07#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nick pov.

Krew we mnie wrzała. Wszedłem, a Ryan jak gdyby nigdy nic siedzi sobie na łóżku szpitalnym. Kiedy mnie zobaczył na jego twarz wpełznął szeroki uśmiech. 

- Cześć Nick. -Nie mogłem się powstrzymać. Podszedłem i wymierzyłem mu policzek. Najwyraźniej dość mocny, bo został czerwony ślad. 

- Co ja znowu zrobiłem!? 

- Ty chuju! Najpierw wjeżdża w ciebie auto na autostradzie.  Ja dowiaduje się tego z wiadomości, martwię się jak cholera, a kiedy przychodzę do szpitala ty siedzisz z głupim uśmiechem na ryju! 

- Martwiłeś się... 

- Nie kurwa. Śmiałem z twojej jebanej głupoty! - Zacząłem się trząść z nerwów.  - Ty...jesteś takim kretynem!

 - Przepraszam. 

- W dupę to sobie wsadź. Skoro wiem, że nic ci nie jest to wychodzę. Mam w końcu pracę.-Odwróciłem sie na pięcie. I już miałem wychodzić, ale... 

- Nick!  

- Co do cholery!?

- Wiem, że się gniewasz, ale zrób coś dla mnie.

- Co? - Uspokoiłem się trochę. 

- Możesz wyciągnąć pudełko z pod łóżka? -Podszedłem do łóżka i schyliłem się sięgając po pudełko.  Wyciągnąłem je i otworzyłem. W środku była mała czarna kulka. Spojrzałem na Ryana. 

- Czy to jest... 

- Tak, sprawca małego wypadku. Mógłbyś go zabrać do weterynarza?

 - Czy ty spowodowałeś wypadek tylko po to by uratować szczeniaka!?

- Tak. - Odstawiłem pudełko i złapałem go za szyje. 

- Ja cię kurwa uduszę.  - Rękę jednak zaraz ułożyłem na karku i przytuliłem go. Tylko po to by nie widział jak mi ulżyło. 

- Zdaje sobie z tego sprawę. Mogę zobaczyć twoją twarz?

- Po co?

- Chce to zobaczyć, po prostu.- Odsunąłem się trochę od niego. W pełni zdawałem sobie sprawę z tego, że płaczę.

- Zadowolony? Doprowadziłeś mnie do łez.

- Nie. Nie chce już nigdy więcej widzieć, że płaczesz. - Ustami zaczął muskać moje policzki pozbawiając ich z łez. - No, przepraszam. Już nigdy więcej nie doprowadzę cię do łez.

- Oczywiście, że nie. Następnym razem jak każesz mi się martwić, żywcem cię zakopie.  - Chciałem tak zostać, ale znowu mi nie pozwoliło to. - Muszę już iść...

- To przez zakład? - Spojrzałem na niego.

- Skąd ty... 

- Ojciec mi powiedział. A raczej mu się wymsknęło. Czy tylko przez ten durny zakład nie chcesz mieć ze mną bliższego kontaktu?

 - Tak, ale jak skończę będzie po staremu. 

- Nie, nie będzie Nick. Nie jesteśmy już tacy sami.

- Racja. Będzie lepiej.

- Mam taką nadzieje. Bo w sumie to chętnie bym cię już przeleciał. - Spojrzałem na niego, a ten uśmiechał się zadziornie.

- Pomarzyć zawsze możesz. - Prychnąłem i odsunąłem się od niego biorąc szczeniaka razem z pudełkiem na ręce. Szczenię poruszyło się w pudełku budząc się do życia. Obróciło główkę w moją stronę patrząc niebieskimi ślepiatkami. Zacisnąłem zęby. No tak, zapomniałbym... Odwróciłem się do Ryana z powrotem 

- Daj mi swój numer telefonu. Muszę zadzwonić. Adres mieszkania i klucze też poproszę. Muszę ci przewieźć trochę ciuchów.

- Klucze mam w szafce obok. - Na kartce zaczął skrobać długopisem. Po chwili podał mi numer. -Zadzwoń jak wrócisz od weterynarza z Uno.

- Uno? 

- Nie wiem skąd ta nazwa. Pojawiła mi się od tak w głowie.

- Rozumiem. Więc będę dzwonił. Jeszcze przywiozę ci jakieś rzeczy. Długo tu będziesz? 

- Do jutra. Nic mi nie jest. Tylko kontrolę muszą zrobić.

- Dobrze, przyjdę później. - Wyszedłem z sali zastając tuz przy drzwiach Levia.
- I co z nim?

- Jak to co? Ten idiota ma się świetnie! Wyszedł bez szwanku z tego wypadku i jeszcze ocalił to. - Pokazałem mu pudło ze szczeniakiem.

- Ładny jest. Widzę mieszaniec Husky i...Nie wiem dokładnie czego.

- Pojedziesz ze mną do weterynarza?

- Nawet wiem do kogo.

***

Po wizycie u weterynarza zostawiłem szczeniaka w rękach Akashiego, który był nim zachwycony. Sam zaś już swoim autem pojechałem do mieszkania jasnowłosego. Nie było jakieś wykwintne czy coś. Od tak zwykłe prosto urządzone. Nic wielkiego. Sypialnia też prosto urządzona. Spojrzałem do szafy. Oprócz paru...dobra kilkunastu garniturów były tam dresy, jeansy i T-Shirt. Rzuciłem spojrzenie na biurko w między czasie pakując parę z luźniejszych rzeczy do torby. Jeden z przedmiotów przyciągnął moją uwagę. Oderwałem się więc od pakowania i podszedłem do mebla. Wziąłem do ręki oprawione zdjęcie.

Przedstawiało ono mnie i jego jeszcze w czasach liceum, wychodzących ze zwycięstwem po finałach w koszykówce Obaj śmialiśmy się wtedy głośno. Pamiętałem ten dzień doskonale.

- Ech...Ryan nadal jesteś sentymentalny...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro