✭ Grill u Gawrona ✭

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce świeciło wysoko nad ulicami Los Santos, a temperatury osiągały swój najwyższy stopień. Była piękna, słoneczna sobota, którą zapowiadano w radiu już od tygodnia jako najgorętszy dzień tego lata. Idealna pogoda na wyjazd nad jezioro, pod namiot,  bądź grill z przyjaciółmi. Z ostatniej z opcji skorzystała rodzina KM, którzy zostali zaproszeni do Sana na rodzinny grill w malutkim gronie liczącym tylko ich szóstkę.

Jako że ostatnie wydarzenia wprowadziły w ich życie wiele zamieszania, spokojne posiedzenie przy grillu, nad basenem było idealnym pomysłem na spędzenie dnia. Gregory po około tygodniu od wypadku mógł opuścić szpital, ale nie mógł się przemęczać i wciąż odczuwał skutki postrzelonej wątroby. W każdą podróż poza domem chodził z pomocą kuli, by nie przeciążać organizmu. Siłą rzeczy Erwin musiał odpuścić sobie pracę na warsztacie, by zająć się chorym mężem i ich synem, ale nie stracił przez to wymarzonego kontraktu z Lamborghini. Speedo i Lucas przejęli większość jego obowiązków. W dodatku po rozmowie z przedstawicielami firmy, mężczyźni zrozumieli zaistniałą sytuację i zgodzili się przesunąć część dostaw i projektów na odległe terminy.

Poza tym Erwin zapisał Simona na terapię, by mógł przetrawić wszystkie swoje emocje z pomocą specjalisty. Chłopiec bardzo zamknął się w sobie i miał problemy z komunikacją. Był mniej rozmowny niż wcześniej, nawet w stosunku do swoich rodziców. Nie potrafił opuścić ich na krok, gdy spędzali razem czas. Wolał przy nich być, czuwając nad ich życiem. Siwowłosy nie uważał, by potrafił sam się zająć w odpowiedni sposób wszystkimi problemami, z jakimi mierzył się ich synek, a nie chciał pogarszać jego stanu zdrowia. Oczywiście spędzał z maluchem jak najwięcej czasu, ale pomoc specjalisty była tu niezbędna. Czasami nawet nie zaprowadzał go do przedszkola, by spędzić z synkiem cały dzień lub zabrać na wycieczkę, które miały być teraz pomocne podczas przetrawienia jego traumy.

Można było stwierdzić, że wszystko powoli wracało do normy.

Po przybyciu na posesję państwa Thorinio, San od razu zaprowadził całą trójkę do ogrodu, gdzie ku ich zaskoczeniu znajdowała się trójka innych, zupełnie obcych im osób. Włoch od razu przedstawił im mężczyznę oraz kobietę goszczących w jego ogrodzie jako swojego kuzyna i jego małżonkę, którzy przyjechali do LS z Neapolu. Trzecią osobą była około 8 letnia dziewczynka Rosa, która była ich córką.

- Fabio i Bella przyjechali na parę dni, więc chciałem żeby moja włoska rodzina poznała moją amerykańską rodzinę.- tłumaczył San.- To jest Erwin i Gregory. Są mi naprawdę bliscy i wiele dla mnie zrobili, kiedy tu przyjechałem.

Przedstawiony Fabio był pokaźnym mężczyzną, o brązowych włosach i oczach. Z twarzy nawet trochę przypominał Sana, ale był od niego wyższy. Od samego początku mierzył przybyłych mężczyzn czujnym spojrzeniem, zwracając szczególną uwagę na ich splecione dłonie, bądź każdy inny gest, który wskazywałby na to, że są parą.

- To urocze, że chciałeś przedstawić nam swoich przyjaciół, bardzo nam miło.- Isabella jako jedyna wystawiła do nich dłoń.

- Swoją rodzinę.- poprawił Erwin, który od samego wejścia czuł się obserwowany przez kuzyna Sana. Pragnął pokazać małżeństwu, że dla Thorinio są równie ważni, a może nawet bardziej, co ich włoska rodzina.

Isabella była niską szatynką o promiennym uśmiechu i zielonych oczach. W odróżnieniu od swojego męża, biło od niej ciepło i pozytywna energia. Jej ruchy były nieco niepewne, jakby przybyli mężczyźni mieli ją krępować, ale starała się tego po sobie nie pokazywać i zrobić dobre, pierwsze wrażenie. W odróżnieniu od męża, który od przybycia gości milczał, nie racząc nawet uścisnąć ich dłoni na przywitanie.

- Gregory jest wysoko postawionym sierżantem, a Erwin ma własny warsztat samochodowy. W ostatnim czasie podpisał nawet umowę z Lamborghini, dacie wiarę? - San aż nadmiernie wychwalał przyjaciół, zupełnie jakby chciał zaimponować swojemu kuzynowi.- Odkąd go poznałem był człowiekiem sukcesu.

- Daj spokój, San. Przestań podbijać mu ego, bo będzie nie do zniesienia.- zażartował Gregory, obejmując swojego małżonka w pasie.

- Nie spodziewałem się, że nawet policja jest taka spedalona.- niespodziewany komentarz uciekł z ust Fabio, przypominający bardziej niewyraźne burknięcie, niż zlepek jakichkolwiek słów.

- Słucham?- złotooki zmierzył mężczyznę ostrym spojrzeniem.

Atmosfera zrobiła się nieprzyjemnie ciężka i niezręczna. Przybyły Włoch od początku wprowadzał negatywną atmosferę, ale była ona znośna dopóki się nie odezwał.

- Skrzywdzona!- pisnęła Isa, próbując poprawić słowa męża.- Nie spodziewaliśmy się, że policja może zostać tak skrzywdzona.- wypaliła na jednym wdechu, wskazując na kulę ortopedyczną w ręce szatyna.

- Ahh, to..- policjant niezręcznie podrapał się po głowie.- To tylko mały wypadek przy pracy, w tym mieście to dosyć częste. Tak zwane ryzyko zawodowe.

Erwin jednak nie dał się tak łatwo przechytrzyć, ciągle nie odrywając wzroku od bruneta. Jego postawa i zachowanie zaczęły mu cholernie przeszkadzać i irytować. Nie chciał robić przykrości swojemu przyjacielowi, ale nie sądził, by był w stanie dogadać się z jego kuzynem.

- A ten maluszek, to kto?- zagadała szatynka, próbując zmienić temat.

- To Simon, nasz syn.- słowo "syn" nieprzyjemnie rozbrzmiało w głowie Włocha.- Jest trochę nieśmiały, ostatnio doświadczył przykrego incydentu...

Greg wziął malucha na ręce, który dotychczas trzymał się przy nogach swojego tatusia. Nawet kiedy Johny prosił go, żeby poszedł się z nim pobawić, chłopiec odmówił nie chcąc się oddalać od rodziców.

- To pewnie dlatego, że brakuje mu kobiecej ręki przy opiece.- kolejny złośliwy komentarz z ust Fabio był kolejną wbitą szpilką w balon samokontroli Erwina, który był niebezpiecznie blisko pęknięcia.

- Niczego mu nie brakuje i radzę ci nie narzucać mi swoich metod wychowawczych. Poza tym, Sky ma świetną rękę do dzieci i zawsze chętnie nam pomaga.- warknął w samoobronie.

- Ah, więc przerzucacie swoje obowiązki na kogoś innego? Czemu mnie to w ogóle nie dziwi.- parszywy śmiech odbił się echem w głowie Szefitka. Mężczyzna miał ochotę się na niego rzucić i skręcić mu kark, ale silny uścisk mulata na biodrze trzymał w ryzach resztki jego zdrowego rozsądku.

Wspomniana Sky zareagowała, zabierając Simona z rąk szatyna i idąc z chłopcem kilka metrów dalej, gdzie bawiła się pozostała dwójka dzieciaków. Mimo że blondynek z początku protestował, Thorinio musiała zareagować, żeby chłopiec nie był świadkiem tak nieprzyjemnej rozmowy.

- Mamy dla was jeszcze jedną nowinę!- San czuł, że musi jakkolwiek rozluźnić atmosferę.- Sky jest w ciąży, będziemy mieli jeszcze jednego maluszka!- ogłosił, sprawnie zmieniając temat.

Próbował zaradzić wyraźnie powstającemu konfliktowi. Jego kuzyn nigdy nie był zbyt empatyczny, ale liczył na to, że zachowa jakąkolwiek kulturę i zaakceptuje drugą rodzinę Sana. Mógłby przynajmniej odpuścić sobie tych złośliwych komentarzy i zachować pozory, że wszystko jest w porządku na czas ich spotkania. Isa również nie czuła się komfortowo w tym towarzystwie, ale umiejętnie potrafiła to ukryć i z szacunku do rodziny zapobiec jakimkolwiek konfliktom.

- Gratulacje bracie! - Gregory szczerze uścisnął przyjaciela. - Oby maluch się zdrowo rozwijał, jesteśmy z ciebie dumni.

- My też chcemy wam złożyć serdeczne życzenia, to cudowne jak-

Niestety wypowiedź Isabelle została przerwana kolejnym kąśliwym komentarzem jej męża.

- To się nazywa normalna rodzina, szczerze wam gratuluję.- słowo "normalna" zostało wyraźnie podkreślone przy wypowiedzi.

- Fabio, uspokój się trochę.- szepnęła prosząco, czując wstyd przez zachowanie swojego męża.

- A co masz na myśli mówiąc "normalna"? Przeszkadza ci coś w mojej rodzinie?- siwy zaciskał mocno pięści, próbując zachować spokój.

Przed dalszą kłótnią powstrzymała ich ośmiolatka, która przybiegła do swojego taty prosząc o pomoc przy pokrojeniu jedzenia, które Sky zaczęła wszystkim nakładać. Może chociaż posiłek pozwoli im zachować chwilę ciszy, przetrawić wszystkie emocje i się uspokoić. Ten grill zdecydowanie nie miał tak wyglądać i zmierzał w coraz gorszą stronę.

Na początku pomysł Sky był dobry. Cała szóstka trwała w ciszy w trakcie konsumpcji, ale odczuwalna atmosfera była bardzo ciężka i nieprzyjemna. Fabio co jakiś czas rzucał krzywe spojrzenia w kierunku rodziny Knuckles-Montanha, tak jakby nie potrafił wytrzymać ich towarzystwa. Erwin również nie pozostał mu dłużny, mierząc go ostrym wzrokiem, pokazując mu tym, że odczuwa do niego taką samą niechęć i nie boi się mu postawić. Gregory wraz ze Sky i Bellą próbowali poruszać jakieś luźne, miłe tematy, by poprawić panującą atmosferę, ale przy każdej rozmowie temat był szybko ucinany przez kolejne złośliwe komentarze Włocha lub pyskówki siwowłosego. Z minuty na minutę robiło się coraz bardziej niezręcznie i szatyn już zaczął wymyślać pretekst, by wrócić wcześniej do domu, zanim komuś nie stanie się coś złego.

I można by powiedzieć, że Gregory przewidział przyszłość, bo w momencie, gdy o tym pomyślał, stało się coś złego. Zapłakana Rosa przybiegła do swojego taty, tuląc się do jego nóg. Miała poobdzierane rajstopy w kolanach, na których widniały również zakrwawione rany. Przez pierwsze kilka chwil nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa przez łzy, więc brunet zaczął ją uspokajać. W tym czasie Simon z Johnym również dobiegli do rodziców, przy czym blondyn schował się ponownie za nogami taty.

- Co się stało, principessa?*- zapytał, gdy dziewczynka się uspokoiła.

- B-bo bawiliśmy się z Piorunkiem i Simon mnie popchnął! I-i-i upadłam na grabki i mnie teraz boooliiiii!- zapłakała ponownie.

Wszystkie pary oczu skierowały się na chłopca, który był jeszcze bardziej wystraszony niż przedtem. Gregory kucnął przy maluchu, by go nieco uspokoić.

- To prawda, skarbie? Popchnąłeś Rose?- miał bardzo łagodny głos, nie chcąc spłoszyć synka.

Maluch jedynie pokręcił przecząco głową w odpowiedzi. Wzrok miał spuszczony nisko i bawił się palcami, mimo wszystko odczuwając wstyd przez to, że jest zamieszany w wypadek koleżanki.

- On kłamie! Popchnął mnie i się ze mnie śmiał!- dziewczynka oskarżycielsko wskazała palcem na blondyna.

- Nie-e! To ona kjamie! Siama się psiewrócijaś, bo jeśteś njeźdara!- Johny stanął w obronie przyjaciela, przekrzykując się z dziewczynką.
(No-o! She's the one who's lying! You fell over on your own, because you're clumsy!)

- Sam jesteś fujara! Stoisz po jego stronie, bo mnie nie lubicie! Oni obydwoje kłamią!- ośmiolatka ponownie zapłakała.

Erwin zmierzył dziewczynkę oraz jej ojca karcącym spojrzeniem. Zbyt dobrze znał swojego syna, by wiedzieć, że nie byłby do tego zdolny. Nawet jeżeli Rosa przewróciłaby się z jego winy, blondynek nigdy nie śmiałby się z cudzej krzywdy. Miał bardzo dobre serduszko, czasami aż za dobre, wykazując chęć pomocy i nadmierne zaufanie do byle przechodnia. Rodzina Cavallo ewidentnie próbowała sabotować jego dziecko i pokazać ich w złym świetle.

- To jest jakiś skandal. Widać że nie radzicie sobie z opieką nad dzieciakiem, skoro nie potrafi się bawić z innymi dziećmi.- prychnął Włoch. Chociaż jego ton głosu wskazywał oburzenie, po ustach błąkał się złośliwy uśmieszek.

- To nje ja, objeciuje.- chłopiec był coraz bardziej przestraszony przez ton głosu ojca Rosy i agresję jaką od niego wyczuwał. Gregory od razu to zauważył i zareagował, biorąc go na ręce i przytulając.
(It's not me, I swear.)

- Od razu widać, że wasz dzieciak kłamie, w dodatku bardzo nieumiejętnie.- kolejne złośliwe obelgi w kierunku rodziny pastora coraz bardziej podnosiły mu ciśnienie. Nie mógł pozwolić by jakiś obrzydliwy homofob znęcał się nad jego rodziną, nawet jeżeli tym homofobem był kuzyn jego przyjaciela.

- Mój syn nigdy nas nie okłamuje i jeżeli twierdzi, że tego nie zrobił, to ja mu wierzę.- złotooki mierzył ostrym spojrzeniem mężczyznę przed sobą, chcąc udowodnić mu swoją rację.

Sky ponownie wyczuła nadchodzące kłopoty, dlatego z pomocą Isabelle wyprowadziły dzieci z ogródka, nie chcąc, by były świadkami kłótni ich rodziców. Poza tym musiały zająć się ranami na kolanach Rosy.

- Jak widać masz zerowe pojęcie o dzieciach. - śmiech Włocha i każdy jego nowy komentarz za każdym razem coraz bardziej wyprowadzały go z równowagi.- Nawet mnie to nie dziwi, że wasz dzieciak wyrasta na przyszłego kryminalistę, skoro kompletnie sobie z nim nie radzicie. Takie są efekty, jak geje biorą się za zakładanie rodziny.- ostatnie zdanie wypluł z taką ilością jadu, że jej krople przelały czarę goryczy i wbiły ostatnią szpilkę, która pozbyła się resztek cierpliwości u Szefitka.

- Ty włoska kurwo, jak śmiesz mi cokolwiek zarzucać!- złotooki rzucił się na mężczyznę, szarpiąc przy tym jego koszulę.- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, kim jestem w tym mieście i ilu ludzi mam pod sobą! A moi ludzie bardzo nie lubią takich nietolerancyjnych śmieci jak wy. Wystarczy jeden telefon, żeby przerobić ciebie i twoją jebaną rodzinkę na pasztet, rozumiesz?!

- No tak, synek ma problemy z agresją jak jego stary, który dodatkowo ma jakieś urojenia. - parsknął.- Może mi jeszcze powiesz, że kumplujesz się z El Chapo i razem prowadzicie kartel?- zakończył głośniejszym śmiechem.

Pomimo wyraźniej różnicy wzrostu pomiędzy mężczyznami, Kukel nie dał się zgnieść pod spojrzeniem Cavallo. Nie spuszczał wzroku z jego oczu, przekazując mu całą nienawiść i pogardę, jaką do niego odczuwa.

- Bardziej porównałbym to z mafią Don Corleone.- złotooki chwycił za kaburę przy nodze, którą znowu zaczął nosić od ostatniego incydentu.

Nie lubił nigdy wyciągać broni przy dziecku, dlatego gdy adoptowali Simona przestał ją ze sobą nosić, ale po ostatnim, niespodziewanym ataku nauczył się, że jego przestępcze życie nigdy go nie opuści i musi mieć się czym obronić. Poza tym aktualnie dzieci nie było w pobliżu, więc nic go nie powstrzymywało, by wyjąć klamkę i w napadzie agresji zacząć mierzyć do bruneta.

Gregory i San zareagowali natychmiast, konfiskując mu spluwę i odciągając od nieco zastraszonego mężczyzny. Fabio raczej się nie spodziewał, że Erwin wyciągnie prawdziwy pistolet i zacznie mu się odgrażać. Mimo tego, czuł się jeszcze bardziej sprowokowany, by kontynuować z siwowłosym kłótnie.

- Ty jesteś jakiś pierdolnięty! Dzieciaka też pewnie załatwiłeś sobie w taki sposób, bo nie uwierzę, że ktoś przy zdrowych zmysłach dałby wam dziecko! Jesteście bandą psycholi i właśnie dlatego jestem przeciwny zakładaniu rodziny przez bandę pedałów! Wszyscy jesteście chorzy na głowę, to się powinno leczyć, a nie wciągać w to niewinne dzieci!

- San, puszczaj mnie, to wypierdole mu wszystkie zęby! Może zmądrzeje jak się go pierdolnie młotkiem w głowę kilka razy!- złotooki zaczął się jeszcze bardziej rzucać i wyrywać z rąk przyjaciela.

- San, jak możesz sobie na to pozwalać w swoim domu?! Jak możesz w ogóle twierdzić, że to są twoi przyjaciele! To jest obrzydliwe!- brunet nadal kontynuował swoje litanie zażaleń.- Zawsze byliśmy przeciwni pedałom, Ameryka wyprała ci mózg!- zwracał się do kuzyna.

- Ja nigdy nie mówiłem nic, że jestem przeciwny homoseksualistą, weź mnie w to nie mieszaj!- Thorinio włączył się do kłótni, żeby się wybronić od absurdalnych zarzutów.

- Jakoś nigdy nie byłeś przeciwko temu, że się z nich śmialiśmy w szkole!

- Bo byłem głupim dzieciakiem i bałem się postawić grupie nastolatków, którzy byli ode mnie więksi! To, że nic wam nie mówiłem, to nie znaczy, że mi się to podobało, ale bałem się coś zrobić.

- No tak, od zawsze byłeś taką samą pizdą jak oni.- warknął z pogardą rzucając krytyczne spojrzenie swojemu kuzynowi.

Dzięki chwili nieuwagi Erwinowi udało się wyrwać z uścisku Sana, by ponownie rzucić się na jego kuzyna i zacząć się z nim szarpać, przy czym udało mu się uszkodzić jego nos i łuk brwiowy. Pastor nawet nie patrzył gdzie celuje, po prostu próbował go zmasakrować, udusić i wydrapać mu oczy.

- Jeszcze raz spróbuj obrazić moją rodzinę, San i Sky też się do niej zaliczają, to skończysz jako karma dla szczurów, a twoja śmierć będzie dłuuuga i bolesna.- niemal wywarczał, kiedy Gregory po raz kolejny odsuwał go od swojej ofiary.

- Erwin, uspokój się!- szatyn kolejny raz spróbował przemówić mężowi do rozsądku, ale wydawało się, że ten w ogóle go nie słucha.- Obiecałeś mi, że będziesz spokojniejszy. Idę po Simona, a ty pójdź już do samochodu, dobrze?

Złote oczy ciągle czujnie obserwowały każdy ruch bruneta, który wycierał chusteczkami lecącą z nosa krew. ''Bardzo dobrze, zasłużył sobie na to'', pomyślał czując satysfakcję ze swojego ataku. Czując smak zwycięstwa, odpuścił i pozwolił się zaprowadzić do samochodu przez Sana. Co prawda miał delikatne poczucie winy, że zepsuł przyjacielowi rodzinne spotkanie, ale mimo tego nie żałował, że to zrobił. Był tak zdenerwowany, że bez słowa wsiadł do samochodu, nawet nie siląc się na pożegnanie z przyjacielem. Przed odjazdem Gregory przeprosił Thorinio w imieniu męża, chociaż San nie wydawał się być zły, ale policjant również źle się czuł z tym, jaką wprowadzili tam atmosferę.

Powrót do domu minął im w ciszy, każdy musiał przemyśleć i przetrawić po swojemu sytuację z grilla. Nawet Simon bał się odezwać, czując się winnym zaistniałej kłótni. Po powrocie do domu zaczął przepraszać swoich rodziców, chociaż żaden z nich nie był na niego zły i chcieli go utwierdzić w przekonaniu, że kłótnia nie była jego winą.

- J-ja naplawdę jej nie popchłem, nawet nie wiciałem, cio się śtało.- tłumaczył malec, chcąc oczyścić się z zarzutów.- Śtałem obok i Losia nagle lesiała, ale nie śmiałem się ź niej! Śmiałem się ź Piolunka, bo się bawijiśmy i-i...
(I-it really wasn't me, I didn't even know what happened (...) I was standing next to them and then Rose was flying, but I didn't laugh at her! I was laughing at Bolt [dog], because we were playing and- and...)

- Shh, już spokojnie słoneczko, nikt cię o nic nie obwinia.- Siwy tulił dziecko mocno do piersi.- Wiem, że nic byś jej nie zrobił, nie przejmuj się nimi. Czasami spotykamy w życiu ludzi, którzy chcą nam zrobić na złość, ale wtedy najważniejsze jest, żeby nie dać się wrobić. Musisz twardo trzymać się swojego zdania, jeżeli wiesz, że jest prawdą.

- A...a.. ci wujek i ciocia wiecią, źe mówiłem plawdę?- w głosie maluszka można było wyczuć skruchę i zmartwienie.- I... i.. i nie beńdą na mie źli?
(But.. but.. that uncle and aunty know that I was telling the truth? (...) And... and... and they won't be angry at me?)

- Na pewno nie, wujek i ciocia na pewno ci uwierzyli.- zaczesał mu kosmyk za ucho. Jego słowa niezupełnie przekonały Simona, maluch dalej wyglądał, jakby się o wszystko obwiniał.- Możemy do nich zadzwonić, jak się wykąpiesz i ich spytamy, dobrze?

Chłopczyk delikatnie pokiwał główną i mocniej wtulił się w rodzica. Przez jakiś czas pastor jeszcze go uspokajał i zapewniał, że nic złego nie zrobił, zanim Si poszedł się kąpać. Dopiero kiedy mężczyźni zostawili malucha w kąpieli, mieli chwilę czasu, żeby mogli porozmawiać o wszystkim sami. Minęło parę godzin, aby każdy mógł wszystko sobie przemyśleć i się uspokoić.

- Erwin...- szatyn miał zacząć swój wywód, ale małżonek wtrącił się, nie pozwalając mu dokończyć.

- Wiem, wiem, tak, wiem.- westchnął głośno, opierając ręce na parapecie i wyglądając przez okno.- Nie powinienem tak zareagować, ani atakować tego typa, ani wyciągać broni w pobliżu dzieci.- delikatnie przewrócił oczami, chociaż miał świadomość, że zrobił źle.

- Ja po prostu...- kolejny głęboki wdech.- Nie mogę znieść, kiedy jakiś kretyn oczernia moją rodzinę. Zwłaszcza, kiedy ten kretyn jest kimś ważnym dla Sana, a my musimy go znosić. Gdyby był przypadkowym przechodniem na ulicy to-

- To po prostu byś go rozstrzelał, wiem.- szatyn delikatnie pokręcił głową.

- Nie. Miałbym w niego wypierdolone.

- To czemu słowa Fabio tak cię zabolały? W ogóle go nie znasz.

- No bo jest ważny dla Sana! Sam nie wiem... może...- nagle zamilkł, czując gule w gardle i delikatne pieczenie na policzkach. Gregory za dobrze go znał, by nie zrozumieć o co chodzi.

- Może jesteś o niego zazdrosny?- cichy śmiech opuścił jego gardło, kiedy obejmował siwulca od tyłu.

- Nie...- pastor brzmiał co najmniej jak obrażone dziecko.- Może troszkę... Ale co to, kurwa, ma być?! Przyjeżdżają do niego jakieś randomy, o których nigdy nic nam nie mówił i nagle to jego super włoska rodzinka! Poza tym chyba nie powiesz mi, że ich zachowanie cię nie wkurwiało?!

- Troszeczkę irytuje, ale zdążyłem się przyzwyczaić.- odgarnął z jego czoła zagubiony kosmyk.- Skarbie, a nie uważasz, że San właśnie im chciał zaimponować, a nie nam? Specjalnie nas zaprosił, żeby pokazać rodzinie z Włoch jak dobrze sobie tu radzi i jakie wspaniałe osoby poznał, w tym ciebie. Od razu po przyjściu zaczął cię zachwalać, może w taki sposób chciał dać kuzynowi nauczkę? - wytłumaczył, rozjaśniając złotookiemu sytuację, przez co mężczyzna poczuł się jeszcze gorzej.

Zaczęło zżerać go poczucie winy, że zepsuł brunetowi spotkanie. San zawsze był w stanie pomóc Erwinowi przy wszystkim, o co go prosił, a on sam nie potrafił się zachować i chociaż raz schować dumy w kieszeń. Nawet teraz wiedząc, że zjebał nie potrafił przyznać tego głośno. Wolał szukać winy w Fabio, niż przyznać na głos, że stracił nad sobą kontrolę.

- Jak możesz być taki spokojny? Gość od początku się do ciebie dopierdolił, a po tobie to wszystko spływa. Kiedyś w parku omal nie przyjebałeś temu dzieciakowi, który się z ciebie śmiał.

- Uczę się na własnych błędach. Poza tym ten dzieciak dopieprzał się do Simona i zarzucał mi molestowanie, ale przyznaję, że też wtedy przesadziłem. Obydwoje mamy problem z kontrolowaniem emocji i musimy się tego nauczyć, tym bardziej że będziemy takich ludzi spotykać całe życie.- policjant w uspokajający sposób gładził klatkę piersiową męża, chcąc mu przekazać, że ma jego wsparcie.- Nie myśl o tym za dużo, to nic nie zmieni. Po prostu pracuj nad sobą i z czasem sam zaczniesz zauważać efekty.

- Od kiedy zacząłeś pracować jako głos rozsądku, co? Nie przypominam sobie, żebym cię zatrudniał.- zażartował młodszy, próbując trochę rozluźnić atmosferę.

- Od kiedy ożeniłem się z kryminalistą i obowiązek uciszania jego demonów spadł na mnie.

- W takim razie mogę powiedzieć Sanowi, że to twoja wina.- parsknął.



*Principessa- ''księżniczka'' po włosku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro