Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nikt nie miał pojęcia czemu to Eternia postanowiła ich zebrać w sam środek nocy, ale wszyscy mieli świadomość, że musiała mieć ważny powód.

- Moje drogie dzieci... - przemówiła wreszcie Eternia, gdy wszyscy się zebrali. - Chcę, żebyście wiedzieli, że musimy zawsze stanowić jedność, szczególnie w naszą najczarniejszą godzinę... A taka właśnie wybija. Jeśli sądziliście, że Puszcza jest najbezpieczniejszym miejscem na świecie, to pozwólcie, że wyprowadzę was z błędu. Dziś został na mnie przeprowadzony atak.

Powietrze wypełniły westchnienia strachu i niedowierzania. Wszyscy zastanawiali się o co chodziło z bandażami na nodze bogini, teraz mieli odpowiedź.

- Ale kto mógł coś takiego zrobić? - spytał ktoś z tłumu.

- I po co? - zapytał ktoś inny.

- Rozumiem wasz niepokój i pytania, ale obawiam się, że mam mało czasu i nie zdołam wam na nie odpowiedzieć. Robię to z bólem, ale muszę jak najszybciej zniknąć z tego wymiaru istnienia, dla dobra was i całego świata. Rozumiem jednak, że potrzebujecie kogoś, kto będzie wami przewodził. To będziecie musieli załatwić między sobą, w uczciwych wyborach. Przeprowadzimy je teraz: ktoś chce może zgłosić kandydata?

- Ja proponuję Aquę. - rzuciła Gardevia.

- Może Secunda? - zaproponował Zephyr.

- Galaxia jest najrozsądniejsza z nas wszystkich, może ona? - powiedział Hades.

- To wszyscy? - spytała Eternia.

- Jeszcze nie. - odezwał się Salem i popatrzył na Prometheę. - Ja proponuję Prometheę. 

Dziewczyna uśmiechnęła się.

- Dobrze więc, podejdźcie po jednym i podajcie mi swój wybór.

Po chwili wszyscy już zagłosowali, a Eternia znała wyniki.

- Więc tak... z dwudziestu głosów... jeden dostała Secunda.

- No weźcie, serio?! - jęknął zawiedziony Zephyr, a Secunda poklepała go po plecach.

- Osiem otrzymała Galaxia... Również osiem Aqua... - mówiła dalej Eternia.

- Ale w takim razie... - mruknęła pod nosem Aqua, uświadamiając sobie co to znaczy.

-...A dziewięć głosów i pozycję liderki Strażników... Promethea!

- W sensie że ja? - zdziwiła się ognista.

- Podejdź do mnie, moje dziecko. - powiedziała do niej Eternia.

Promethea posłusznie podeszła. Wtedy jej matka położyła jej dłoń na czole.

- Masz moje błogosławieństwo. W moim imieniu prowadź swoich braci i siostry na drogę zwycięstwa. Pamiętaj, zawsze jestem przy tobie. Jeśli nie ciałem, to duchem. Masz w sobie wielki potencjał, Promethea. Możesz o wiele więcej niż ci się wydaje. Pamiętaj, że ja zawsze będę wierzyć, że dasz sobie radę. Oficjalnie mianuję cię na przywódczynię Strażników i przekazuję ci moją dotychczasową władzę. Używaj jej mądrze. - wtedy zwróciła się już do wszystkich. - Żegnajcie, moje dzieci. Liczę, że niedługo znowu się spotkamy. 

Wypowiedziawszy te słowa, po prostu zniknęła. Przez chwilę panowała grobowa cisza, ale zaraz wszyscy zaczęli głośno dyskutować o wszystkim co zaszło: o ataku, o głosowaniu... Promethea chciała bez robienia szumu oddalić się od Tronu, ale zaraz rozbrzmiał głos Aquy.

- Jakim cudem?! Co takiego zrobiła ta ruda, żeby zasłużyć na błogosławieństwo Eternii? - denerwowała się niebieska, wskazując palcem prosto na Prometheę. - To JA zawsze byłam u jej boku! To JA byłam jej oczami i uszami w tym cholernym lesie! To JA byłam tu kiedy ją napadnięto i ocaliłam jej życie!

- Ot i twój problem. - rzucił Realus, Strażnik Przestrzeni.

- O czym ty mówisz?! - gniew Aquy nie pozwalał jej dobrze łączyć faktów.

- Aqua, rozmawiamy po raz trzeci od jakichś dwustu lat. Przecież ty nas ledwo znasz. Przykleiłaś się do matki jak głodne niemowle. - objaśnił Realus. - A to nie ona głosowała.

- Jak śmiesz!

- Mówię po prostu jak jest. Promethea jest dla nas, a ty tylko dla matki. A może i nawet tylko dla siebie...

Aqua warknęła i z opuszczoną głową odeszła, ale zaraz jej poczucie przegranej zmieniło się z powrotem w gniew. Nie zamierzała tego tak zostawić. Bynajmniej.

***

Promethea znowu siedziała nad jeziorem, tym razem nie patrząc na zachód, a na wschód słońca. Nadal nie wierzyła, że to ona dostała tak ważną rolę. Ona, która w sumie nie była nikim wyjątkowym, przynajmniej w swoim mniemaniu. Szczerze mówiąc, nie była pewna czy podoła zadaniu. Nie miała tak rozległej wiedzy jak Eternia, czy nawet Galaxia. Nie była tak pewna siebie jak Aqua... a jednak z jakiegoś powodu ją wybrano. 

Wtem, z rozmyślań wyrwało ją szeleszczenie trawy za jej plecami. 

- Możesz się przestać skradać, Salem, wiem, że to ty. - rzuciła.

- Um, to nie Salem. - odezwał się uroczy, dziewczęcy głos.

Wstanąwszy i odwróciwszy się, Promethea zobaczyła białowłosą dziewczynę o niebieskich oczach, ubraną w podobnie śnieżnobiałą sukienkę.

- Och, Frosty. Co ty tu robisz?

- W zasadzie to przyszłam... do ciebie. - odparła białowłosa.

- Do mnie? - zdziwiła się Promethea.

- Mhm. - kiwnęła głową Frosty. - Chciałam ci pogratulować. Wiem, że nasze żywioły niezbyt ze sobą korelują i że rzadko mamy okazję ze sobą porozmawiać, ale... ale muszę ci przyznać, że zawsze patrzyłam na ciebie jako wzór Strażnika. Zawsze byłaś dla mnie, i w sumie nie tylko dla mnie, taka miła i cierpliwa... Myślę, że innym kandydatkom brakowało tej aury... ciepła? Jak dla mnie nie mogły być lepszym wyborem niż ty.

- Och, Frosty... - Promethea była bliska łez. - Naprawdę tak o mnie myślisz?

- Tak, oczywiście! Nie byłam pewna czy przyjść tu i ci to powiedzieć, ale miałam taką myśl, że może to ci jakoś pomoże czy coś...

Promethea podeszła do Frosty i uścisnęła ją najmocniej jak tylko potrafiła.

- Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. - wyszeptała Promethea, a Frosty odwzajemniła uścisk.

Ale ta urocza scena nie potrwała długo, bo zaraz rozległ się głos trzeciej osoby.

- Aha! Próbujesz ją usunąć jak Gardevię! - krzyknęła Aqua. - Albo może do kazirodztwa dodajesz zdradę i biseksualizm?

- Aqua, żadna z tych rzeczy nie jest zakazana, zresztą zdrada kogo dokła... - zaczęła się bronić Promethea, kiedy nagle wtrąciła się Frosty.

- Zostaw ją! Ona nic nie zrobiła!

- O nie, Śnieżynko, już cię omamiła? Kazała ci to powiedzieć kiedy wreszcie zdemaskuję jej grzechy, prawda? Nie martw się, zaraz zgasimy tę ognistą bestię. - zapewniała Aqua.

- Aqua, cholera jasna, jaki jest twój problem?! - rzuciła zdenerwowana Promethea.

- A taki, mniej więcej, że nasza kochana matka oddała władzę takiej osobie jak ty! Każdy wie, że władza należy się jej najwierniejszej córce - MNIE! -odparła Aqua.

- To czemu nie zagłosowali na ciebie wszyscy? - spytała Frosty.

- Um... To przez jej kanciarstwo i sztuczki! - tłumaczyła się Aqua. - Zresztą, nie wtrącaj się. Nie ciebie ta rozmowa dotyczy!

- A właśnie że dotyczy. Zagłosowałam na Prometheę. Nie wybrałabym cię na liderkę nawet za milion lat. Ktoś taki jak ty, kto sądzi że władza mu się po prostu należy, nie zasługuje na nią ani trochę. Już Secunda byłaby lepszym wyborem.

To ostatnie zdanie złamało coś wewnątrz Aquy. Bez chwili przemyślenia machnęła ręką, a potężna macka wody wyskoczyła z jeziora i uderzyła Frosty.

- Zamilcz, ty... nędzny pędraku! Nic nie rozumiesz! To ona cię tak omamiła! Ta podła żmija! - wściekała się Aqua.

Promethea pomogła Frosty podnieść się z ziemi. Spojrzała na Aquę wzrokiem pełnym gniewu i rozczarowania.

- Czy ty do reszty zgłupiałaś? - spytała. - To jest twoja siostra, do jasnej cholery. Nie masz prawa na nią podnieść ręki, a nawet powinnaś ją chronić.

- Ooo, powinnaś ją chronić... - przedrzeźniała ją Aqua. - Jesteś żałosna, wiesz? Przestań udawać, że ci na niej zależy, i przyznaj, że od początku chciałaś władzy!

- Jedyna żałosna rzecz, jaką widzę, to twoje zachowanie. - stwierdziła płomiennowłosa. - Aż tak zależy ci na władzy?

- Nie, zależy mi tylko na tym, żebyś ty jej nie miała. A skoro są tacy, którzy stoją murem za tobą... - Aqua rzuciła zabójcze spojrzenie Frosty. - ...to chcę, żebyś miała tej władzy jak najmniej. Nie umiesz i nie będziesz rządzić. Czaisz?

- Słucham?! - oburzyła się Promethea. - Co ty kombinujesz?

- Nie bądź taka zdziwiona. Stać mnie jeszcze na wiele.

- Dlaczego to robisz, siostro? - spytała Promethea.

- Nie nazywaj mnie siostrą. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - warknęła Aqua, po czym odeszła, zostawiając zszokowaną Prometheę i nieco poturbowaną Frosty same.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro