Rozdział 40.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trzy tygodnie później...

Pogoda pogarszała z każdym dniem coraz bardziej. Z drzew pospadały z liście. Chodniki i ulice usłane były przez dywany z liści. Za ciężkich chmur rzadko wychodziło słońce. Robiło się szybciej ciemno. Padał zimny, nieprzyjemny deszcz, a wiatr roz-wiewał ubrania i włosy przechodniów. 

Jacek wyszedł i zbiegł po schodach przychodni. Stanął na chwilę i rozejrzał się moc-niej ściskając dużą, szarą kopertę z wynikami badań. Dostrzegł Ewelinę opierającą się o drzewo. Ubrana w czarną czapkę i czerwony płaszcz ze złotymi guzikami.

— Cześć, masz? — zapytała zdenerwowana kobieta. Mężczyzna pokiwał głową. —Otwierałeś?

— Nie, jeszcze nie —odpowiedział Jacek,

W powietrzu panowała napięta atmosfera. Jacek otworzył kopertę jednym zamaszystym ru-chem. Drżącą dłonią rozłożył kartkę papieru i przeczytał. Czytał uważnie.

— Tak, faktycznie, Ewa jest moją córką — powiedział Jacek zadowolony i szczęśliwy.

— A nie mówiłam — oświadczyła Ewelina także czytając wyniki.

Zapadła chwila ciszy.

— Chodźmy gdzieś, bo strasznie dziś wieje — zaproponował oszołomiony Jacek.

Kilka minut później siedzieli przy kawie w pobliskiej restauracji. Ewelina patrzyła zamyślona na wirujące, kolorowe liście.

— Co chcesz teraz zrobić? — zapytała szatynka nie patrząc na mężczyznę.

— Chciałbym aby Ewa poznała prawdę — odpowiedział po prostu.

— Nie, nie może się dowiedzieć — zaprzeczyła stanowczo. — To by ją zniszczyło.

— Posłuchaj, twoja, nasza córka ma prawo wiedzieć — rzekł łagodnym głosem Jacek.

— Ty nie będziesz o tym decydować! — uniosła ton głosu. — Twoja matka wyraźnie mi zakaza-ła się z tobą kontaktować i chciała abym usunęła dziecko. Dała mi nawet na zabieg pieniądze. Ja..

— Chwila, chwila. Co zrobiła moja matka? — zapytał zszokowany sportowiec. Był blady jak kreda.

— To co usłyszałeś — odpowiedziała zjadliwie Ewelina. — Nie mam nic więcej w tej kwestii do dodania.

— Zaczekaj — złapał ją za rękę chcąc zatrzymać. — To nie ja podjąłem tę decyzję. Nie wiedziałem nawet o jej istnieniu, jak ty możesz ode mnie wymagać, że będę stał bezczynnie. 

Ewelina westchnęła.

— Dobrze — usiadła z powrotem. — Ja po prostu nie wiem jak mam jej powiedzieć prawdę. Ewa myśli, że jej ojciec nie żyje.

— Najlepiej wytłumacz dziewczynce dlaczego ją okłamywałaś i powiedź kto jest jej ojcem — zaproponował Jacek. — Ewa to mądra dziewczynka zrozumie.

Ewelina zagryzła wargę.

— Pomogę ci. Pójdziemy do niej razem — zaoferował Jacek. — Chciałbym mieć z nią kontakt. Poukładać to w jakiś sensowny sposób. 

— Nie, sama z nią porozmawiam. A jak tam twoja mama?

— Pojutrze druga rozprawa — powiedział Jacek upijając łyk kawy. — Muszę być na ptrzesłu-chaniu.

— Widziałeś się z nią od czasu aresztowania? — zapytała Ewelina.

— Nie, nie miałem ochoty z nią rozmawiać — pokiwał głową. — Okazuje się, że w ogóle nie znam tej kobiety. To co zrobiła jest dla mnie nie pojęte.

— Bardzo mi przykro.

— E tam. Jakoś sobie z tym radzę. Grozi jej pięć lat więzienia. 

Trzy dni później Jacek wyszedł z gmachu sądu. Nadal przeżywał to co wydarzyło się na rozpra-wie. Nie spodziewał, że tak bardzo uderzy w niego widok wychudzonej i wymizerniałem matki. Postarzała się siedząc przez ten cały czas w więzieniu. Tylko oczy nadal pozostały przebiegłe i czujne. Sędzia wydał wyrok trzech lat pozbawienia wolności. Okazało się bowiem, że kobieta nie tylko dopuściła się jeszcze kilku innych przestępstw. Miedzy innymi szantażu, oszustwa, uszczerbku na zdrowiu.

Wsiadł do samochodu zaparkowanego przy krawężniku. W tym momencie z budynku wyszła trójka osób. Matka w kajdankach i dwóch rosłych funkcjonariuszy policki. Obaj bracia patrzyli jak pakują ich rodzicielkę do więźniarki. Odjechali spokojnie.

— Myślałem, że jednak dadzą jej zawiasy — Marcin odpalił silnik.

— Nie było na to szans — odpowiedział Jacek, kiedy stanęli za furgonetką, w której była matka. — Zresztą dostała to na co zasłużyła.

Marvin ponuro pokiwał głową.

— Ojciec się załamie, kiedy się dowie — rzekł Marcin.

Rozległ się telefon. Bracia wymienili zaniepokojone spojrzenia.

— Cześć, chłopcy — z powodu zapalenia gardła ledwo było słychać głos starszego mężczyzny. — Już po rozprawie?

— Tak — przytaknął Jacek z wahaniem. — tato, nie wiem jak mam ci to powiedzieć.

— Wiem, Jacek, nie musisz nic mówić — odpowiedział pan Oliwka. — Adwokat Charczewski do mnie zadzwonił i powiedział jak się sprawy mają.

— Tato, jak się czujesz? — zapytał Marcin skręcając w prawo. Oddalali się coraz bardziej od skazanej.

— Staram się trzymać — oznajmił mężczyzna przygnębionym głosem. — Jacek, czy ja mógłbym zatrzymać się na kilka dni u ciebie?

— Pewnie — rzekł Jacek. — Zawsze jesteś u mnie mile widziany. 

Pół godziny później dotarli przed dom rodzinny. Bracia wysiedli i natychmiast opatulili się szczelniej chroniąc się przed silnym wiatrem.

— Rany, co za pogoda — jęknął młodszy z braci.

— Marcin, zaczekaj!

W ich kierunku szła wysoka, smukła blondynka o pokaźnym rozmiarze biustu i lokowanych, dłu-gich włosach. Z warkoczem przypominała Roszpunkę. Seksownie podeszła do stojących i rzuciła się na Marcina i pocałowała go w policzek. Jacek przypatrywał się scenie z wymownym wyra-zem twarzy.

— Cześć, Dorota — powiedział Marcin zaskoczony. — Co ty tutaj robisz?

— Stęskniłam się za tobą, misiaczku —zaszczebiotała z rosyjskim akcentem.

— Nie mam teraz czasu. Mówiłem, że zadzwonię — oznajmił oschle Marcin.

— Nie bądź niemiły — wtrącił się łagodnie Jacek. — Mógłbyś nas chociaż przedstawić.

— No właśnie, skarbie — popatrzyła na chłopaka z wyrzutem w niebieskich jak ocean oczach

Z wyraźną niechęcią przedstawił ich sobie.

— Skarbie, czemu nie mówiłeś, że masz tak przystojnego brata? — zapytała Dorotka.

— Dorotka, proszę idź już — poprosił Marcin zażenowany. — Pózniej do ciebie zadzwonię.

— Obiecujesz? — przekrzywiła głowę jak piesek.

— Obiecuję.

— Dobrze. To pa.

Odeszła. Odwróciła się jeszcze i posłała w ich stronę całusa. Jacek zachichotał zobawiony całą sytuacją. 

— No bracie — powiedział Jacek poklepując młodszego brata rozbawiony. — Gdzieś ty złapał taka lalunię?

— A daj spokój, przyczepiła się do mnie na jednej z imprez — pokiwał głową. — Nie za bardzo mam pomysł jak ją spławić.

— A czemu miałbyś to robić?

Marcin posłał w stronę mężczyzny wyzywające spojrzenie.

— Wydaje się być w porządku — powiedział Jacek zamykając drzwi.

— Tak, na początku każda wydaje się w porządku — przytaknął Marcin ironicznie. —Też myśla-łem, że coś z tego będzie, ale po tym okazało się, że dziewczyna ma nie równo pod kopułą.

— Co masz na myśli?

— Przypomina mi trochę naszą matkę — szepnął konspiracyjnie.

Jacek nie mógł się powstrzymać i wybuchł śmiechem.

— Nie przesadzaj.

— A wież co, wal się — powiedział Marcin wkurzony.

Jacek patrzył na młodszego brata rozbawionym wzrokiem.

Ewelina skubała widelcem makaron. Potoczyła w zamyśleniu spojrzeniem po resatu-arcjii. Westchnęła ciężko. Goście skinęli lub uśmiechali się na przywitanie, a kobieta odwzajemniła gesty. Cieszyła się, że mimo skończonego sezonu wakacyjnego pensjo-nat ma całkiem spore obłożenie. Zdawała sobie sprawę, że to zasługa reklamy w ra-diu i telewizji oraz zainwestowanym pieniądzom. Nabrała na widelec makaron i zawi-nęła go sobie, a po tym wsadziła do ust.

Cieszyła się, że przynajmniej interes jakąś się rozwija.... Albo inaczej idzie do przodu. Za to w życiu prywatnym miała nie lada zagwozdkę. Nadal nie miała pojęcia w jaki sposób powiedzieć Ewie rawdę. Tak bardzo bała się zawieść zaufanie córki. z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że zbyt długo nie może tego faktu przed nią ukrywać. Jacek może ujawnić prawdę w każdej chwili.

Dzień dłużył się kobiecie w nieskończoność. Nerwy miała napięte jak struny. Nie po-trafiła skupić się na najprostszych zadaniach. I wszystko leciało z rąk. Współpracow-nicy wyczuwali napięcie i w miarę możliwości trzymali się z daleka od przełożonej. Pani Krysia rzucała w stronę Eweliny zaniepokojone spojrzenia.

— Ewelina, zaczekaj! — rzuciła łapiąc kobietę przy samochodzie.

— Przepraszam, ale nie mam czasu — rzuciła zdenerwowana brunetka.

— Co się dzieje?

— Nic. Spieszę się, bo musze odebrać Ewę — oznajmiła Ewelina zamykając drzwi samochodu. — Dzisiaj już nie wrócę. Niech pani wszystkiego dopilnuje podczas mojej nieobecności.

Starsza pani pokiwała smutno głową. 

Ewelina przez cala drogę do szkoły zastanawiała się jak rozwiązać problem. Z nerwów było jej niedobrze i kręciło się w głowie. Dodatkowo z nieba zaczął padać zimny deszcz. Uśmiechnęła się pod nosem. Nawet niebo zdawało się odzwierciedlać emocje jakie panowały w kobiecie. Z ulgą zaparkowała na wolnym miejscu parkingu. Oparła głowę o kierownicę. Oddychała głęboko próbując się uspokoić. 

Trzecia piosenka minęła, mama nadal nie przyjechała. Denerwowała się coraz bar-dziej. Dziewczynka wyciągnęła z uszu słuchawki i wyłączyła muzykę. Wyszła ze szkoły i udała się w stronę parkingu. Z ulgą dostrzegła idącą w jej stronę mamę. Przyspieszy-ła kroku. Obie przytuliły się na powitanie.

— Przepraszam, że się spóźniłam, kochanie — powiedziała Ewelina. — Chodź do samochodu, bo pada.

Ewę pokiwała głową i razem pobiegły w stronę zaparkowanego nieopodal auta. Wskoczyły do samochodu. Ewelina ściągnęła mokry płaszcz i rzuciła na tylne siedzenie, a Ewa zrzuciła kurtkę. Matka włączyła ogrzewanie i po chwili w małej przestrzeni zrobiło się cieplej.

— Czemu nie jedziemy? — zapytała zaskoczona dziewczynka zerkała w stronę matki.

W milczeniu odpaliła silnik i ruszyły. Miasto od tej porze było zakorkowane. Ewa patrzyła na matkę i dostrzegła napięcie w całej sylwetce. 

— Mamo, czy coś się stało? — zapytała Ewa nieśmiało. — Czy cos z ciocią Pauliną?

— Nie, skąd ten pomysł — odpowiedziała Ewelina mocniej zaciskając dłonie na kierownicy. — Chciałam cię przeprosić.

— Mnie? Za co? — Ewa spojrzała na matkę zdumiona.

Ewelina nabrała powietrza w puca.

— Chodzi o twojego ojca — wyszeptała to zdanie tak cicho, że dziewczynce wydawało się. Że się przesłyszała. Serce zamarło w oczekiwaniu na ciąg dalszy. — Twój ojciec żyje.

— Co?

Cały świat Ewy runął w jednej chwili. Z tymi wypowiedzianymi słowami straciła grunt pod nogami, a w sercu otworzyła się ogromna rana, która sprawiała okropny ból. Nagle okazało się, że matka przez całe dotychczasowe życie okłamywała ją w tak ważnej sprawie.

— Nie! To nieprawda! Przecież mówiłaś, że umarł. 

Ewelina spojrzała na córkę z bólem w oczach i poważnym wyrazem twarzy.

— Bo dla mnie twój ojciec umarł w dniu, w którym się spotkaliśmy — wyszeptała kobieta, a po policzkach popłynęły łzy. — Nigdy nie przypuszczałam, że jeszcze kiedyś pojawi się w naszym życiu. Nie chciałam abyś cierpiała tak jak ja. Pogrzebałam go za życia. 

Ewa nie słyszała już tego, co mama mówiła. W uszach buzowała krew, a w glowie od-bijały się słowa, że ma ojca. Gdzieś tam jest i żyje.

— Czy mój ojciec wie o moim istnieniu? — zapytała ochrypłym z emocji głosem.

— Tak, nie dawno się dowiedział — powiedziała Ewelina gasząc silnik.

Ewa zacisnęła usta.

— Kim on jest?

— To pan Jacek Oliwka!

Dziewczynka patrzyła na matkę z niedowierzaniem. Nie, to dla niej było za dużo. Wysiadła z samochodu i pobiegła przed siebie. Matka wołała za nią, ale dziewczynka nie zareagowała. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro