Rozdział 19 „Przyjaciel mimo wszystko"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Jessi
   W zasadzie to cieszę się, że Chris nie został w gabinecie pielęgniarza… Od momentu pojawienia się Karmy i wiadomości o pokonaniu terrorystów zamknęłam się na swojego partnera. Oczywiście to nie tak, że tego chciałam! Chyba po prostu poczułam, że nie jestem mu potrzebna. Nie będzie miał dla mnie czasu. Karma to jedno, a ja to drugie… Jasne, mogę mu przy nim pomagać i się zajmować, ale tak naprawdę… Przez ten cały czas byłabym zazdrosna. Ciekawe co on czuł przez ten cały czas jak byłam zapatrzona w Vanessę. Może czuł to samo co ja teraz? No i nasze życie nie istniało po za szkołą i sprawami klubu. Ja naprawdę jestem egoistką… Nawet nie widziałam tego jak był smutny po stracie Duncana. Dowiedziałam się o tym dużo, dużo później. Powinnam z nim w końcu zacząć szczerzej rozmawiać. Chris zawsze jest na mnie otwarty, a ja z tego nie korzystam. Zupełnie tak jak z wizją skaleczonej osoby, mówiącej, że nikt nie zrozumie jej bólu. Tymczasem druga osoba ją przeprasza, a w plecy ma wbite noże. I niestety to odzwierciedla moją relację z partnerem. Muszę to zmienić.”
Kroki całej czwórki roznosiły się po całym korytarzu głośnym echem. Powoli krocząc przez panujący półmrok starej dobudowy, zmierzali w stronę pralni. Będąc na miejscu Jessi wyjaśniła krótko wszystkie zasady dotyczące tego miejsca, jak i sposób korzystania. Gdy skończyła swój monolog, Yuzu wróciła do ich pokoju. Pralnia była ostatnim miejscem, które musiała znać. Resztę brązowowłosa przedstawiła jej przed pojawieniem się Kary. Na zmianę z Chrisem opowiadali kobiecie o panujących zasadach w poszczególnych pomieszczeniach jak i w całym obozie. Krótka rundka po całym budynku zajęła im niecałe pół godziny. Odprowadzając blondynkę z powrotem do pielęgniarza partnerzy zostali już sami. Chrisowi tym razem nie śpieszyło się do Karmy. Z tyłu głowy dalej miał wcześniejsze słowa Jessi, które go uspokajały.
- Może przejdziemy się na salę treningową?… już wieczór więc raczej nikogo tam nie będzie- zaproponował po chwili ciszy chłopak, spoglądając w stronę partnerki. W ten sposób nadał cel ich wędrówce przez pusty korytarz.
- Hm? A jasne. Czemu nie- odpowiedziała wybita z rytmu przez swoje zamyślenie, które nie umknęło uwadze Chrisa. Między innymi, dlatego zaproponował przejście się w to konkretne miejsce. Widział, że coś jest nie tak z nastolatką i miał nadzieję, że tym razem dziewczyna go nie zbędzie tak szybko jak przez ostatni czas. Chce jej pomóc, jednak nie wszystko leży w jego mocy. Zresztą już dawno nie mieli okazji do pobycia tylko we własnym towarzystwie. Czasem brakowało mu szczerych rozmów z dziewczyną, ale nigdy nie wyznał tego na głos. W ciszy przerywanej ich nierównym oddechem i krokami ciężkiego obuwia, doszli do salki. Tak jak się spodziewali nikogo o tej porze tutaj nie było. Chłopak przepuszczając brązowowłosą w drzwiach z nonszalanckim uśmiechem, lekko się pokłonił z wyciągniętą dłonią, a drugą trzymał w miejscu serca. Gdy do uszu dziewczyny dotarł jego cichy francuski akcent, jak zwykle zupełnie nie zrozumiałego jej słowa, lekko odwzajemniła uśmiech. Lubiła słuchać ojczystej mowy blondyna, a przynajmniej rodzimej dla jego ojca. Jednakże rzadko jej używał wdając się tym samym w matkę, będącą typową amerykanką wychowaną w Kanadzie.
- Hej, Jess? Teraz mi powiesz co się dzieje?- spytał podchodząc razem z nią do materacy leżących pod ścianą. Zatrzymując się dosłownie metr przed nimi brązowowłosa wbiła na chwilę wzrok w podłogę.
- Huh?… um, ja… Chris ja przepraszam! Nic się nie zmieniłam. Cały czas jestem tą samą egoistką nie potrafiącą zobaczyć cudzego smutku. Nie tylko ja mam problemy… ja powinnam być przy tobie w trudnych chwilach, a nigdy nie byłam. Przepraszam- wyrzuciła z siebie wszystko przytulając partnera i rozklejając się przy tym rozmazując swój makijaż. Przez chwilę zaskoczony nie wykazywał żadnego ruchu. Nie spodziewał się tego po niej. Odwzajemniając uścisk oparł swoją brodę o jej głowę, jako że dziesięć centymetrów robi różnicę.
- Jess… przecież ja nigdy tak o tobie nie myślałem. Nie jesteś egoistką. Potrzebujesz wsparcia, ale nie umiesz o nie poprosić i idziesz własną ścieżką- odpowiedział spokojnie, zataczając okręgi na jej plecach dłonią.
- Ale… ty mi zawsze pomagasz, a ja nigdy się nie odwdzięczam tym samym- mruknęła nie powstrzymując już łez, które spływały w dół jej twarzy zostawiając smoliście czarne stróżki.
- Em, heh wiesz to tyle nas łączy… ty uciekasz ode mnie, gdy potrzebujesz pomocy, a ja nie mówię o swoich problemach- zaśmiał się niezręcznie.
- A nie możemy tego w końcu zmienić?- spytała przybierając błagalny ton.
- Możemy. Dzięki, kochana jesteś. Kocham cię- rzekł szczerze, odgarniając jej grzywkę po czym ucałował ją w czoło.
- Zaraz, co?!- odskoczyła w ułamku sekundy od blondyna niepewnie wpatrując się w jego twarz. Czuła jak jej policzki przybierają ostro czerwony kolor. Jeszcze nigdy jej tego nie powiedział. Zupełnie nie miała pojęcia jak powinna zareagować, jeszcze do tego przyśpieszyło bicie jej serca.
- Spokojnie… nie miałem na myśli nic romantycznego- zaśmiał się cicho na jej reakcję, podnosząc ręce na wysokość klatki piersiowej w obronnym geście- no chyba, że byś tego chciała- dodał spoglądając na nią ukradkiem ze swoim cwanym uśmiechem. Szybkim krokiem podchodząc do dziewczyny, zamknął ją w swoim uścisku, drocząc się z nią. Nie mogąc go odepchnąć czuła kruchość swojej pozycji. Nie chcąc dać za wygraną partnerowi wpadła na pomysł.
- No weź przestań już. AH!- zapiszczała na cały głos. Chris momentalnie ją puścił  przykładając dłonie do uszu.
- Auć. Nie tak głośno- zaskomlał patrząc w jej oczy z wyrzutem.
- Krzyk to broń ostateczna. Zapamiętaj to sobie- odparła z dumą, strzelając z palców, wyciągnęła dłoń na wprost nastolatka, celując w niego z pistoletu uformowanego ze swoich palców- Zresztą nie narzekaj. Zawsze mogłam cię kopnąć- mruknęła półszeptem patrząc w bok.
- Lepiej nie. Już nie narzekam- zachichotał cicho, opuszczając ręce.
- No ja myślę haha- uśmiechnęła się dumnie- Chris?
- Tak?
- Też cię kocham. Lepszego przyjaciela nawet bym nie umiała sobie wymarzyć. Dziękuję, że jesteś- wyznała znów czując ciepło na policzkach. Ciężko przechodziło jej mówienie takich rzeczy na głos.
- Dzięki- rzucił krótko mocno ją przytulając, czując, że to najlepszy sposób na podziękowanie. Dziewczyna bez namysłu objęła go równie mocno. Trwali w takiej pozycji przez dłuższą chwilę do momentu w którym Jessi nie odsunęła się od blondyna.
- Ej, Chris… powiedz co powinnam teraz dla ciebie zrobić? Chciałabym się jakkolwiek odwdzięczyć za to wszystko co dla mnie zrobiłeś przez nasze kilka lat znajomości- spytała, patrząc w bezkresny błękit tęczówek chłopaka, trzymając dłonie na jego barkach.
- Nie dużo. Wystarczy, że będziesz mi mówić, gdy coś jest nie tak. Proszę nie zatajaj przede mną już niczego więcej. Ta niewinna rzecz najbardziej nas od siebie oddala. Tak samo przez to mam problemy w relacjach z Karmą…- przy ostatnim zdaniu lekko pochylił głowę do przodu i gdzieś zaniknęły jego pozytywne emocje, a na twarz wdarł się cień przygnębienia- ale myślę, że teraz będzie lepiej i kiedyś uda nam się wybić na poziom dobrych przyjaciół. Na was obydwu mi naprawdę bardzo zależy. Jednak ilekroć chcę wam pomóc mówicie to samo… nie chcę tego. Bo to nie na tym polega. Ja po prostu nie mam wielu zmartwień i nie potrzebuję tyle uwagi co inni. Jeśli… przestaniesz przede mną ukrywać swoje prawdziwe emocje, przyjdzie i taki czas, że sam do ciebie zgłoszę się o jakąś radę, bądź będę chciał się wyżalić. Nie będziesz więcej przede mną uciekać?- zapytał na powrót przyjaźnie się uśmiechając. Przykładając swoje ciepłe dłonie do jej twarzy, delikatnie podniósł kąciki ust dziewczyny kciukami. Brązowowłosa zabierając ręce z ramion chłopaka, przeniosła je na jego przedramiona. Lekko zaciskając palce na materiale białej koszuli partnera, wpatrywała się w jego wiecznie spokojną i rozpromienioną twarz.
- Nie ucieknę już…- zapewniła, chociaż z tyłu głowy miała obraz poziomu trudności tej obietnicy. Ale dla Chrisa była w stanie to zrobić.
- Dziękuję. A teraz idź się umyj i najlepiej prześpij. Już późno. Ja sprawdzę czy Karma dalej jest u Martina- oznajmił klepiąc dziewczynę w ramię.
- Jasne, dobranoc- rzuciła krótko z uśmiechem i jak przystało na grzeczną dziewczynkę szybko opuściła pomieszczenie, truchtem wracając do swojego pokoju.
- Dobranoc- rzucił za nią, nie mając pewności czy ta zdołała to usłyszeć. Czując wewnętrzny spokój po tej rozmowie bez pośpiechu skierował się do szpitalnego skrzydła. Przez uchylone drzwi do gabinetu pielęgniarza można było usłyszeć szepty, wydobywające się z wnętrza pokoju. Niepostrzeżenie blondyn wślizgnął się przez nie do środka. Podchodząc do Kary i Harrisona aktualnie kucających przy dolnej półce szafki i szepczących coś pomiędzy sobą, mimowolnie podniósł jedną brew do góry.
- Hej, Martin. Karma dalej u ciebie jest?- zaczął Chris nie zniżając głosu do szeptu. Obydwoje podskoczyli nie spodziewając się. Tym bardziej, że nie mieli najmniejszego pojęcia, że ktoś wszedł. Tak jak kobiecie nic się nie stało tak Martin uderzył z całej siły głową w górę półki. Masując obolałe miejsce, cicho zaklął pod nosem. Morderczym wzrokiem obejrzał się za siebie, by zobaczyć przez jakiego przybysza teraz cierpi. Widząc nastolatka nie wybuchł złością, ale zostawił swój ostrzegawczy wyraz twarzy.
- Jest w mojej sypialni- mruknął wkurzonym tonem mimo, że nie do końca planował tak zabrzmieć. Dodatkowo wskazał palcem na miejsce pobytu brązowowłosego.
- Dzięki i wybacz. Nie chciałem was wystraszyć. Drzwi są otwarte… po za tym dlaczego do siebie szeptacie?- dodał ostatnie z czystej ciekawości, bo pielęgniarzowi nigdy do dyskretnego zachowania nie było blisko.
- A powiadają, że ciekawość pierwszym stopniem do piekła… Usta tej o to kobiety są niesamowicie głośne, a jakoś ze swej łaski nie chciałem, by go obudziła- przedstawił obracając się do blondyna plecami, natomiast Ross fuknęła z oburzeniem na słowa mężczyzny, krzyżując ręce na piersi spojrzała w bok.
- Rozumiem- pokiwał głową. Jeszcze raz podziękował i poszedł po śpiącego podopiecznego. Ostrożnie biorąc go na ręce już miał wychodzić z gabinetu, gdy Brytyjczyk go zatrzymał praktycznie w drzwiach.
- Powiedział mi wszystko. Miał dzisiaj ciężki dzień. Bądź dla niego jutro szczególnie miły- szepnął mu na ucho. Jak przekazał już co chciał to na odchodne dodał swoim tonem- To wszystko. Możesz iść, przytułek już zamknięty.
- Do jutra- rzucił na odchodne blondyn cicho chichocząc na nagłą zmianę mężczyzny. Już od jakiegoś czasu wiedział, że Martin ma dwie twarze. Ale bardzo rzadko ujawniał tą troskliwą. Uznając ten dzień za udany wrócił do pokoju, gdzie położył Karmę do łóżka, a sam jeszcze przez długi czas wpatrywał się w piękno, nocnego bezchmurnego nieba. Pięknie ugwieżdżony nieboskłon przypominał mu o dzieciństwie. Noce w kanadyjskim lesie były równie piękne jak ta teraz na pustynnym krajobrazie. Grubo po północy dopiero poszedł spać, gdy stwierdził, że już wystarczy mu tych wszystkich wspominek z zamierzchłych czasów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro