszcze przed chwilą. W jego oczach widać już teraz zdrową irytację moją osobą.No to chyba spieprzyłem. - Jak tego kurwa nie zaliczysz to nie ma cię na treningu.

- Co!?

- Myślisz, że reprezentantami szkoły są tępe ciołki z zagrożeniami!? Kpisz sobie?Talentem samym nigdzie nie dojdziesz. Nie tolerujemy idiotów w zespole.

- Ale...

- Masz.-Podaje podręcznik-Wszystko mamy do nauczenia się jest zaznaczone. Z twoim talentem alfy powinieneś wyrobić się w te dwanaście minut. No i masz jeszcze trzy za nim nauczyciel wejdzie do klasy. Powodzenia.

- A co z tobą?

- Ja mam w tym czasie konkurs z fizyki. Nie będzie mnie teraz. - Zabiera swoje rzeczy i wychodzi zirytowany. No tak. Widać starał się mnie jakoś nie zajebać wzrokiem i nieźle mu to szło. No, dopóki nie spierdoliłem. Tak... Zdecydowanie wolę jak zabija mnie spojrzeniem. Przynajmniej nie dostaje książką w łeb. Otwieram książkę, a w środku jest notatnik z zapiskami z lekcji. Ale przejrzyste...To znaczy świetne.Pierwszy raz widzę tak trudny temat wyjaśniony tak łatwo. Od razu w środku zapamiętuje wszystko i kiedy przychodzi czas sprawdzianu, jako pierwszy oddaję zapelnioną treścią kartkę i zadowolony wracam na miejsce. Patrzę przez okno w dół, na plac przed szkołą. Widzę spieszacego się dyrektora i sekretarza. Śmieje się w duchu widząc jak wyższy dostaje w głowę, a potem głośno protestuje. Są strasznie zabawni. Nick musi być szczęśliwy mając taką rodzinę. Czuje lekkie uczucie zazdrości. Mnie traktuje jak wroga albo olewa... Na takich właśnie rozmyślaniach spędzam resztę lekcji. Nick wraca zaraz po dzwonku i siada obok mnie. Kolejne lekcje mijają strasznie szybko. Ostatnią jest wychowanie fizyczne, a potem trening. Czyli wychodzi na to samo... Udaje się w stronę sali gimnastycznej i wchodzę do szatni.
Pierwsze co widzą moje oczy to idealnie wyrzeźbiony brzuch Nicka znikający właśnie pod sportową koszulką. Patrzy na mnie z uniesioną brwią. Szybko zajmuje się sobą i staram się nie zerkać na bruneta. Cały czas wstrzymuje oddech czując jak powoli puszczają mi hamulce. Na szczęście i nieszczęście Nick wychodzi z szatni.Wtedy dopiero rozlegają się rozmowy innych osób.

-Jak na omegę to ma zajebistą dupę... - Odzywa się jeden z chłopaków chodzących ze mną do klasy.

- Lepsza niż Kasandry...

- Uuuu...Steve, czyżbyś leciał na naszego przewodniczącego? - Zaciskami zęby i lekko nimi zgrzytam, ale nadal zajmuję się przebieraniem. Nie dobrze mi się robi kiedy tego słucham.

- Wiesz, że sumie to bym go przeleciał. Tak szczerze, to miałem już z nim jeden mokry sen w roli głównej. I uwierz, że pewnie wygladałby świetnie w stroju sex-kotka. - Puszczają mi nerwy.Odwracam się z mordem w oczach.

- Który to powiedział?-Warczę cicho. Przed szereg wychodzi z chytrym uśmiechem West.Ten chuj...

- A co może, Nick to twoja własność? Sądze, że nie po tym jak ostatnio prawie nie złamał ci ręki. - Słyszę ciche zakłady. I mają rację nie, odpuszczę nikomu...

- Zamknij ryj!

- A wiesz,że śniłem o nim też w łańcuchach z moim chujem w jego dupie.Nawet nie w.... - Chłopak nie zdążył powiedzieć słowa więcej kiedy moja pięść posłała go na szafki z głuchym dźwiękiem uderzenia. Pozostali się odsunęli. Chłopak powoli się podnosi z cichym śmiechem.

- Widzę,że trafilem w czuły punkt.... Przyjmuje pozycje do ataku i prowokuje mnie spojrzeniem.

- Radzę ci,żebyś się zamkną...

- A co?Zabijesz mnie za to,że teraz mogę sobie wyobrazić go obciągającego mi w kiblu. - Tym razem nie skończę na jednym uderzeniu. Czuje jak krew mnie zalewa i zagłuszania otoczenie. Teraz liczy się tylko to, żeby obtłuc mu ten ryj. Rzucam się na niego i kopię w brzuch. Dostaje też parę razy w twarz. Siadam mu na biodrach by nie mógł się podnieść i zadaje kilka ciosów w szczękę.Furia, która opanowała moje ciało nakazuje mi zadać kolejny cios.

- Kurwa!Co tu się do cholery dzieje!?- Wszystkie spojrzenia kierują się w stronę wejścia. Stoi tam Nick, a zaraz za nim zjawia się wuefista. Patrzy na całą sytuacje. Obaj są wściekli. Wstaje i odchodzę od próbującego się podnieść blondgnoja.

- Anderson, West do dyrektora w tej chwili!

- Wątpię, żeby West mógł się ruszyć trenerze... - Kwituje Nick i patrz na mnie jak jeszcze nigdy.Kulę się trochę w sobie. Teraz to dopiero spierdoliłem...

- Masz rację. Gdzie jest Logan!? -Chłopak wychyla się z tłumu.- Co tu się stało? - No tak, najbardziej szczera osoba w klasie.

- No cóż...

- Streszczaj się Logan. - Warczy cicho Nick. Widać, że jego cierpliwość przekracza wiaśnie granicę.

- Więc West mówił jakie mokre sny śniął się mu z Nickiem w roli głównej i że chętnie by go przeleciał! Ryan się wtedy zdenerwował i go pobił! - Powiedział na jednym tchu kujonek. Trener patrzy na Nick który szeroko otwiera oczy ale potem na jego twarz wstępuje obojętność. Podchodzi do Westa opartego o szafkę. Lapie go za ramie i pociąga w górę.

- Zabieram to gówno do higienistki. Móglby trener wyjaśnić sprawę u detektora z Ryanem!?-Pyta przeszywajac mnie lodowatym spojrzeniem.

- Nie ma sprawy, Nick.

- Przy okazji porozmawiamy trochę West... - Znikają za drzwiami, a ja patrzę na trenera który kręci głową z dezaprobatą.

- Chodź, oby dyrektor był dziś w dobrym humorze...-Idę na ścięcie. Nie ma to jak trafić do dyrektora, który jest rodziną chłopaka którym ty jesteś zakochany. Zajebiscie! Wchodzimy do gabinetu. Dyrektor patrzy zaskoczony w moją stronę.

- Coś się stało Hedge?

- Pobili się z Westem.-Wskazał na mnie.- Tamten jest teraz pewnie w trakcie opatrywania i poważnej rozmowy z Nickiem.

- Nickiem?A co on ma do tego?

- Pobili się z jego powodu.-Zza rogu wychyliła się postać Erena.Levi spojrzał na niego dziwnie,a on to odwzajemnił.

- A o co,ze szczegółami proszę.

- O mokre sny-Powiedziałem cicho.

- I?

- I tym jak w nich pieprzy Nicka...

- Słowa,szczylu.

- Gdzie jest ten West!?-Pyta wzburzony Eren.Wszyscy patrząna niego zdziwieni.

- U higienistki...

- Ide go zajebać! -Patrzymy jak rusza w stronę drzwi.Jednak zatrzymuje go dyrektor.

- Spokojnie.

- Ja mam być kurwa spokojny!?Jak można traktować omegi jak szmaty!?- Zielonooki zaczyna się trząść ze złości.

- Spokojnie,Nick da sobie z tym radę. - Brunet wyrywa się swojemu alfie i wraca do pomieszczenia dla sekretarza, głośno trzaskajac drzwiami.- Przepraszam was za to. Jest troche uczulony na punkcie obrażania omeg. Wracając.Nie obejdzie się bez kary dla ciebie Anderson. Mam nadzieje, że tydzień pomagania woźnemu od jutra jest zadowalające. Westem zajmę się jak wróci od higienistki

- Tak. - Lepiej, żeby już nie podpaść.

-Niech pan już wraca.Uczniowie nie moga zostawać sami...- Zwraca się dyrektor do pana Hudge.

-A tak racja.-Nauczyciel wychodzi,a ja zostaje sam z przerażającym dyrektorem.

- Dziękuje,że stanąłeś w obronie Nicka, ale sądze, że wystarczyło by mu o tym powiedzieć, a nie rzucać się z pięściami na tamtego chłopaka. Mimo to dziękuję. Idź już. Chyba masz jeszcze coś komuś do wytłumaczenia.

- Do widzenia.

- Yhmm.

Wychodzę z gabinetu, a tuż obok czeka Nick już ubrany w zwykły strój. Patrzy na mnie zły. Przełykam głośno ślinę.

- Chodź. - Warczy cicho. Dopiero teraz zauważam, że ma obok moje rzeczy. Zabieram je i idę z omegą. Idziemy do parku i siadamy na jednej z ławek.

-A teraz mi się kurwa tłumacz...

- No, bo ja chciałem dobrze...

- A wyszło źle. Mógłbyś choć raz kurwa się nigdzie nie wpierdalać?! Tak ciężko zrozumieć, że nie potrzebuje ochrony?!

- Ja przepraszam za kłopot. Pójdę już. - Wstaje, zabierając swoje rzeczy. Jednak zostaje zatrzymany. Patrzę na Nicka.

- Jesteś cholernie irytujący. Wykraczasz poza granicę moich nerwów.

- Ja przepraszam.

- Eh, zamknij się w końcu! - Zostaje mocno przyciągnięty, a jego usta lądują na tych moich. Przyciągam go bliżej. Jak go całuje po dobroci to jest dużo przyjemniej. Może dlatego, że nie smakuje krwią tylko gorzką czekoladą, którą jadł podczas lunchu. Usta są słodkie i suche. Naprawdę chciałbym tak zostać ale on ma inne plany. Odsuwa się ode mnie i patrzy w oczy.

- To twoja szansa, więc nie zmarnuj jej Anderson. - Mówi a ja czuję się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro