Rozdział 15 „Tu jest inaczej"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dziewczyna zaprowadziła blondyna do pielęgniarza. Ten niezwłocznie zabrał się za opatrywanie go i odkażanie ran. Jessi za to usiadła gdzieś w kącie przyglądając się poczynaniom Martina. Mężczyzna wiedząc, że też będzie musiał ją przebadać postanowił wyjątkowo nie wyganiać jej z gabinetu. Przed Yakusoku musiał się zając inną dwójką poważniej rannych partnerów. Wiedział, że reszta jeszcze nie wróciła z misji. Będąc nieco ciekawym i chcąc się rozeznać w wydarzeniach zadał kilka pytań.
- Powiesz jak do tego doszło?- spytał Brytyjczyk stojąc tyłem do chłopaka.
- Na pokładzie był przeciwnik. Przez niego doszło do nie zamierzonej eksplozji. Ledwo udało nam się uciec- przyznał po czym zacisnął zęby, gdy ten zaczął przemywać mu skórę wodą.
- Przeciwnik? To chyba oczywiste, że na pokładzie wrogów ktoś będzie.
- Właśnie miało nikogo nie być i to nas niestety zwiodło…
- Zdarza się. Prócz mocno oparzonych pleców to raczej nic ci nie jest- zmienił temat Martin.
- Dzięki- rzekł ciszej, a w jego głosie dało wyczuć się wdzięczność.
- Przez jakiś czas powinieneś odpoczywać aż ci się to zagoi… jakby coś się działo to mi powiedz- skończył i wrócił za swoje biurko.
- Martin?- zagadnął go Chris.
- Co?- spytał pielęgniarz patrząc na niego.
- Cieszę się, że dogadujecie się z Karmą- oznajmił uśmiechając się delikatnie.
- A… racja, lubię go nawet. I nie wiem czy już to mówiłem, ale liczę, że zajmiesz się nim jak trzeba. Ma dobre serce, a bezpodstawnie trafił mu się nie za ciekawy los- stwierdził po czym jego wzrok skupił się na dziewczynie, która w ciszy przysłuchiwała się ich rozmowie.
- Zajmę się nim należycie. Naprawdę nie musisz się martwić- zapewnił szczerze.
- Jestem pewny, że tobie wyjdzie to lepiej niż pozostałym, by mogło- odpowiedział podchodząc do Jessi. W zupełnej ciszy ocenił jej stan. Nie widział by coś jej było prócz kilku oparzeń, które wystarczyło obwiązać bandażem. Opatrzył przedramię brązowowłosej i kostkę. Ostatni raz przyjrzał się Chrisowi odkładając płyny do dezynfekcji.
- Możecie iść- zezwolił białowłosy po tym jak ocenił, że nie muszą być pod jego nadzorem. Zwłaszcza blondyn. Obydwoje pożegnali się z pielęgniarzem i opuścili jego gabinet. Brązowowłosa krótko pomachała chłopakowi i skierowała się do swojego pokoju przygaszona, czego już nie dała po sobie poznać. Zamknęła za sobą drzwi i rzuciła się na łóżko. Po czym już całkiem odpłynęła myślami. Chłopak tymczasem wrócił do siebie czując się nieco lepiej. Chociażby na tyle, by móc samemu chodzić. Momentami tylko podpierał się o ścianę. Gdy w końcu doszedł do swojego pokoju cicho wszedł do środka. Jednak widząc skulonego Karmę tuż przy łóżku na podłodze, a obok niego sztylet momentalnie zamarł. Od razu poczuł jak stare wspomnienia wracają do niego. Brązowowłosy po chwili lekko opuścił zakrwawione ręce, którymi osłaniał wcześniej twarz. Podniósł głowę do góry wiedząc, że ktoś wszedł do środka.
- Panie- rzekł cicho czując jak przyśpiesza mu bicie serca, gdy ten nie zareagował tak jak on to sobie wcześniej wyobrażał.
- Dlaczego…- szepnął Chris dalej stojąc w miejscu.
- Panie?- spytał już bardziej wystraszonym głosem.
- Przecież nie było mnie tylko przez godzinę… dlaczego?- szeptał dalej będąc w dużym szoku. Powoli zaczął podchodzić do Karmy.
- J-ja…- zaczął pesząc się i odsuwając trochę do tyłu wciąż patrząc w błękitne oczy Pana.
- Co się stało?- spytał kucając przed nim opierając się jedną ręką o ramę łóżka.
- Generał zawsze mnie karał, gdy coś mu się stało… więc ja… ja nie chciałem, by Pan był przez mnie smutny- powiedział powoli łamiącym się głosem spuszczając głowę, czując jak łzy zaczynają wzbierać się w jego oczach.
- Karma, tu jest inaczej… mówiłem ci już- zaczął spokojnie.
- Ale… Pan wcześniej chciał mnie ukarać tylko Panu przerwano.
- Hm? Co ty mówisz? Kiedy?
- Wtedy, gdy Pan powiedział bym podszedł…
- Źle mnie odebrałeś. Nie chciałem cię za nic karać. Chciałem tylko powiedzieć, że dotrzymałem słowa i wróciłem- uśmiechnął się kładąc rękę na ramieniu chłopaka. Ten niepewnie podniósł wzrok na blondyna.
- Czyli znów zawiodłem Pana- wyszeptał patrząc w bok.
- Kalecząc siebie nie sprawisz, że będę szczęśliwy. Musisz porzucić swoje stare przyzwyczajenia. Nie martw się pomogę ci… a teraz chodź. Przemyje ci to- rzekł delikatnie biorąc jego dłoń i wstał razem z nim.
- Przepraszam…- powiedział brązowowłosy skruszonym tonem patrząc w podłogę.
- Już nie myśl o tym. Po prostu więcej tak nie rób, a jeśli będziesz czuł, że to jedyne rozwiązanie to mi powiedz. Dobrze?
- Tak Panie.
- To teraz uśmiechnij się jeśli chcesz poprawić mi humor- zażartował blondyn. Karma spojrzał na niego i wykonał jego prośbę. Widząc to Chris szczerze się uśmiechnął.
- Dziękuję- rzekł przytulając go krótko. Chłopak na to uśmiechnął się szczęśliwiej niż na początku.
„Chris
Byłem zły widząc Karmę w takim stanie. Jeszcze jak mieszkałem w Kanadzie i przyjaźniłem się z Duncanem często widziałem go w podobnym stanie. Jednakże po dłuższym czasie udało mu się to rzucić przy mojej pomocy. Nie myślałem, że jeszcze kiedyś osoba na której mi zależy będzie się ciąć. Ciężko przyznać, ale nie mogę być na niego zły za to. Nie dopilnowałem go pod tym kątem zostawiając samego w pokoju. Muszę być ostrożniejszy i bardziej elastyczny. Choć warto przyznać, że zawsze mogło być gorzej. Po chwili przemyłem mu rany i przewiązałem je bandażem, który jeszcze został w moim pokoju. Przez czas w którym będę wracać do zdrowia mogę lepiej zająć się Karmą.”

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro