Rozdział 35.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W sobotę rano Ewelinę obudziły krople deszczu mocno uderzające o szybę. Ospale otworzyła oczy i z jękiem stwierdziła, że musi być wcześnie. Za oknem nadal panowała ciemność. Nieśmiało szarość dnia zwyciężała. Wyciągnęła się na łóżku. Poczuła jak strzykają stawy. Powoli wygramoliła się z ciepłego łózka. W mieszkaniu panowała przyjemna cisza, która nie trwała zbyt długo. Kiedy kobieta przechodziła obok pokoju córki, przez uchylone drzwi wystawił pysk Pirat. I natychmiast podszedł do drzwi i zaczął drapać.

— Tak, wiem — mruknęła Ewelina do zwierzaka. — Daj mi tylko chwilę i zaraz wyjdziemy na spacer.

Kwadrans później spacerowała już z Piratem na smyczy. Za nim wyszła z domu, zostawiła Ewie kartę w kuchni. Nie chciała aby dziewczynka przestraszyła się, gdyby się obudziła. Oprócz niej na spacerze ze swoimi pupilami było jeszcze kilkoro innych sąsiadów. Skinęła im na powitanie. Szczelniej opatuliła się kurtką. Z nieba wciąż lała się fontanna deszczu. Ewelina skręciła w lewo za budynek. Przeszła kilka kroków, minęła plac zabaw dla dzieci i skręciła w prawo miedzy inne bloki. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy dostrzegła w oddali swój cel. Nowostworzony plac zabaw dla psów. Pirat zaszczekał i szarpnął smyczą.

— Tak, tak, właśnie tam idziemy — zakomunikowała Ewelina do podekscytowanego psa.

Kilka minut później Pirat radośnie biegał po całkiem dobrze wyposażonym terenie. Rozmaite tory przeszkód, drzewa, hamaki i inne tego typu rzeczy. Ewelina usiadła na ławce osłoniętej wiatą. Pogoda dzisiaj należała do paskudnych. Gdy tak siedziała zimny wiatr i deszcz sprawiały, że coraz bardziej doskwierało kobiecie zimno.

Drgnęła, kiedy do uszu dobiegł dźwięk dzwoniącego telefonu. Był przytłumiony. Sięgnęła zgrabiałymi z zimna rękoma po telefon i ze zdziwieniem odkryła kto do nie dzwoni.

— Halo?

— Cześć, przepraszam, że tak wcześnie — rozległ się głos Jacka w słuchawce. — Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?

— Nie, jestem z psem na spacerze — odpowiedziała Ewelina. — Po co dzwonisz wcześnie?

W telefonie zapadła cisza.

— Chciałem zapytać, jak tam twoje sprawy?

Ewelina mruknęła.

— Powoli się układają — odpowiedziała spokojnie.

— Fajnie to słyszeć — powiedział mężczyzna. — Musimy się spotkać.

— Po co?

— Chciałbym w końcu dogadać kwestię badań DNA — przypomniał Jacek.

— A, to — westchnęła zmieszana. — Myślałam, że to ja miałam się odezwać. — Przypomniała.

— Tak, wybacz — Usłyszała zmieszanie w głosie rozmówcy.

— Nic się nie stało — zapewniła go Ewelina. — Chodzi raczej o to, że ja mam teraz dużo spraw na głowie i nie mam czasu. 

— To nic nie szkodzi — rzekł Jacek spokojnym i rzeczowym głosem. — Takie badania nie wymagają od nas dużego zaangażowania. A jeśli chodzi o pieniądze, to pokryję wszelkie koszty.

Ewelina słuchała słów uważnie i analizowała je.

— Chciałbym się spotkać — padło.

— Dobrze, spotkajmy się w poniedziałek? — Zaproponowała ostrożnie.

— Wyjęłaś mi to z ust — zaśmiał się Jacek. — Nie musisz być z Ewą. Wystarczy jej włos, szczoteczka do zębów.

— Dobrze.

Chwilę milczeli. Ewelina obserwowała Pirata pokonującego przeszkody.

—Muszę kończyć — powiedziała Ewelina. 

Deszcz nie opuszczał Sopotu. Ewelina wróciła do domu. Po tym jak zajęła się Piratem, poszła zrobić śniadanie dla siebie i córki. Nalała wody do miski i karmy dla czworonoga. Dwadzieścia minut później obie zajadały się ciepłymi tostami i popijały ciepłą herbatę z miodem.

Trzy godzinki sprzątały mieszkanie. Po tym obie się zmęczyły i odpoczywały oglądając telewizję. W międzyczasie Ewelina zrobiła pizzę, którą około pierwszej po południu wstawiła do piekarnika. Po mieszkaniu natychmiast rozniósł się przyjemny zapach. Ewelina sprzątała po cieście i po raz kolejny przejechała mopem po kafelkach. Wróciła do salonu, gdzie z powrotem dołączyła do Ewy oglądającej film „Lessy". 

Kiedy wyjmowała jakiś czas gotową Pizzę, rozległ się dzwonek do drzwi. Ewelina położyła danie na blacie i poszła otworzyć. Z wrażenia zaniemówiła, ale zaraz się uśmiechnęła.

— Nie przeszkadzam? — zapytał Andrzej z bukietem pięknych białych kwiatów.

— Nie, wejdź — odpowiedziała wpuszczając gościa do domu.

— To dla ciebie — oznajmił wręczając kwiaty.

— Są piękne. Dziękuję —  powąchała kwiaty. — Chodź. Akurat trafiłeś na pizzę.

Weterynarz witał się z Piratem.

— Świetnie — rzucił mężczyzna.

Piętnaście minut później zajadali się kawałkami pizzy, przyniesione kwiaty przecinały stół na pół.

— Mam nadzieję, że w niczym wam nie przeszkodziłem — zwrócił się do Eweliny.

— Nie, chociaż później musze coś jeszcze załatwić — Ugryzła kolejny kawa-łek z sosem czosnkowym.

— Będę mógł ci jakoś pomóc?

— Dzięki, nie trzeba — zapewniła go z uśmiechem. — Musze tylko napisać do kilku osób.

— Rozumiem — mężczyzna pokiwał głową. — Ewa, a może zagramy w warcaby?

Ewa popatrzyła na matkę szukając u niej potwierdzenia, Ewelina delikatnie pokiwała głową.

— Z chęcią — powiedziała dziewczynka.

— A może najpierw wyjdziecie z Piratem na spacer? — zaproponowała kobieta.

Pirat skomlał już od pewnego czasu pod drzwiami.

— Jasne, nie ma problemu — powiedział Andrzej życzliwie.

Tak więc kilka minut później Ewelina została sama. Zaniosła brudne talerze do kuchni i włożyła do zlewu. Zamoczyła ścierkę i przetarła stół. Wiatr wciąż mocno uderzał o szyby w oknach. Ewelina wróciła do kuchni, nastawiła czajnik na wodę i przygotowała dwie szklanki. Po czym nasypała do nich kawę.

Wrócili w momencie, w którym Ewelina nalewała wodę do szklanek.

— Już jesteśmy! — zawołała Ewa.

— Znowu się rozpadało — dorzucił Andrzej.

— Jesteście w samą porę — powiedziała Ewelina i postawiła na stole szklanki. Uśmiechnęła się nieśmiało na widok mokrego mężczyzny. — Przyniosę ci ręcznik — oznajmiła i przełknęła ślinę. Z trudem powstrzymała chęć zanurzenia dłoni we włosach weterynarza.

— Pewnie — mruknął i usiadł przy stole.

Pospiesznie wyszła z kuchni. 

Spędzili w swoim towarzystwie dwie wspaniałe godziny. W międzyczasie przestało padać. Atmosfera w domu także była radosna i pogodna.

— Będę się już zbierał — oznajmił Andrzej wstając z krzesła. — Dziękuję za dzisiaj.

— Nie, to ja ci dziękuję — odpowiedziała Ewelina stając naprzeciwko niego. — Jeszcze raz cię przepraszam za tamto. Gdybym mogła cofnąć czas, nie powiedziałabym tego, co powiedziałam.

— Nie przepraszaj już — poprosił łagodnie. — Ja także nie byłem wobec ciebie szczery. I za to przepraszam. Chciałbym ci to kiedyś wyjaśnić.

Ewelina pokiwała głową. Oboje przeszkli do przedpokoju. Pirat podrapał drzwi.

— Chyba chce iść na dwór — powiedział Andrzej patrząc na psa.

— Chyba tak — przyznała rację Ewelina. — Do zobaczenia.

— Do zobaczenia — nacisnął na klamkę.

— Wybacz, zamykam.

Ewelina otworzyła zamek. Złapała za obrożę zwierzęcia i wypuściła swojego gościa. 

Jacek zadzwonił do Renaty po obiedzie.

— Cześć, przeszkadzam? — zapytał drapiąc się po głowie.

— Cześć, nie, sprzątałam właśnie — odpowiedziała kobieta. — Przepraszam, że się nie odzywałam.

— Nic się nie stało. Rozmawiałaś już z rodzicami tego chłopaka? — zapytał zerkając za siebie czy nikt nie idzie.

— Tak, chłopaczek się we mnie zakochał — oświadczyła ze śmiechem Renata. — Dostanie karę od rodziców, a dodatkowo ci ludzie zobowiązali się na oddanie mi poniesionych kosztów. Mnie to wystarczy.

— To dobrze — zgodził się Jacek. — Chcesz się dzisiaj spotkać?

— A co z twoimi gośćmi? — odbiła piłeczkę.

Jacek westchnął zmieszany.

— Masz rację — przytaknął. — Muszę kończyć.

Rozłączył się w momencie, w którym do kuchni wszedł ojciec. Jacek ponownie zabrał się za zmywanie brudnych naczyń.

— Synu, pomyślałem sobie, że może wyjdziemy na dwór — odezwał się i poklepał go po ramieniu. — Spacery po obiedzie, to zdrowy nawyk.

— Pewnie — przytaknął z uśmiechem. — Niedaleko znajduje się park.

— Świetnie — ucieszył się starszy mężczyzna. 

Godzinę później dotarli do jednego z dwóch większych parków w Sopocie. W północnozachodniej części miasta. Tak jak Jacek się s[podziewał, tak i dzisiaj, mimo brzydkiej pogody, dużo ludzi postanowiło spędzić kilka godzin w otoczeniu drzew i zieleni. Park znajdował się w znacznym oddaleniu od dróg, co sprawiało, że panowała tutaj przyjemna ulga od zgiełku centrum miasta. Park przystosowano zarówno dla miłośników psów i dużych rodzin z dziećmi. Gdzie by się nie obejrzało, tam dostrzec można było spacerowiczów, a w powietrze unosiły się radosne okrzyki dzieci.

— Piękne miejsce — stwierdził Pan Oliwka zachwycając się otoczeniem. — Dużo starych, dorodnych drzew.

— Tak, lubię tutaj przychodzić — zgodził się z ojcem syn.

Spacerowali we trójkę. Rozkoszując oczy zielenią i kolorami nadchodzącej wielkimi krokami jesieni. Ścieżki usypane były kolorowymi opadłymi liśćmi. Półtorej godziny później usiedli na ławce aby chwilę odpocząć. W tym momencie po ścieżce potoczyła się biało-czarna piłka. Jacek chwycił ją w dłonie, a kiedy podniósł wzrok, zamarł. W jego stronę biegła Ewa. Rumiana i roześmiana twarz dziewczynki, pojaśniała jeszcze bardziej, kiedy rozpoznała kto trzyma jej piłkę.

— Dzień dobry, panie Jacku! — zawołała uradowana. — To jest moja piłka. Mogę?

— Jasne — odpowiedział i oddał piłkę dziewczynce. Dyskretnie doszukiwał się podobieństw w tej maleńkiej twarzyczce. — Chyba nie jesteś tu sama? — rozglądał się za Eweliną.

— Nie, mama jest tam — odpowiedziała z ciepłym uśmiechem.

— Ewa, masz tę piłkę?!

— Tak — odkrzyknęła dziewczynka. — Zagra pan z nami?

Spojrzał w bok i napotkał wyczekiwane spojrzenia swoich bliskich.

— To co bracie? — zapytał Marcin z chytrym uśmiechem. — Odmówisz tak pięknej, młodej damie?

Jacek zacisnął zęby.

— Tak, zagram — powiedział z wymuszonym uśmiechem.

Dziewczynka patrzyła zaintrygowana na pozostałą dwójkę.

— Ewa, co ty wyprawiasz?! — W zasięgu wzroku pojawiła się Ewelina. Zaniepokojona podeszła do ławki. Obrzuciła otoczenie uważnym wzrokiem jastrzębia. — To znowu ty!

Cała trójka uniosła brwi.

— Dzień dobry — przywitał się uprzejmie Jacek.

Ewelina skinęła głową.

— Pan Jacek zgodził się z nami zagrać — powiedziała uszczęśliwiona Ewa.

Ewelina zacisnęła usta.

— Ale jeśli pani to nie odpowiada — zwrócił się uprzejmie do kobiety.

— Nie, zgoda — Ewelina westchnęła.

— A czy i my możemy się przyłączyć? — zapytał Marcin.

— Tak, tak, im nas więcej tym weselej — Ewa podskakiwała z radości.

Ewelina myślała, że zaraz wybuchnie. Policzyła w myślach do dziesięciu i zgodziła się. Przez następną godzinie ganiali za piłką. Ku zaskoczeniu Eweliny w towarzystwie Jacka i jego rodziny, kobieta bawiła się całkiem dobrze. Pirat także wyganiał się za piłką.

— Wracajmy już do domu — zarządziła Ewelina spoglądając w niebo. — Chyba znów zacznie padać.

Całe towarzystwo poszło za jej przykładem. Faktycznie nad nimi zawisła gruba warstwa ciemnych, deszczowych chmur.

— Poza tym jestem głodna — dorzuciła. — Dziękuję za wspólnie spędzony czas.

— My także — odpowiedział starszy mężczyzna. — Musimy to kiedyś powtórzyć.

Przez twarz Eweliny przeszedł dziwny cień. Cała trojka patrzyła za oddalającą się matka i córką. Pan Oliwka był mocno zamyślony i zaniepokojony. 

Resztę dnia i wieczór spędziły we dwójkę w przyjemnej, spokojnej atmosferze. Chociaż za oknem panowało szaleństwo. Przez pół nocy nie było światła. Ewelina obudziła się wcześnie. Wsłuchiwała się w odgłosy wiatru i deszczu uderzające w blok i okna. Pogoda zadawała się być rozgniewana i zła. Kobieta wyciągnęła się i naciągnęła kołdrę na głowę. Najchętniej pospała by jeszcze trochę, ale z drugiej strony odczuwała ogromne podekscytowanie. Dzisiaj po południu zamierzała się bawić wraz ze znajomymi i swoją starszą siostrą.

„Rany. Tyle czasu minęło?" – przemknęło przez głowę zdanie.

Zamknęła oczy i cofnęła się do lat dzieciństwa. Uśmiechnęła się do siebie. Mieszkały wtedy w innym, mniejszym domu, ale było wystarczająco dużo miejsca na bieganie, krzyki i radość. Rodzice dali z siebie tyle ciepła i miłości. Uwagi. Ewelina westchnęła i zastanowiła się przez chwile czy ona daje z siebie tyle samo? Chciałaby aby jej córka zawsze wiedziała, że niezależnie od tego co się wydarzy, zawsze stanie po jej stronie. Miała nadzieję, że Ewa nigdy nie odczuje samotności i zagubienia. A nawet jeśli się to zdarzy, to będzie wiedziała do kogo przyjść ze swoimi problemami. Bardzo chciałaby aby Ewa była szczęśliwa dzięki swoim wyborom, ale i jej samej. 

Poczuła ciężar na łóżku. Zaskoczona odgarnęła kołdrę z siebie i ujrzała w mroku mokry pysk Pirata i wlepione ślepia pełne miłości. Po raz drugi westchnęła. Zaśmiała się, kiedy pies polizał ją po policzku.

— Tak, tak, już wstaję.

Zepchnęła go z łóżka i wstała. Szybko się ubrała. W przedpokoju zabrała smycz i wyszła na dwór. Nocne powietrze przyjemnie szczypało w policzki. Kobieta z kazdtym krokiem nabierała energii na nowy dzień. Potoczyła leniwym spojrzeniem po blokach. W nielicznych już paliło się światło. Kilka samochodów minęło ją rażąc w oczy reflektorami.

Postała kilka chwil, aż pies zrobił swoje, po czym okrążyli bloki jeszcze raz. 

Dzień zleciał Ewelinie w ekspresowym tempie. Przed południem pojechały do rodziców Eweliny, gdzie wraz z Klarą przygotowywały ostatnie drobiazgi do wieczornej imprezy. W międzyczasie znalazły jeszcze czas na krótką zabawę z Ewą i Piratem.

— Może jednak odwołamy tę imprezę, co? — zapytała znużonym głosem Klara.

— Co aż tak cię Ewa zmęczyła? — zaśmiała się matka zerkając na swoją kuzynkę.

— Skąd on ona ma tyle energii? — skrzywiła się patrząc na wciąż biegającą i roześmianą Ewę. — Dlatego ja nigdy nie będę miała dzieci.

Ewelina spojrzała na stojącą obok kobietę ze zdziwieniem.

— Myślałam, że chcesz mieć dzieci?

— Kiedyś tak, ale teraz wiem jaka to odpowiedzialność — odpowiedziała po namyśle kuzynka. — Ja lubię swoją wolność i swobodę, a gdybym miała taką kruszynkę, musiałabym wiele poświęcić. Ja mam po prostu inne plany na siebie.

Ewelina pokiwała głową. Dobrze wiedziała o tym. Z własnego doświadczenia.

— Czy gybyś miała wybór, to zdecydowałabyś tak samo?

— Tak. — tego jednego była pewna. — Mimo dużych wyrzeczeń, macierzyństwo daje mi także dużą siłę i sporą dawkę radości. Chociaż często jest trudno. Często muszę rezygnować z rzeczy, które chciałabym, ale w zamian mam ten uśmiech i ciepły przytulaś pełen miłości. Tego nic nic nie zastąpi. Zawsze dla Ewy będę najlepszą i najukochańszą mamą. Chcę aby w życiu była szczęśliwa. By potrafiła kochać siebie ze wszystkim. To jest trudne zadanie, ale postaram się je spełnić najlepiej jak tylko potrafię. I mimo, że mam wątpliwości czy dam radę, to dla niej spróbuję. Bo warto. 

— Nie potępiasz mnie? —zapytała zaskoczona.

— Nie, bo każdy ma prawo do decydowania o swoim życiu — oznajmiła z przekonaniem Ewelina. — Zamiast potępienia wolę zrozumieć. 

— Dziękuję — powiedziała ze wzruszeniem w głosie Klara. 

-------------------

Cześć, moi drodzy,

I jak wam się podoba rozdział? Mnie bardzo. Ma dla mnie przesłanie. Każdy ma prawo do życia takiego jakie chce. I my jako ludzie nie powinniśmy nikomu narzucać jak ma żyć. Chociaż wiadomo, że to nie jest łatwe, to warto spróbować. Zrozumieć a nie oceniać. 

Klara należy do osób wolnych, otwartych i szczerych. Lubię tę postać, chociaż pierwotnie nie miała mieć takich poglądów. To jednak jest bazowana na tym co ja myślę i czuję w tej chwili. Lubię ją i myślę, że udała mi się. Jest bardzo pozytywna i szlona. 

Zapraszam do komentowania.  Wyrażajcie swoje opinie. To zawsze daje dużo radości.

Pozdrawiam.

P.S. Patrzcie na profil. Tam podam datę następnego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro