017#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ryan pov 

- No, a teraz chodźmy! - Zacząłem ciągnąć zdziwionego Nicka w stronę szkoły. Skoro coś mnie tknęło dziś to wykorzystam to. Zaciagnałem go do klasy nie puszczając ani na chwilę jego ręki.Oczywiście ku zdziwieniu większości uczniów. No tak... Najbardziej nienawidzący się ludzie idą ze sobą za rękę. To chyba jakiś cud musiał by być co nie? Ale miałem to gdzieś. Teraz tylko lekcje i basen! A potem już wszystko z górki. Ech... czasem jednak nie jestem taką ciotą jak się wydaje. Może uda mi się chociaż na Nicka bez wypieków na policzkach popatrzeć. Rumieniąca się alfa. Żałosne, naprawdę żałosne. Ale cóż na razie muszę wziąść się trochę ogarnąć. Może powinienem częściej przejmować kontrole. Dominować albo coś zasugerować? Dzwonek wybudził mnie z transu. Spojrzałem na zdziwionego Nicka, a potem na miejsce w które patrzył. Nawet na chwilę nie puściłem jego ręki, która leżała na ławce. Nick odwrócił głowę kiedy tylko napotkał mój wzroki zabrał rękę. Poczułem się trochę dziwnie. Może za szybko uświadomiłem innym co nas łączy? Nie. To była słuszna decyzja, Nick jest mój i niech inni o tym wiedzą. Lekcja minęła spokojnie i kolejna też. Aż do długiej przerwy. Wtedy zostałem zaciągnięty na dach.Nick stał chwilę wtedy i mi się przyglądal. 

- Ryan...ja nie chce żeby wiedzieli. 

- Co? 

- Nie muszą wiedzieć.

- Muszą. Jesteś tylko mój. 

- Nie jestem rzeczą.  

- Ale... 

-To jest twoja sznasa. Po prostu chciałem żebyś wiedział. Nie lubię tego typu uwagi. Nie lubię plotek. 

- Rozumiem.- Podszedłem kładac mu rękę na szyi i całując delikatnie. - Będę na to uważał. Ale to nie zmienia faktu, że idziemy na basen. 

 -Yhmm.  

- No a teraz chodźmy na obiad! 

- Spoko.Ale ja decyduje! 

- Nie. 

- Tak. 

- Dziś idziemy na naleśniki!?

- Wygrałeś.Ten jeden raz. 

- Wiem. - Zeszliśmy z dachu i udaliśmy się w stronę stołówki, gdzie były tłumy. Udało nam się jednak przecisnąć i wziąść naleśniki. No i zaczęło się szukanie miejsca.

- Kapitanie,Ryan!-Z jednego stolika pomachał nam Danny.Od razu ruszyliśmy w tym kierunku. Usiedliśmy obok całej drużyny i przysłuchiwałiśmy się ich rozmowie. 

- Właśnie! Kapitanie idziemy dziś na basen za miast treningu. - Zamarlem. 

- Świetnie.-Odparł Nick. - Akurat mieliśmy dziś z Ryanem też iść. 

- Super!To możemy później zostać trochę dłużej. 

- Zgadzam sie z wami.- Nie brałem udziału w tej konwersacji.Czułem się trochę...zazdrosny? Nie bardziej rozczarowany. Liczyłem chyba na trochę bycia sam na sam. Westchnąłem cicho, ale uśmiechnąłem się i lekko przytaknąłem. Kiedy wróciliśmy pod koniec przerwy okazało się, że mamy zastępstwo z wychowawcą. Zapowiadała się więc luźniejsza lekcja. Nick jak miał w zwyczaju założył słuchawki i odcią się pisząc referat zadany przez jednego z nauczycieli. Podparłem się więc na dłoni i przyglądałem jak kolejne słowa zostają zapisane tuszem. Zawsze zatracał się w tym co robił. Ciekawe czy jakbyśmy się kochali też by to zrobił. Kiedy dotarł do mnie sens moich myśli spaliłem buraka odwracając głowę i patrząc po klasie. O czym ja kurwa myślę!? Przecież obaj z Nickiem nie jesteśmy tacy... No własnie jesteśmy inni. Strasznie powściągliwi co do kontaktu fizycznego.Przez resztę lekcji nie spojrzałem na Nicka nawiedzany przez różne i dziwne pytania. Na moje szczęście lekcje minęły szybko i nie musiałem się martwić, że ktoś zobaczy mojego buraka. Wraz z ostatnim dzwonkiem wyszliśmy wszyscy ze szkoły. Wszyscy to znaczy cała drużyna. Skierowaliśmy się w stronę basenu. O dziwo kiedy weszliśmy do środka było bardzo mało osób. No tak... przecież kilometr dalej jest plaża. Kto by sie chciał kisić w budynku. Pani w okienku wydała nam klucze do szafek, a my skierowaliśmy sie do szatni.Wszyscy znaleźli swoją szafkę. Ja oczywiście jak ostatnia ciota nie mogłem. 

- Coś się stało Ryan?-Spojrzałem za siebie na Nicka.Jeszcze sie nie przebrał. 

- Nie mogę znaleźć szafki... 

- Daj klucz.-Podałem kluczyk z numerem 113. Chłopak rozejrzał się do okoła.-Ten klucz jest do szatni ratowników.Chodź wymienimy go. Wy się przebierzcie i do wody.Zaraz do was dołączymy. - Ruszyłem za Nickiem w stronę d okienka.Nick wyjaśnił sytuacje kobiecie,która przeprosila za pomyłkę i wymieniła klucz.Wróciliśmy już do pustej szatni. 

- Dobra, przebieraj się reszta czeka.- On w tym czasie zaczął ściągać rzeczy. Zdażyłem ściągnąć tylko koszulkę, kiedy,mój wzrok spoczął na jego plecach. Dobrze zbudowanych o lekko ciemniejszej karnacji niż moja. No, a potem razem ze spodniami na jego tylek. Boże... o czym ja myślę. Wtedy też coś do mnie dotarło. Zakryłem twarz dłońmi. 

- Oj Ryan nie stój jak kólek tylko...- Spojrzałem niego,patrzył się z pytającym wyrazem na twarzy.

- Nie mów, że ty.. 

- Ja... 

- Dobra, pierdolić to. - Zostałem wciągnięty do jednej z niewielu kabin i przyparty do ściany. Nick patrzył na mnie poważnie. - Zapomnij o tym co teraz się stanie.. - Zostałem mocno pocałowany, a dłonie Nicka zanalazły się za materiałem spodni, szybko je zsuwając. Nick uklęknął przede mną i patrzył z dołu. Przełknąłem głośno ślinę kiedy bokserski też zostały ściągnięte, ukazując stojącego członka. 

- Nick nie rób tego. 

- Zamknij się. Kiedyś i tak by do tego doszło. - Nie zdążyłem mu odpowiedzieć kiedy ten wziął go do ust. Zakryłem ręką twarz. Boż... co się dzieje. Czy to rzeczywistość czy chory sen!? Myśli zaczęły mi uciekać kiedy brunet zaczął intensywnie poruszać głową.Ręce opadły mi na jego głowę, zatapiając się we włosach i ciągnąc je lekko. Próbowałem się trochę powstrzymywać.  Spojrzałem na Nicka. Szlag, przecież on też może się podniecić. Z wielką niechęcią oderwałem go od siebie i postawiłem na proste nogi. 

- Co ty robisz Ryan?! 

- Ty też się podnieciłeś. Musimy to rozwiązać inaczej. - Przyciagnąłem go bliżej, ocierając nas przy okazji. Nick cicho pisnął co było słodkim dźwiękiem. - Zrobimy to razem i wracamy do drużyny. - Złapałem za nasze członki i zacząłem szybko stymulować je naraz. Dla zmniejszenia prawdopodobieństwa, że ktoś nas usłyszy zacząłem całować Nicka. Lekkie jęki mieszy się w naszych ustach. Czując, że jestem już na skraju przyśpieszyłem ruchy ręką. Nick oderwał się od mnie i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Szybki oddech przy moim uchu wskazywał na to, że on też jest już na granicy. Przesunąłem ręką jeszcze kilka razy i obaj doszedliśmy. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na Nicka. Ten starał się przybrać zwykły wyraz twarzy. 

- Dobra, chodź pod natrysk. - Szybko wywlukł mnie z kabiny i podstawił pod natryskiem. Woda zmyła wszystko co było skutkiem wydarzenia z przed chwili. Kiedy już byliśmy pewni, że nic nie zostało skierowaliśmy się w stronę wyjścia na basen, w którym Nick sie zatrzymał.

- Chetnie poznam twoich rozdziców.- Zatkało mnie.

- Czy ja to powiedzialem na głos?  

- Tak, ale...- Nie dokończył gdy do szatni wpadł Danny.

 - Idziecie?! - Tak.Mam nadzieje, że już przepłyneliście przynajmniej kilkanaście razy basen. 

- E....tak. 

-Czyli nie.No dobra dziś sobie odpuszczamy. 

 -Jest! - Krzyknął rudy. - Chłopaki dziś mamy wolną rękę! - I wrócił do reszty.

- No chodźmy już. - Nick też do nich dołączył,a ja nadal nie ogarniam co tu się wydarzyło... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro