Rozdział 38.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jacek i Renata stali przed kościołem, gdzie właśnie odbyła się piękna i wzruszająca ceremonia zaślubin. Obserwowali jak państwo młodzi i rodzina wsiadają do samochodów i odjeżdżają na wesele.

— Renata, odsuń się od niego! — usłyszeli zawołanie.

Jacek patrzył jak w ich stronę biegnie rozwścieczony mężczyzna. Nie zdążył zareagować, kiedy pięść wylądowała na jego policzku. Zaskoczony zatoczył się do tyłu. Utrzymał równowagę.

— Tomek, co ty wyprawiasz! Krzyknęła Renata i próbowała powstrzymać napastnika.

— Nie wtrącaj się — rzucił wściekle i odepchnął ją.

Rudowłosa kobieta upadła na ziemię, Jacek chciał jej pomóc, ale znowu został uderzony i tym razem boleśnie upadł na ziemię. Ciało przeszył ból. W uszaxch buzowała adrenalina. Odruchowo odsunął się od zagrożenia i z trudem stanął na nogi.

— Facet, o co ci chodzi? — wyjęczał, ocierając z ust krew.

Tym razem uniknął kolejnego uderzenia. Złapał za rękę przeciwnika i drugą uderzył go w brzuch. Ten zaskoczony zgiął się w pół i cofnął o kilka kroków. W następnej chwili wyprostował się i zamachnął na Jacka. Ten po raz kolejny zrobił unik. Sportowiec obrócił się i kopnał napastnika. Ten zawył z bólu i złapał się za obolałą nogę. Zaklął przy tym siarczyście.

— Przestańcie! Natychmiast! — nakazała stając pomiędzy mężczyznami i wyciągając dłonie w stronę obu. — Tomek, co cię napadło? Jesteśmy pod kościołem!

— Renia, jak się ty możesz się z nim spotykać? — wysyczał wściekle ciemnowłosy, postawny mężczyzna. — Po tym co zrobił?

— On nawet tego nie pamięta — oznajmiła stanowczo kobieta patrząc wyzywająco na mężczyznę. — Poza tym jak możesz przychodzić tutaj i go atakować? Ula nie byłaby z tego zadowolona.

— Nie mów mi czego ona by chciała — wysyczał wściekle. — Spotykając się z nim.

Obrzucił Jacka nienawistnym spojrzeniem zielonych oczu.

— Zdradziłaś nas wszystkich.

— To jest przeszłość — wyszeptała cicho.

— A ty zapłacisz mi za to — pogroził Jackowi palcem.

Wypluł krew i odszedł wściekle tam skąd przyszedł.

— Nic ci nie jest? — zapytała Renata zaniepokojona.

— Chyba nie — odpowiedział Jacek oszołomiony.

— Boże najświętszy, nic wam nie jest? — zawołał ksiądx wybiegając ze świątyni. Na pulchnej twarzy malowało się przerażenie.

— Proszę księdza, musimy to opatrzeć — oznajmiła Renata drżącym głosem.

— Tak, tak — mruknął pod nosem. — Proszę za mną.

Ruszyli za księdzem, Obeszli budynek i weszli po kilku stopniach na ganek. Ksiądź otworzył oszklone drzwi. Jacka uderzył przyjemny zapach sosen. Przeszli po dywanie i weszli do większego, dobrze urządzonego pomieszczenia. W ciemnych odcieniach brązu.

— Siadajcie, zaraz przyniosę cos do opatrzenia — rzucił przejęty proboszcz i zniknął w innym pomieszczeniu.

Renata pomogła usiąść Jackowi na jednym z czterech obitych niebieskim materiałem krzeseł.

— Kto to był? — zapytał Jacek patrząc na Renatę.

— Mój brat — odpowiedziała przepraszającym tonem.

— Twój brat? — zapytał z niedowierzaniem.

— Tak. Przepraszam za niego.

— Nie rozumiem o co mu chodziło — Jacek szukał odpowiedzi w twarzy kobiety. Ta uciekła wzrokiem.

W tym momencie pojawił się gospodarz z apteczką Postawił ją na solidnym, wysokim, półowalnym stole. Nim otworzył odsunął wazon ze sztucznymi kwiatami.

— Powiem, że rzadko mam okazje być świadkiem bójki pod kościołem — powiedział proboszcz z nutą rozbawienia w głosie. Wyciągnął wacik i płyn dezynfekujący. Gdy nalał go na wacik, po-woli i ostrożnie przecierał rany Jacka. Ten krzywił się delikatnie. — Co pan nawywijał, że tak się panu oberwało?

—Sam chciałbym to wiedzieć, proszę księdza — odpowiedział Jacek nie spuszczając wzroku z Renaty.

— To zwykłe nieporozumienie — wtrąciła się rudowłosa kobieta. — Dziękujemy za pomoc.

— Nie ma sprawy — odpowiedział ksiądź, kończąc oczyszczanie ran i nakleił ostatni plaster. — No skończyłem.

— Dziękuję — rzekł Jacek życzliwie. Podniósł się z krzesła. — I przepraszam za kłopot.

Proboszcz skinął tylko głową.

— Zbierajmy się już — powiedziała Renata.

Kilkanaście minut później zatrzymali się przed domem Jacka. Mężczyzna chciał się przebrać z brudnych cuchów. W milczeniu weszli do srodka, gdzie przywitała ich błoga cisza i spokój. Jacek bez słowa skierował się do sypialni na drugim piętrze.

Przebrany zszedł na dół i kierowany zapachem kawy, wszedł do kuchni. Renata stawiała właśnie na stole dwa parujące kubki. Jacek skinął głową i usiadł na jednym z dwóch wolnych krzeseł.

— Powiesz mi coś więcej? — zapytał wreszcie.

Renata chrząknęła.

— Tak, chyba należy ci się kilka słów wyjaśnienia.

— No ja myślę — rzucił kąśliwie.

Renata obrzuciła go smutnym spojrzeniem.

Opowiedziała, że kilka lat temu na wakacje on i rodzice przyjechali na wakacje. Jak zawsze był jednym z najatrakcyjniejszych facetów w Sopocie. Romansował z jaką Ulą. Chodziła ona wtedy z bratem Renaty, ale to obojgu nie przeszkadzało. Dobrze się razem bawili. Tomek nawet obił mu wtedy piękną buźkę i Jacek nie przejął się tym zbytnio. Po dwóch tygodniach wyjechali a dziewczyna z rozpaczy rzuciła się z klifu.

— Rzuciła się z klifu? — zapytał cicho Jacek. Był w szoku.

— Tak, moja siostra przyjaźniła się z nią — przytaknęła Renata ze smutkiem. — Po tym zdarzeniu już nic nie było takie samo. Mój barat się załamał i żyje myślą o zemście na tobie. Nie spodziewałam się, że kiedyś tutaj wrócisz. I nie myślałam, że będzie zdolny do czegoś takiego.

— A ten drugi chłopak, z którym cię widziałem? — zapytał Jacek zszokowany.

— To mój były. Nieprzyjemny typ — zaznaczyła rudowłosa kobieta. — Dodatkowo jest bratem Uli.

Zapadła niezręczna cisza.

— Muszę się napić —zakomunikował mężczyzna wstając z krzesła. Podszedł do jednej z szafek i wyjął szklankę. Po czym sięgnął do innej i wyjął butelkę mocnego alkoholu. — Chcesz?

— Nie, dziękuję — odpowiedziała Renata. — Przepraszam, że nie powiedziałam ci o tym wcześniej.

Jacek wypił jednym haustem trunek. I skrzywił się, kiedy alkohol płynął po jego gardle.

— Nie wie czy coś by to zmieniło — zastanawiał się Jacek. — Przeszłości nie zmienię.

Renata pokiwała głową.

— A ty nie masz mi za złe?

— Nie, to co było, to było — oznajmiła z przekonaniem. — Trzeba żyć dalej. I uczyć się na błędach. Swoich i cudzych.

— Mądra jesteś — powiedział Jacek i poklepał kobietę po dłoni. — Mam szczęście, że cię poznałem.

Renata uśmiechnęła się ciepło. 

Ze względu na złą pogodę, goście czekali już w środku na przejście pary młodej. Rodzice państwa młodych stali nieopodal drzwi z chlebem i solą. Po chwili zjawili się głowni zainteresowani. Ewelina czuła dumę i ogromną radość na widok szczęśliwej pary. Nastąpiło standardowe przy-witanie. Kilka minut później goście stali już w niewielkim oddaleniu. Orkiestra przygrywała jakąś spokojną, nastrojową muzykę, która komponowała się z kroplami deszczu uderzającymi o szyby. Pan młody chwycił pannę młodą i w chórze radosnych okrzyków i oklasków przenosi przez próg.

— A teraz czas na toast — oznajmia starszy mężczyzna – Stanisław, który robi dzisiaj za wodzireja imprezy. — Czas na toast za parę młodą.

Ewelina dostrzega jak do sali wjeżdża ruchomy wózek z mnóstwem kieliszków szampana. Zerka na Andrzeja, który wyraźnie się spina. Chwyta mężczyznę delikatnie za rękę, nachyla się i szepta:

—Spokojnie, mam dla ciebie bezalkoholowe.

Na te słowa mężczyzna wypuszcza powietrze i kiwa głową.

Kiedy wszyscy trzymają już swoje kieliszki, padają życzenia i toast.

— A teraz zapraszam na ciepły posiłek.

Przez kilka następnych minut rozlega się dźwięk jedzenia i sztućców. Od czasu do czasu ktoś po-chwali jedzenie lub opowie śmieszny żart. Ewelina spojrzała w stronę stołu państwa młodych, przy którym siedziała Klara i obaj świadkowie. Posłała w ich stronę ciepły, radosny uśmiech. Co prawda sama także powinna tam być, ale stwierdziła, że będąc tutaj lepiej będzie jej zareagować w razie jakiś problemów. Poza tym czuła się swobodniej w towarzystwie Andrzeja i jego rodziny.

— Dziękujemy za zaproszenie — odezwała się Ania dostrzegając spojrzenie Eweliny.

— Nie ma problemu. Obie cieszymy się, że możecie z nami świętować ten wspaniały dzień.

Ania skinęła nieśmiało głową.

— Pyszne jedzenie — powiedział mąż kobiety.

— Tak, nawet dzieciom posmakowało — dodała siostra Andrzeja posyłając wdzięczny uśmiech.

— Cieszę się — odparła Ewelina i jeszcze raz potoczyła spojrzeniem po sali, sprawdzając czy inne dzieci także jedzą. Dzieci było kilkoro i z ulgą stwierdziła, że wszystkie jedzą lub są karmione przez rodziców 

Po tym nastąpiła przemowa i życzenia od świadków. Ewelina także powiedziała kilka słów. Podeszła do stołu państwa młodych i odebrała mikrofon od jednego ze świadków.

— Witam, wszystkich, na weselu mojej siostry i jej męża — zaczęła drżącym głosem. — Paulina jest moją starszą siostrą. To najuczciwsza, najbardziej szczera i kochająca życie osoba jaką znam. Zawsze można na nią liczyć. I mimo, że czasami się różnimy — spojrzała na Dariusza ciepło. — to cieszę, że trafiła na ciebie. Pasujecie do siebie i uzupełniajcie się, Codziennie widzę jak Paulina promienieje i rozkwita przy tobie, a ty patrzysz na nią tak jakby ja chciałam aby ktoś patrzył na mnie. — W tłumie odszukała wzrokiem Andrzeja. — Macie ogromne szczęście, że macie siebie i mam nadzieję, że będziecie dbać o siebie i o swoje szczęście. Bo nic w życiu nie jest warte ryzyka jak miłość i szczęście. Słuchajcie się wzajemnie i szanujcie. Dziękuję, że jesteście w moim życiu i sercu. 

Ewelina kołysała się w ramionach Andrzeja. Akurat leciała piosenka Elvisa. Okazało, że Dariusz był wielkim fanem tego artysty. Niedawno odbył się pierwszy taniec pary młodej, który wszystkich gości zachwycił i urzekł. Paulina płynęła po parkiecie jak księżniczka. Była zgrabna i piękna. Teraz za to nawała się zapachem mężczyzny, na którego piersi opierała leniwie głowę.

— Dziękuję ci — usłyszała głos wdzięczności tuż przy uchu.

— Za co? — odsunęła się i spojrzała w jego oczy. Przez chwilę zatonęła w spojrzeniu brązowych oczu.

— Za szampana i towarzystwo — wyszeptał i musnął jej wargi w delikatnym pocałunku.

Ewelina zaśmiała się i zarumieniła.

— To nic wielkiego — mruknęła. — To ja się cieszę, że jesteś tutaj ze mną.

Tańczyli jeszcze ze dwie piosenki. Później zatańczyła z Dariuszem i świadkiem pana młodego. Dowiedziała się, że ma na imię Arek i jest ratownikiem górskim oraz bliskim przyjacielem. Ewelinie przyjemnie się tańczyło. Okazało się, że miała utalentowanego partnera.

— W młodości chciałem zostać zawodowym tancerzem — wyznał niepodziewanie.

Ewelina zawirowała kilkakrotnie wokół własnej osi śmiejąc się radośnie.

— Dziękuję za piękny taniec — powiedziała zdyszana z uśmiechem na ustach.

Muzyka ucichła, tylko po to by zagrać kolejny utwór. Panna ryż zdyszana i zadowolona usiadła przy swoim stole. Oprócz niej jeszcze kilkoro gości zajmowało się piciem przy stole. Do szklanki nalała sobie soku z czarnej porzeczki i łapczywie wypiła połowę szklanki. 

Ściągnęła szpilki i położyła stopy na zimnej podłodze. Poczuła ulgę. Leniwie obserwowała tańczących gości i dzieci biegające i hałasujące. W powietrzu czuło się radość i ciepłą, pogodną atmosferę. Ewelina widziała na twarzach gości radość i miłość. Niektórzy zdążyli już wypić całkiem sporo, a inni byli czerwoni od tańca. Ewelina uśmiechnęła się delikatnie, widząc jak jakaś starsza para delikatnie zataczając się wraca do stolika po drugiej stronie sali. 

-----------------

Cześć wszystkim.

Dano nic nie pisałam od siebie. Dzisiaj, kiedy to piszę za oknem pada deszcz, a ja mam nostalgiczny, smutny nastrój (poniedziałek). Skończyłam właśnie pisać rozdział 42. Powoli zmierzam do końca. 

Mam tylko problem z zakończeniem. Znaczy wiem jak to ma się skończyć, ale nie wiem czy uda mi się do tego doprowadzić. Ale postaram się, :) Trzymajcie za mnie kciuki. 

Co do tego rozdziału. Jestem z niego całkiem zadowolona, chociaż ten i następne z wesela nie były dla mnie jakoś specjalne łatwe. Jeśli będziecie mieli dla mnie jakies rady na przyszłość, jak tworzyć takie sceny, to zachęcam. Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział się podobał i w tym jak w następnych czuć, że to jest jednak wesele. 

Jestem ciekawa jak podoba Wam się w tym rozdziale Andrzej? Lubię tę postać, chociaż wiem, że mężczyzna nie postąpił wobec Eweliny uczciwie. Po postu nie wiem za bardzo co mam zrobić z ich związkiem? Chcecie żeby na koniec zostali razem czy nie? W końcu jakaś para powinna zostać razem, co? Dajcie znać w komentarzach czy muszą koniecznie pary w tej opowieści muszą być razem? Co myślicie?

Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro