Rozdział 29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ewa w środowe po południe jak prawie zawsze spędzała u dziadków. Odkąd we wtorek wraz z matką spotkały pana Jacka, dziewczynka dostrzegła nerwowość matki. Zastanawiała się o co może chodzić. Martwiła się tym i także teraz siedząc przy stole w ogrodzie martwiła się tym. Rozmyślała. Ten dziwny stan zauważyła babcia dziewczynki.

— Co się stało, kochanie? — zapytała Urszula Ryż siadając na przeci8wko wnuczki. — Nadal przejmujesz się tymi zawodami?

— Nie — zaprzeczyła.

— Więc co się stało? — zapytała zatroskana. —Nie udało się wam z mamą sukienki kupić.

— Nie, mam już sukienkę — odpowiedziała cicho. — Chodzii o to, że mama nie pozwala mi się spotykać z panem Jackiem?

— Z tym sportowcem? — upewniła się Urszula.

Ewa pokiwała głową.

— Na pewno twoja mama wie co robi — powiedziała ostrożnie starsza kobieta.

— On nic mi nie zrobi! — rzuciła nagle wzburzona.

Ośmiolatka wstała nagle z krzesła i zapłakana wybiegła z domu dziadków.

— Ewa, zaczekaj! — zawołała za nią kobieta.

Dziewczynka nie zatrzymała się jednak. Pirat pomknął za swoją panią. Oboje biegli przed siebie. Ewa czuła złość. Płacz rozsadzał jej gardło. Nienawidziła teraz wszystkich. Dlaczego matka nie chce abym spotykała się z panem Jackiem? Przecież on jest taki miły i sympatyczny.

Zatrzymała się i rozejrzała dokoła. Odbiegła dość daleko od domu dziadków, ale znała tę okolicę całkiem dobrze, a przynajmniej tak się zdawało dziewczynce. Wyjęła z plecaka dzwoniący telefon i wyłączyła go. Po tym z jednej z kieszeni wyciągnęła karteczkę. Wyprostowała ją i przeczytała adres. Dom pana Jacka znajdował się niedaleko. Przynajmniej tak się jej wydawało.

Ruszyła przed siebie. Z nieba zaczął padać deszcz. Szła już godzinę szukając odpowiedniej ulicy. Zgubiła się, ale nie chciała się do tego przed sobą przyznać. Strach coraz bardziej ściskał gardło dziewczynki.

— To musi być gdzieś tu! — szeptała próbując dodać sobie otuchy.

Wzdrygnęła się, kiedy ciało przeszył dreszcz. Woda kapała z włosów. Ledwo widziała przez strugi deszczu. Pirat zapiszczał żałośnie.

— Chodź do mnie! — dziewczynka kucnęła i wzięła na rece swego wiernego przyjaciela. — Wiesz, to był głupi pomysł.

Pirat zaszczekał zgadzając się z młodą właścicielką.

— Szkoda, że nie wiesz, w którą stronę do domu — wyszeptała i pocałowała moktre futro psa. — Ale śmierdzisz! — dorzuciła krzywiąc się

Nie chciała się jednak poddawać. Chciała się z nim spotkać. Potrzebowała z kims po-rozmawiać, a mama i babcia nie do końca ją rozumiały. A ona sama nie potrafiła sobie poradzić z tym uczuciem jakie ją ogarniało na wspomnienie zawodów.

Dzwoniła od domu do domu. W kilku pierwszych nikt nie odpowiedział, w trzecim i czwartym przestraszyła się ogromnych psów. Zaczynała się trochę bać. Może nie powinna tak robić? W końcu mama zawsze przestrzegała ją przed takimi rzeczami. Na wspomnienie matki jednak obudziła się w niej złość. Nie zamierzała się słuchać. Zrobi to na co będzie miała ochotę. Nie zadawała sobie sprawy na jakie niebezpie-czeństwa się narażała.

Drżącymi z zimna palcami zazwoniła do kolejnego domu. Po drugim dzwonku z domu wyszła znajoma postać. Serce, które podeszło do gardła, teraz powróciło na swoje miejsce. Rozpoznała człowieka w strugach deszczu.

— Dzień dobry — wydzwoniła zębami. Jacek prawie nie zrozumiał.

— Część, co tutaj robisz w taką pogodę? — zapytał zaskoczony. — Wejdź do środka. Strasznie zmarzłaś.

Ewa z wdzięcznością weszła do ogrodu i ruszyła szczękając zębami. Kiedy tylko weszła do środka, poczuła przyjemne ciepło.

— Rozgość się! Zaraz przyniosę ci coś suchego! — powiedział starając się brzmieć spokojnie.

Zniknął na górze. Ewa położyła psa na ziemi, ten otrzepał się powodując ogromną kałużę na panelach. Ślamazarnie rozebrała się ze swoich ubrań. Mocno nasiąkły wodą.

— Chodź, musisz się wytrzeć — powiedział Jacek pojawiając się z powrotem.

W rękach trzymał swoją bluzę. Zaprowadził niespodziewanego gościa do małej, ładnej łazienki i tam pomógł się dziewczynce wytrzeć. Czuł się dość niezręcznie. Bluza okazała się sporo za długa.

— Przepraszam, ale nie mam nic innego — powiedział mężczyzna podwijając zbyt długie rękawy. — W ogóle jak mnie znalazłaś? Mama wie, ze tu jesteś?

Ewa spuściła wzrok.

— Czyli nie wie — odpowiedział sam sobie.

— Uciekłam dziadkom — odpowiedziała dziewczynka szeptem.

Podniosła wzrok. Jacek dostrzegł smutek i zły w oczach dziewczynki. Ten widok stopił gniew budzący się w gdzieś wewnątrz niego.

— Przepraszam, my już pójdziemy — rzuciła cicho.

— Poczekaj, dlaczego mnie szukałaś? — zapytał Jacek zatrzymując Ewę. — Może coś zjesz i po-rozmawiamy? — dodał łagodnie.

Ewa chlipiąc pokiwała głową.

Chwilę wcześniej...

Jacek wszedł do sypialni. Sięgnął po telefon i wybrał numer pensjonatu. Miał nadzieję, że uda mu się skontaktować z matka dziewczynki. Niestety okazało się, że Ewelina gdzieś wyszła. Zostawił za tym wiadomość w nadziei, że kobieta się z nim skontaktuj-je. Stał tak jeszcze chwilę z telefonem w ręku. W głowie znów pojawił się obraz wściekłej Eweliny stojącej w deszczu. Zastanawiał się o co w ty wszystkim chodzi? Przecież nigdy wcześniej się nie spotkali. A przynajmniej tak mu się wydawało. Chociaż te wspomnienia o tajemniczej dziewczynie z klubu. Ewelina bardzo ja przypominała. Chociaż była trochę starsza, lekko się zmieniła. W takim razie co łączyło go z tą kobietą? Zamknął oczy. Tyle pytań i żadnej odpowiedzi.

Zabrał z komody jedną ze swoich bluz i zszedł na dół.

Chwila obecna.....

Zaprowadził dziewczynkę do kuchni. Nadal drżała z zimna. Pies ułożył się koło nóg Ewy. Również jego wysuszyli. Przygotował ciepłą herbatę z cytryna i kanapki. To wszystko postawił na stoliku.

— Może zadzwonisz do dziadków? — zaproponował łagodnym tonem. — Na pewno się mar-twią.

Ewa jadła kanapki.

— Nie chcę — wyszeptała.

— Dlaczego? — zapytał. — Źle cie traktują?

— Nie, ale nie pozwolą mi do pana przychodzić — powiedziała Ewa i spuściła wzrok. — A ja chciałam z panem porozmawiać.

— Ze mną? O czym? — spytał zaskoczony.

Ewa upiła ostrożnie łyk z kubka z Myszką Minie.

— Przegrałam w zawodach — odpowiedziała ze łzami w oczach. — zajęłam czwarte miejsce.

— Pamiętasz co ci kiedyś powiedziałem o tym co jest najważniejsze w sporcie? — obserwował dziewczynkę uważnie. Ewa zaprzeczyła kiwnięciem głowa. — W sporcie nie liczy się tylko wy-grana, ale to poczucie spełnienia, dobrej zabawy i poczucia iż dało się z siebie wszystko.

Ewa patrzyła na mężczyznę dłuższą chwilę.

— Ale Amelia cały czas się puszy ze swojej wygranej — przyznała. — To jest takie irytujące.

— No cóż, do tego trzeba przywyknąć i nauczyć się to ignorować — oznajmił powoli Jacek. — Lepiej zadaj i odpowiedź na pytanie: Czy dałaś z siebie wtedy sto procent?

Ewa milczała dłuższą chwilę. I pokiwała powoli głową:

— Tak, dałam z siebie wszystko.

— No widzisz? Nie ma się czego wstydzić — powiedział Jacek ciepłym głosem. — A teraz po-winnaś zadzwonić do mamy. Na pewno się martwi.

— A jak będzie na mnie zła? — zapytała Ewa.

— Na pewno nie będzie — zapewnił Jacek. — Twoja mama cię kocha.

— Dobrze, zadzwonię — i wyciągnęła z torby telefon.

Jeszcze raz spojrzała niepewnie na Jacka. Ten pokiwał głową dodając otuchy.

Ewelina dostała od rodziców wiadomość, że Ewa zniknęła. Z wrażenia musiała usiąść, a serce stanęło na kilka długich sekund. Przed oczami zobaczyła mroczki. Wyszła wła-śnie z jednego z biur podróży, z którymi dzisiaj wraz z Pauliną podpisywały umowy na współpracę.

— Ewelina, co się stało? — zapytała przestraszona starsza siostra.

Ewelina jednak nic nie słyszała. Szumiało w uszach, a w głowie miała różne strasznie wizje. Ewelinę zmroziło na kilka sekund. Nie poczuła nawet jak Paulina wyrwała telefon i teraz roz-mawiała z matka.

Ocknęła się dopiero, kiedy Paulina zaparkowała przed domem rodziców. Przed bramą stali przestraszeni Urszula Ryz z mężem oraz kilka innych osób, sąsiadów i rodzina Andrzeja, która nadal pomieszkiwała u jej rodziców. Dopiero za dwa tygodnie mieli się wyprowadzić.

Z nieba zaczął padać rzęsisty i zimny deszcz. Ewelinię nawet to nie oneszło.

— Gdzie ona jest?! — krzyczała zrozpaczona.

— Nie wiem, pokłóciłam się z nią, a ona wybiegła — powiedziała Urszula przepraszającym tonem. — Myślałam, że zaraz wróci, ale mijały minuty, a jej nie ma. Przepraszam.

— Córciu, uspokój się — poprosił pan Ryz. — Ewa to mądra dziewczynka, na pewno zaraz się znajdzie. Chodź, przemokłaś. Zrobię ci herbaty — posadził ja na krześle.

Wznowiono poszukiwania. Kiedy zaczęło się ściemniać zastanawiała się czy nie wezwać policji. Z nerwów nie wiedziała co ma ze sobą zrobić.

— Ewelina, telefon ci dzwoni — zwróciła uwagę Paulina. — Odbierz, to może Ewa.

Ewelina rzuciła się na telefon. Z nerwów nie odczytała nawet kto dzwoni.

— Słucha? Ewa to ty? — zapytała błagalnie.

— Mamo, to ja, przepraszam — usłyszała w słuchawce upragniony głos.

Z serca spadł ogromny kamień.

— Gdzie jesteś? Nic ci nie jest?

Jazda do domu Jacka Oliwki dłużyła się Ewelinie nieznośnie. Myślała, że już nigdy tam nie dotrą. Zła pogoda pogarszała się z każdą chwila, jakby na przekór. Gdy Paulina za-trzymała samochód, Ewelina niewiele myśląc wyskoczyła z auta. Z nerwów chwile za-jęło kobiecie otwarcie furtki. Kamienie zrobiły się śliskie od deszczu. Paulina podtrzy-mywała młodszą siostrę za ramie.

— Uważaj! — ostrzegła.

Lecz serce matki chciało tylko zobaczyć Ewę. Sprawdzić czy nic jej nie jest. Przytulić.

Nie zwróciła nawet uwagi, kiedy w drzwiach stanął Jacek. Przecisnęła się w milczeniu. Rozglądała się w poszukiwaniu córki.

— W salonie — zasugerował mężczyzna dziwnie łagodnym tonem.

Ewelina natychmiast pognała w tamtym kierunku. Nas kanapie w za dużej koszuli siedziała Ewa.

— Ewa, kochanie! — zawołała Ewelina przyskakując i tuląc w ramionach małą kruszynę. Teraz ogarnęła ją nieprzenikniona ulga, a zimno, zamieniło się w w ciepło.

— Przepraszam, mamo — wyszlochała przestraszona Ewa. — Myślałam, ze szybciej znajdę drogę.

— Nie płacz już. Ważne, ze nic ci nie jest — odpowiedziała uspokajająco.

Przez kilka chwil słychać było tylko płacz Ewy.

— Dziękuję za pomoc — powiedziała Ewelina, kiedy się już trochę uspokoiła.

— Nie ma sprawy — odpowiedział Jacek. — Może napijecie się czegoś? Dużo dzisiaj emocji?

— Z chęcią — przyjęła zaproszenie Paulina. — Przytulnie się pan tutaj urządził — dodała wchodząc do kuchni.

— Mów mi Jacek — odpowiedział wyjmując z szafki kubki. Do czajnika nalał wodę i nastawił. — Jednego nie rozumiem — rzucił czujne spojrzenie w stronę Pauliny, jednocześnie wrzucając do kubków torebki. — Dlaczego twoja siostra zabroniła małej się ze mną spotykać?

Paulina zmieszała się.

— To nie ja ci powinnam na to odpowiedzieć.

— Ale ja chyba już tak — w kuchni pojawiła się Ewelina, Ewa wtulona była w nogę matki. — Ewa, poczekaj chwilę z ciocią. Ja muszę z — urwała na ułamek sekundy, co jednak nie umknęło mężczyźnie — panem Jackiem porozmawiać.

— Mówmy sobie na „ty" — zaproponował.

Poczekali aż Paulina z małą zniknął w salonie.

Zapadła pełna napięcia ciszy.

— Myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie — powiedziała Ewelina cicho. — Powiem to prosto z mostu. Jesteś ojcem Ewy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro