✭ Służba nie drużba ✭

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gregory od zawsze był pracoholikiem. Co prawda, od kiedy zaadoptowali Simona ilość godzin jakie poświęcał pracy zmniejszyła się, ale wciąż spędzał na komendzie sporą ilość czasu. Dużo większą niż pozostali funkcjonariusze. Dla każdego było to normalne, że Gregory przebywał na służbie od kilkunastu do dwudziestu paru godzin, niejednokrotnie nawet nie wracając do domu w tym samym dniu. Komisariat był jego drugim domem, a praca spełnieniem zawodowym. Niewiele osób chciało to przyznać, ale Greg był naprawdę dobrym policjantem. Oczywiście jego ego przewyższało jego umiejętności, dlatego tak niechętnie był chwalony. Jednakże mężczyzna znał swoją wartość i wiedział, że dobrze wykonuje swoją pracę. Nawet po adopcji dziecka nie uległo to zmianie. Jedynie zmniejszyła się ilość godzin jaką poświęcał w pracy, chociaż według Erwina wciąż była za duża.

Niejednokrotnie nadmierny czas spędzany na komendzie był powodem ich kłótni. Pastor oczekiwał, by małżonek spędzał z nim i ich synem więcej czasu, ale szatyn nie potrafił. Nie zrozumcie go źle, nie ukrywał się przed obowiązkami i naprawdę chciał częściej być z rodziną, ale nie potrafił tak łatwo się przestawić. Poświęcił służbie większość swojego życia, już jako 16 latek wstąpił do wojska, a zaraz po tym zaczął pracować w policji. Nie potrafił od tak ograniczyć czegoś, co robił całe życie. To było po prostu uzależnienie, miał spory problem, który powinno się leczyć. Wielkim sukcesem było to, że od 3 lat spędzał w pracy 10-12 godzin dziennie, zamiast na przykład 16. Może czasami brał dodatkowe nadgodziny i rezygnował z wolnego w święta, ale naprawdę robił postępy! Przynajmniej udało mu się przełamać na tyle, by w weekendy siedzieć w domu... No, prawie każde weekendy. Ale to wciąż wielki przełom jak na jego pracoholizm!

Oczywiście związek z Erwinem odbił się również na jego pracy i sprowadził ograniczenia. Informacja, że największy kryminalista w mieście nagle zrezygnował ze swojego fachu na rzecz związku z policjantem, nie była wystarczająco przekonująca dla pozostałych funkcjonariuszy. Pomimo, że faktycznie z czasem doświadczyli braku pastora podczas napadów i wszystko wskazywało na to, że nie jest już szefem swojej grupy przestępczej, nadal utrzymywał on kontakt z pozostałymi kryminalistami. Nawet jeżeli byłyby to tylko przyjacielskie, czy rodzinne relacje i mężczyźni naprawdę nie mieszali Erwina w swoje interesy, to wciąż Gregory był z nimi bezpośrednio powiązany. Nie chcąc ryzykować, że policjant będzie sabotował pracę swoich kolegów i pomagał uciec przyjaciołom złotookiego oraz chcąc unikać sytuacji o niesłuszne oskarżenia o korupcję, szefostwo musiało wymyślić jakieś alternatywne rozwiązanie.

W taki oto sposób szatyn został wycofany z udziału we wszystkich napadach, akcjach ratunkowych, porwaniach czy pościgach. Jego praca sprowadzała się do spisywania raportów, przesłuchiwania więźniów lub pomaganiu przy prowadzeniu śledztw, co też skupiało się głównie na papierkowej robocie. Jedyną ewentualnością na pracę w terenie był patrol okolic, gdzie znajdowały się ulice miejscowych gangów, tak zwane "ośki". Gregory również mógł wystawiać mandaty i zatrzymywać kierowców za nieprzepisową jazdę, aczkolwiek miał polecenie, by unikać samochodów należących do przyjaciół Erwina i w razie konieczności wezwać wsparcie innych funkcjonariuszy. Nie mógł też już brać udziału w strzelaninach, by nie musieć stawać przed wyborem "praca vs rodzina".

Mimo wszystko przez ostatnie lata od związania z Erwinem, szatyn chcąc nie chcąc zbliżył się do reszty jego przyjaciół. Stał się częścią ich rodziny, więc na początku musiał nauczyć się, by wszystkich tolerować, a Zakshot musiał się nauczyć żyć z policjantem. Początki nie były najłatwiejsze. Przyjaciele pastora kilka razy próbowali ich skłócić i rozdzielić, nie chcąc dzielić się Szefitkiem. Po licznych wojnach, sporach, kłótniach i stawianych warunkach w końcu udało im się dogadać. To była już tylko kwestia czasu, by szatyn zaczął dogadywać się z resztą jak z dobrymi, momentami wrednymi, ale wciąż lojalnymi kumplami. Nauczyli się wzajemnie na sobie polegać i wbrew pozorom potrafili się razem naprawdę dobrze bawić. Po pierwszych dwóch latach oficjalnego związku z Knucklesem funkcjonariusz mógł poczuć się częścią jego rodziny.

Niestety odbiło się to w konsekwencji na jego pracy. Nie mógł uczestniczyć w żadnych ważnych, przełomowych zebraniach, żeby nie przekazać mężczyznom żadnych informacji. Te wszystkie nałożone na niego nakazy i zakazy miały sens i naprawdę się sprawdzały, ale niejednokrotnie policjantowi brakowało adrenaliny podczas pracy, zupełnie jak Erwinowi. Ubolewał nad tym, że musiał głównie siedzieć w biurze, a na patrolu czuł się bezużyteczny, ale było to kolejne poświęcenie, które musiał zaakceptować na rzecz swojej rodziny.

Na początku ukrócenie do minimum obowiązków sierżanta sprawiało mu ogromny dyskomfort. Czuł żal i frustrację nie mogąc uczestniczyć w tak ekscytujących akcjach, ale oczywiście nigdy nie żałował małżeństwa z Erwinem. Po prostu zwyczajnie tęsknił za adrenaliną, tak jak jego kochanek i potrzebował czasu, żeby się przyzwyczaić do spokojnej pracy za biurkiem. Niejednokrotnie podczas kłótni wypominali sobie ograniczenia w pracy spowodowane swoją relacją i obwiniali się wzajemnie o swój los, ale żaden z nich tak nie uważał. Używali tych argumentów tylko po to, by słowa mocniej bolały, żeby wyrzucić z siebie rosnącą frustrację. Żaden z nich nie żałował małżeństwa z drugim, a adopcja Simona wynagradzała im ich wszystkie udręki. Żaden z nich nie potrafiłby zmienić swojego życia lub powrócić do starych czasów. Po prostu obydwoje musieli przyzwyczaić się do ogromnej zmiany i ją zaakceptować, na zawsze żegnając się z poprzednim życiem. Ich rodzina naprawdę starała się to zrobić, ale ciężko jest tak szybko zaakceptować swój los i wszystkie nowości jakie się pojawiły, dlatego ich początki związku były bardzo burzliwe. Kto by pomyślał, że małe, niewinne dziecko będzie w stanie uspokoić szalejące emocje między mężczyznami i zesłać na nich spokój.

Kolejną gigantyczną zmianą w życiu byłego szefa policji było pożegnanie się ze swoją jednostką. Kiedy jego małżeństwo wisiało na włosku przez liczne kłótnie na temat jego pracoholizmu, Gregory musiał stanąć przed wyborem ''praca czy rodzina''. Erwin nie zauważał żadnych postępów, które robił szatyn, a przynajmniej trwało to zbyt długo w jego mniemaniu. Próbował postawić mężowi ultimatum, że albo zacznie się leczyć albo go zostawi, ale jego groźby nigdy nie były brane na poważnie. Policjant odpowiadał w ten sam sposób każąc siwowłosemu leczyć jego ADHD, co tylko prowadziło do kolejnych kłótni. Dopiero kiedy pastor zaczął się buntować nie wracając do domu na noc i nie rozmawiając z mężem, sierżant zrozumiał, że musi odpuścić. Nadal nie zauważał swojego problemu, ale nie mógł pozwolić, żeby młodszy mężczyzna ograniczał mu kontakt z synem.

To był cios poniżej pasa, ale przynajmniej był skuteczny. Szatyn zaczął chodzić do psychologa, a przynajmniej starał się, ponieważ jego wizyty nie były regularne. Uważał to za bzdurę i nie wierzył, by rozmowy z psychologiem były mu w stanie jakkolwiek pomóc. To była zwykła strata pieniędzy, ale jeżeli był to jedyny sposób, by zatrzymać przy sobie rodzinę, cóż... Miał inny wybór?

- Idę na status 3. - Powiadomił Shelby'ego, który objął tymczasowe dowództwo podczas urlopu szefostwa.

- Tak szybko? - Mężczyzna ze zdziwieniem spojrzał na zegarek zauważając, że Gregory wyrobił dzisiejszego dnia zaledwie 6 godzin. Zauważył, że od tygodnia policjant kończy pracę szybciej niż zwykle, ale nigdy nie wychodził przed wyrobieniem normy.

- Muszę wracać do rodziny. - Sierżant nie chciał się tłumaczyć, że musi iść na spotkanie z psychologiem.

Wstydził się tego, że podjął się jakiegokolwiek leczenia, przecież zawsze w oczach wszystkich obywateli był niezniszczalnym terminatorem. Co by to o nim świadczyło, gdyby nagle na świat wyszła informacja, że niepowstrzymany stróż prawa musi się leczyć? Nawet jeżeli nie robił tego dla siebie, ludzie i tak dopowiedzą sobie swoją wersję zdarzeń. Chciał uniknąć głupich plotek, których Shelby na pewno nie potrafiłby uchować w tajemnicy.

- A co z pracą? Nie skończyłeś jeszcze wszystkich raportów i-

- Chcę spędzić czas z rodziną. - Przerwał wypowiedź przełożonego. - Ciągle robię po 12 godzin dziennie, bez dnia wolnego. Prawie nie rozmawiam z synem, bo jak wracam do domu to już śpi. Małżeństwo mi się sypie, bądź człowiekiem Tomek. 

- Kiedyś komenda była twoją rodziną. - Wytknął młodszy. Na ustach rozciągnął mu się prowokujący uśmieszek, jakby testował swojego policjanta.

- Ale teraz jest nią Erwin i Simon. - Sprowokowany mulat zagryzł zęby, powstrzymując się od wytknięcia paru niestosownych uwag. Gdyby nie fakt, że Thomas miał od niego wyższy stopień w pracy, nie darzył by go takim szacunkiem. 

- Słuchaj Montanha, szefostwo często idzie ci na rękę. - Kapitan zdecydowanie nie zamierzał odpuścić starszemu dyskusji. Zaczął punktować mulata, by bardziej go rozdrażnić. - Pozwolili przyprowadzać ci tu psa, puszczają cię do domu w nagłych sytuacjach, a w dodatku przymknęli oko na to, że umawiasz się z ''byłym'' przestępcą. Ty też musisz wywiązywać się ze swoich obowiązków. 

Słowa dowódcy coraz bardziej irytowały starszego funkcjonariusza. Za kogo on się uważał, by wytykać Gregory'emu jego pracę? Za kogo on się uważał, żeby w ogóle wtrącać się w jego życie?! To, że tymczasowo objął dowodzenie jeszcze o niczym nie świadczyło, a już na pewno, by dyktował mulatowi jak ma pracować i układać swoje życie. 

- Nazywam się Knuckles-Montanha. - Poprawił przez zaciśnięte zęby.

- Co za różnica? - Shelby cicho prychnął, lekceważąc poprawkę szatyna.

- Taka, że już wybrałem, co jest dla mnie ważniejsze, więc możesz się pierdolić i znaleźć inny sposób niż szantaż emocjonalny. - Niemalże warczał podczas wypowiedzi. - Brakuje ci rąk do pracy? Zrób rekrutacje, na pewno znajdzie się mnóstwo chętnych na moje miejsce.

Zapadła dziwna cisza, w której obydwoje nie byli pewni, czy słowa wypowiedziane przez Gregory'ego były wymówione z powagą. Czy on właśnie złożył wypowiedzenie..?

- Chyba nie mówisz poważnie... - Thomas jako pierwszy odważył się przerwać milczenie.

- Jeżeli każesz mi wybierać pomiędzy pracą, a rodziną to dokonałem wyboru żeniąc się z Erwinem i zakładając z nim rodzinę. Taka odpowiedź ci wystarczy? - Dla podkreślenia swoich słów rzucił na biurko swoją odznakę.

- Ostatnio w ogóle cię nie poznaje, zmieniłeś się Grzegorz.- Mężczyzna z wątpliwością spojrzał na odznakę sierżanta, następnie kierując przenikliwe spojrzenie na niego.

Krótka rozmowa jaką wymienili między sobą funkcjonariusze bardziej pomogła zrozumieć Gregory'emu, co jest dla niego najważniejsze w życiu, niż rozmowy z psychologiem, które prowadził z nim od tygodnia. Zaczął dostrzegać swoje błędy i rozumieć ból Erwina, który najzwyczajniej w życiu czuł się olewany. Skoro dla wszystkich funkcjonariuszy normą było, że szatyn spędza więcej czasu na komendzie, niż w domu to by znaczyło, że ponownie zaniedbał swoją rodzinę i zdecydowanie musi to zmienić. W żadnej rodzinie nie jest normalne, by widywać swoich bliskich zaledwie przez kilka godzin, a resztę czasu poświęcać pracy. Przez takie zachowanie stracił już kiedyś Rebecce i Nicole. Poczuł jak serce mu staje na myśl, że w taki sam sposób mógłby stracić Erwina i Simona.

- Tak, ale to była zmiana na lepsze.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


Pastor wpadł niespodziewanie do mieszkania. Nie pojawiał się w nim od ponad tygodnia, od kiedy rozpoczął swoją podstępną gierkę z unikaniem szatyna. Oczywiście to tyczyło się również Simona, którego siwowłosy wziął ze sobą, by Gregory mógł w końcu zrozumieć, co może stracić. Tym razem jednak został zmuszony do spotkania z mulatem, po tym jak się okazało, że ich syna nie ma w przedszkolu. 

- Pojechałem do przedszkola po Simona, a baba mi mówi, że już go nie ma. Ty chcesz żebym padł na zawał? - Na wstępie zbeształ męża.

- Napisałem ci sms'a, że go dziś odbiorę to mnie wyśmiałeś, że przedszkole jest zamknięte o 22. - Prychnął w odpowiedzi.

- Myślałem, że żartujesz. Nie spodziewałem się, że wrócisz z pracy tak wcześnie.- Erwin spojrzał na mężczyznę w ten znaczący, oskarżający sposób, który dodatkowo przypominał mulatowi, jak bardzo zaniedbał swoją rodzinę.

- Ja też nie..- Mruknął w odpowiedzi początkowo pomijając fakt, że się zwolnił. - Byłem u psychologa... - Zmienił temat zachowując niepewny ton.

- Tak? I co ci powiedział? - Złotooki wciąż zachowywał widoczny dystans, fizyczny i emocjonalny.

- Pomógł mi zrozumieć, że muszę zwracać większą uwagę na swoje priorytety. - Fakt, że to Shelby pomógł mu to zrozumieć również postanowił pominąć. Nie zamierzał otwarcie zawdzięczać czegokolwiek temu dupkowi. - Wy jesteście moimi priorytetami.

Starszy posłał ukochanemu niepewne spojrzenie, pełne nadziei, że jego słowa zdołają przekonać męża, jednakże na siwowłosym to nie robiło wrażenia. Pewnie to kwestia tego, że już wielokrotnie słyszał od policjanta podobne obietnice i zapewnienia, ale za każdym razem prawie nic się nie zmieniało. Młodszy był zwyczajnie zmęczony zachowaniem męża i ciągłą frustracją, którą odczuwał z jego powodu. Na początku na prawdę się starał być dla niego wsparciem, to przecież on znalazł mu najlepszego psychologa jakiego oferowało ich miasto! Niestety jego starania zazwyczaj szły na marne, a szatyn olewał jego prośby, uparcie twierdząc, że żadna pomoc mu nie jest potrzebna. Jaką miał teraz pewność, że nie są to kolejne, nic nie znaczące słowa, żeby tylko go udobruchać?

- Już to słyszałem Grzegorz i wiesz co? Gówno. Nadal nic się nie zmieniło. - Prychnął cicho, odwracając od mulata wzrok.

- Teraz będzie inaczej, obiecuję. - Szatyn niepewnie objął ukochanego. - Proszę cię skarbie, nie chcę was stracić..

Siwy oplótł się ramionami, kiedy świadomość o jego ciągłym życiu w błędnym kole boleśnie go uderzyła. Zwyczajnie przestał ufać swojemu mężowi w kwestii pracy i jego poprawy. Starszy nawet używał tych samych słów, żeby go przeprosić, co przy ich ostatniej rozmowie. Żenujące.

- Jaką mam pewność, że to nie są kolejne puste słowa? Ciągle mi to obiecujesz i zawsze kończy się tak samo.

Gregory wstrzymał oddech, długo się wahając przed wypowiedzeniem kolejnych słów. Jego mocny argument, który mógłby przekonać męża do jego prawdomówności, mógłby być równocześnie zapalnikiem do kolejnej kłótni. Postanowił zaryzykować.

- Odszedłem z policji. Już nic mnie nie powstrzyma, żeby się wami zająć. - Wypowiedział na jednym wdechu.

Pastor natychmiast spojrzał w piwne oczy szukając w nich grama kłamstwa, a na jego twarzy malował się szok i niedowierzanie. Nie spodziewałby się, że jego ukochany kiedykolwiek byłby w stanie odpuścić sobie pracę w policji. Nie spodziewałby się, że w ogóle byłby w stanie tyle dla niego poświęcić.

- Że co, kurwa, zrobiłeś?!

- Nie tego chciałeś? Dzięki temu będę miał dla was mnóstwo czasu, żeby wszystko naprawić. - Próbował bronić swojego irracjonalnego pomysłu.

- Kurwa, oczywiście że nie! Ty jebany idioto... - Erwin w irytacji chwycił się za nasadę nosa, ciężko wzdychając. - Nie chciałem, żebyś rezygnował dla mnie ze swojej pracy. Chciałem tylko, żebyś spędzał z nami więcej czasu...

Młodszy poczuł nieprzyjemne ukłucie spowodowane poczuciem winy. Szatyn całkowicie inaczej odebrał słowa, które pastor próbował mu przekazać. Przecież nigdy nie chciał, by mężczyzna rezygnował ze swoich marzeń i pasji, już wystarczy że on sam musiał to dla nich poświęcić. Po co Gregory również miałby to robić? To prawda, że jego praca irytowała Szefitka od zawsze, ale od kiedy się ze sobą związali zależało mu na jego szczęściu. Bolał go jedynie fakt, że służbie poświęca więcej czasu niż rodzinie, ale nigdy nie dążył do tego, by całkowicie z niej zrezygnował. Fakt, że Grzesiu się tak czuł, niesamowicie dobił siwego i wywołał w nim potężne wyrzuty sumienia.

- Teraz już mogę. - Obiecał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro