Niebezpieczeństwo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dominik Stróżowski zrobił unik od  Kuli Ognia przeciwnika i schował się za wzniesieniem na krańcu lasu, na którym było połamane drzewo po czym wysłał klona by móc podejść od drugiej strony i wystrzelić kunai'a w stronę przeciwnika.

-Magia Powietrza: Wietrzna Strzała.-pomyślał spokojnie robiąc pieczęci w dłoniach po czym kunai, który wystrzelił zaczął pokrywać się białą smugą z wiatru, przypominającą strzałę i trafił w przeciwnika, który nie zorientował się, że walczy  klonem, gdyż Stróżowski na chwilę wyciszył chakrę, po czym ofiara techniki Dominika wystrzeliła w przód i będąc lekko nad ziemią przeleciała kilka metrów po czym pierw uderzyła swego kolegę, który nie świadomie wpadł w pułapkę zorganizowaną przez Dominika i jego przyjaciela- Wacława Siemka, który podczas bitwy z nim, zaprowadził go do wskazanego miejsca, udając, że ucieka, a w ostatniej chwili, kiedy przeciwnik chciał nadziać na kunai, ten odskoczył po czym spojrzał na efekt z dumą.

-Udało się!-krzyknął Dominik, gdy zauważył, że dwaj przeciwnicy trafili w drzewo, już martwi.- Ale znowu musieliśmy zabijać by przeżyć.-stwierdził szybko zmieniając nastawienie po czym rozejrzał się uważnie, sprawdzając czy nie ma żadnych przeciwników wokół. Na szczęście nic nie wyczuł a przeciwnicy, których już widział w większości byli martwi- Rafał Sapnowski jako pierwszy oddzielił się od pozostałych, kiedy zostali zaatakowani, stworzył na chwilę ziemną ścianę i schował się w kałuży by po krótkiej chwili, kiedy dwaj przeciwnicy się do niego zbliżyli wykorzystał technikę wodnej rzeczy i popchnął ich falą wody w stronę shurikenów, zabijając ich tym samym, Marek Tranowski stworzył ognistą kopułę i następnie dzięki technice transformacji, udał gońca i  zabił ich, pomimo to, że zniszczyli szybko efekt jego techniki, za to dowódca oddziału w którym jest Dominik, Bogumił Stward właśnie trzymał ostatniego shinobiego przeciwnika, który jakoś nie zginął od jego Raikiri, gdyż był o wiele silniejszym shinobi, był to nawet dowódca oddziału, który teraz był na skraju śmierci, przepytywany z tego co wie.

-Jak się czujecie?- spytał Wacław a jego blada twarz pokryta po części czarną maską i zielono-niebieskie oczy wyraziły lekką troskę. Rafał i Marek wrócili z miejsc, w których walczyli i ocenili wzrokiem Wacława i Dominika, którzy nie mieli żadnych ran.

-Dobrze, że nie  macie żadnych ran.-powiedział Rafał a jego wysoka i dobrze zbudowana sylwetka w dodatku z brązowymi, mokrymi od brudnej wody kałuży włosami i niebieskimi oczami emancypowały pewnością siebie i spokojem, w końcu był zastępcą dowódcy ich oddziału.-Nie mamy ze sobą Alexandra.- dodał szukając wzrokiem lokalizacji Bogumiła. Alexander Politowski był medycznym ninją, którego tego dnia skierowano do poważniejszej misji obrony Wioski Syreny, z powodu braku ludzi o jego kwalifikacjach, a takie zdarzenia zdarzały się coraz częściej od kiedy jedni z naczelnych dowódców Związku Krajów Sierpa i Młota- Michaił Tuchaczewski i Siemon Budionny zorganizowali kontrofensywę, która spowodowała tragiczną sytuacje Kraju Pola, który dopiero co odzyskał niepodległość.

-Dla was nie dostanie rany to tylko,, dobrze". Dla mnie to sprawa życia i śmierci.-zrzędził Marek, przewracając swymi piwnymi oczyma i zadzierając wąski nos.- Moje techniki potrafią albo pacnąć albo zabić, przy tym drugim czasami mogę zabić sam siebie. Moi przeciwnicy tuż po wchłonięciu dymu z ognia z mojej kopuły od razu zaczęli umierać, więc na nic by się nie przydali, dlatego ukróciłem ich cierpienie-dodał spoglądając na rzeczy, które wziął ze zwłok.

-Lepiej ciesz się, że nikt Cię za to co robisz nie osądza.-wtrącił Rafał po czym skierował się do Dominika i Wacława.-Wy dwaj, nie zapomnijcie wziąć rzeczy ze zwłok waszych martwych przeciwników. Pamiętajcie, że jesteście na wojnie, tu śmierć czai się na każdym kroku.-dodał doniośle.

-Nie musisz tego powtarzać, mądralsie!-pomyślał Dominik i chciał coś powiedzieć, gdy jego rozmyślania przerwało wołanie

-Oddziale, chodźcie tutaj!-zawołał Bogumił po czym wszyscy: Rafał, Marek, Wacław i Dominik stanęli na baczność na dźwięk basowego głosu surowego, lecz opiekuńczego dowódcy.

-No to musimy iść. Może będzie to coś mniej niebezpiecznego niż walka, ale na razie ja z Dominikiem pójdziemy przeszukać ciała i do was dołączymy-powiedział Wacław a jego zielone, optymistyczne oczy i brudne, sterczące blond włosy skierowały się w stronę brązowookiego rudzielca Dominika, który przytaknął mu z bardziej poważną i pesymistyczną miną, ale za to ze zdeterminowaniem w oczach.-Choć, Domini, idziemy.-powiedział po czym skierował się skokiem w stronę ciał, gdy w międzyczasie pozostali dwaj shinobi skierowali się w stronę dowódcy, który był wśród większej gęstwiny ubrani jak normalny shinobi Kraju Pola, w ciemno-niebieskie mundury i ciemno-szare kamizelki ze znakiem Kraju Pola na piersi.

-To już nie jest akademia ani czasy bycia geninem, Wacławie! A ty nadal taki optymista jakbyś zapomniał ilu nas zginęło! Ale z drugiej strony to ty trzymasz morale, więc może to dobrze, że tak robisz?-pomyślał po czym skoczył za swym przyjacielem, z którym znał się od akademii i to dzięki nie mu stał się bardziej śmiały, przez to łatwiej było mu z komunikacją. A co do tych co zginęli, to tak rzeczywiście wielu zginęło, nawet w oddziale Bogumiła nie było już dwóch shinobi pośród żywych- Romana Rosłona z kraju Rusi, a teraz z Związku Krajów Sierpa i Młota, który przeszedł na stronę kraju Pola i Wandy Gobińskiej, jedynej dziewczyny w tym oddziale, ale swoimi umiejętnościami nie odstającej od osób, z którymi współpracowała. Zginęli oni w poprzedniej, niebezpieczniejszej misji. Tymczasem optymista i pesymista podeszli do ciał i wyjęli z nich jakieś małe, jeszcze nie zepsute racje żywnościowe i kunai'e, które warto było wziąć, gdyż często ginęły, za to mundury były nie opłacalne do brania, buty tym bardziej. Siłą armii przeciwnika nie była jakość a liczebność.

-To chyba wystarczy.-powiedział Dominik- Za dużo rzeczy opóźni nam ruchy.-dodał po czym wstał.

-Jak tam chcesz, ja wezmę bechatkę.-powiedział Wacław po czym z trudem spakował to co chciał do swego plecaka i ruszył za swym kolegą by dołączyć do reszty. Gdy już to zrobili, oczom ukazał się im widok dowódcy, który przepytywał dowódcę już wybitego oddziału wroga, Marka, który trzymał go kunai'em przyciśniętego do grubego drzewa i Rafała, który wziął dokumenty z jego plecaka. Na przyjście ich pierwszy zareagował Bogumił, odwracając do nich swe brązowe oczy i twarz, która pokazywała obraz mężczyzny starszego niż reszta jego oddziału, która wyglądała na dwudziesto i trzydziestolatków.

-Dobrze, że już jesteście.-powiedział- Wejdźcie na drzewa i rozglądnijcie się.

-Ale dlaczego?-spytał stanowczo rudowłosy, średniego wzrostu chłopak.

-Ten dowódca nam wygadał, że słyszał o tym aby przekierować armię Budionnego na Lwów, gdyż jest to dla nich ważny punkt i raczej z niego nie zrezygnują.-powiedział cicho- To może być szansa dla nas. Dodatkowo planują w tych rejonach dać jakiś oddział specjalny a oni byli tylko oddziałem rozpoznawczym.-dodał co przeraziło Dominika i Wacława, pewnie shinobi z tego oddziału byli bardzo silni, za to oni byli raczej tylko trochę powyżej przeciętnej. Tymczasem dowódca Związku Krajów Sierpa i Młota ledwo wytrzymywał od ran, czując strach, za to Rafał jedynie popatrzył poważnym wzrokiem na kolegów i sprawdzał rzeczy, za to Marek w duchu z jednej strony cieszył się, że będzie mógł się wyżyć na tak silnym shinobim, z drugiej karcił się za to zachowanie, nazywając siebie sadystą i mordercą.

-D-dobrze, dowódco.-odpowiedział z jękiem Wacław-Znaczy tak jest.-dodał śmielej po czym razem z Dominikiem weszli na dość wysokie drzewa- Wacław na pobliski Kasztan, za to Dominik na te połamane przy którym walczył.

-Oby Ci nie pojawili się teraz.-szepnął Dominik, przymrużając oczy by zobaczyć coś w oddali.

-Miejmy nadzieje, przecież nie wszystko stracone.-odpowiedział niższy od Dominika Wacław

-No tak.-odparł po czym zaczął uważnie obserwować przestrzeń.-Obyś miał rację i dożył następnego dnia, mój przyjacielu.-pomyślał wyższy z chłopaków.


Wrażenia i przemyślenia proszę zapisywać tutaj------->

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro