1.6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie wiem, co mam robić. - Arika westchnęła, przecierając twarz dłońmi.

Yaku przyjrzał jej się uważnie. Zachowywała się dziwnie i to bardzo.

- Mów o co chodzi. Przecież wiesz, że cię wysłucham. - Uśmiechnął się do niej łagodnie.

- Bo... - Wzięła głęboki wdech - Spodobałam się pewnemu chłopakowi, ale... On jest dupkiem. Lubi poniżać, drażnić się, zaczepiać i manipulować innymi...

- Nie wiedziałem, że znalazłaś siebie w męskiej wersji. Jestem pod wrażeniem. - Odpowiedział zdumiony Yaku.

- Yak-Kun...Przestań. Ja naprawdę potrzebuję twojej pomocy. - Powiedziała cicho, patrząc gdzieś w bok.

- No to po cholere znowu odwalasz z Kuroo takie głupie scenki?! Czy was już do reszty pochrzaniło, debile?!

Yaku walnął delikatnie dziewczynę w tył głowy, by ta się otrząsnęła i postanowił jej wysłuchać. To było w tej chwili tym, czego potrzebowała.

~

Kuroo stał na hali i przyglądał się siedzącemu pod ścianą, Suguru. Z jednej strony był zadowolony, że Arika go odprawiła dosyć szybko, ale z drugiej... Widział, że cierpiał.

Ale jego cierpienia chciał tylko do momentu, w którym nie zobaczył jego załamanej twarzy. Nie chodziło mu o to, by się załamał.

- I jak, jesteście z siebie dumni?

Czarnowłosy przeniósł wzrok na Yaku, który stał ze skrzyżowanymi ramionami na torsie.

- Nie wiem, o czym mówisz.

- Arika płakała. - Rzrkl krótko.

Widział, jak Kapitan natychmiast się spiął.

- Pogubiła się...Rozmawiałem z nią podczas masażu. - Mówił Yaku, przyglądając się drużynie Nohebi - Ona boi zakochać się w jakimkolwiek chłopaku, ze względu na ciebie. - Zerknął na niego - A ten dupkowaty Kapitan spodobał jej się, ale wiedziała, że coś kryje się za jego zachowaniem.

Kuroo słuchał go w milczeniu, powoli łącząc ze sobą fakty.

- Nie chciała wpaść w jego intrygę i potem cierpieć, więc sama go skrzywdziła, myśląc, że jego zachowanie to czysty fałsz. Ale najwidoczniej on czuł coś do niej. - Libero westchnął - Uważam, że powinieneś z nią porozmawiać.

- Teraz muszę porozmawiać z kimś innym. - Mruknął, zaciskając szczękę.

- Huh?

Yaku nie zdążył mrugnąć, a Kuroo był już przy Kapitanie drużyny Nohebi. Złapał go za koszulkę i nie kryjąc zdenerwowania, przycisnął go do ściany.

Drużyna Żmij patrzyła na to zdziwiona, tak samo jak ich Kapitan.

- O co ci chodzi? - Spytał zdenerwowany - Nie dość wam jeszcze?!

- Kochasz moją siostrę? - Spytał groźnie.

- A co cię to obchodzi?!

- Zapytam jeszcze raz. - Warknął, mocniej przyciskając go do ściany.

Był wtedy tak bardzo podobny do Ariki. Tak samo groźny.

- Kochasz ją czy nie?! - Wręcz krzyknął.

Suguru milczał, patrząc na niego równie ostro, co Kapitan Kotów w stronę Żmii.

- I co? Pytasz tylko po to, żeby, dać mi w ryj, prawda? - Uśmiechnął się z bólem w oczach.

- Pytam, bo ona też kurwa cierpi. Więc jak? Kochasz ją?

Daishou zamrugał mozolnie. Wziął głęboki wdech i spojrzał gdzieś w dal, ponad ramię czarnowłosego.

- Póki co, jestem zakochany. - Te słowa ledwie przeszły mu przez gardło - Ale i tak nie zmieni to nic, bo dostałem już odprawkę. - Zaśmiał się gorzko - Więc jeśli masz się śmiać, śmiało, zrób to. Bo więcej taka szansa się nie powtórzy.

Tetsurou zgryzł wargę, zastanawiając się, co począć dalej.

- Nie mam potrzeby kpić z miłości, nie rób ze mnie skończonego dupka. - Prychnął Kuroo, odsuwając się od Daishou. Puścił go.

- Więc dlaczego jeszcze tu jesteś? Odejdź i ciesz się swoim zwycięstwem. - Zielonowłosy machnął na niego ręką, chcąc zostać sam.

Kuroo chciał już odejść, jednak dziwne myśli mu nie pozwoliły. Czuł, że musi coś zrobić. Zacisnął szczękę i wywrócił oczami, nie wiedząc, czy będzie tego żałował.

- Pomogę Ci.

Suguru spojrzał na niego spod przymrużonych powiek, myśląc, że to dalsza część ich planu skrzywdzenia i pogrążenia go.

- Ale wiedz, że jeśli kiedykolwiek ją skrzywdzisz... To ja ci tego nie daruję. - Zacisnął pięści i odszedł, zostawiając Daishou w szoku.

*****************


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro