Rozdział 12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa dni później.

Jacek chodził od pomieszczenia do pomieszczenia otwierając okna i wpuszczając do środka ciepłe wręcz upalne prądy. Od kłótni z matką unikali się wzajemnie. Chociaż jemu bardziej na tym zależało. Nie wygasł w nim jeszcze ogień złości. Tlił się w nim gotowy wybuchnąć na nowo.

Nie przychodziła już by sprawdzić jak się miewa, a jemu to jak najbardziej odpowiadało.

Paweł Oliwka wpadał, by spróbować pokojowych negocjacji. Wyjaśniał, błagał. Nic tym nie wskórał. Jacek nadal miał zadrę do matki.

Uśmiechnął się pod nosem otwierając kolejne okno. Odziedziczył upór i temperament

po matce. Przez chwilę szukał w sobie łagodności. Miał nadzieję, że ona tam gdzieś w nim drzemie, skrywana, ale czekająca aby pokazać się światu. Poznał siebie od strony, z których wcale nie był dumny.

Ojciec próbował tłumaczyć, że matka kocha Jacka, ale jeśli to była prawda, to dziwnie tę miłość okazywała.

Jacek codziennie chodził na długie spacery. Poznawał Wrocław w nadziei na jakieś przebłyski wspomnień. W głowie co jakiś czas pojawiały się krótkie migawki. Głównie z imprez i migdalenia się z obcymi panienkami w klubowych toaletach lub innych niestosownych miejscach.

Nie podobał mu się obraz klubowicza i łamacza serc jaki się wyłaniał. Czy faktycznie on jest kimś takim? Kimś kto krzywdzi inne osoby i je wykorzystuje? Gdzieś w głębi duszy, kiedy Marcin opowiadał mu zdawało się to być prawdziwe. W takim razie czemu czuł się tak paskudnie wspominając te urywki? Dlaczego cały czas miał przeświadczenie, że coś tutaj jest nie tak. Cos istotnego umyka, usuwa się w cień.

Stojąc przed jednym z wielu klubów spojrzał w szare niebo i westchnął. Wzniósł modlitwę do najwyższego siedzącego w Niebiosach o pomoc i drogowskaz.

Z nieba zaczął padać deszcz.

Pospiesznie wrócił do domu. Pozamykał okna, które wcześniej otworzył.

Dom wydawał się niesamowicie cichy.

Nie mogąc usiedzieć w mieszkaniu postanowił się rozejrzeć po pozostałej części domu.

Po godzinie zrezygnowany wrócił do siebie.

Nie znalazł nic ciekawego. Może oprócz kilku pozamykanych na klucz pokoi

Miał nadzieję, że uda mu się odnaleźć sekretny pokój matki. Sanktuarium na jego część, o którym wspominał brat.

Znów wszedł tym ciemnym korytarzem za nieznajomą. Przyspieszał. Chciał z całych sił ją dotknąć. Złapać. Zatrzymać.

Irytacja na za ciężkie ciało rosła z każdą minutą.

Jej uśmiech rzucany przez ramię.....

Jęknął poirytowany....

Obudził się wyrwany ze snu. Usiadł i rozejrzał się zdezorientowany jakby liczył na urzenie uśmiechu pięknej tajemniczej i eterycznej kobiety. Toczył wzrokiem przebijając mrok lecz niczego nie dostrzegł. Jedynym dźwiękiem zakłócającym ciszę były pnie drzewa uderzające w okno pod wpływem silnego wiatru.

Odgarnął od siebie kołdrę, wstał i podszedł do biurka. Zapalił lampkę, usiadł w obrotowym krześle. Zakręcił się kilka razy by wreszcie wyciągnąć ołówek i czystą kartkę.

Odetchnął strzepując z siebie niewidzialne napięcie kursujące w jego krwioobiegu. Zamknął oczy przypominając sobie twarz ze swego snu. Szkicował powoli i starannie. Dokładnymi, wolnymi ruchami. Kreska za kreską.

Jedna..... druga......trzecia....... I kolejne próby.

Niezadowolony i sfrustrowany po raz szósty spróbował narysować wypaloną w jego mózgu twarz lecz nie był z niego najlepszy rysownik. Wreszcie przetarł zmęczone oczy. Po godzinie spoglądał na twarz wyśnionej kobiety.

Ciemne, długie włosy opadały kręconymi falami wokół głowy. Ładna, drobna, okradała twarz zbudzająca zaufanie. Jasne, mądre i łagodne piwnie oczy łani. Usta drobne, ale kształtnie delikatnie się uśmiechały.

Zamrugał kilkakrotnie oczami. Zmęczone.

— Przestaniesz mnie prześladować teraz? —zapytał znużony. —Tak chciałbym wiedzieć kim jesteś?

Kolejne trzy dnu upłynęły spokojnie.

W piątkowe, pogodne popołudnie w samotności spożywał przygotowaną przez siebie zupę. W rodzinnej bibliotece znalazł kilka ciekawych książek kulinarnych. Stwierdził z niemiłym zaskoczeniem, że z lekka przesadził z pieprzem i solą. Zmusił się do zjedzenia ostatnich dwóch łyżek. Kiedy odstawiał talerz do zmywarki, rozległo się pukanie do drzwi. Zamknął zmywarkę odnotowując w pamięci aby wieczorem ją włączyć, i poszedł sprawdzić kogo przyniosło. Chociaż dobrze wiedział kogo zastanie za drzwiami. Przez ułamek sekundy chciał nawet udać nieobecność. Odważnie otworzył drzwi. W progu stali rodzice.

— Możemy wejść? —zapytał ojciec spokojnym głosem.

Popatrzył na rodziców i zaprosił do środka.

— Jasne —mruknął.

O dziwo złość nie zaatakowała go od razu jak ukryta hydra. Miał ogromny żal do matki.

— Czego chcecie? —Zamknął za nimi.

— Porozmawiać —odparł ojciec pokojowo.

— W takim razie zapraszam —oznajmił uprzejmie z chłodem prowadząc gości do kuchni. —Kawy, herbaty, ciastek?

—Usiądźmy i porozmawiajmy przy herbacie —zaproponował ojciec odsuwając krzesło

i zajmując je. Matka zajęła drugie.

Jacek w milczeniu poruszał się po kuchni.

—Tutaj nie ma o czym rozmawiać —stwierdził obojętnie. — Uraziłaś mnie do żywego

i teraz mam ci wybaczyć? —spojrzał hardo na matkę.

—Nie mam zamiaru cię przepraszać —burknęła kobieta. – Ta cała amnezja to fanaberia.

Mąż spojrzał na żonę krytycznie.

—Fanaberia? —powiedział wzburzony Jacek.

—Eugenia! —jednocześnie skarcił ją mąż.

—To nie żadna fanaberia! —wrzasnął Jacek równocześnie z ojcem. —To jest fakt do

jasnej nędzy! I jeśli nie umiesz tego zaakceptować....... —cały poczerwieniał na twarzy.-

Eugenia patrzyła na niego zniesmaczona i zdegustowana.

— Natychmiast macie przestać —stwierdził stanowczo najstarszy pan Oliwka. —A ty —

zwrócił się do żony – masz go przeprosić i wspierać – teraz spojrzał na syna – a ty młody człowieku masz przyjąć przeprosiny i pogodzić się z matką. Ja wiem, że straciłeś pamięć – ton głosu z srogiego zmienił się na łagodny i ojcowski: - ale ona taka jest. Nie jest łatwa. Spróbujcie się poznać na nowo. Rozumiem, naprawdę to rozumiem, twój problem z pamięcią, ale obydwaj dobrze wiemy kim jesteś.

Jacek chciał zaprzeczyć, ale ojciec mu nie pozwolił.

—Nie chodzi o wspomnienia —zaznaczył. —Tylko oto kim jesteś w środku —położył

dłoń na sercu —tutaj nigdy się nie zmieniamy – oznajmił. —Niezależnie od tego co się stanie. Czy zapomnimy co wydarzyło się w przeszłości, to nie znaczy, że tracimy samych siebie. Tutaj na zawsze zostajemy niezmienni.

Podszedł do syna i spojrzał mu głęboko w oczy.

—A ja wiem, że mój syn jest dobrym człowiekiem. Oddającym się temu co robi w stu

procentach. Nigdy nie zapomina o potrzebujących i nigdy nie chowa długo urazy. Taki jesteś. I nie musisz chodzić po mieście szukając swojej tożsamości.

—Naprawdę w to wierzysz?

—Całym sercem —potwierdził.

Jacek długo patrzył w oczy ojca. Widział w nich miłość i szczere wsparcie. Ojciec kochał

go, akceptował i wspierał. Jacek przymknął oczy, skinął głową i spojrzał na ojca z wdzięcznością.

—Dobrze, ale zrobię to tylko dla ciebie —powiedział.

Obaj mężczyźni spojrzeli na siedzącą kobietę.

Pod wpływem karcącego i chłodnego spojrzenia swego męża westchnęła ze złością i

rezygnacją. Wstała, podeszła do najstarszego syna, i nie ukrywając niechęci, wyciągnęła rękę w geście wymuszonego pojednania.

—Przepraszam —powiedziała.

Jacek przyglądał się matce. Widział cały fałsz, ale postanowił przyjąć „przeprosiny" ze

względu na ojca. Zrobił to tylko i wyłącznie dla niego, bo był dobrym człowiekiem i kochał ich oboje. Jacek zastanawiał się dlaczego ojciec związał się z matką i zamierzał go kiedyś oto zapytać.

—Przyjmuję przeprosiny, ale robię to tylko dla ojca —powiedział ściskając dłoń matki.

—No i tak ma być — wtrącił się ojciec starając się zachować neutralność. —Wypijemy

pojednawczą herbatę.

Wypili. Matka i syn nie odzywali się do siebie. Ojciec zagadywał. Pożegnali się i wyszli.

Jacek przyjął to z ulgą. Jego relacje z matką jeszcze długo będą napięte i ochłodzone. Ta kobieta jest typem domatora i terrorystki w jednej osobie. Nie jest łatwym człowiekiem. Kiedy wytężył umysł dostrzegał przebłyski wspomnień. Gdyby to tylko od niego zależało ograniczyłby kontakt do minimum. Ale nie miał wyjścia. Musiał się z nią jakoś ułożyć. 

Wieczorem zszedł na dół. Ucieszyła go obecność ojca, a matki ani śladu. Mężczyzna podniósł wzrok, kiedy usłyszał kroki na wewnętrznych schodach. Gdy ujrzał syna, na twarzy odmalowało się zaskoczenie. Od bardzo dawna Jacek korzystał tylko i wyłącznie z drzwi tarasowych.

—Masz czas? —zapytał Jacek spokojnie.

—Pewnie —odpowiedział mężczyzna odkładając książkę i gestem zachęcając syna do zajęcia fotela obok. —Czy coś się stało?

—Jest mama? —rozejrzał się dokoła.

—Wyszła na dyżur. Jesteśmy sami.

—Dobrze. Dobrze —stwierdził młody człowiek i rozluźnił się. —Bo chciałem cię o coś zapytać.

—O co?

—Nie wiem jak mam to określić....

—Po prostu powiedź.

—Może to wyda ci się dziwne, ale od kilku nocy śni mi się ta dziewczyna —mówiąc to położył przed ojcem wykonany przez siebie szkic. —Znasz ją?

W oczach Jacka błyszczała nadzieja. Ojciec spojrzał na szkic. Przyglądał mu się długo i uważnie. Ze ściśniętym sercem zaprzeczył, a iskierki nadziei zgasły.

—A myślałem..... —mruknął.

—Pokaż go matce —zaproponował pan Oliwka.

Na twarzy Jacka pojawił się grymas niezadowolenia.

—Jeszcze nie.

—Jak chcesz —starszy z mężczyzn wzruszył ramionami.

—To ja może nie będę ci przeszkadzał —podniósł się.

—Wcale mi nie przeszkadzasz.

Spędzili ze sobą spokojny, męski wieczór oglądając kanały przyrodnicze. Żaden nie miał ochoty na sport. Żaden nie wypił piwa.

— Ech, ona śni mi się już od kilku nocy z rzędu — wyznał bratu pewnego wieczoru, kiedy siedzieli razem oglądając „Szklaną pułapkę 2". —Nie mogę o niej zapomnieć. Ciągle o niej myślę. To zaczyna być męczące. Szczególnie, że wspomnienia przestały wracać. To mnie martwi.

—  A próbowałeś ją jakoś odnaleźć? —zapytał Marcin rozsądnie. Upił sporo piwa chmielowego.

—  Nie —odpowiedział po prostu. —Przedwczoraj słyszałem kłótnię rodziców.

—  No coś ty? —zaszydził z brata —Matka musi się wkurzyć przynajmniej raz w tygodniu. Inaczej nie jest sobą.

—  Nie o to chodzi —zirytował się Jacek. —Chodzi o to o co się pokłócili.

Marcin usiadł wygodniej zaintrygowany.

—  Przed kilkoma dniami pokazałem narysowany przez siebie szkic dziewczyny ojcu, a ten namówił mnie bym pokazał go matce. Uwierz mi nie było to łatwe, No dobra, zgodziłem się wreszcie. Miałem dość gderania.

—  No mówisz —prychnął.

—  Nie znała tej dziewczyny i myślałem, że to koniec, ale wieczorem usłyszałem jak na siebie wrzeszczeli.

—  Czy to ma z tym szkicem coś wspólnego?

—  Tak. Ojciec wyrzucał jej, że mnie okłamała i sam chciał się dowiedzieć o co chodzi.

—  Niech zgadnę wyparła się —zakpił Marcin.

—  Jakbyś tam był —potwierdził Jacek kiwając głową.

—  I co chcesz z tym wszystkim zrobić?

—  Nie wiem —westchnął zrezygnowany Jacek. —Mam dość tej całej zwariowanej sytuacji

Zapadło milczenie.

—  A jesteś pewny, że tato sam jej nie spotkał wcześniej? —zapytał Marcin.

—  Nie, z pewnością nie —odpowiedział stanowczo Jacek. —To matka coś wie, ale nie chce nic powiedzieć.

—  Może ja spróbuję z nią o tym porozmawiać —zastanawiał się nieprzekonany młodszy brat.

—  Nie. — Jacek pokręcił przecząco głową. —Szczerze to chciałbym się stąd wynieść.

Gdzieś daleko stąd.

—  A mówisz i masz — oznajmił uradowany Marcin. Z kieszeni kurtki, którą miał na sobie, wyciągnął plik ulotek. —Byłem ostatnio w Rabce i zdobyłem tam ulotki uroczego pensjonatu w Sopocie. —Podał je bratu. Ulotki były niewielkie i w beżowym kolorze. —Wyjedź z tego wariatkowa. A nóż spotkasz kogoś intersującego.

—  Dzięki. To na pewno mi pomoże.

Przez kilka minut oglądali urywki filmu.

—  Pokaż mi ten szkic — poprosił Marcin brata.

—  A myślisz, że ją rozpoznasz? — zapytał z powątpiewaniem. Mimo wahania wstał z kanapy i poszedł po szkic.

Po kilku minutach był z powrotem.

—  To ona — oznajmił Jacek podając szkic bratu.

Marcin spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.

—  Wiem, wiem, że nie mam talentu do rysowania — skomentował minę brata zniecierpliwionym tonem Jacek. — I co poznajesz ją?

Jacek usiadł. Pokój wypełnił się oczekiwaniem i napięciem obu młodych mężczyzn. Marcin uważnie oglądał szkic, ale, mimo szczerych chęci, nie był w stanie rozpoznać twarzy osoby na nim przedstawionej.

—  Niestety, nie wiem — pokręcił głową zrezygnowany. — Naprawdę chciałbym ci pomoc.

— Nic się nie stało —odpowiedział Jacek i smutny odebrał od niego swój szkic.

Zapanowała niezręczna cisza. Obaj chcąc uniknąć spojrzenia drugiego wpatrywali się w ekran telewizora.

—  A może to jest po prostu wytwór twojej wyobraźni —zasugerował Marcin z krzywym uśmiechem. —Zresztą w młodości miałeś tyle dupeczek, nie szło ich zliczyć. I nawet jeśli było by to wspomnienie —rzucił bratu szybkie spojrzenie. Jacek odpowiedział mu wrogim. —to trudno sobie teraz przypomnieć kim i gdzie ją poznałeś. Daj sobie z tym spokój.

—  A jeśli to jest ważne? —warknął.

—  Uparłeś się i tyle —machnął ręką. —Zrób jak ci powiedziałem. Wyjedź i zapomnij o tym wszystkim. To ci dobrze zrobi. A przy okazji może uda ci się wyrwać gorący, świeży towarek. No —wstał i spojrzał na brata życzliwie. – będę się zbierał. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro