21. Tajemnice Delgady

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dwa miesięcy później

Irin poddała się rytmowi życia w Delgadzie. Dzięki Marii poznała wiele zakamarków i niewyobrażalnych miejsc. Odnalazła również dawną siebie. Zrozumiała, że była tu szczęśliwa i kochana. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek znowu będzie tu szczęśliwa i czy znajdzie prawdziwy dom. Ludzie tworzą dom, a dawni znajomi, których tu stopniowo odnajdywała, przyczyniali się do tego. Było ich sporo. Karen dawała jej wszystko, czego potrzebowała: wsparcie, dobre słowo i swoją miłość. Dobrze się rozumiały. Z przyjemnością spędzała z nią czas i cieszyła się każdym dniem.

Miała tyle zajęć i tak wiele musiała nadrobić, że w ciągu dnia nie miała czasu myśleć o swoim dawnym życiu. Dopiero gdy przykładała głowę do poduszki, wiedziała, że na świecie jest miejsce, za którym tęskni. Przecież w jej sercu na zawsze pozostaną rodziną. Tutaj też byli ludzie, którzy mogli ją pokochać i przytulić. Tutaj też mogła spać spokojnie i marzyć o tamtym miejscu za górami. Bała się utonąć w odmętach wspaniałości, które odkrywała w Delgadzie. Tylu rzeczy się tu uczyła. Jej głód wiedzy był olbrzymi, a możliwości rozwoju były niesamowicie wielkie.

Nie powiedziała nikomu, gdzie naprawdę była. Skoro na podstawie danych z bransolety i z przesłuchania stwierdzili, że była na granicy światów, utwierdziła ich w tym i opowiedziała o Cyntii i Wiluszu jako o swojej przybranej rodzinie z Puzry. A jako powód powrotu podała to, że wydoroślała i znalazła sprzęt, który Wilusz ukrył w szałasie w górach. Skłamała, ale była to najlepsza rzecz, jaką zrobiła dla siebie. Podczas przesłuchania, mimo podanych leków, skupiła się na tyle, że wyczuła, kiedy obraz jej myśli zaciera się, a technicy nie potrafili go wyostrzyć. Niewiele zobaczyli. Tylko to, co chciała im pokazać. Panowała nad swoimi myślami. Jakimś cudem kontrolowała to, co widziała komisja.

Teraz żyła tutaj. Delgada ją fascynowała i pochłaniała. Codziennie coś odkrywała, codziennie coś ją zachwycało i zaskakiwało. Tylu rzeczy chciała się nauczyć i zrozumieć. Zastanawiała się, jak długo to potrwa, bo tak bardzo chciała wszystko opanować już teraz. Doszła do wniosku, że to wspaniałe miejsce, stwarzające mnóstwo nowych możliwości, o których do tej pory nawet nie śniła. Postanowiła tutaj zostać, zgłębić wszystko dokładnie i na razie nie planować powrotu za góry. Wiedziała, że okazja trafi się prędzej czy później, a ona z niej skorzysta.

Przyszłość stanęła przed nią otworem, a przeszłość, przyczajona w przedsionku pamięci, czekała na swoją kolej, aby się znów ujawnić.

*

Od samego początku była zainteresowana tematem następstwa władzy, ponieważ często jej to wypominano. Chodziły do parku, a głowy wielu przechodniów odwracały się za nią. Wchodziły do koszar, a tam wszyscy się jej przyglądali, jakby jeszcze nie przyzwyczaili się do jej obecności, a ona ciągle była skrępowana ich zainteresowaniem.

Poznawała ludzi i miejsca, ale nie poznała jeszcze nikogo, kto miałby prawo do następstwa władzy tak, jak ona. Miała wrażenie, że Karen celowo nie zapoznaje jej z ludźmi z elity dowodzącej. Nie wiedziała tylko dlaczego.

Najwięcej pomogło jej spotkanie z Liz. Dziewczyna z przyjemnością wprowadziła ją w tajniki urządzeń i komputerów. Irin odkryła, że instynktownie potrafi obsługiwać zaawansowane technologie, łącząc się z nimi przez kombinezon i czujniki na konsoli. Wchodziła do wielkich kabin, które ustawione były w sali pogrążonej w półmroku. Kabiny, o kształcie wydłużonego jaja, lśniły delikatną poświatą, a po odsłonięciu górnej pokrywy można było wejść do ich środka.

Liz nauczyła ją wszystkiego, podłączyła ją i Salo do systemu, gdy tylko usiadły na wygodnym fotelu z poduszką pełną czujników. Przez takie połączenie Irin miała wrażenie, że stapia się z tym nowym światem i w błyskawicznym tempie poznawała wszystkie schematy i połączenia, które przelatywały przez jej mózg jak wichura. Od tego czasu coś się w niej zmieniło. Wiedziała dużo więcej i potrafiła o wiele więcej. Analizowała dane tak szybko, że była w stanie podać rozwiązania problemów dużo wcześniej niż inni. Pod tym względem stała się równie szybka i wydajna jak Liz, jednak wciąż nie rozumiała, co się w niej zmieniło. Dlaczego to ona rozwijała się tak dynamicznie i wyróżniała się na tle reszty operatorów kabin?

Jednak za każdym razem, gdy szukała czegoś na temat następstwa władzy, wynik był mizerny, jak na możliwości Delgady. Znała już ten tekst na pamięć i recytowała go w myślach, w nadziei, że może coś jeszcze odkryje.

„Następstwo władzy: – Zwyczaj, nieunormowany prawem. Pozwala na dziedziczenie nie tylko majątku, ale również stanowisk i zasług po matce. Jej dorobek jest dziedzictwem dla potomstwa".

To już wiedziała. Wiedziała również, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej niż wyjaśniał to przypis. „Tym sposobem nigdy nie będę gotowa na rozmowę z Karen" – pomyślała. Nawet nie wiedziała, jak bardzo się wtedy myliła, gdyż Karen jeszcze tego samego dnia podjęła ten temat. Zawołała ją do swojego gabinetu zaraz po kolacji. Na biurku leżała tylko jedna teczka z papierowymi dokumentami. Karen położyła na niej rękę.

– Wiesz, co to jest? – zapytała.

– Nie – odparła zgodnie z prawdą Irin i usiadła przy Karen.

– Zdajesz sobie sprawę, że kiedyś odziedziczysz po mnie moje stanowisko? – zapytała kobieta, zaskakując ją całkowicie.

Jej matka dowodziła całą armią Delgady, a wszyscy w królestwie jej słuchali. Miała głos decydujący i była pierwszą i najważniejszą osobą w królestwie zaraz po królowej. Tego się nie spodziewała. Przeżyła szok.

– Nie chcę o tym myśleć – odpowiedziała.

– Nie musisz o tym myśleć, ale powinnaś o tym wiedzieć. Wiem, że interesuje cię następstwo władzy i mając chwilę, muszę ci wyjaśnić, co się z tym wiąże.

W Irin wezbrał strumień różnorakich emocji. Przecież chciała tej rozmowy, wyjaśnień i odsłony tych cholernych tajemnic, a jednocześnie bała się tego co usłyszy.

– Interesuje mnie, bo jak na razie z tego powodu mam tylko same nieprzyjemności – powiedziała z żalem Irin. – Wszyscy patrzą na mnie jak na dziwne zjawisko albo wypominają mi, że podlegam następstwu władzy. Nie mam z tego żadnego pożytku, tylko same kłopoty.

– Kłopoty się skończą, gdy awansujesz i poznasz odpowiednich ludzi – wyjaśniła jej Karen spokojnie.

– Wrogów czy przyjaciół?

Karen uśmiechnęła się delikatnie i przyznała:

– Fakt, jesteś dla nich zagrożeniem. – Tym jednym zdaniem przykuła uwagę córki. – Pamiętaj, że twoje pojawienie się narobiło sporo zamieszania w następstwie władzy.

– Dlaczego tak mówisz? – zdziwiła się Irin. Przecież nie chciała nikomu nic odbierać. Nie potrzebowała nic ponad to, co już miała. Nade wszystko nie chciała być dla nikogo zagrożeniem. Czuła, jak zaciska ze zdenerwowania palce na podłokietniku krzesła. – Czy ktoś inny miał chrapkę na twoje stanowisko? – zapytała bardzo poważnie.

– Nie do końca chodzi o moje stanowisko – wyjaśniła rozbawiona Karen i z czułością założyła jasny kosmyk włosów Irin za jej ucho. Córka spojrzała na nią z takim zaciekawieniem, że Karen była pod wrażeniem jej spojrzenia i przez sekundę pomyślała, że wyrosła z niej naprawdę piękna kobieta. To spojrzenie dużych, niebieskich oczu, pełnych ufności, bardzo ją rozczulało.

– Wiesz zapewne, że królowa Oliwia wyznaczyła mnie na swego następcę i jeżeli kiedykolwiek coś jej się stanie, to ja zasiądę na tronie Delgady? – powiedziała płynnie Karen.

Irin patrzyła na nią ze zdumieniem i niedowierzaniem. Karen była jej matką i kimś wyjątkowym. Dowodziła armią Delgady i to było niesamowite. Widziała, jaką ma wielką władzę, ale nie przywiązywała do tego aż takiej uwagi.

– Zostaniesz królową...? – cicho i niepewnie zapytała.

– Może zostanę, a może nie – odparła Karen. – Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Pozostaje natomiast fakt, że jestem następcą królowej Oliwii, a ty jesteś moją córką i właśnie o to chodzi w tym wszystkim – wyjaśniła. Patrzyły sobie w oczy przez dłuższą chwilę.

– A więc wcisnęłam się między ciebie a resztę Delgady w drodze do tronu? – zapytała Irin prosto z mostu. – To chciałaś mi przekazać? – Czuła, jak zasycha jej w gardle, a serce przyspiesza. Nie sądziła, że tak to wygląda. Cały czas myślała o Karen jako o swojej matce i może też trochę jako o dowódcy armii. Była z niej dumna. Nie wiedziała, że to właśnie Karen jest następcą królowej, a ona... Jak mogło to ujść jej uwadze? Westchnęła i spojrzała wyczekująco na matkę.

– Nie wcisnęłaś się, bo to miejsce należało już do ciebie nim cię uprowadzono – uzupełniła Karen. – Ale myślę, że na tę chwilę wystarczy ci tych wiadomości.

– Królowa nie ma dzieci? – wtrąciła szybko pytanie, wyczuwając, że matka chce zmienić temat, a ona nie ma jeszcze wszystkich informacji.

– Niestety nie.

– Dlaczego? – panika brała w niej górę, więc naciskała na matkę, wpatrując się w nią intensywnie.

Karen odchrząknęli.

– O, Irin, tak się czasami zdarza. Powinnaś już o tym wiedzieć. Nie każdemu jest to pisane.

– A ta wasza inkubacja całkowita, ona też jej nie pomogła?

– Małe księżniczki z prawem do tronu powinny urodzić się w sposób naturalny. Tak przynajmniej uważała królowa, bo to stary zwyczaj i nadal przestrzegany. Też jej to proponowałam, ale ona uparła się i odmówiła – wyjaśniła Karen. – Potem nastały ciężkie czasy i zajęłyśmy się walką o utrzymanie tronu. Nie było czasu na dzieci. Gdy to się skończyło, królowa bała się, że ktoś mógłby skrzywdzić jej dziecko. Mnie i Barbarę uczyniła swoimi następcami, i to spadło również na ciebie. Tak to w skrócie wygląda, ale chciałam cię zapoznać jeszcze z czymś – Tu przyciągnęła bliżej grubą teczkę i powiedziała poważnie. – Chciałabym cię zapoznać z majątkiem, jaki posiadam, a dokładnie z tą częścią, która już teraz należy do ciebie. Tutaj jest wszystko spisane.

– Po co mi o tym mówisz? – zapytała z oburzeniem Irin.

– Chodź, przysuń się tutaj – poprosiła Karen, otwierając jednocześnie teczkę. – Tu są spisane moje ziemskie majątki – przewracała po kolei kartki kolorowej, pięknej księgi, gdzie na górze każdej strony podana była nazwa administracyjna każdej posiadłości. – I te, które w dniu twoich narodzin przeszły na twoją własność. Jest ich pięć. Zarządzam nimi do dzisiaj. Jak znajdę chwilę, pojedziemy tam razem i zobaczysz wszystko z bliska. Mamy dwie stadniny koni, pola uprawne, produkcję piwa i produkcję elementów do niektórych maszyn.

– Nigdy niczego nie miałam. Niczego materialnego oczywiście – powiedziała na głos z takim smutkiem, że Karen aż ścisnęło się serce. Zmarszczyła brwi i pogładziła córkę po włosach i patrzyła na jej pochyloną głowę. Przez tyle lat żyła gdzieś daleko, bez wygód i przywilejów. Skromni ludzie, chaty, ubiory. Wszystko inne niż tu w Delgadzie. Karen chciała jej teraz wszystko wynagrodzić i oddać to, co do niej należało.

– Mam już to, czego potrzebuję. Z tego, co mi pokazujesz, pewnie nigdy nie skorzystam.

– Skorzystasz. Przyjdą czasy, gdy wyjedziesz z Delgady i poznasz wielkie miasta, i tam to wszystko wykorzystasz. Stać cię będzie na życie z ludźmi, z jakimi powinnaś się zadawać.

– Niby z kim? – zapytała, prostując się na krześle.

– Chodzi o każdy inny kraj, Irin. W bransolecie masz zakodowane wszystko – postukała palcem w bransoletę córki. – Wystarczy, że przyłożysz ją do drugiej bransolety, aby zapłacić. Przyda ci się to szczególnie w Rangunie, całej Adrze i w Monte Ro...

– Jak w Monte Ro? Po co miałabym tam jechać?

– Może na początku jako poseł, delegat lub z jakąś inną sprawą. Jest ich tyle, że nie potrafię w tej chwili wszystkiego ci wyjaśnić.

Irin wstała ze swojego krzesła.

– To przecież tak daleko...

– Wcale nie tak daleko, jak się ma teleporty – przypomniała jej Karen. Uśmiechnę≥ła si≥ę przy tym nieznacznie i dodała. – Jeżeli jesteś trzecią osobą w królestwie z prawem do tronu, takie wyprawy cię nie ominą.

Irin na moment przestała oddychać, gdy z ust Karen padły słowa: trzecia osoba w królestwie z prawem do tronu. Czy to było możliwe? To chyba się nie działo. Czuła się zupełnie niekompetentna, aby nawet myśleć o czymś takim, a co dopiero zarządzać taką skomplikowaną strukturą.

– To ważne, abyś wiedziała, jaka jest twoja pozycja społeczna – kontynuowała Karen, wpatrując się z uwagą w c≥orkę. – To, kim jesteś i co posiadasz, jest twoim dziedzictwem. Zabezpiecza cię przed innymi ludźmi. Musisz przejąć swoją część i zacząć nią zarządzać, aby uczyć się jak najwięcej. Pamiętaj, że najmniejszy, ale zarazem najlepszy twój majątek przynosi więcej dochodu niż roczne zarobki żołnierzy Delgady, a przecież, jak wiesz, niczego im nie brakuje. O pieniądze się więc nie martw, córeczko – pocieszyła ją Karen i wskazała na bransoletę, mówiąc: – Masz tu zakodowane tyle pieniędzy, że nie jesteś w stanie ich wydać.

– Wiesz, że tego nie potrzebuję i nie mam na co ich wydać.

– Sprawa wygląda tak, że każda z nas ma wielki majątek, niezależny od drugiej, i obie nie mamy czasu się nimi cieszyć.  W moim domu znajduje się też sejf, a tam są pozostałe twoje rzeczy. Większość prezentów urodzinowych, cała biżuteria, jaką posiadasz, i cenne książki. Cały sejf pełen pięknych świecidełek wart takich pieniędzy, że trudno to policzyć. Jestem pewna, że ich widok cię zszokuje.

Rzeczy, które po kolei wymieniała Karen, nie miały dla niej znaczenia. Po co jej jakieś świecidełka? Wpatrywała się w matkę i słuchała jej głosu. Była z nią i to jej wystarczało. To koiło jej zmysły, a do reszty będzie musiała się przyzwyczaić i zaakceptować.

*

Salo otrzymała piękny seledynowy kombinezon. Marzyła o nim i była bardzo szczęśliwa, że w końcu go dostała.

– Zobacz! Zobacz jaki piękny – cieszyła się przyjaciółka.

Irin cieszyła się jej radością. Dopiero teraz Irin zauważyła, że swój kombinezon obsługuje raczej intuicyjnie i spełnia to jej oczekiwania. Instrukcje, jakie Maria dawała Salo, utwierdziły ją tylko w tym, że dobrze wszystko robi. Zauważyła jednak, że jej kombinezon wymaga poprawek, o których mówiła już dawno temu Liz.

Przy okazji przymiarek i prób, nowy kombinezon Salo wysyłał komunikaty o stanie zdrowia właściciela i przerażona Maria stwierdziła, że nie ma na co czekać. Musiały w końcu odwiedzić lekarzy, aby mieć aktualne badania i ostatecznie dostać się w szeregi armii Delgady.

Budynek szpitalno–laboratoryjny był daleko poza centrum miasta, w spokojnej, łatwo dostępnej okolicy. Dotarły tam teleportem, z którego Irin nie korzystała od czasu powrotu, a które w mieście były dostępne, aby przyspieszyć przemieszczanie się, ale tylko w szczególnych przypadkach.

W sterylnie czystym i białym pomieszczeniu przywitały je dwie kobiety. Pierwsza wydawała się poważna. Była smukła, o jasnej skórze.

– Witam serdecznie, jestem doktor Rosanna Duch – przedstawiła się. – A to doktor Celin Milford. – Uśmiechnęła się i wskazała drugą, dużo młodszą kobietę o łagodnych rysach i bystrych oczach. Miała kręcone włosy, ciasno skręcone w kok. Wydawała się niezwykle interesująca. – Dzisiaj to my zajmiemy się wami i mam nadzieję, że szybko się ze wszystkim uporamy.

Usiadły przy biurku, na którym wyświetlały się dane, z których doktor Duch odczytywała informacje:

– Z tego, co sprawdziłyśmy na podstawie waszych danych z kombinezonów, mamy mnóstwo pracy.

Włączyły monitory i przedstawiły im listę potrzebnych zabiegów, szczepień i uzupełnień.

Lista Irin była prawie o połowę dłuższa niż lista Salo, która jednak cały czas żyła w tym świecie i z wieloma rzeczami miała styczność w Azali.

– Widzę, że Azalia dbała o swoich ludzi, ale Delgada ma bardziej zaawansowaną medycynę – podkreślała doktor Duch, wpatrując się uważnie w Salo. – Mogę zaoferować ci o wiele więcej, jeżeli się zgodzisz.

Salo chętnie się zgodziła, więc doktor Milford zabrała ją i położyła na jednym z łóżek w pokoju obok, nasuwając nad nią przeźroczystą pokrywę, podobną do tej, jaką posiadały kapsuły informacyjne. Irin zerkała, co robią, jak instalują wszystko i włączają.

Pokrywa pociemniała, i nawet z tego miejsca Irin dostrzegła, że doktor Milford sprawdza szczegółowo każdy zakamarek ciała Salo. Widziała wszystko: kości, żyły, potem kolejne układy. Notowała i odhaczała coś na swojej tablicy. Potem skoncentrowała się na głowie i narządach wewnętrznych. Nie zamknęła drzwi, więc wyczulone ucho Irin uchwyciło:

– O, co my tu mamy!

Irin poderwała się z krzesła, zostawiając Marię i doktor Duch, i podeszła do kapsuły medycznej. Z uwagą przyglądała się Milford.

– Co pani znalazła? – zapytała. Chciała spojrzeć, jak zareagowała na to Salo, ale zobaczyła wyraźnie jej wnętrze i odsunęła się z przerażenia. Była myśliwym i zabijała zwierzęta. Potrafiła ściągnąć skórę i oprawić zdobycz. Jednak to, że widziała wnętrze człowieka tak dokładnie i tak blisko, trochę ją zszokowało.

Doktor Milford zauważyła jej przerażenie i powiedziała spokojnie:

– Salo śpi i nic jej nie jest, a ten lokalizator szybko usuniemy.

– Wiedziałam, że coś jej wszczepili, ale zapomniałam o tym po przybyciu do Delgady. Czy ktoś ją tu namierzy? – zapytała z niepokojem Irin.

– Nie – odparła Milford. – Lokalizator przestał działać po przekroczeniu naszych granic. Na wszelki wypadek neutralizujemy w ten sposób każdego, kto przekracza nasze granice.

– Może przejdziemy do następnej kapsuły, aby nie przeszkadzać doktor Milford w zabiegu – zaproponowała doktor Duch, stając niepostrzeżenie za plecami Irin. – Zapraszam – dodała i wskazała łóżko na drugim końcu sali. Irin niechętnie poszła za nią i położyła się. Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła.

Gdy się obudziła, nie wiedziała, jak długo tu leżała. Zobaczyła swojego lekarza i powstrzymała pierwszy odruch wstawania. Wiedziała, czym to może grozić. Skrzywiła się nieznacznie, bo od razu przypomniała sobie, jak wymiotowała w górach po ingerencji bogów.

Doktor Duch zerknęła na nią i powiedziała z łagodnym uśmiechem na twarzy:

– Uzupełniłam wszystko, co mogłam. Dokończymy za kolejnych dwadzieścia dni. Kombinezon również uzupełniłam niezbędnymi lekami. Wystarczy na trzy lata, chyba że będziesz ranna, to będzie trzeba go uzupełnić po rekonwalescencji.

Irin skinęła głową. Wiedziała, że kombinezon nie tylko ją chroni i leczy, ale do tej pory był „pusty" i nie mógł podać jej leków, gdyby coś się stało. Teraz już na szczęście mógł.

Karen była zadowolona, że miały już uzupełnione kombinezony i wykonane wszystkie badania.

– Teraz spokojnie mogę was zabrać w kilka miejsc, które powinnyście poznać – oznajmiła z entuzjazmem. – Te posiadłości, które chcę wam pokazać, należą do mnie, a gdy mnie zabraknie...

Irin niezadowolona zmarszczyła brwi.

– Musisz wiedzieć, jak wygląda nasz majątek, i powinnaś poznać pewnych ludzi – dodała matka z wielkim zaangażowaniem. – Zobaczysz, będziesz zachwycona, bo to zupełnie inny świat, piękny, urozmaicony, ale i czasami niebezpieczny.

– Niebezpieczny? – podchwyciła Salo i podeszła bliżej do Karen.

– Możemy spotkać tam wielu różnych ludzi. To już pogranicze, kocioł, w którym krzyżują się drogi Monte Ro, Delgady i Adry. Trwa tam ciągły ruch ludzi i karawan kupieckich przez teleport w Delarei.

– Czy to niebezpieczne miejsce? – dopytała Irin, z ciekawości aż mrużąc oczy.

– Ależ skąd, to najruchliwszy teleport handlowy i bardzo ciekawe miejsce – wyjaśniła Karen.

Nie zdawała sobie sprawy z tego, że od kilku tygodni nasiliły się tam napady na transporty handlowe. Może dlatego, że nikt jeszcze nie okradł jej ludzi i wieści te nie dotarły do Delgady.

Wszystko jednak miało się zmienić w krótki czasie i wcale nie na lepsze.

-----------------

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro