• R o z d z i a ł D w u d z i e s t y ó s m y •

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Napewno nie chcesz jechać z Nami, Luno? - spytała po raz kolejny Monica Valente, spoglądając z czułością na swoją jedyną córkę.

-Nie, mamo - brunetka pokręciła głowę i rozsiadła się wygodniej na fotelu. -Mam do nadrobienia odcinki mojego ulubionego serialu a w górach trudno o internet. Sama rozumiesz - dodała ze śmiechem, na co kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem.

-Ja nie rozumiem jak Wy, młodzi, możecie całymi dniami siedzieć w komputerach.

-W internecie, mamo - pouczyła rozbawiona meksykanka.

-To jest to samo - obroniła się Monica, patrząc na swojego męża, Miquael'a, który również wpadł w śmiech. -Nie rozumiem tej technologii, nie śmiejcie się ze mnie!

-Nawet babcia ma facebook'a i wie, jak surfować po internecie tylko Ty nie możesz się do tego przekonać! - odparła Luna pomiędzy spazmami śmiechu.

-Bo ją tego nauczyłaś!

Cała trójka lubiała żartować a między sobą nie mieli żadnych tajemnic, dlatego rodzice Luny chcieli zabrać dziewczynę ze sobą na weekend poza miasto wiedząc o jej zerwaniu z Matteo, jednak dziewczyna chciała odpocząć od hałasu w samotności a wyjazd rodziców był do tego idealną możliwością.

-Jedźcie już bo nie zdążycie na pociąg! - powiedziała młoda Valente i posłała swoim rodzicom szeroki uśmiech.

-Chleb jest obok mikrofalówki a dżem oraz krem czekoladowy masz w lodówce obok mleka - odparła kobieta, instruując córkę, na co młodsza przekręciła oczami w bok. -Jeśli będziesz miała ochotę to w zamrażalniku masz pierogi ruskie także możesz sobie je podgrzać!

-Wiem, mamo - brunetka pokiwała twierdząco głową, wodząc wzrokiem za matką, która chodziła po mieszkaniu i pokazywała co gdzie leży, jakby dziewczyna była tu po raz pierwszy.

-A gdybyś chciała się wykąpać to kurek z ciepłą wodą masz... - odparła lecz przerwała, kiedy zauważyła rozbawione twarzy swoich najbliższych. -Dobra, dobra, wierzę, że dasz sobie radę przez te dwa dni!

-Jasne, że dam sobie radę - uspokoiła Luna i otowrzyła ramiona, czekając aż rodzice się z Nią pożegnają. -W końcu już nie jestem dzieckiem!

Twarz kobiety rozjaśnił uśmiech i wraz ze swoim mężem przytulili się do swojej latorośli, jedynej pociechy po ponad dwudziestu pięciu latach razem.

-Kochamy Cię, Luno! - odparł Miquael, odsuwając się od najbliższych jego sercu kobiet i podniósł z ziemi przenośną walizkę. -Chodźmy już, Monico.

-A ja kocham Was! - odparła dziewczyna, kiedy oboję jej rodzicę stali już za drzwiami. -Bawcie się dobrze!

Oboję ruszyli w stronę bramy a Luna zamknęła drzwi i ruszyła w kierunku swojego pokoju.

Miała zamiar założyć na siebie szlafrok, zrobić sobie miskę popcornu i usiąść przed laptopem, jednak jej uwagę przykuły otwarte drzwi na taras.

Brunetka wytężyła umysł, starając się przypomnieć sobie, kiedy otworzyła drzwi, jednak była pewna, że nie zrobiła tego ani ona, ani żadne z jej rodziców.

-Może to kot sąsiadów?, pomyślała, po czym zaśmiała się z tego pomysłu, jednak wolała zostać przy takiej niedorzeczności niż martwić się o coś, co jest nie prawdą.

Wtem po mieszkaniu rozległ się dzwięk pękającego szkła, które przeraziło nastolatkę.

-Jest tam kto? - zawołała Luna, wychylając się na korytarz lecz cisza nastała w całym mieszkaniu.

Dziewczyna wolno ruszyła korytarzem zaglądając nieśmiało do każdego pomieszczenia lecz cały dom wydawał się być pusty.

Kiedy Luna weszła do kuchni jej ciało przeszedł dreszcz.

Dziewczyna rzuciła się ku kuchence gazowej, gdzie wszystkie palniki były zapalone i wyłączyła każdy po kolei.

-Jest tutaj ktoś?! - zawołała po raz kolejny, czując jak przerażenie ogarnia całe jej ciało.

Cisza jaka jej odpowiedziała zwiastowała tylko, że w jej domu faktycznie ktoś się znajduję, gdyż palniki same się nie zapaliły.

Brunetka pobiegła w kierunku telefonu, jednak nim podniosła słuchawkę, padła na ziemię ogłuszona uderzeniem prosto w głowę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro