✭ Nie wywołuj twardego Grzegorza ✭

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

OSTRZEŻENIE: W poniższym rozdziale występuje skrajnie wulgarne słownictwo, słowa banowane na niektórych platformach i przedstawienie homofobii. Rozdział nie ma na celu nikogo obrazić, a jedynie przedstawić problemy z jakimi spotykają się osoby z kręgu LGBTQ+. Bardzo proszę o zachowanie dystansu, bowiem jest to jedynie fanfiction tworzone przede wszystkim w celach humorystycznych. Miłej lektury.


Promienie słońca skalały ulice miasta chyląc się ku horyzontowi. Ciepła bryza rozwiała kosmyki brązowych włosów. Słoneczny dzień powoli zbliżał się ku końcowi, mimo tego okolica pozostawała spokojna i cicha. Mężczyzna delektował się spokojem podziwiając okolice. Jego dłoń delikatnie przeczesywała siwe włosy należące do partnera spoczywającego na jego kolanach. Każdy weekend poświęcali sobie nadrabiając czas, którego im brakowało w trakcie tygodnia. Takie dni cenił sobie najbardziej. Starali się robić wspólnie coś produktywnego, co zawsze umacniało ich związek. Czasami były to kolacje w drogich restauracjach, spacery po zmroku na plaży, przejażdżki samochodowe w nowe, nieznane miejsca, a czasem był to zwykły piknik w parku taki jak dziś. W takich okolicznościach mogli wyciszyć swój umysł od nadmiaru emocji skumulowanych w trakcie dni pracy i nacieszyć się swoją obecnością bez ograniczającego ich czasu.

Nawet Erwin, wiecznie nerwowy wulkan energii doceniał chwile, w których mógł się wyciszyć i odetchnąć od codziennego chaosu. Nucił pod nosem jakąś bliżej nieokreśloną melodię delektując się dotykiem ukochanego i kreśląc palcami małe wzorki na jego nogach. Nie potrzebowali słów, by czuć się ze sobą dobrze, cisza w zupełności im wystarczała. Była zbawieniem od codziennych krzyków w pracy, jak i domowego żargonu.

Obydwoje nie mogli czuć się w tym momencie bardziej szczęśliwi mając siebie nawzajem u boku i słysząc z oddali płacz. Chwila, płacz? Gregory pierwszy zareagował odwracając się z niepokojem i dostrzegając źródło dźwięku. Delikatnie odsunął od siebie męża, który zalegał beztrosko na jego nogach i podniósł się z koca. Erwin zareagował zaraz za nim z wymalowaną troską na twarzy. Obydwoje w kilka sekund znaleźli się przy malutkim, blondwłosym chłopczyku siedzącym w piaskownicy, z którego ust uciekał szloch. Chłopczyk przecierał mocno oczka chcąc odgonić łzy i piasek z twarzy.

- Kochanie, co się stało? - Erwin objął opiekuńczo malca podnosząc go i przytulając do siebie.

Chłopiec wciąż płakał nie potrafiąc ułożyć żadnego zdania przez nadmiar emocji. Prawie się zapowietrzył kiedy spróbował coś powiedzieć, ciągle pocierając piąstkami oczy. Pastor wyjął z kieszeni chusteczkę przecierając buzię synka i przynosząc ulgę jego podrapanym przez piach, błękitnym oczętom.

- Shhh, nie płacz skarbie, już wszystko w porządku. - kołysał delikatnie maluszka.

Mimo wspólnych lat życia razem Gregory'ego zawsze rozczulał widok opiekuńczego Erwina. Jeszcze kilka lat temu nigdy w życiu by nie powiedział, że mężczyzna mógłby się nadawać na ojca. Mało powiedziane, wyśmiałby każdego kto by tak uważał. Teraz śmiało mógł przyznać, że jego mąż dorósł do roli opiekuna i świetnie się w niej sprawdzał. Jakby nie patrzeć Gregory też był dużo lepszym ojcem niż przy Alexie i Nicole, chociaż może gdyby z Rebeccą układało mu się tak dobrze jak ze złotookim, jego córka też miałaby lepsze dzieciństwo. Bądź co bądź kiedy przeprowadziła się do Los Santos robił wszystko, by była szczęśliwa. Nie żałował jej ani centa, zawsze służył radą i kiedy tylko mógł spotykał się z nią, by spędzić wspólnie czas i nadrobić swoje braki wychowawcze. Co do Alexa, no cóż... To nie do końca była jego wina. W końcu nawet nie wiedział o jego istnieniu dopóki chłopak nie dorósł i zaskoczył go swoją wizytą na komendzie. Kiedy go poznał również starał się dla niego, chociażby pomagając przy rekrutacji do policji. Alex był dużo bardziej samodzielny od Nicole, kiedy się zjawił i zdecydowanie mniej zainteresowany spotkaniami z ojcem, więc sierżant trochę bardziej zaniedbał ich relacje. Jednakże zawsze powtarzał synowi, że ten może na niego liczyć. Od czasu do czasu potrafili się dogadać.

Szatyn dopiero teraz po tych wszystkich latach zaczął odczuwać żal i głębokie poczucie winy z powodu braku swojej obecności w życiu potomstwa, dlatego obiecał sobie, że nigdy nie zawiedzie Simona- jego i Erwina adoptowanego synka. Pomysł z adopcją wyskoczył nagle i wtedy policjant myślał, że to kolejna zachcianka jego męża, która szybko mu się znudzi. Nie uważał, by były przestępca nadawał się na rodzica. Sam nie uważał siebie za dobry materiał na ojca, więc próbował wybić mu ten durny pomysł z głowy. Jego małżonek natomiast był uparty i robił wszystko, by udowodnić szatynowi swoje kompetencje. Pomimo początkujących obaw, czy poradzą sobie z tak ogromnym obowiązkiem teraz obydwoje byli najszczęśliwsi na świecie. Simon był promyczkiem, który rozświetlił ich życie i pogłębił wzajemne uczucia. Gregory był niezmiernie wdzięczny ukochanemu, że przekonał go do adopcji, ponieważ wspólny maluch zbliżył ich wszystkich do siebie i codziennie dostarczał masę radości. Oczywiście nie pomijając też masy obowiązków, z którymi czasami sobie nie radzili, zwłaszcza gdy ich synek był niemowlakiem. Na szczęście nie byli w tym sami, ponieważ Sky, Heidi, Summer lub Kylie zawsze były gotowe im pomóc, by dziecku nie zabrakło też kobiecej ręki. Oczywiście maluszek miał też do wyboru wachlarz wujków, którzy nie odmawiali pomocy. Zawsze kiedy była potrzeba znalazł się ktoś, kto wspierał raczkującą rodzinę. Najczęściej była to Sky wraz z Sanem, która zaszła w ciążę niedługo przed tym jak ich przyjaciele zaczęli starać się o adopcję. Po udanej procedurze adopcyjnej Thorinio również wydała na świat zdrowego synka, więc chłopcy wychowywali się praktycznie razem.

Mimo wielu rąk do pomocy mężczyźni nie nadużywali życzliwości przyjaciół. Starali się spędzać z dzieckiem jak najwięcej czasu i dawać mu jak najwięcej miłości. Zawsze byli bardzo wyrozumiali dla malucha, chociaż blondynek był zazwyczaj wyjątkowo spokojnym i cichutkim dzieckiem, oczywiście po tym jak wyrósł z fazy noszenia pieluch. Jako niemowlak potrafił im dać nieźle w kość. Kiedy w końcu zaczął się uczyć chodzić i mówić zrobił się wrażliwy i nieśmiały, zwłaszcza w stosunku do obcych.

- Już lepiej? - Erwin wciąż kołysał maluszka na rękach, przy tym gładząc w uspokajający sposób jego plecki dopóki ten nie przestał płakać. Z ust chłopca wyrywały się już tylko cichutkie pochlipywania i pociąganie noskiem.

- Powiesz tatusiowi, co się stało? - spytał spoglądając na synka i ścierając palcami kolejne gromadzące się łezki.

- Bo... Bo.. - chłopczyk cichutko się jąkał. - Tamten chłopieć, on... On wsiął moje wiadelko i... i... i.. I sipniął mie piaśkiem i... - blondynek znowu zaczął cicho płakać.
(" 'Cause.. 'cause..." ... "That boy, he.. he took my bucket and.. and.. and threw sand and me and...")

- Shhh, spokojnie, nic się nie dzieje.

- I... Bo.. No bo... On.. - Simon wziął kilka głębokich wdechów, by powstrzymać kolejną falę łez. - Ja.. Ja ściałem, źeby mi je oddał i on... On zaciął waś bźydko wyziwać... - czterolatek znowu się rozkleił przytulając jeszcze mocniej do ramion pastora.
("And... 'Cause... Because... He..." ... "I... I wanted him to give it back and he... He started calling you names...")

- No już, spokojnie kochanie, nie płacz. - ton głosu siwowłosego był delikatny i kojący, kiedy ponownie zaczął kołysać malca.

- A co takiego ci ten chłopczyk powiedział? - zainteresował się szatyn.

- J-ja nie scę te-tego m-mówić... - wyjąkał między płaczem.
("I-I don't wanna s-say i-it...")

Policjant rozejrzał się po polanie zauważając w piaskownicy tylko jednego chłopca, który faktycznie przywłaszczył sobie zabawki ich syna. Chłopiec był dużo starszy od malucha, miał co najmniej 10 lat, jeżeli nie więcej. Szatyn nieco się zirytował widząc kto dokuczał ich dziecku. Zrozumiałby innego czterolatka, ale chłopak co najmniej 2 razy starszy powinien mieć już trochę oleju w głowie, by wiedzieć, że taki dzieciaczek się przed nim nie obroni. Dziesięciolatek był zwykłym chuliganem, który zaczepia słabsze dzieciaki.

- Hej chłopczyku. - Grzesiu zachował spokojny ton głosu przyjmując neutralne nastawienie. - Dlaczego zaczepiasz inne dzieci?

Mały szatynek jednak nic nie odpowiedział pochłonięty lepieniem zamku z piasku.

- Maluchu, jak chciałeś się pobawić wystarczyło zapytać, wiesz? - mężczyzna kucnął do chłopca próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Ten jednak wciąż go ignorował.

- Hej, potrafisz mówić?

- Rodzice zabraniają mi rozmawiać z obcymi, szczególnie jak obcy to para pedałów. - fuknął, nawet na niego nie patrząc.

Gregory'ego zamurowało słysząc takie słownictwo z ust dziesięciolatka. Kto by pomyślał, że taki gówniarz potrafi być tak wulgarny? Zapewne nawet nie zna znaczenia tych słów i używa ich nie bojąc się o konsekwencje. Przez chwilę mężczyzna nie wiedział jak się zachować, raczej nigdy by się nie spodziewał, że jakiś dzieciak zwyzywa go w tak chamski i bezczelny sposób.

- A gdzie są twoi rodzice? - zapytał już nieco ostrzej, zauważając że chłopiec się go nawet nie boi.

Tym razem ponownie się nie odezwał, ale śmiechy dochodzące spod drzewa same odpowiedziały na jego pytanie. Sierżant rozejrzał się dostrzegając grupę nastolatków, którzy nie mogli opanować chichotu. Zapewne jeden z nich był bratem chłopaka, który podpuścił go do użycia takich słów. Naprawdę dojrzałe zachowanie.

Policjant nie czekając ruszył w kierunku grupki i stanął z założonymi rękami przed najgłośniej śmiejącym się chłopakiem.

- Znęcanie się nad młodszymi was tak bawi, czy uczenie dzieci przekleństw?

Młodzież jeszcze bardziej się roześmiała na zwróconą uwagę. Z debilami raczej ciężko będzie mu się dogadać.

- Który z was to jego opiekun? - Szatyn nie ustępował.

- Nie interesuj się, pedale. - najwyższy z chłopców odważył się na pyskówkę.

- Lepiej pilnuj własnego gówniaka. - dogadał kolejny.

- Ja bym się w sumie o niego martwił, nie wiadomo co te pizdy z nim robią w domu.

Gregory mocno zaciskał pięści licząc w głowie do 100. Nie może pozwolić się sprowokować grupie zapryszczałych nastolatków.

- Przepraszam? Zdajesz sobie sprawę, że są to poważne oszczerstwa podchodzące pod paragraf karny? - odparł przez zaciśnięte zęby.

- Ojej, ale się boję!

- Poza tym na waszym miejscu zająłbym się wychowaniem własnego szczeniaka, jeżeli nie chcecie go w przyszłości zobaczyć w poprawczaku. - pouczył. - Jak i również radziłbym popracować nad własnym zachowaniem, bo może się to dla was nie skończyć zbyt dobrze.

- Słyszeliście? Pedałek się nam odgraża! - kolejna fala śmiechów.

- Wolę by mój "szczeniak" miał jaja i potrafił sobie sam radzić w życiu, niż żeby był ruchany w tyłek jak twój gówniarz przez takich zwyroli jak wy. Tfu. - najwyższy z gromady splunął przy bucie policjanta. - Pierdoleni pedofile, znudziła wam się zabawa własnymi kutasami, więc dobieracie się do dzieciaków? Potem się nie dziwcie, że każdemu dają się tak wyruchać.

98..99... A jebać to liczenie. Chłopak przekroczył wszelkie granice, Gregory nie wytrzymał. Chwycił nastolatka za kurtkę przyszpilając go do drzewa, pod którym stali i trochę zbyt mocno nim szarpiąc. Pod wpływem emocji uderzył pięścią w drzewo, tuż przy twarzy chłopaka, by jeszcze bardziej go nastraszyć. Pozostali koledzy ofiary nieco się spłoszyli odsuwając od mężczyzn i z przerażeniem wyczekując na rozwój sytuacji.

- Jeszcze raz spróbujesz oczernić moją rodzinę, przysięgam że zmienię twoje życie w piekło. Radzę ci na przyszłość zastanowić się nad słowami jakimi chcesz kogoś oskarżyć, bo gdyby stał tu mój mąż nie skończyłoby się na rozmowie. - oczy szatyna płonęły z gniewu. Pod ostrym spojrzeniem trzymany chłopak zaczął się trząść.

- Z-zgłoszę cię na policję za groźby i pobicie!

- Oh, to nie groźba, to rada na przyszłość, jeżeli chcesz jeszcze pożyć w tym mieście. - gwałtownie poluzował uchwyt puszczając oponenta, przez co ten wylądował na ziemi z głośnym jękiem.

- A jeżeli chcesz zgłosić jakąś sprawę to słucham. Gregory Knuckles-Montanha, sierżant trzeciego stopnia, numer odznaki 406, w czym mogę pomóc? - cwaniacki uśmiech rozkwitł na twarzy szatyna.

Chłopak spojrzał na oprawce z jeszcze większym przerażeniem w oczach i podnosząc się na chwiejnych nogach szybko się wycofał.

- Skorumpowane ścierwa.. Spadamy stąd. - kiwnął w kierunku znajomych i chwytając brata za rękę wyciągnął go z piaskownicy, ewakuując się z miejsca zdarzenia wraz z bandą swoich przygłupów.

Po całym incydencie za plecami mężczyzny pojawił się niezadowolony siwowłosy, wciąż trzymając Simona na rękach. Był świadkiem całej kłótni i doskonale rozumiał gniew ukochanego, ale nie popierał takich rozwiązań na oczach ich syna. Przez lata bardzo się starał, by ich synek nie miał nigdy do czynienia z bronią ani przemocą, pomimo że była to nieodłączna część ich życia to starali się to utrzymać jak najbardziej w tajemnicy. Oczywiście blondynek miał świadomość, że jeden z jego tatusiów pracuje na policji, ale Gregory nigdy nawet nie wyciągnął przy nim broni, a wszystkie niebezpieczne przedmioty były dokładnie pochowane w mieszkaniu.

- Grzegorz. - ton pastora był surowy i ostry.- To nie było wychowawcze.

- Ale było prawidłowe.- szatyn posłał lubemu delikatny uśmieszek satysfakcji. Miał świadomość, że pomimo surowej miny gdzieś w środku Erwin popiera jego rozwiązanie konfliktu, ale nie przyzna tego głośno przy Simonie.

- Jesteś, kurwa głupi.

- Nie przeklinaj przy dziecku, to nie wychowawcze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro