23: To nie tak jak myślisz...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


(Vadim)

- Nie sądzisz, że lepiej jej wszystko wyznać? Przecież jak się dowie, to cie udusi.

- Może i racja, ale jeszcze nie teraz. Muszę jakoś wam pomóc... Będę ich szukał dzień i noc, rozumiesz?

- Dziękuje Vadim, wiedziałam, że będę mogła na ciebie liczyć. Zawsze byłeś taki pomocny, a teraz udowodniłeś, że co do tego, w ogóle się nie zmieniłeś. - uśmiechnęła się.

- Daj spokój, nie ma za co. Załatwię sprawę z priorytetem jeszcze dziś.

- A ona wie?

- Nie, ale któregoś dnia jej powiem. Nie będzie jej potrzebny priorytet, bo cały czas ma ochronę. Chłopcy czatują pod domem dzień i noc.

2 dni później...

- Co planujesz? - zapytał jeden z goryli obstających obok Vadima.

- Zabiorę jej priorytet, przecież jestem przy niej, wy pilnujecie i panujecie nad sytuacją więc nie będzie jej potrzebny.

- Myślisz, że to dobry pomysł?

- Jedyny jaki mam. Muszę chronić swoje dziecko... - wziął łyk whiskey.

- Jeśli tak uważasz...

Vadim wyjechał z kawiarni i zadzwonił do szefa informując o zmianie planu. Musiał wykorzystać ten jeden priorytet do ratowania Tatiany. Nie wiedział jednak, jak wyzna Alešce prawdę. Nie chciał by czuła się odtrącona, bo większość czasu spędzał ze swoim synem, o którym ta nie wiedziała, a w dodatku przekazał swojej byłej, jej priorytet. Dla Vadima była to prosta sprawa, którą musiał załatwić jak najszybciej, bo w tej grze liczył się tylko czas. Rosyjscy gangsterzy nie byli potulni, nie byli tolerancyjni ani litościwi, mieli cel i do niego dążyli. Ich zadanie wydawało się pozornie proste : Z A B I Ć, jednak nie wiedzieli o tym, że i Vadim będzie zamieszany w tą sprawę.

Wchodząc do domu, nie miał pojęcia, że prawie wszystko się wydało. Aleška odnalazła w rzeczach Vadima, akt urodzenia syna Tatiany, w którym jako ojciec widniał sam Vadim. Ten czas dla obojgu był ciężki, emocje wezbrały na sile i coś jakby pękło:

- Dlaczego nie powiedziałeś, że już masz dziecko? - zapytała stając w przedpokoju, naprzeciwko niego.

- Skąd wiesz?

- Ważne jest skąd wiem czy może to, dlaczego mi o niczym nie mówiłeś? - wyciągnęła zza pleców dokument.

- Grzebałaś mi w papierach? Ja bym Ci niedługo powiedział, ale ty nie miałaś prawa pchać rąk do szuflad, do których ci zabraniałem.

- Żeby poznać prawdę... Miałam prawo pchać tam łapy. - spojrzała na akt. - Wyskoczyła jak królik z kapelusza, wprowadziła się do domku twoich dziadków, dałeś jej ochronę i codziennie do niej jeździsz. Chcesz mi jeszcze o czymś powiedzieć? - odwróciła się i poszła do kuchni.

- To mój syn, muszę go chronić.

- Nie sypiamy razem, nie spędzamy razem czasu, nie jadamy już razem i widzimy się średnio raz na dwa dni. Czy tak trudno zrozumieć, że ja cię teraz potrzebuję bardziej niż zawsze?! - rzuciła łyżkę do zlewu. - Jeśli narazisz życie moje albo mojego syna, to sama Cię zabiję, a później ją... - spojrzała bezlitośnie w oczy Vadima i wyszła do sypialni.
Oboje mieli dość tej sytuacji, bo od kilku dni, czuli się w swoim towarzystwie obco.
Vadim jednak nie mógł zrozumieć dlaczego Leška nie chce go w tym wspierać, dlaczego nie chce mu pomóc. Nalegał, by spotkała się z Tatianą i sama wysłuchała jej wersji wydarzeń, ale Aleška była niewzruszona niczym ściana. Po pół godziny wyszła z sypialni i ciągnęła za sobą walizkę:

- Wracam do siebie. Jeśli zdecydujesz się jednak nie narażać nas na pewną śmierć to zadzwoń... - powiedziała i zaciągnęła za sobą walizkę do auta.

- Czy ty nie możesz mnie wspierać? Nie możesz jak raz powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? - zapytał wychodząc z domu.

- Nie mogę Cię w tym wspierać, bo to głupota i ja wiem, że ona skorzysta z tego, że między nami wszystko się sypie...

- Ale ja nie skorzystam. Chcę tylko ochronić mojego synka...

- Mało masz ośrodków, gdzie pomagają takim jak ona? Mało komisariatów policji? Czy ty nie widzisz tego, że ona coś kombinuje? - stanęła naprzeciwko niego i spojrzała mu w oczy.

- Dla Ciebie zrobiłbym to samo, gdyby w grę wchodziło życie naszego dziecka. Nie chcę Cię stracić, ale nie chcę stracić też Vlada, którego i tak nie znałem dość długo.

- I to dla Ciebie w ogóle nie jest podejrzane? Przez cztery lata nie mówiła Ci o dziecku i zjawia się dopiero teraz, kiedy ma niby kłopoty?

- Mówiła, że nie wiedziała czy zechcę go znać, zrozum ją...

- Widzę, że ty zawsze znajdziesz jakiś argument na jej obronę. Bez sensu o tym gadać... - wsiadła do auta i odjechała. Wróciła do swojego mieszkania i tam w ciszy analizowała sytuację.

Vad był załamany jej postawą. Przez chwilę nawet myślał, że jest egoistką, ale zrozumiał, że jest przecież w czwartym miesiącu ciąży i hormony wyrządzają więcej szkód niż pożytku.

  Tego samego wieczora do jego drzwi zapukała Tatiana. Przyszła z synem na kolację, którą obiecał jej Vad, na niej miała poznać i porozmawiać z Alešką, jej jednak nie było. Vad prawie cały wieczór bawił się z synem, a Tatiana bacznie się temu przyglądała z uśmiechem na twarzy. Jej syn nie zaznał poczucia bezpieczeństwa zapewnianego przez ojca i dopiero teraz miał okazję się z nim spotkać. Dość dobrze czuł się w roli marnotrawnego ojca, który dopiero co poznał swoje dziecko i nie chciał tego zaprzepaścić. Po dwudziestej, chłopiec o czarnych oczach, padł znużony na kanapę i przeniesiony został do sypialni, gdzie mógł w spokoju odpocząć.

  Tatiana siedziała z Vadimem na kanapie i popijając wino, wspominali dawne czasy, tak dobrze im się rozmawiało, że nawet nie słyszeli wibracji telefonu Vada, do którego od kilkunastu minut dobijała się zmartwiona Aleška. Myślała, że coś mu się stało, dlatego przyjechała jak najszybciej mogła, by sprawdzić co się dzieje. Weszła do domu i zobaczyła ich razem. Vadim był wtedy taki roześmiany, jaki nie był nigdy, nigdy go nie widziała tak szczęśliwego i dopiero wtedy do niej dotarło, że nigdy nie  da mu tego, czego potrzebuje, bo tylko Tatiana jest w stanie mu to dać.
Poddała się.
Jej starania o Vadima szły na marne, a on był tak bardzo chętny do pomocy Tatianie, nie dlatego, że był samarytaninem, a dlatego, że ją kochał. Ten widok bardzo zabolał, ten widok złamał serce:

- Nie przeszkadzam? - zapytała odrywając tym samym tą dwójkę od rozmowy. Szerokie uśmiechy zniknęły im z twarzy. - Przyjechałam tylko po resztę swoich rzeczy. - weszła do sypialni i zobaczyła małego chłopca leżącego na łóżku, który słodko spał wtulony w poduszkę. Zrezygnowała ze zbierania książek i ciuchów. - Nie będę go budzić. Wpadnę jak was nie będzie.

Vadim wstał i chciał jej jakoś wytłumaczyć całą sytuację, ale dla niej wszystko było jasne. Skoro nie odbierał, bo tak świetnie się bawił, to oznaczało, że po prostu już dokonał wyboru. Czas odejść, bo choćby stawała na głowie i tak go nie odzyska.

- To nie tak jak myślisz... - powiedział wychodząc za nią na podwórko.

- Dzwoniłam do ciebie kilkanaście razy.  Chciałam zapytać czy mógłbyś spakować mi ciuchy, bo chcę po nie wpaść, ale nie odbierałeś. Pomyślałam, że coś się stało i jechałam tutaj najszybciej jak mogłam, a ty... Bawiłeś się zbyt dobrze żeby to zauważyć. - wsadziła ręce w kieszenie. - Wiesz... Sądziłam, że może swoim odejściem dam ci do zrozumienia, że czas już coś zrobić. Zawsze byłeś spostrzegawczy i wiedziałeś co mi chodzi po głowie, ale ty nie chcesz nic zrobić, bo dobrze ci z nią, prawda? Nie zadzwoniłeś, nie napisałeś, a na koniec i tak spędzacie miły wieczór przy winie. To wszystko, nasze spotkanie, randki i w ogóle cały ten związek był pomyłką, a ja byłam dla ciebie kołem ratunkowym, tak? Próbowałeś o niej zapomnieć, ale teraz kiedy wróciła, wraz z nią wróciły wspomnienia. Chciałbyś mi to powiedzieć, ale boisz się wyrzutów sumienia. Dlatego ja to powiem... Zakończmy to i nie widujmy się więcej, płać alimenty i jeśli chcesz to się z nim spotykaj, jeśli nie to nie. Wszystko mi jedno. - wsiadła do auta i odjechała. W drodze powrotnej łzy przysłaniały jej widok na drogę, ale wiedziała, że nie miała innego wyjścia, bo dla niego była tylko kłodą postawioną między tą dwójką, która gdzieś tam jednak im przeszkadzała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro