Specjal!!!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej wszystkim! Tak żyje po prostu wena mnie opuściła i bardzo przepraszam, że tym razem nie przychodzę z kolejnym rozdziałem. Jednak na swoje usprawiedliwienie! Przychodzę dzisiaj do was z one shotem^^ co prawda nie odnosi się do kanonu ani nic, ale mam nadzieję, że będzie przyjemną odskocznią od dotychczasowych problemów w obecnej fabule książki. A więc serdecznie dziękuję za wszystkie wyświetlenia, gwiazdeczki i komentarze pod rozdziałami ❤️ a teraz miłego czytania ^^

Aaaa i jeszcze jedno. Bo wzięłam się za poprawianie tej o to jakże cudnej książeczki ale staram się nie ruszać elementów fabularnych tylko problemy z połączonymi wyrazami itp. jedyna zmiana jaka zaszła to fakt że Karma przybył z ojcem do obozu po tym jak jego mama zmarła. A reszta leci po staremu. ^^












Karma w ciszy wchodząc do pokoju, od razu poczuł wzrok opiekuna na swoich plecach. Odwracając się w jego stronę twarzą, przez chwilę utrzymał z nim kontakt wzrokowy, po czym spuścił głowę. Trwając w tej ciszy szatyn podszedł do starszego. Ten podnosząc się z łóżka bez słowa rozłożył ręce, obserwując jak młodszy wpada w jego ramiona. Delikatnie obejmując jego kruche ciało, przez jego głowę zaczęły przelatywać różne scenariusze tego co tak naprawdę mogło się wydarzyć. Jednak milczał. Dał czas odpowiednio długi, by chłopiec mógł się uspokoić. Tak iż po kilkunastu minutach sam się wyprostował i rzucił mu ukradkowe spojrzenie.

- Boli...- szepnął niemalże niemo poruszając ustami. W oczach byłego niewolnika można było dostrzec zbierające się łzy przez niemoc i zmęczenie jakiego obecnie doświadczał. Którego w tym wieku nie powinien odczuwać. Których nigdy nie powinien był odczuć.

- Gdzie cię boli?- spytał delikatnie blondyn stojąc na lekko ugiętych nogach przed podopiecznym. Za każdym razem, gdy coś się działo z chłopakiem przeżywał to wewnętrznie ze zdwojoną siłą, chociaż ani razu nie było po nim tego widać.

- T-to boli- jęknął dając ujście słonej cieczy w dół policzków. Zaciskając powieki opadł na posłanie zasłaniając swoją twarz. Chris widząc to uklęknął na przeciwko podopiecznego, by chwilę móc się mu przyjrzeć. Ostrożnie przykładając dłoń do zaczerwienionego lica, kciukiem starł mokry ślad. Pobieżnie przeglądając stan nastolatka nie był w stanie wykryć u niego żadnych obrażeń. Domyślał się, że powodem złego samopoczucia u młodszego mogą być demony przeszłości.
- Jak ci mogę pomóc?- spytał po dłuższej chwili ciszy, uważnie wpatrując się w twarz szatyna, zasłoniętą dłońmi jak i grzywką młodszego- Proszę, powiedz co się stało...- kontynuował łagodnym tonem. Chwytając drobny nadgarstek chłopaka, przesunął go w bok tak ostrożnie jakby obawiał się, że niechcący może zrobić mu krzywdę. Lekko zadzierając głowę przyglądał się załzawionym oczom, które nieporadnie szukały mniej stresującego punktu spoczynku.
- Co jeśli Asanoyami żyje i mnie znajdzie... Zabierze mnie? Będziesz o mnie walczyć? Będziesz mnie szukał? Nie chcę...- wyszeptał bez emocji, pochylając mocniej głowę do przodu. Tak, że samotne łzy znaczyły posadzkę.
- Nie pozwolę mu ciebie porwać. Po prostu nie pozwolę, rozumiesz? Nie ważne co się stanie będę przy tobie. Będę walczył. Będę szukał. Sprowadzę ciebie z powrotem do domu...- z każdym kolejnym słowem Chris jakby mocniej się łamał. Widząc grymas Karmy coraz bardziej odczuwał swoją bezsilność w tej sytuacji. Niezależnie od tego co teraz mówi, to wszystko brzmi jak zwykłe kłamstwo. Puste słowa. Wyimaginowane obietnice, które spełniają się tylko w bajkach. Jednak teraz nie mógł być niczego pewny. Tylko co znaczy 'nie chcę' tak cicho wypowiedziane przez nastolatka?
- Nie chcę...- pokręcił głową- nie chcę cię stracić. Jeśli przegrasz ja... J-ja nie będę miał do czego wrócić- przerwał czując jak jego gardło zaciska się coraz bardziej, a łzy na nowo przybierają na sile.
- Prze-przepraszam?- wcięty kompletnie nie wiedział jak zareagować. Nigdy nie spodziewał się, że te słowa jeszcze padną z czyichś ust i będą wypowiedziane do niego. Mimo że nie lubił wracać do przeszłości, zdanie to przypomniało mu pewne wspomnienie, które już dawno temu pogrzebał na dnie serca. Lecz to nie zniknęło, na nowo ukazując swoją treść. Stary przyciemniony pokój, oświetlany jedynie nikłą poświatą kanadyjskiego księżyca, który ledwo przedzierał się przez korony drzew. Kruczoczarne włosy zakrywające twarz postaci okrytej mrokiem. Ten sam drżący głos niosący tą samą treść. 'Bez ciebie nie będę miał dokąd wrócić'. Jednakże w tamtych okolicznościach nie był w stanie nic zrobić, a wszystko zostało z góry przesądzone. Rozumiał te słowa jak i skrytą za nimi odpowiedzialność.
- Mam tylko ciebie... Nie chcę żeby przeze mnie coś ci się stało tylko dlatego, że sam nie umiem sobie poradzić- z trudem wyszlochał, ścierając wierzchem dłoni łzy. Cicho pociągając nosem tylko wgapiał się w podłogę.
- Zależy mi na tobie, dlatego będę ciebie bronił. Chociaż tyle mogę ci dać- odparł niepewnie podnosząc kącik ust. Nie uważał, by dał mu coś dobrego swoją obecnością. Za każdy najmniejszy błąd obwiniał się godzinami nie patrząc na to, że nie była to jego wina. Nigdy też nie potrafił dostrzec, gdy coś działo się z szatynem przez co zawsze za późno działał. Ani razu jego starania nie przyniosły porządanego rezultatu, więc? Za co Karma mógł go uważać jako cały swój świat? Bo po prostu nie poznał nikogo innego? Bardziej wartościowego od blondyna?...
- Przecież... Wszystko mi dałeś- zapłakał opierając czoło o ramię Chrisa. Delikatnie dysząc z nadmiaru emocji, starał się unormować swój oddech- zabrałeś mnie od generała, zaopiekowałeś, dałeś dach nad głową, opatrzyłeś, nakarmiłeś, uspokajałeś każdej nocy, gdy tylko miałem koszmar albo źle się czułem... Polubiłeś mnie czego nigdy nie dał mi Asanoyami- wymienił prawie, że odliczając na palcach coraz bardziej oplatając szyję starszego rękoma. Nie potrafił się uspokoić, przez co powiedział tylko tyle na ile pozwolił mu jego obecny stan. Gula w gardle chłopca wciąż się zwiększała, jednak nie zatrzymała go przed powiedzeniem najważniejszych punktów.
- Podejrzewam, że każdy na moim miejscu zrobiłby to samo...- zająknął się blondyn, dalej nie potrafiąc uwierzyć, ile tak naprawdę przez ten cały czas znaczył dla Karmy. Prawda, zrobił wszystko co powiedział chłopak. Do wszystkiego się przyznawał tylko... Jak przez tak podstawowe rzeczy urósł w czyichś oczach? Tak wiele razy słyszał to od innych i do tej pory nie był w stanie tego zrozumieć...
- Ale ty to zrobiłeś po raz pierwszy. Ty jako pierwszy wyciągnąłeś do mnie dłoń. Jako pierwszy to ty byłeś przy mnie zawsze, gdy ciebie potrzebowałem. Dlaczego nie możesz mi uwierzyć?- wyszeptał ostatnie zmęczonym głosem. Zsuwając się z łóżka na kolana, lekko zawisnął na szyi mężczyzny.
- Wierzę. Wybacz mi, już wierzę w każde twoje słowo, dlatego uwierz mi również, że nie ważne co się stanie zawsze będę przy tobie- zapewnił spokojnie, delikatnie obejmując brązowowłosego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro