• R o z d z i a ł D w u d z i e s t y c z w a r t y •

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Matteo siedział na ławce spoglądając w morze, którego fale odbijały się od powierzchi wysoko w górę.

Chłopak całą noc próbował skontaktować się z Luną lecz dziewczyna nie dawała znaku życia.

Martwił się o dziewczynę, gdyż naprawdę ją kochał.

Wiedział jednak, że Valente zawsze z rana biega nad brzegiem morza więc udał się w to miejsce z nadzieją na spotkanie z ukochaną.

Czas mijał a Luny wciąż nie było widać co bardzo zaniepokoiło Matteo.

Chłopak podniósł się z ławki i zaczął chodzić w te i we wte, co rusz rozglądając się po bokach.

Kiedy odwrócił się spojrzał na nadbiegającą sylwetkę jego ukochanej, na co odetchnął z ulgą.

Brunetka jednak przystanęła i z zamiarem odwrotu odwróciła się w drugą stronę lecz Matteo był szybszy i zatrzymał ją szybkim ruchem.

-Martwiłem się - wyznał zdenerwowany, starając się złapać wzrok Luny lecz dziewczyna spoglądała na swoje adidasy, jakby szukała w nich czegoś ciekawego. -Dlaczego nie odpowiadasz od wczoraj na wiadomości ode mnie?

-Nagle Cię to obchodzi? - spytała z sarkazmem w głosie tak wyczuwalnym, że w momencie nawet wiatr ucichł.

-Obchodzi bo jesteś moją dziewczyną i martwię się o Ciebie.

Luna zaśmiała się pod nosem i wzięła się pod boki, co chłopak przyjął ze zdziwieniem i wziął głęboki oddech.

-Musimy porozmawiać - odezwał się po chwili ciszy i wziął głęboki oddech. -Spałem z Ambar ale...

-Wiem - przerwała mu i spojrzała na falę, próbując pozbierać myśli. -Ambar była u mnie wczorajszego wieczora. Pokazała mi zdjęcia, na których byłeś Ty, wiesz? Zdjęcia, na których spałeś wtulony w jej nagie ciało, zdjęcia w ogrodzie, kiedy się całujecie i... i wiele innych - powiedziała, siląc się na spokój, który nie nadchodził.

Brunet przeklął w myślach Smith, przez którą to wszystko się stało.

Gdyby wtedy nie próbował namówić Luny na zbliżenie, na które nie była gotowa nic by się nie wydarzyło.

Nie pojechałby z Ambar do Los Angeles, nie spędziłby z Nią nocy i byłby teraz w szczęśliwym związku z Luną.

Jednak los bywa pokrętny i choć wiedział, że sam się mu poddał to z całych sił przeklinał go za to, jaką karę mu zrzucił na ramiona.

-Nie rozumiem tego jakim można być człowiekiem, by tak postąpić?! - odezwała się znów Luna, przegryzając wargi swoich ust.

-Nie byliśmy wtedy razem - odparł Matteo, myśląc, że to uspokoi dziewczynę lecz kiedy ta zrugała go wzrokiem, wiedział, że jest na straconej pozycji. -Zerwałaś wtedy ze mną. Zresztą byłem wściekły, kiedy Twój były powiedział mi o tym, że...

-Nie próbuj zrzucić winy na mnie, Matteo! To że zerwaliśmy to jedno a to że poszedłeś z Nią do łóżka to drugie - westchnęła pod nosem i starła płynącą po jej policzku łzę. -Patrząc mi w oczy przysięgałeś, że między Nami nie będzie już tajemnic a tymczasem co?! Przespałeś się z Ambar a mnie... - dodała po chwili, przykładając ręce do twarzy. -Jak mogłeś pozwolić mi się z Nią przyjaźnić?!

-Luna, ja wiem jak to wygląda ale daj mi to wytłumaczyć - poprosił Balsano lecz brunetka pokręciła przecząco głową.

-Nie chcę słuchać żadnych Twoich tłumaczeń skoro Nasz związek budowałeś na kłamstwach - wyszeptała, podnosząc twarz na chłopaka. -Ja już nie wiem co jest prawdą. Mam dość, mam już dość Twojego zachowania, Ciebie i tego związku! - wykrzyczała mu w twarz i ominęła chłopaka chcąc zostawić go samego.

-Czyli co? - spytał i odczekał moment aż Valente odwróci się w jego stronę. -To koniec?

-Tak - pokiwała twierdząco głową. -Nie chcę być ze zdrajcą i kłamcą. Poza tym zostawiłaś Ambar i nie pofatygowałeś się nawet, by przyznać się do swojej winy, kiedy ona dowiedziała się o ciąży.

-Chciałem ale... nie wiedziałem jak mam to zrobić - wyszeptał lecz twarz brunetki zastygła w grymasie. -Wybacz mi.

-Nie odzywaj się do mnie więcej. Zapomnij, że w ogóle istnieje - poprosiła i ruszyła w stronę centrum Buenos Aires, zostawiając za sobą złamanego chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro