2. Poplątanie z poplątaniem.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  
    Usiadłam przy stole i od razu szukałam pracy w jakiejś restauracji. Podzwoniłam, ponapisywałam kilkadziesiąt maili, aż w końcu trafiłam na człowieka, któremu odpowiadało ukończone technikum gastronomiczne. Zdecydował się przyjąć mnie do swojej kuchni na okres próbny trwający około sześciu miesięcy. Ucieszyłam się, choć w sercu nadal miałam ból po stracie posady managera. Cóż, musiałam odstąpić swojej pozycji Sonii, która tak bardzo tego pragnęła. Byłam pewna, że karma do niej wróci z podwójną siłą.

Przez cały tydzień kręciłam się bez celu, nadal żyjąc w ogromnym strachu, który towarzyszył mi nieustannie bez względu na porę dnia i nocy. Cała sytuacja sprawiła, że momentami przestawałam racjonalnie myśleć. Wychodząc na zakupy do marketu, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, że ktoś mnie śledzi. Moje paranoje stały się uciążliwe i nie potrafiłam sobie z nimi poradzić w żaden sposób. W końcu przeczytałam w Internecie, że tabletki na uspokojenie powinny załagodzić sprawę. Kupiłam dwa opakowania i stosowałam się do ulotki. Były tak silne, że dziesięć minut po zażyciu po prostu zasypiałam na siedząco. Uzależniłam się od nich do tego stopnia, że przestały na mnie działać. Nie odczuwałam żadnej poprawy, a wręcz przeciwnie, czułam, że potrzebuję ich więcej.

Zaczęłam pracę na kuchni wśród cudownych, szczerych, uczciwych i przyjaznych ludzi, którzy zaczęli mnie wreszcie doceniać. Dostałam szansę pracy na kuchni razem z dwoma młodymi kucharkami i jedną pomocnicą.
Bardzo szybko się zaaklimatyzowałam, oczywiście tylko dzięki super zespołowi.

Dziewczyny opowiadały, że mój nowy szef był młodym, dwudziesto pięcio letnim byczkiem. Dość często przychodziły do niego podejrzane kobiety, co tydzień inne, które przesiadywały w jego gabinecie po kilkanaście minut. Nie wnikałam w te relacje, choć szeptało się, że dość często korzystał z ich "usług". Osobiście, nie miałam okazji go poznać, bo ponoć ciągle gdzieś wyjeżdżał i wszystkie sprawy, łącznie z moim zatrudnieniem, załatwiał mobilnie.

Kaśka i Maryśka były w tym samym wieku, obie pracowały na sali i obie bardzo się od siebie różniły. Kaśka była raczej spokojną osobą. Była chudziutka, bladziutka i taka drobna, jakby krucha. Maryśka była istnym wulkanem. Ciągle się śmiała, ciągle coś opowiadała i ciągle było jej pełno. Ona była nieco bardziej krągła i miała długie włosy, które spodobały mi się, gdy pierwszy raz ją zobaczyłam. Właściwie, nadal bardzo mi się podobały. To z nią zaprzyjaźniłam się najbardziej.

Na kuchni pracowałam razem z Anką, Baśką i Patką. We trzy były śmieszne, żartobliwe i energicznie. Czasami miałam wrażenie, że nie pasuję do tego towarzystwa, na szczęście dzięki Maryśce zmieniłam zdanie.

- Toż to kurwik. Kobieto, co dwa dni, to inna. Czujesz to? - powiedziała Maryśka, odpalając papierosa. Siedziałyśmy właśnie w szóstkę przy stoliku w jakimś klubie. Była fajna atmosfera. Grała głośna muzyka, wokół pełno było ludzi, którzy ciągle się śmieli i coś popijali.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak świetnie się bawiłam.

- Kiedyś wszystkie się w nim kochałyśmy, ale odkąd zaczął sprowadzać sobie kobiety, po prostu sobie odpuściłyśmy. - odparła Baśka.

- Kto to w ogóle jest? Ja go w ogóle nie widziałam.

- Jeszcze zobaczysz. Teraz jakoś rzadko tu bywa, chyba odkąd poznał tą swoją, którą i tak urabia na boku. - Maryśka dopiła drinka, lekko się uśmiechając.

To była dla mnie bardzo dziwna sytuacja, bo przez ponad dwa miesiące nie miałam wzrokowego kontaktu z moim szefem, który okazał się całkiem miłym człowiekiem. Co wieczór dzwoniłam do niego z restauracji, by przekazać mu dzienny utarg i zdać relację. Przyznam szczerze, że bardzo fajnie mi się z nim rozmawiało. Na początku był lekko oschły, a później wszystko się zmieniło, w dodatku miałam dziwne wrażenie, że skądś kojarzę jego głos.

Przez cały ten czas żyłam tylko jednym, prostym schematem. Praca, dom, praca, dom. Dopiero gdy poznałam dziewczyny, zrozumiałam, że czasami trzeba wyjść poza ten cholerny, poukładany plan, który sami sobie wymyślamy. Trzeba czasami pozwolić ujść skrywanym głęboko emocjom na zewnątrz, by uwolnić się od tego przytłaczającego ciężaru.

Zarabiałam ponad dwa tysiące miesięcznie i starałam się uzbierać pieniądze na mieszkanie, ale wszystko wydawałam na wieczorki w klubie z dziewczynami, dlatego odpuściłam sobie to mieszkanie. Czułam, że ważniejsze dla mnie jest towarzystwo, którego do tej pory miałam bardzo mało. Próbowałam jakoś dogadać się z facetem, który wynajmował mi mieszkanie, by zgodził się na remont i zakup mebli z mojej kieszeni, ale ten knur jak zwykle stwierdził, że on nie pozwoli mi na remonty, bo niedługo kończy mi się umowa i nie wiadomo czy nie zechcę znów jej przedłużyć.
Tak więc zaprzestałam marzyć i wzięłam się za robotę. Pracowałam od rana do wieczora i brałam nadgodziny przy sprzątaniu, by tylko zarobić trochę więcej. Szef oczywiście mnie chwalił, nieco się dziwiąc, ale wytłumaczyłam mu, że ja nie mam rodziny i żyję tylko pracą.
Otóż moje dzieciństwo nie było dzieciństwem w tak dużym i sentymentalnym sensie jak dzieciństwo innych dzieci. Wychowywałam się w domu dziecka, a to nie było zbyt miłe i przyjemne miejsce, po którym zostają miłe wspomnienia. Mojej matki nie pamiętam, dopiero w ośrodku pokazali mi mój akt urodzenia, Słowacki akt urodzenia, który sugerował, że urodziłam się i przez pierwsze trzy lata mieszkałam w Popradzie. Zawsze byłam z tego dumna, choć teraz dopiero nieco się tego wstydziłam.

- Szef przyjeżdża jutro rano, trzeba posprzątać... - powiedziała Maryśka, wychodząc z zaplecza. Zdawałam sobie sprawę, że będę musiała zostać do późna po godzinach i wrócić do domu tak jak się tutaj dostałam, pieszo. Przechadzka o pierwszej w nocy pustymi, jakby się wydawało, ulicami stolicy, to nie najbezpieczniejsze rozwiązanie, ale jak trzeba, to trzeba.
Zostałyśmy do drugiej i wróciłyśmy do domów. Dziewczyny mieszkały bardzo blisko restauracji więc po kilku minutach były na miejscu, ja natomiast, po drugiej stronie warszawy więc dojście do domu zajęło mi ponad godzinę.

Szłam śmiało alejką, która za dnia była najbardziej uczęszczaną w całym parku. W nocy natomiast była pusta i straszna, co nieco mnie przerażało. Na moje nieszczęście w dali dojrzałam trzech mężczyzn, którzy coś popijali. Domyślałam się, że nie będę miała możliwości przejścia niezauważona, dlatego zboczyłam z kursu na ścieżkę, która prowadziła w zupełnie inną stronę. Miałam minąć stare garaże, parking, jeden blok i dotarłabym na chodnik w centrum, który doprowadziłby mnie prosto do domu. Niestety, nie pozostałam samym cieniem. Już po kilku chwilach zorientowałam się, że ci faceci pospiesznie za mną mknęli i wcale się z tym nie kryli. Przyspieszyłam krok i w moim sercu pojawił się promyk nadziei, bo naprzeciwko mnie stało auto przy którym czekał nieznany mi mężczyzna. Mógłby spłoszyć kiboli, zmierzających w moją stronę.
Nagle usłyszałam wyraźne kroki i mocny strzał w rękę, który odepchnął mnie na ścianę pomazanego, starego garażu.

- A co taka dziewczynka robi sama o tej porze? - zapytał najniższy z nich, podpierając się ręką o ścianę. Poczułam, że to już koniec, nie ma szans. Tak właśnie zakończy się mój żywot, a miałam kilkanaście kroków do tłocznego od ludzi centrum, gdzie na pewno jakoś uszłabym z życiem.
Napaleni samcy stali nademną, wpatrując mi się dekolt, a od tyłu podchodził już jakiś inny mężczyzna z kijem w ręku. Był bardzo wysoki, ubrany na czarno. Wiedziałam, że chce mi pomóc, dlatego zagadywałam trzech kiboli, tak by nie odwrócili się w jego stronę.
Już po chwili akcja nabrała tempa.

Oparłam się o ścianę, patrząc jak obcy facet, za jednym zamachem, nokautuje trzech kiboli. To było bardzo odważne, choć wcale nie czułam się dość pewnie, bo on sam wyglądał jak ogromny niedźwiedź, który rozszarpywał swoje ofiary. Po chwili, gdy już obalił trzech gagatków, odwrócił się i podszedł do mnie:

- Dziękuję. - wyszeptałam, patrząc na niego niepewnie. Nie widziałam go w całości, latarnia nad nami rzucała światło na jego kaszkietówkę, której cień padał na jego twarz.

- Nie powinnaś się tutaj kręcić. - odparł, wkładając ręce w kieszenie swoich czarnych spodni dresowych, zwężanych przy nogawkach.

- Wiem, ale... Musiałam jakoś wrócić do domu. - wydukałam, nadal wyobrażając sobie jak nagle porywa mnie do auta i wywozi gdzieś za miasto.

- Daleko mieszkasz? Mogę Cię odwieźć do domu. - pokiwałam głową przecząco, próbując jakoś się wydostać. - Spokojnie, nie bój się. Nie po to Cię ratowałem, żeby zrobić Ci krzywdę.

I tak właśnie zaczęła się nasza poplątana historia miłosna, którą rozpamiętuję po dziś dzień.
Ruszyłam przed siebie i powoli szłam w stronę ulicy, ale on nie odpuścił. Lazł za mną i nalegał, żebym wsiadła z nim do auta. Po chwili jednak zgodziłam się, by mnie odwiózł i obiecał, że nic mi nie zrobi. On oczywiście przysięgł, że nie ma zamiaru robić mi nic złego. Wsiedliśmy do jakiegoś terenowego wozu i zapięliśmy pasy. Nie widziałam, jak wyglądał, było zbyt ciemno, ale po sylwetce mogłam wywnioskować, że był stałym bywalcem siłowni. Całą drogę rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło. Facet przestrzegał mnie przed spacerami w parku tą porą, kręci się tu sporo podejrzanych typów, których lepiej unikać. Przekonałam się o tym na własnej skórze.

- Dziękuję za wszystko, gdyby nie ty, to chyba bym już nie żyła... - uśmiechnęłam się, rozpinając pas.

- Nie ma sprawy. - zaśmiał się. - Widzimy się jutro o dziewiątej w pracy. - dodał nagle, zupełnie mnie zaskakując.

- Jak to? - zapytałam.

- Będę jutro o dziewiątej, miałem być o siódmej, ale mam kilka spraw do załatwienia.

- Szefie, to ty?

- Ja. - byłam zaskoczona tym, że poznałam swojego szefa, zanim to było jeszcze możliwe. Wysiadłam z auta, podziękowałam ukrywającemu się w ciemności mężczyźnie i wtoczyłam się po schodach na czwarte piętro mojego mieszkania. Nie dałam rady wziąć nawet prysznica, padłam na łóżko i zasnęłam.

Dzięki budzikowi wstałam o szóstej. Tym razem wiedziałam, że lepiej spóźnić się kilka minut przez korki niż wracać nocą do domu na piechotę. Wzięłam szybką kąpiel, ubrałam się, pomalowałam i wyjechałam do pracy. Dziś miałyśmy mieć wolne, by załatwić sprawy biznesowe takie jak utargi, rozliczenia, zamawianie towarów i przeliczanie strat. Na parkingu zauważyłam już terenówkę, którą wracałam wczoraj do domu i domyślałam się, że szef jest już w środku. Wbiłam do zamkniętej restauracji i rozebrałam się.

- Zaraz będziemy wszystko rozliczać, musisz wziąć z szafki, to co notowałaś. A i szef prosił byś do niego poszła, bo coś ma dla Ciebie. - oznajmiła Maryśka, wycierając bar. Zastanawiałam się, co on może dla mnie mieć, przecież nawet się nie znaliśmy.

○♤♡◇♧°○♤♡◇♧°♤♡◇♧°○□♤♡♧

      Sorki za czas, ale tytuł "poplątanie z poplątaniem" nie wziął się znikąd. Nie miałam weny na dokończenie tego rozdziału, nie mogłam wydukać z siebie ni krzty akcji. Na szczęście pod wieczór jakoś mnie wzięło i dopisałam to, co miałam dopisać. Następne rodziały będą punktualnie codziennie przed 23:00.
  
  Zdradzę tylko, że w następnych częściach bohaterka, będzie miała okazję utrzeć nosa podłej suce z poprzedniego rozdziału i nie zrobi tego w humanitarny sposób, a w najgorszy z możliwych. Jeśli ciekawi was, w jaki sposób to zrobi, czekajcie na dalsze części.  Miłego czytania, mam nadzieję, że bardzo wam się spodoba ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro