~*~ | 11. | ~*~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Daniella stała na środku pokoju z kawałkiem lusterka w ręce.

Spoglądała prosto na mnie, w momencie, w którym przełożyła ostrze do swojej ręki.

Nie wiedziałam, czy podbiec do niej i uprzedzić ją, zanim zrobi sobie krzywdę, czy uciekać, gdyż niezrównoważona dziewczyna mogła urządzić sobie rzeź w moim mieszkaniu.

Postanowiłam jednak zapobiec kolejnej katastrofie i podbiegłam do dziewczyny.

Bieg jednak zakończył się wielkim hukiem, gdyż przeleciałam przez połamane krzesło wprost na rozbite szkło, które niemiłosiernie wbiło mi się w całe ciało.

Kiedy podniosłam się z ziemi, Danielli już nie było.

Nie wiem nawet, kiedy opuściła te pomieszczenie, nie usłyszałam niczego.

Powoli zaczęłam wyciągnąć drobinki szkła z nóg, w które szkło wbiło się najmocniej.

Co rusz wiłam się z bólu, który powodował, że ciało mi drętwiało.

Do mieszkania wpadł Simon, który widząc mnie na ziemi, szybko podniósł mnie na ręce i zaniósł na łóżko.

-Simon, w pokoju obok jest nieprzytomna Jazmin - mruknełam cicho i poczułam, jak obie nogi mi drętwieją.

-Zaczekaj tutaj - powiedział chłopak i wybiegł z pokoju.

-Nie mam innego wyboru, pomyślałam, spoglądając w sufit.

Myślałam, czy powiedzieć Alvarézowi o Danielli, kiedy ten przyszedł z przytomną już Jazmin.

Rudowłosa natychmiast podbiegła do mnie i zaczęła płakać, trzymając mnie za rękę.

-Przepraszam, przepraszam z całego serca, Ambar - wyszeptała i wtuliła się we mnie, na co głośno sykłam.

Pozostała reszta szkła, którą miałam na rękach, wbiła mi się w nie mocno.

Dziewczyna szybko się ode mnie odsuneła i wyciągnęła telefon.

-Co robisz? - spytał Simon a dziewczyna zbyła go cichym mruknięciem, że dzwoni po pomoc.

Alvaréz kucnął obok mnie i przejechał mi delikatnie palcem po policzku.

W jego oczach zauważyłam stres i ulgę, szybko jednak oczy Simona znów stały się ciemne i tajemniczę.

-Simon, ona tutaj była - wyszeptałam cicho, jednak nie na tyle żeby tego nie usłyszał.

Simon spojrzał na mnie pytającym wzrokiem i złapał za moją dłoń a do pokoju weszła Jazmin.

-Pogotowie będzie do piętnastu minut - odparła i stanęła nad Alvarézem, który wciąż wbijał we mnie wzrok.

-Kto tutaj był? - spytał, starając się jak najlepiej ukryć wszystkie emocję, jakie nim targały.

-Daniella! - szepnełam i znów przez moje ciało przeszedł dreszcz.

-Już drugi raz ją dzisiaj widzi - cicho odezwała się Jazmin. -Także nie reaguj na to.

-Ona naprawdę tutaj była - krzyknełam zirytowana, że mi nie wierzą.

Oboję spojrzeli po sobie a następnie znów wbili wzrok we mnie.

-I gdzie poszła? - spytał Simon z wyczuwalną wątpliwością w głosie. -Stałem na dole i nie widziałem żeby ktokolwiek opuszczał tą klatkę.

-Nie wiem, gdzie poszła ale była tutaj - krzyknełam ale zrezygnowałam z dalszych prób przekonania tej dwójki do tego.

Jasne było, że mi nie wierzą.

Co więcej, próbowali wmówić mi, że to tylko omamy ale ja wiem co widziałam.

Naszą kłótnię przerwali ratownicy, którzy szybko wbiegli do pokoju.

-Proszę się odsunąć - odparł jednen bardzo donośnym głosem. -Zabieramy panią do szpitala.

-Możemy pojechać z Wami? - spytała Jazmin, która dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak przystojny był ratownik.

Facet jednak nie spojrzał na nią tylko wraz z innym ratownikiem, położyli mnie na noszę i szybko opuścili mieszkanie.

Kiedy faceci wkładali mnie do ambulansu, usłyszałam głos Benicio, który próbował się czegokolwiek dowiedzieć.

-To moja dziewczyna, muszę się dowiedzieć co się stało - usłyszałam za nim drzwi karetki się zamknęły.

***

Ze szpitala zostałam wypisana następnego dnia z zaleceniem długiego wypoczynku bez stresu.

Uznałam, że z tym drugim będzie raczej ciężko.

Tuż przy wyjściu ze szpitala, czekali na mnie Benicio, Jazmin oraz Simon.

Kiedy tylko dokulałam się do tej trójki, Jazmin od razu wzięła mnie pod rękę.

Cała trójka wraz ze mną wsiedliśmy do samochodu Simona, którego szybko odpalił i ruszyliśmy w ciszy.

-Dokąd jedziemy? - spytałam po krótkiej chwili.

-Jedziemy do mnie - stwierdził Simon i z powrotem skupił wzrok na drodzę.

Czasem jednak łapałam jego wzrok w lusterku, jednak szybko go odwracał.

-Nasze mieszkanie nie nadaję się do mieszkania. Ja natomiast muszę jeszcze dziś dojechać do chłopaków, do Niemiec - odparł naburmuszony Benicio, który siedział na przednim siedzeniu obok Simona. -Dlatego przez ten czas, póki nie będzie mnie w Wirginii, zostaniecie z Jazmin u Simona.

-Poważnie? - spytałam z entuzjazmem, który chyba zbyt zdumił Benicio bo zaraz odwrócił się w moją stronę i skarcił mnie wzrokiem.

-Nie mogę pozwolić na to, aby moja księżniczka została sama po takim czymś - odparł a Alvaréz na jego słowa przewrócił oczami.

-Em dobrze.

Dojechaliśmy pod wielki dom Simona, gdzieś na obrzeżu miasta.

Chłopcy pomogli mi wysiąść z samochodu i ruszyliśmy w kierunku wielkiego wyjścia.

Simon wpisał kod i ruszyliśmy przez piękny ogród wprost do mieszkania szatyna.

Kiedy drzwi staneły otworem, weszliśmy do mieszkania chłopaka, które było urządzone bardzo elegancko.

Ruszyliśmy do salonu, który miał mniej więcej tyle samo metrów kwadratowych co całe moje poprzednie mieszkanie.

No może trochę przesadzam ale salon naprawdę był ogromny.

Usiadłam na czerwonej kanapie a zaraz obok mnie miejsce zajął Benicio, który mocno mnie objął, dając tym do zrozumienia Simonowi, że jestem jego.

Poczułam się jak rzecz, o którą trzeba się upominać i przypominać na każdym kroku, że jestem niczyja więcej.

-Simon, ufam Ci, stary - odezwał się po chwili ciszy Benicio. -Mam nadzieję, że nie dobierzesz się do mojej kobiety.

-Spoko - odezwał się spokojnie Alvaréz, który siedział naprzeciwko mnie i mierzył nas nieodgadnionym wzrokiem.

Siedział na przeciwko mnie, przez co czułam zakłopotanie.

Szczególnie, że siedzący obok Benicio, mocno mnie do siebie przytulał.

Wierzcie mi, siedzieć przy swoim teraźniejszym chłopaku, na przeciwko byłego, którego wciąż kochasz to nie najlepsze wyjście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro