VIII. W Porządku

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Diana wyszła od państwa Cuthbert'ów i ruszyła w stronę wyjścia, którym tu przybyła. Jej ciemne włosy rozwiewał delikatny wiaterek, dzięki czemu jej niebieska wstążka delikatnie się poluzowała. Przechodząc tuż przy stodole rodzeństwa usłyszała ciche pogwizdywanie. Przystanęła przysłuchując się temu dźwięku. Miała ochotę zajrzeć, dowiedzieć się kto znajduje się w tym miejscu tak późno choć i tak dobrze wiedziała iż to Jerry.

"Damie nie wypada."

Ta myśl przemknęła przez jej myśli lecz szybko znikła tak jak światełko w stodole. Nim zdążyła ruszyć z ciemności wyłonił się wysoki brunet. Dziewczyna stanęła jak słup.

-O witaj Diano! - zaśmiał się chłopak. - Co ty robisz tak późną porą.

-E... Byłam odwiedzić Anię! - wybrnęła szybko z tej sytuacji. - Muszę już ruszać do domu, rodzice na pewno się martwią. A la prochaine Jerry!

Pożegnała się z brunetem po czym go wyminęła i ruszyła w stronę sosnowego wzgórza. Wypuściła powietrze, zauważając, że nie była w stanie określić kiedy je wstrzymała.

-Diano! Poczekaj! - usłyszała głos za swoimi plecami, więc powolutku odwróciła się w stronę źródła dźwięku. - Odprowadzę Cię. Jest ciemno, a ja i tak już skończyłem pracę na dzisiaj. - uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny.

Mimo iż było ciemno Diana zdołała dostrzec tak bardzo znany jej uśmiech. Odwzajemniła go podchodząc powoli bliżej.

-Ohh... W porządku. - odpowiedziała i ruszyła w stronę swego domu, a chłopak tuż za nią.

Ania Shirley siedziała w tym momencie przy oknie wpatrując się w niebo i rozmyślając nad słowami swej najdroższej przyjaciółki. Wtem zauważyła ich razem. Przyglądała im się i uśmiechała delikatnie myśląc, że ich miłość kwietnie. Było to widoczne nawet najciemniejszej nocy w świetle gwiazd, które odbijało się od puchu na ziemi. Rudowłosa odeszła od okna i usiadła przy lustrze. Przyglądała się sobie dłuższy czas. Jej myśli zatopiły się w liście od Blythe, który leżał w skrzyni. W każdej chwili mogła wstać, wziąść go i przeczytać, ale wiedziała jedno:

-To jeszcze nie odpowiedni moment...

***

-Aniu wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! - krzyknęła Maryla gdy tylko weszła do pokoju dziewczyny. - Na litość Boską!

-Jeszcze pięć minut... - mruknęła pod nosem rudowłosa przekręcają się na drugi bok. Jej dość długie rudę włosy układały się na poduszce niczym korzenie największego drzewa w Anvonlea.

-Anno. Masz natychmiast wstać. - wydała rozkaz na co Ania otworzyła oczy.

-Ania. - powiedziała dziewczynka siadając na brzegu łóżka. Widząc zmieszaną i zdziwioną minę swej opiekunki dodała: - Ania, nie Anna.

-Wstawaj i się ubieraj spóźnisz się do szkoły. - powiedziała i wyszła.

Ania wstała leniwie z łóżka i podeszła do krzesła na którym leżała jej brązowa sukieneczka. Wyjrzała przez okno i zauważyła Jerry'ego przez co uśmiechnęła się wspominając sobie jakie to szczęście dają sobie nawzajem on i Diana. Dziewczyna szybko ubrała się i zbiegła na dół kończąc wiązać warkocza.

-Jedz śniadanie i zmykaj do szkoły. - na te słowa Ania zaczęła zajadać się śniadaniem przygotowanym przez Marylę.

***

Ania Shirley wraz z resztą dziewcząt siedziała w kółku za kotarą. Dziewczyny gawędziły w najlepsze lecz Ania wyglądała za okno chcąc wrócicz jak najszybciej do domu i móc zatopić się w cieple blasku ognia w piecyku. Gdy tylko zadzwonił dzwonek dziewczęta powoli wstał i zebrały swoje śniadanie po czym ruszyły do swych ławek.

Pan Philips siedziała na biurkiem i przeglądał coś w książce. Wszyscy byli zajęci rozmową o przeróżnych rzeczach. Jedynie Ania i Gilbert siedzieli zamyśleni jakby wymieniali się nieświadomie swoimi cichymi pragnieniami. Oboje myśleli o cieple jakie czeka ich w domu, o ciepłej herbacie i dobrej książce. Jednak była to dopiero trzecia lekcja, więc musieli wytrzymać jeszcze przynajmniej kolejne trzy godziny. Nie wiedzieli jednak, że przez te godziny spędzone w szkole może stać się coś ciekawszego od literowania.

-Dobrz, więc tak. Otwórzcie książki na stronie sto dwudziestej trzeciej i przeczytajcie temat. - powiedział po czym ruszył do pomieszczenia obok by spakować swoje rzeczy.

Koniec zawsze musi nadejść, a w tym momencie nadszedł jego koniec nauczania w Avonlea. Nastolatkowie siedzieli ze zdziweniem gdy tylko ujrzeli jak dość młoda kobieta wchodzi przez drzwi. Nigdy wcześniej jej nie widzieli. Nagle usłyszeli głos Pana Philipsa.

-Więc oto wasza nowa nauczycielka. My się musimy pożegnać. Więc zegnajcie. - uśmiechnął się i wyszedł zostawiając uczniów w osupieniu.

Nowa nauczycielka podeszła do biurka i położyła swoją torbę na nim. Oparła się o nie i zaczęła :

-Witajcie. Jestem Panna Stacy i od dzisiaj będę waszą nauczycielką. - powiedziała entuzjastycznie.

Ania Shirley przyglądała się jej z ciekawością. Nie wiedziała co bardziej ją dziwiło :czy to że kobieta ta nosi spodnie, czy to, że ich nauczycielem została kobieta. Mimo tego czuła dziwne przyciąganie do tej osoby.

-Mam pomysł! Każdy opisze się wyrazami na pierwszą literę swego imienia i nazwiska. - zaproponowała nauczycielka.

Wszyscy zaczęli się po kolei przedstawiać i opisywać. Jedni pozytywnie inni mniej lecz każdy próbował zaimponować nauczycielce. W końcu naszła kolej Ani. Wstała powoli i spojrzała się na kobietę z uśmiechem.

-Nazywam się Ania Shirley-Cuthbert i myślę że jestem... - w tym momencie wyobraźnia rudowłosej magicznie się skończyła, a buzia sama zamknęła. Spóscila głowę zawstydzona. Nie miała pojęcia co się z nią ostatnio dzieje.

-Ambitna. - usłyszała głos. Odwróciła się i zauważyła Gilberta, który uśmiechał się w jej stronę. Wstał i dodał :- Ania jest ambitna, sprytna oraz... Czarująca. - zawahał się nad ostatnim słowem lecz ostatecznie stwierdził, że to prawda. - Taka właśnie jest nasza Ania. - uśmiechnął się i zerknął na rudowłosą, która tym razem odwzajemniła gest.

Twój uśmiech jest najcenniejszą rzeczą na świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro