✨ 3.2 Czas na odpowiedzi ✨

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podniósł się i zaczął poszukiwać w swoich kieszeniach wisiorka, którego wcześniej naprawił. W tym czasie jasnowłosy obrócił się w stronę jedzenia. Uważnie przyglądał się lekkiej zupie przed nim, a następnie przeszedł wzrokiem na bogaty w dodatki omlet. Perfekcyjnie wypolerowane sztućce połyskiwały w kieszonce z serwetki. Zwieńczeniem wszystkiego wydawał się granatowy imbryczek o złotych zdobieniach, jakiemu towarzyszyły filiżanki do herbaty z podstawkami. Cała zastawa wyglądała na taką, co towarzyszy przy posiłkach zamożnym rodzinom. Ta karczma zdecydowanie trzymała bardzo wysoki poziom. Pośród tego całego luksusu siedział właśnie Rimilo. Wszystko było tam czyste, nawet on, co było dla niego miłą odmianą. Pierwszy raz w życiu skorzystał z wanny. Nie przypuszczał, aby woda mogła być tak przyjemna. Przeważnie mył się zimną, a do włosów handlarz miał zakupiony proszek, który dodatkowo je pielęgnował. Przez chwilę wpatrywał się w swoje dłonie, jakby nie był pewny czy są godne, żeby na własny użytek chwycić nimi cokolwiek z tego eleganckiego stołu. Każda z tych rzeczy była przeznaczona dla panów, wynajmujących pokoje. Nie uważał, że zalicza się do tejże grupy. Tak właściwie był nikim. Miał opiekuna, który nie uznawał w nim sługi, więc kim był? Te myśli zakrzątały jego głowę do tego stopnia, że nie usłyszał, jak Mido wszedł do pokoju.

– Runai domaga się rozmowy z tobą na osobności. Ledwo powstrzymałem go przed wtargnięciem tutaj.

– Wybacz za te wszystkie kłopoty.

– Nie przejmuj się, z nim zawsze mam pod górkę. Utrudnia mi pracę już od dłuższego czasu. Przybył dwa tygodnie przed targami i tylko mi ciągle jęczał jaki to on samotny.

– Cały on. – Lekko się zaśmiał.

– Teraz przynajmniej znalazł sobie jakieś towarzystwo, ale chyba bardziej upatrzył na cel ciebie. Zapewne przewidział twoje przybycie i tylko czekał aż się pojawisz. Nocami wychodził na kilka godzin, jak przypuszczam, żeby zajrzeć do twojego lokum.

– Dobrze, że nie wchodził do środka. Już wolę, aby zalegały tam hałdy kurzu niż on cokolwiek posprzątał.

– Nie poznałbyś już tego miejsca. – Nieco wybuchł śmiechem, lecz za moment przybrał nieco powagi. – To co mam mu powiedzieć?

– Po śniadaniu się z nim zobaczę, ale nie na długo. Mam już plany na dzisiaj i nie przewiduję w nich jego towarzystwa.

– Ależ ty okrutny, będzie mu bardzo przykro. – Starał się ukryć swoje rozbawienie.

Na wzmiankę o śniadaniu Mido nie mógł się oprzeć pokusie i spojrzał na Rimilo. W głębi był zaskoczony tym, że młodzieniec miał zawieszone na nim oczy, ale łapiąc kontakt wzrokowy zaraz skierował je w dół oraz pochylił głowę. Ich kolor pozostał w jego myślach na dłuższy czas, więc sztywno wpatrywał się w młodzieńca. Pierwszy raz spotkał taki odcień. Widział już wiele wariantów czerwieni i różu, ale nigdy nie spotkał takiej mieszanki. Mocno kontrastowały z porcelanową cerą i śnieżnobiałymi włosami tej drobnej osoby. Były niczym niezwykły minerał umieszczony w posągu. Ogarniał go zachwyt, a jednocześnie tajemniczy i niezrozumiały mu niepokój. Zaczął przypuszczać, iż naprawdę dany mu został zaszczyt spotkania bóstwa. Nawet wobec największych potęg nie czuł czegoś podobnego.

Z kolei Rimilo był sparaliżowany myślą, że jest obserwowany oceniającym wzrokiem. Choć wcale taki nie był, dla niego równał się z tym handlarza. Bał się wykonać jakikolwiek ruch, ale nie czyniąc nic również postępował źle. Próbował sobie przypomnieć, czego był uczony do takiej sytuacji. Narastająca w nim presja wywoływała pustkę w jego głowie. Musiał znaleźć poprawny schemat działania, w przeciwnym razie czekała go kara. Zlany zimnym potem rozmyślał, jak bolesna ona będzie. Zapomniał o Linie i znalazł się ponownie w swej niewielkiej klatce. Powrócił do niego płytki oddech, oznaka jego bojaźni. Zesztywniałe mięśnie oraz zaciśnięte dłonie, towarzyszące mu po popełnieniu błędu i w oczekiwaniu na zasłużone zdyscyplinowanie. Lekkie drżenie zaczęło poruszać jego ciałem, ale nie miał prawa uciekać. Usłyszał, jak ktoś się przy nim poruszył. To był ten moment. Musiał przyznać się do swej winy, aby choć trochę załagodzić zbliżającą się nauczkę.

– Wybacz panie, popełniłem błąd. To nie jest moje miejsce. Rozumiem, czego się dopuściłem. Błagam... ukarz mnie panie.

Po tych słowach boleść otuliła serce Lina, który przy nim klęczał. Nawet Mido był wstrząśnięty i słysząc nieregularny, drżący oddech pośród ogólnej ciszy, sądził, że młodzieniec się rozpłacze. Jakoby łzami miał wykupić dla siebie lżejszy wyrok. Nikt nie miał wyrządzić mu krzywdy, ale powiedział to wszystko wbrew tej prawdzie. Lin wyglądał mu na bezradnego i dogłębnie przejętego. Na twarzy wypisany miał żal, a ręce wahały się nad dotknięciem białowłosego, jakby tego chciał, ale miał wywołać tym ból u drugiej osoby. Mido nie był pewien, do kogo mówił młodzieniec. Mógł zwrócić się do klęczącego przy nim lub do jakiegoś bóstwa. Wszystko wydawało się mu możliwe. Już kreował sobie historię sługi boga, który zuchwale uprosił sobie opuszczenie boku swego pana, aby poznać ziemski lud. Po dostąpionych krzywdach musiał zrozumieć, jak dobrze mu było w niebiańskim pałacu w jego służbie. Tylko czy uzyska przebaczenie i będzie mógł wrócić? Gospodarz poczuł, że te sprawy wykraczają poza jego pozycję społeczną. Nie był godny, żeby przebywać w towarzystwie tak wyniosłej istoty. Lin zdecydowanie miał do tego jakieś kwalifikacje, w końcu był Salanem. Rasą uważaną za stworzoną ręką najwyższego bóstwa. Odlanych z jego krwi i łez, które wylał nad nieszczęśnikami stąpającymi po ziemi. Odział ich w smoczą postać, lecz sami do niej dążą. Upodobnieni do pozostałych ludów, muszą się doskonalić, aby przyjąć zaszczytną formę. Stąd wszyscy boją się Salanów wysokiego szczebla, bo ich moc sięga wtedy boskiej. Pierwotnie mieli nieść pomoc potrzebującym i skrzywdzonym, lecz odwrócili się od tego, widząc, jak daremne są ich starania. Mido przypuszczał, że w Linie przebudziła się ta potrzeba tym bardziej, iż młodzieniec również miał boskie pochodzenie.

– Lepiej wyjdę.

Ciemnooki tylko skinął lekko głową. Poczuł ulgę, że nie musiał go sam wyprosić. Wolał uniknąć widowni, kiedy chodziło o Rimilo. Młodzieniec ledwo przywykł do niego, a nowa osoba wywołała w nim nieoczekiwaną reakcję. Miał teraz wątpliwości, co do ich planów. Wiedział, że chłopak bardzo pragnie tego spaceru, ale wydawało się to złym pomysłem. Dodatkowo Lin przypuszczał u niego lęk przed ciemnością, więc o zmroku też wolał z nim nie wychodzić. Wprawdzie wioska powinna być wtedy dostatecznie oświetlona, jednak wciąż budziło to w nim obiekcje. Wystarczyłoby, żeby latarnie zgasły, a mógłby się wystraszyć, jak to było w nocy. Nie chciał narażać go na takie przeżycia. Rimilo był w jego oczach bardzo delikatny i niezwykle wrażliwy na różnego rodzaju bodźce. Teraz wystarczyło spojrzenie obcego, aby podłamał się do tego stopnia. Kiedy myślał, że już udało mu się wyciągnąć go z pnączy niewolnictwa, one nagle oplotły młodzieńca i wyrwały z jego rąk. Naprawdę mocno się w nim zakorzeniły. Handlarz musiał dobrze je pielęgnować, skoro był on w stanie wyprzeć się wolności. Z pewnością każdy inny niewolnik w jego wieku tylko szukałby okazji do ucieczki z kajdan. Jedynym wyjątkiem byłyby osoby równie wyniszczone, co on. Pozbawione własnych pragnień i nakierowane wyłącznie na wypełnianie obowiązku służącego. Rimilo miał ten problem, że jeszcze nie wypłukano z niego emocji. Gdyby tak było, stanowiłby idealnego sługę. Powinni oni być jak lalki, które są takie, jak zażyczy sobie właściciel, ale przede wszystkim perfekcyjnie wykonującymi polecenia.

– Już dobrze Rimilo. – Powoli skierował rękę do dłoni młodzieńca. – Jesteś bezpieczny. Nic złego nie zrobiłeś.

– Przepraszam.

– Nie masz za co. Proszę, spójrz na mnie.

– Panie... – Odwrócił ku niemu głowę z zaszklonymi oczami.

– Jestem przy tobie.

Rimilo już na sam głos mężczyzny nieco się uspokoił. Powoli myśli mu się rozjaśniały, a dotyk zapewniał go, że nie śni. Strach, który wcześniej mu towarzyszył zanikał. To był jego pan, który wyciągał go z koszmarów. Był mu światłem, które przeganiało otaczającą go ciemność. Chciał być zawsze przy nim, aby już więcej w niej nie utonąć. Pragnął ciepła, jakim był przez niego darzony. Wyciągnął ręce spod jego dłoni i oplótł mu je na szyi. Schował w niej również twarz. Nie musiał długo czekać nim poczuł, jak pan go objął. Nie spodziewał się jednak, że zostanie podniesiony. Zaraz siedział już na jego nogach, ale nie czuł się z tym źle. Kiedy był młodszy nikt go nie brał na kolana ani ręce i tylko widział te czynności zza niewolniczych ram. Zdarzało mu się wyobrażać, że ktoś traktuje go jak inne dzieci. Pamiętał, jak kiedyś odważył się przytulić do nogi handlarza i później bardzo tego żałował. Teraz miał się do kogo przytulić ze świadomością, że nie zostanie odepchnięty.

– Co się stało Rimilo?

– Myślałem, że znowu tam jestem panie – wyznał cicho po chwili.

– Już nigdy tam nie wrócisz. Ochronię cię przed takimi osobami. – Czuł jak Rimilo mocniej zacisnął na nim ręce i był naprawdę szczęśliwy z tego powodu. – Wystraszyłeś się spojrzenia Mido, prawda? – Nerwowość drugiego, dobrze go tym zapewniła. – On nie jest złą osobą i na pewno nie chciał, żeby tak wyszło. To mój dobry przyjaciel.

– Przepraszam, przeze mnie wyszedł.

– Nie obwiniaj się. Pewnie i tak miał zamiar to zrobić, tylko nie mógł się na ciebie napatrzeć. Twoja uroda jest doprawdy niezwykła.

– To niemożliwe, bo nie mam wisiorka – powiedział nieco zaskoczony.

– To bez znaczenia. Mido zapewne też był oburzony tym, że ktoś ośmielił się wyrządzić ci krzywdę. Naprawdę przepraszam cię za to, że za mocno chwyciłem twoje ręce.

– Panie, możemy o tym zapomnieć? Nie chcę byś się za to winił, sprawia mi to większy ból.

– Przepraszam Rimilo, rzucę to w niepamięć i więcej o tym nie wspomnę. – Pogładził jego głowę i spojrzał na nietknięte śniadanie. – Skoro zostaliśmy sami, to czy będziesz w stanie spokojnie zjeść? – Słysząc jedynie pełen wątpliwości i nerwów mamrot, w którym młodzieniec usiłował coś powiedzieć, pomyślał, jak go do tego zachęcić. – Chciałbym, żebyś zjadł choć odrobinę. Musisz mieć siłę na dzisiejszy spacer. – Nabrał trochę omletu i czekał na reakcję drugiej osoby. – Proszę Rimilo, tylko kilka widelców. Wtedy ja też poczuję się lepiej.

Młodzieniec niechętnie odsunął głowę. Wciąż nie miał zamiaru puścić swego pana i zerknął na niego niepewnie. Zapach potraw był mu bardzo kuszący, lecz zaciśnięty żołądek nie dawał mu oznak głodu, gdyż do tego przywykł. Gorzej było z jego umysłem, który pragnął pozyskać więcej energii i składników odżywczych dla ciała. Na widok starannie przygotowanego jedzenia ledwo się powstrzymywał, żeby się na nie rzucić. Spojrzał na widelec tuż przed nim i przełknął ślinę przez cudowny aromat, jaki do niego dotarł. Powoli pochylił się ku niemu, otwierając swoje drobne usta. Zdobywając jedzenie szybko położył głowę z powrotem na Linie. To była prawdziwa eksplozja smaków. Różne warzywa zatopione w aksamitnym jajku były mu boskim pokarmem, który stanowił zupełne przeciwieństwo do jałowych racji, jakie dostawał od handlarza. Szczęśliwy ponad miarę zaczął poruszać stopami, co jego opiekun uznał za uroczą reakcję. Mężczyzna szybko przygotował kolejny kęs potrawy i oczekiwał aż go zje. Bardzo się cieszył, że ostatecznie Rimilo zostawił jedynie pół porcji. Wtedy już nie podniósł głowy, tylko mocniej się w niego wtulił. Lin sądził, że się zaraz rozpłynie od uroku swojego podopiecznego. Chciał go podnieść, umieszczając pod nim rękę, ale czując pod palcami gołe udo, od razu się spłoszył. Wolał nie widzieć swojej twarzy, na której rozlał się gorąc. Już i tak trochę się denerwował swoim nierozsądnym posunięciem, jakim było posadzenie młodzieńca okrakiem. Chyba jedynym plusem w tamtej sytuacji były wcięcia po bokach koszuli nocnej. Może odsłaniały one mu znaczną część nóg, ale przynajmniej nie podwijała się ona tak bardzo w tej pozycji, zasłaniając co trzeba.

– Rimilo, myślę, że to czas się przebrać. Później będziesz mógł jeszcze odpocząć. Mido załatwił jakieś ubrania, więc coś z nich dla ciebie wybierzemy.

– Jestem twoją zabaweczką panie? – zapytał, jakby lekko zraniony.

– Oczywiście, że nie – powiedział pospiesznie. – Nie chodzi o to, że mam jakąś zachciankę i masz ubrać strój, który mnie ucieszy. Sam będziesz mógł wybrać w czym chcesz dzisiaj chodzić. Każdy rano się ubiera w jakieś ciuchy, które nie służą do spania.

– Przepraszam panie, źle cię zrozumiałem. Powinienem się domyślić, co chciałeś przez to powiedzieć.

– Nic się nie stało. Miałeś prawo odebrać to inaczej. – Pogładził delikatnie jego plecy. – Może chciałbyś najpierw skorzystać z toalety? Pokażę ci gdzie jest. Spróbujesz stanąć?

Rimilo czuł się trochę przybity tym, że znowu niewłaściwie odebrał intencje pana. Przecież Lin go szanował i nie potraktowałby w ten sposób. Nawet gdyby miał się przebierać, żeby zapewnić mu rozrywkę czy byłoby to aż takie złe? W końcu miał do młodzieńca zupełnie inne podejście. Nie chciał stroić go, aby później sprzedać, ani traktować jak ozdobną laleczkę, nie licząc się z jego uczuciami. Przypomniał sobie, jak kiedyś obserwował grupkę pań, które umówiły się na spotkanie. Gdy jedna prezentowała swoją kreację, pozostałe wyrażały swój zachwyt i obsypywały ją komplementami. Wszystkie wyglądały na bardzo ucieszone tą zabawą. Skoro wysoko postawione kobiety nie uznawały tego za przeznaczone wyłącznie dla sług oraz czerpały z tego przyjemność, to mógłby tego spróbować. Chciał wiedzieć czy faktycznie on również miałby z tego radość. Teraz zrobiło mu się głupio. Nie dość, że źle zrozumiał pana, to jeszcze wyraził swoje negatywne odczucia wobec tej czynności. Nagle go oświeciło. Skoro nigdy tego nie robił, to przecież nie będzie nic dziwnego, jeśli nagle mu się to spodoba. Pan powiedział, że wspólnie będą szukać rzeczy, które polubi. Miał właśnie stanąć przed możliwością ocenienia, jak jest w przypadku przebierania się. Ostatecznie jego zapał przygasł. Lin wyjaśnił mu, że zmiana ubrań jest czymś zwyczajnym. Czy należało brać to pod uwagę? Po swoich niekrótkich rozmyślaniach spojrzał skołowany na pana. Ten łagodnie się uśmiechnął i pogładził delikatnie po głowie.

– Mogłem się domyślić, że będziesz miał problem, żeby zrobić to sam. Trzymaj się mnie dla swojego komfortu.

Rimilo zupełnie nie wiedział, o czym mówi jego pan. Jakoś wcześniejsze pytania mu umknęły. Z powrotem się w niego wtulił i zaraz Lin z nim wstał. Następnie pochylił się, odpowiednio odstawiając młodzieńca na podłodze. Czując pod stopami grunt, nieco rozluźnił chwyt, pozwalając mężczyźnie się wyprostować. Jego dłonie płynnie przejechały po torsie ciemnowłosego, który przez cały czas go asekurował. Lina przeszedł dreszcz od tego dotyku i gdyby nie wykazał się silną wolą, już uciekłby zawstydzony o kilka kroków dalej. Na szczęście Rimilo później złapał się jego ręki. Przez chwilę upewniał się, że stoi stabilnie, wpatrzony we własne nogi. Czując się pewnie spojrzał ucieszony na pana. To była jego nagroda za wytrwałość, mimo pokus. Ten widok rozgrzewał mu serce i podsycał chęć objęcia go. Jak miał o niego dobrze zadbać, kiedy cały czas by go przytulał? Rimilo tego chciał, ale jego opiekun powinien znać umiar. Gdyby młodzieniec faktycznie by o to poprosił, to on musiałby zachować zdrowy rozsądek i postawić jakieś granice. Czy chciał tego? Oczywiście, że nie. Wolałby trzymać go w swoich ramionach w każdej możliwej chwili. Już rozważał, które sytuacje by ich rozdzielały. Posiłki, spanie czy nawet mycie się nie były przeszkodą. Gorzej z chodzeniem i jego pracą. Mógł nosić młodzieńca na rękach, ale przy zadaniach poszukiwacza wydawało mu się to niemożliwe. Nie chciał narażać swojego podopiecznego na niebezpieczeństwo. Spojrzał na jego słabe i kruche ciało. Tę delikatną twarz, której oczy były skupione właśnie na nim. Dzięki temu zdążył ulecieć do swego królestwa fantazji, w którym teraz oddawał uwielbienie usteczkom młodzieńca. Już pochylał się ku nim, aby sprawdzić ich jędrność i smak, gdy nagle powrócił do rzeczywistości, gdzie były daleko od niego. Wolał, żeby właśnie tak zostało, choć ta niebezpieczna chęć, wciąż błądziła w jego myślach.







15.06.2024

Witajcie kochani!
      (❁'◡'❁)

Trochę długa była tutaj przerwa - w sumie, jak w każdej mojej pracy 
Na szczęście ruszyłam z robotą teraz kolejny cel to Odmienni - tam polsat przebija wszystko XD

Chyba najbardziej wyczekiwanym momentem teraz będzie wybieranie ubrań przez Rimilo, ale myślę, że spotkanie z naszym pijaczyną Runaiem również będzie ciekawym wydarzeniem

Ogólnie chciałam wrzucić fragment szybciej, ale jakoś ten tydzień miałam zajęty z początku, a potem to niekoniecznie szło mi to pisanie

 Cóż... nie wiem, co bym mogła jeszcze napisać, więc na tym zakończę 

Niech wena będzie z Wami (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro