✭ Włoskie pozdrowienia ✭

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nawiązanie współpracy z jednym z największych salonów samochodowych przynosiło wiele korzyści dla ZS Customs, ale jednocześnie przysporzyło Erwinowi masę nowych obowiązków. Przedstawiciele Lamborghini wymagali od niego wiele zaangażowania w ich współpracę, więc nic dziwnego, że pastor od ostatnich 2 tygodni zaniedbał siebie i rodzinę na rzecz pracy. Codziennie siedział do późna na warsztacie pracując nad częściami do samochodów z pomocą Speedo, załatwiał dostawy, sprawdzał jakość zamawianego sprzętu, podliczał faktury, koszty i wydatki lub siedział do późna na spotkaniach z przedstawicielami firmy. 

Przez pracę męża Gregory prawie nie widywał go w domu, niejednokrotnie mężczyzna nawet nie wracał na noc, ''śpiąc'' na warsztacie. Szatyn zaczął się poważnie martwić jego stanem zdrowia, kiedy Albert poprosił go, żeby przyjechał na warsztat i zabrał Erwina do domu. 

Policjant skończył zmianę na wieczór. Nie fatygował się z powrotem do domu, wiedząc że nikogo tam nie zastanie. Prosto po służbie podjechał na warsztat, gdzie spotkał Speedo oraz Lucasa. Widząc funkcjonariusza Iverson poszedł do biura, by po chwili przyprowadzić z niego swojego szefa.

Siwowłosy wyglądał fatalnie. Był blady i słaby, a wory pod oczami wyglądały, jakby nie spał od tygodnia. Ręce trzęsły mu się bardziej niż zwykle. Zdecydowanie nie były to jego tiki nerwowe powodowane ADHD, tylko skutki uboczne od nadmiaru kofeiny. Zawsze błyszczące, złote oczy wydawały się przygaszone, nie posiadając już ani grama dawnego blasku.

Gregory był przerażony faktem do jakiego stanu doprowadził się jego małżonek i jednocześnie zły na siebie, że do tego dopuścił.

- Cześć Grzesiu. Si jadł godzinę temu, więc wykąpiesz go tylko i położysz, i tak już prawie zasnął to nie będzie marudził. W lodówce chyba jest jeszcze coś ze wczoraj, zapomniałem zamówić catering na ten tydzień, to możesz się też tym zająć. A, odbierzesz jutro Simona z przedszkola i zawieziesz do Sana, dobrze? Muszę jutro jechać na spotkanie do...- mężczyzna przekazywał dużo informacji na raz. Szatynowi nie umknęło jak bardzo plątał mu się przy tym język.

- Skarbie, zwolnij trochę. Nie nadążam za tobą bardziej niż zwykle.

- Nie mam czasu na pogawędkę, muszę wracać do pracy.

Siwowłosy już chciał wracać do biura i przyprowadzić Simona, ale Gregory skutecznie go zatrzymał, przytrzymując go za biodra.

- Erwin, ostatnio za dużo pracujesz. Wróć dziś na noc do domu.- twarz funkcjonariusza wyrażała troskę i zmartwienie.

- Pracoholik mówi mi, że za dużo pracuję, co za ironia.- prychnął.

Lucas postanowił się wtrącić, przysłuchując się rozmowie kochanków:

- Ale Grzechu ma rację, widziałeś się w lustrze, Erwin? Od tygodnia nie wychodziłeś z warsztatu, śpisz po 3 godziny, o ile w ogóle i...- 

- Ty akurat masz tu najmniej do gadania.- warknął w stronę swojego pracownika, przerywając wygłaszanie jego kazań.- Lepiej skocz mi po kawę, przynajmniej na coś się przydasz.

- Nie wyładowuj się na Lucasie, my tylko chcemy ci pomóc, a piąta kawa tego nie zrobi.- Speedo gestem ręki zatrzymał czarnoskórego.

- Nie potrzebuję waszej pomocy, dziękuję za troskę!

Głos pastora ociekał jadem, a z oczu ciskały pioruny. Ewidentnie nie chciał, by ktokolwiek angażował się w jego zdrowie, ale jak na ironie poczuł, jak zakręciło mu się w głowie i musiał oprzeć się o szafkę z narzędziami. Szatyn również go przytrzymał, widząc jak chłopak się zachwiał w obawie, że może zemdleć i upaść.

- Erwin, proszę. Musisz chwilę odpocząć, wziąłeś sobie za dużo na głowę.- mąż w dalszym ciągu próbował mu przemówić do rozsądku.

- Nie mam czasu na odpoczynek. Zostało mi jeszcze w chuj papierkowej roboty i policzenie tych części i chuj wie, co jeszcze.- jęknął, gubiąc się w ilości obowiązków przez niedobór snu.

- Mówiłem ci tyle razy, że też mogę się tym zająć.- westchnął szarooki.

- Ooo nie, nie, nie. To już wolę się tym sam zająć, niż pozwolić ci coś spierdolić. Ta współpraca jest dla mnie zbyt ważna.

- Aha, no to zajebiście.- Speedo poczuł się urażony słowami przyjaciela.- Też potrafię rozliczyć faktury, robię to od kilku ostatnich lat! Zajmowałem się warsztatem bardziej niż ty, zanim nie podpisałeś tej umowy.- rzucił oskarżycielsko.

Co prawda Albert bywał nieodpowiedzialny i lekkomyślny, ale nie można było odebrać mu tego, że jako współwłaściciel świetnie zajmował się warsztatem i robił to o wiele częściej niż Kukel. W odróżnieniu od niego, on spędzał codziennie czas na ZS'ie i przykładał się do swojej pracy. Oczywiście rozumiał, że Erwin ma rodzinę, więc nie miał mu za złe, że tak mało czasu poświęca ich biznesowi, a nawet czuł się lepiej, kiedy miał wolną rękę. Ale stwierdzenie, że mógłby coś spierdolić dla firmy, której oddał swoje serce, pot i łzy, to spory cios w jego kierunku.

- Erwin, pomyśl też o Simonie. Tęskni za tobą.- szatyn próbował wziąć męża na litość.- Branie go do pracy nie liczy się jako spędzanie wspólnie czasu, a Si tego potrzebuje. Chciałby się z tobą pobawić, wyjść na spacer, przytulić do snu.

Pastor wyraźnie posmutniał, kiedy dotarł do niego przekaz małżonka. Nie mógł zaprzeczyć, że w ostatnich tygodniach nie poświęcał synkowi dużo czasu, ale czas uciekał mu tak szybko, że nawet nie wiedział, ile dni minęło odkąd się tak wkręcił. Wypominanie mu tego szczególnie go zabolało, ale nie chciał zmarnować okazji jaką dostał do włoskiej firmy. Czuł się rozdarty i zmęczony tym wszystkim.

Podczas rozmowy na warsztat podjechał czarny sultan, z którego wyszedł zamaskowany mężczyzna, oczekując naprawy samochodu. O tej godzinie był jedynym klientem, którego z początku mężczyźni nie zauważyli, zbyt pochłonięci rozmową. Delikatny kaszel pomógł mu zwrócić na siebie uwagę, dzięki czemu białowłosy oderwał się od konwersacji, żeby obsłużyć klienta.

- Jestem na ostatniej prostej, żeby dostać kupę siana. To dziesięciokrotna stawka pierdolonego Pacyfika, rozumiesz?! Możemy za to kupić nowy warsztat albo gigantyczną willę w LA.- siwowłosy znacznie ściszył głos, aby przybyły mężczyzna nie mógł ich podsłuchać.

- Ale za siano nie odkupisz czasu, który zmarnowałeś tutaj, zamiast spędzać go z synem.- Iverson brzmiał jak głos rozsądku, co tylko bardziej irytowało Szefitka.

- Lucas, kurwa, z łaski swojej nie wpierdalaj się w moje sprawy rodzinne, dobra?- prychnął w samoobronie.- Jesteś ostatnią osobą, która może mi cokolwiek zarzucać. Tym bardziej, że to ja zawsze zajmowałem się Simonem, a Grzechu napierdalał po 12 godzin na służbie! Ja też mam prawo zająć się swoją karierą, już wystarczająco dużo poświęciłem na rzecz tego związku!

Ostatnie słowa były skierowane do szatyna, wypominając mu z czego Erwin musiał zrezygnować, żeby ich dwójka mogła się ze sobą związać bez konsekwencji dla drugiej osoby. Pastor nigdy wcześniej nie pokazywał, że żałuje związania się z sierżantem, a już tym bardziej nie żałował adopcji dziecka, ale na pewno bolał go fakt, że na rzecz rodziny musi zrezygnować z przestępczości. Niejednokrotnie tęsknił za adrenaliną związaną z napadami i odczuwał żal, że nie może w nich uczestniczyć, ale była to uczciwa cena za posiadanie rodziny. Nie mniej jednak, Erwin nadal chciał rozwijać swoją karierę i nie było w tym nic dziwnego. Przyjaciele oraz mąż po prostu martwili się o jego stan zdrowia, który bardzo zaniedbał w ostatnich dniach.

W tym czasie Speedo grzebał pod maską sultana, ale nie widział w samochodzie żadnej usterki. Dokręcił jedynie parę śrubek, które się poluzowały i uzupełnił olej.

- Na kogo faktura?- spytał wyciągając tablet.

- Spadino Panacletti. - głos zamaskowanego mężczyzny zabrzmiał niezwykle tajemniczo i groźnie.- Przesyła wam pozdrowienia.

Czynności następujące po wypowiedzianych przez delikwenta słowach stały się niezwykle szybko. Spadiniarz sięgnął za pasek po broń, którą wcelował w głowę Alberta i pociągnął za spust. Refleks mechanika ocalił mu życie, pozwalając mu uchylić się i odskoczyć od napastnika. Zrobił przewrotkę po podłodze, wyciągając w między czasie własną broń zza pasa z narzędziami i wcelował się w agresora. Widząc jak ten obiera sobie za kolejny cel szefa warsztatu, Albert nie wahał się, żeby strzelić mu między oczy i powstrzymać przed kolejnym atakiem.

Ciało nieznanego napastnika padło na ziemię bez życia, a pozostała trójka mężczyzn w szoku przyglądała się trupowi oraz Speedo, analizując i przetwarzając obecną sytuację. Od dawna nikt nie próbował przeprowadzić na nich tak bezpośredniego ataku, a przynajmniej Erwin był od tego odzwyczajony. Nawet nie zdążyłby zareagować, gdyby nie jego przyjaciel.

Niestety huk strzałów słyszalny na terenie całego warsztatu zainteresował małego Simona, który wyściubił nos z biura, by zbadać sytuację. Jego przerażenie wzrosło kiedy zobaczył krew oraz leżącego na ziemi człowieka. Jednakże to nie jego krew tak przerażała chłopczyka, tylko szkarłatne plamy pojawiające się na koszuli jego ojca. 

Maluch zaczął płakać i w tym samym momencie funkcjonariusz poczuł ból w prawym boku. Chwilowy przypływ adrenaliny powstrzymał wszelkie bodźce na kilka minut, ale kiedy do policjanta zaczęło dochodzić, co się stało, poczuł ranę po kuli, którą oberwał zamiast Alberta. Szatyn powoli osunął się na ziemię, zaciskając dłoń na ranie, czym zwrócił na siebie uwagę pozostałych, którzy też dopiero wtedy zauważyli, że Gregory'emu coś się stało.

- O kurwa, Grzesiu!- Erwin jako pierwszy zareagował, klękając nad ukochanym i pomagając mu uciskać ranę.- Dzwońcie po EMS, szybko! Lucas, apteczka z biura, ruchy!

Pomimo, że szatyn potrafił na co dzień dużo znieść, te obrażenia wyglądały poważnie. Krwi było znacznie więcej niż przy zwykłym postrzale w rękę, a ranny tracił kontakt z rzeczywistością. Najprawdopodobniej zostały uszkodzone jakiś organy wewnętrzne, więc nie mogli tracić czasu.

Podczas tego całego zamieszania nikt nie zwrócił uwagi na Simona, który właśnie przeżywał największy koszmar, jakiego mógł doświadczyć czterolatek. Nigdy jeszcze nie widział prawdziwego rozlewu krwi, martwych ludzi ani broni. Nie rozumiał niczego, co się stało, ale wyczuwał zdenerwowanie i napiętą atmosferę. Sam był przerażony i roztrzęsiony, trwając w przekonaniu, że jego tatuś właśnie umiera. Druga najważniejsza osoba w jego życiu, która zawsze była dla niego bohaterem. Żył w przekonaniu, że Gregory jako policjant jest nietykalny, niezwykle wytrzymały, silny i odważny jak superbohater. Był przecież jego aniołem stróżem, obiecał mu, że nigdy go nie zostawi! Powtarzał, że nie pozwoli, by ktokolwiek ich skrzywdził, ale pozwolił skrzywdzić siebie... 

W przeciągu kilku minut Gregory z nieśmiertelnego, potężnego terminatora stał się w oczach Simona bezbronnym człowiekiem, którego też da się zranić. Strach i szok zawładnął nad ciałem chłopca, powodując u malucha atak paniki. Blondynek zaczął się dusić, nie umiejąc wziąć pełnego oddechu w płuca, czym zwrócił na siebie uwagę biegających w pośpiechu mechaników.

Speedo zabrał chłopca z miejsca zbrodni, zamykając się z nim w biurze do czasu przyjechania karetki. Próbował go uspokoić i skupić na sobie jego uwagę, jednocześnie dzwoniąc po resztę ekipy, by ktokolwiek pomógł im ogarnąć ten cały chaos, który powstał.

Zapowiadał się taki spokojny wieczór, kto by się spodziewał, że przypadkowy klient zamieni nadchodzącą noc w piekło dla rodziny Knuckles-Montanha.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Po przybyciu pogotowia i policji na miejsce zbrodni, Gregory został przetransportowany do szpitala oraz poddany operacji. Kula trafiła i utknęła w jego wątrobie, co spowodowało wewnętrzny krwotok. Operacja trwała wiele godzin, podczas których Erwin wychodził z siebie. Dawno tak bardzo nie martwił się o swojego męża. Czekając przed salą operacyjną kilka razy zdarzyło mu się stracić przytomność, co było spowodowane brakiem snu oraz nadmierną ilością nerwów. 

W końcu Carbonarze udało się odesłać go do domu, wcześniej obiecując że obejmie z Laborantem warte nad Grześkiem i kiedy tylko dowiedzą się czegoś więcej, poinformują go jako pierwszego. To był jedyny sposób, żeby namówić Erwina, by trochę odpoczął i przede wszystkim zajął się Simonem, który na pewno nabawił się traumy po tych zdarzeniach.

Blondynek został zawieziony do Sana i Sky, ponieważ były to najbardziej kompetentne osoby, by uspokoić go po horrorze, który przeżył. Poza tym, ze wszystkich swoich wujków oraz cioć rodzina Thorinio była najbliższa jego sercu. Z umiejętnościami pedagogicznymi Sky, chłopcu w końcu udało się zasnąć, ale nawet w snach nawiedzały go koszmary związane z jego ojcem i masą krwi, którą zobaczył. 

Kiedy Erwin zawitał do swoich przyjaciół, jego synek spał w pokoju gościnnym, więc mężczyzna położył się przy malcu i mocno do siebie przytulił. Dopadło go wówczas poczucie winy i strach, kiedy uświadomił sobie jak bardzo mogło być to niebezpieczne dla Simona, gdyby akurat był wtedy poza biurem. Dziękował Bogu za to, ile miał szczęścia, że chłopcu nic się nie stało, ale jednocześnie miał do siebie żal i zaczął się poważnie martwić o jego psychikę. W jaki sposób mu teraz wytłumaczy, co się stało? Wszystkie scenariusze sprowadzały się do traumy, z którą będą musieli walczyć u psychologa, zanim nie odbije to zbyt głębokiego piętna na jego psychice.

Jak na zawołanie, chłopiec zaczął płakać przez sen, jednocześnie wybudzając się z wymalowanym na twarzy przerażeniem.

- Shhhh, spokojnie skarbie, jestem tutaj. Jestem przy tobie, nie bój się.- pastor przytulił chłopca mocno do swojej piersi, gładząc jego plecki w uspokajającym geście.

Kiedy do Simona dotarło, że znajduje się w ramionach taty, wtulił się w niego najmocniej jak umiał, ale wciąż nie potrafił opanować łez. Miał nadzieję, że wszystko, co zobaczył było tylko kolejnym koszmarem, ale zapamiętane sceny z dzisiejszego dnia były zbyt realne na koszmar.

Erwin długo musiał uspokajać synka, zanim udało mu się uspokoić, ale łzy pozostawiły błyszczące ślady na jego policzkach.

- D-dzie jeśt tatuś..?- bał się zadać to pytanie. Bał się, że usłyszy najgorszą możliwą odpowiedź.
(W-wh-where is daddy?)

- W szpitalu, nic mu nie będzie. Zajmują się nim najlepsi lekarze, więc szybko mu pomogą.- złotooki sam bardzo chciał wierzyć w te słowa.

- C-cio się śtało? C-ciemu ktoś mu źlobił ksifdę?
(W-what happened? W-why did someone hurt him?)

Mężczyzna głęboko westchnął, wiedząc że to nie jest odpowiedni moment na tą rozmowę. Nie czuł, żeby jakikolwiek inny moment był na to odpowiedni, biorąc pod uwagę jak wrażliwy i niewinny potrafi być Simon. Z drugiej strony, gdyby sytuacja miała się powtórzyć, ich synek powinien być świadomy możliwego niebezpieczeństwa w podobnych okolicznościach. 

- Czasami się tak zdarza, że ktoś przez przypadek zrobi nam krzywdę, bo...- przerwał, karcąc się samemu w głowie. Nie chciał wciskać blondynkowi, że zaistniały incydent był ''wypadkiem przy pracy'', ale jednocześnie maluch nie zrozumiałby, gdyby przekazał mu prawdę. Ponownie poczuł się rozdarty.

Wziął głęboki oddech przed następną wypowiedzią.

- Posłuchaj mnie uważnie, skarbie. Wiesz, że Montuś jest policjantem, prawda?- chłopczyk delikatnie pokiwał główką.- Codziennie musi łapać niebezpiecznych ludzi i zamykać ich w więzieniu. Niektórzy z tych ludzi mogą być źli i chcieć robić komuś krzywdę bez powodu.- tłumaczył powoli, by chłopiec jak najwięcej zrozumiał.

- Niektórzy z tych ludzi, których tatuś wysłał do więzienia mają swoją rodzinę i przyjaciół, którzy mogą mieć żal do tatusia, że zamknął ich bliskich w więzieniu.

- A-ale tatuś ziamyka tylko źłych ludzi, więć ciemu inni ludzie sią na niego źli?
(B-but dad locks up bad guys, so why are other people mad at him?)

- Bo rodzina tych ''złych ludzi'' i tak ich kocha. Gdybyś w przyszłości zrobił komuś coś złego, ja wciąż bym cię mocno kochał i nie chciałbym, żebyś poszedł do więzienia. Też byłbym w stanie zrobić wszystko, żeby cię z niego wyciągnąć.- delikatnie odsunął z czoła chłopca nieproszone kosmyki i otarł kciukami resztki łez z jego policzków.

- T-ty m-mókbyś źlobić komuś ksifdę dla mnie?- chłopca delikatnie przestraszyły słowa ojca.
(Y-you c-could hurt someone for me?)

- Jeżeli groziłoby ci niebezpieczeństwo, tak. Nawet bym się nie zawahał. Montuś też tak codziennie ryzykuje swoim życiem, żeby ratować życia innych ludzi. Broni ich przed złymi ludźmi, którzy chcą im zrobić krzywdę. Przez to, że niszczy im plany, jest przez nich nielubiany, więc chcą się na nim mścić.

Pastor czuł, że jest to jedna z najcięższych rozmów, którą musi przeprowadzić z czterolatkiem, ale miał nadzieję, że chłopiec chociaż w połowie go zrozumie i przede wszystkim, że nie nabawi się więcej lęków. Nie potrafił mu tego wyjaśnić w prostszy, czy delikatniejszy sposób.

- W-więć źli ludzie dalej będą ścieli go śksifdzić?- Simon poczuł jak kolejne łzy gromadzą mu się w oczach.
(S-so bad people will still want to hurt him?)

Dotąd nie zdawał sobie sprawy na jakie niebezpieczeństwo naraża się jego tata i nigdy więcej nie chciał doświadczać takiej sytuacji jak dziś, kiedy ponownie zobaczy go w agonalnym stanie.

- Czasami pewnie tak, ale nie musisz się o niego bać. Twój tatuś to prawdziwy terminator, znosił już wiele poważniejszych ran i zawsze wychodził z tego cało. Zobaczysz, że teraz też nic mu nie będzie, Montuś jest zbyt silny, żeby jacyś bandyci mogli zrobić mu krzywdę.

Blondyn nie wydawał się przekonany słowami Erwina. Zaczął jeszcze bardziej martwić się o szatyna, ponieważ nie chciał, żeby któreś z jego rodziców kiedykolwiek musiało cierpieć. Kukel widząc zmartwienie w oczach synka, przytulił go do siebie jeszcze mocniej.

- Nie bój się, niuniek. Obiecuję, że tatuś z tego wyjdzie.

Pomimo wypowiedzianych słów, nie był co do nich pewny. Dawno nie widział Grzegorza w takim stanie i coraz bardziej się niecierpliwił, kiedy nikt ze szpitala i przyjaciół do niego nie dzwonił. Bał się, był cholernie przerażony stanem zdrowia mulata.

W dodatku poczucie winy spowodowane ostatnimi słowami jakie do niego wypowiedział, wyżerało jego duszę od środka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro