Przykra wiadomość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


☀☀☀

Już w drugi poniedziałek roku szkolnego chłopcy całą czwórką zarobili szlaban od Pomony Sprout na godzinę siedemnastą, lecz żadne z nich nie przejęło się tym faktem - no, z wyjątkiem Remusa, oczywiście.

— Jesteście idiotyczni — skomentował wtedy miodowowłosy, poprawiając szatę, która po takim wysiłku jakim było podlanie wszystkich potrzebujących wody roślin, momentami walka z nimi i umycie szklarni zdawała się kompletnie zbędna.

— Tak? Przecież Ty sam nam pomagałeś załatwić mugolskie farby do włosów — odpowiedział mu Syriusz, mrugając w międzyczasie do machającej mu na przywitanie bliskiej koleżanki - Dorcas. Normalnie podszedł by pogadać, ale w stanie takim, w jakim aktualnie się znajdował było to zwyczajnie nietaktowne i niemożliwe.

— Powiedzieliście, że chcecie zrobić sobie końcówki! — odparł mu oburzony Lupin.

— Przecież w życiu nie skaziłbym jakąś chemią moich idealnych włosów. Straciłbym opinię.

— Chyba podrywacza — skomentował Remus pod nosem, spuszczając na sekundę wzrok z szarych oczu na usta arystokraty.

— Co mamroczesz? — sarknął Black, przekrzywiając głowę.

— Mówię, że straciłbyś...


— STOP! Kłócicie się jakbyście mieli piątkę dzieci na wychowaniu i jedno w okresie buntu, naprawdę nie mam ochoty tego słuchać po trzech godzinach pracy, wdrapując się milionem schodów do Wieży —przerwał im Potter, zatrzymując się na chwilę w miejscu, by zmierzwić swoje brązowe włosy oraz wziąć oddech.  — Chodźcie w ciszy albo zmieńcie temat, okej?

Kolejnego wieczoru Pokój Wspólny Gryffindoru przemierzała sztywnym krokiem opiekunka Lwów, kierując się w przykrej sprawie do jednego ze swoich wychowanków.

— Chłopcy... Oh, pan Lupin, dobrze, że tutaj jesteś. Proszę za mną — ledwie słyszalnie drżący głos profesor McGonagall rozbrzmiał w dormitorium Huncwotów, przez co wszyscy, zdziwieni odwiedzinami, zwrócili na niezauważoną wcześniej kobietę swoją uwagę. — Teraz — dodała surowo po czym wyszła, by wspomniany przez nią uczeń mógł mieć chwilę prywatności.

— Odrobiliśmy już swój szlaban przecież. Wiecie o co może jej chodzić? — zapytał Syriusz po wyjściu nauczycielki, błądząc wzrokiem na drzwiach, za którymi zniknęła. Wszyscy nim się u nich pojawiła siedzieli na łóżkach, rozmawiając swobodnie, a Rogacz z Gizdogonem czasem wyrzucali między siebie najzwyklejsze mugolskie karty, którymi grać nauczyła ich Hope Lupin - mama Remusa w zeszłe wakacje, gdy byli u niego. Co takiego sprawiło nagłą wizytę i w dodatku łamany głos nauczycielki transmutacji?

— G-gdyby ch-chodziło o samą k-karę, to w-wezwali by nas w-wszystkich, n-no nie? — zauważył cicho Pettigrew, niepewnie spoglądając na przyjaciół.

— Spokojnie, Peter. Nie musisz się stresować, jak coś do nas mówisz. Masz rację, ale po co wołają samego Remusa? — potaknął mu Potter, uśmiechnąwszy się przyjaźnie do przyjaciela.

— Remi? Iść z tobą? — podjął temat Black, gwałtownie wyrywając się z transu, w jakim przez chwilę trwał. Nagłe i silne przeczucie, że coś jest nie tak wywołało w nim równie ogromną troskę o wilkołaka, dlatego nim ten odpowiedział, Łapa już stał na nogach, nie biorąc pod uwagę ewentualnej odmowy i ubierał pośpiesznie swoje buty. 

— Nie, Syri. Powiedziała, że ja, Lupin. Ty się nazywasz Black, nie Lupin. Idę sam, może to jakaś sprawa z wypracowaniem albo coś — zdecydował stanowczo zielonooki.

— Oj tam, Syriusz Lupin nie brzmi źle. Jedno zaklęcie i na liście będzie już dwóch Lupinów — wzruszył ramionami brunet. — No proooszę! A jeśli to coś dziwnego? Albo trudnego dla Ciebie?

— To powinniśmy iść we czwórkę — zauważył James, poprawiając oprawki na nosie. — A, i Remus Black brzmi jak dla mnie lepiej — dodał, uśmiechając się w idiotyczny sposób. Lunatyk odwrócił głowę speszony, czując, że spalił buraka, lecz dla doskonałego wzroku jego czystokrwistych przyjaciół nietrudnym było dostrzec rumieniec na zadrapanych policzkach.

— Profesor McGonagall prosiła, żebym sam...


— Panie Lupin! — w drzwiach pokoju pojawiła się wspomniana czarownica. — Ile można się szykować?

— Który Lupin? — James z Syriuszem wyszczerzyli się głupkowato, na co opiekunka jedynie przewróciła oczami lekceważąco, nic nie mówiąc.

— Już idę, pani profesor. To coś poważnego?

Szatyn nie dostał odpowiedzi. No, bo co Minerwa miała mu powiedzieć? Tak, szurnięty półwilk, który przed laty zaatakował Ciebie przekazując chorobę parę dni temu z zimną krwią zabił Twoich rodziców i spalił dom, w którym się wychowałeś? To nonsens, nie mogła. Miała ludzkie uczucia, a Remus był jeszcze dzieciakiem. Dlaczego to na nią spadła odpowiedzialność przekazania złych wieści?

Rozmyślając nawet nie zauważyła, gdy znaleźli się w jej gabinecie.


— To... Co się stało, przepani? 

— Chłopcze, nie mogę owijać w bawełnę, ale nie chcę też powiedzieć tego zbyt bezpośrednio. Proszę Cię jednak, żebyś nie reagował gwałtownie, a mnie wysłuchał, poniew...

— Profesor McGonagall — uciął Gryfon. — Ja przepraszam, ale mam już piętnaście lat, proszę mnie nie traktować jakbym był na pierwszym roku, co się stało do ciężkiej cholery?

— Panie Lupin! — skarciła go od razu po usłyszeniu bluźnierstwa, choć częścią siebie całkowicie rozumiała chłopca. Szybko pozbyła się codziennej, surowej maski i łącząc za plecami dłonie zaczęła mówić, wstając uprzednio:

— Bo widzisz, Remusie... — wzięła głęboki wdech. — Kiedy Ty ledwie skończyłeś pięć lat, Lyall pracował w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami oraz miał konflikt z Fenrirem Greybackiem, który był zakażony wilkołactwem według niego, co niestety okazało się potem prawdą. Twój tata uważał, że likantropów należy tępić, a najlepiej zabijać... Poskutkowało to tym, że Greyback, aby zemścić się na Lyall'u za jego zamknięte na argumenty zdanie zaatakował Ciebie — wytłumaczyła zwięźle. Na twarzy jej rozmówny powoli zaczynała malować się panika. 


— A-ale dlaczego? Dlaczego mnie? — spytał młody Lupin zszokowany, czując, że nie jest w stanie wyksztusić nic więcej.

— Fenrir chciał, żeby ktoś z bliskich Twojego ojca został skażony tym, czego tak bardzo nienawidził Lyall. Uważał, że będzie to dla niego nauczka i zrezygnuje ze swojego uparcie złego odbierania społeczności wilkołaków, jeśli jego syn będzie tam należał. Najwyraźniej nie wystarczyło mu to, bo parę dni temu...

— Parę dni temu, co?! — Gryfonowi odpowiedziało gromiące spojrzenie, jasno mówiące, że nie ma prawa unosić się w taki sposób, dlatego ucichł natychmiast. Po chwili jednak usłyszał zdanie, które złamało mu serce. 

— Parę dni temu zabił Hope i Lyall'a, a potem spalił wasz dom rodzinny. Remusie... Przykro mi... Ja...

McGonagall nigdy nie przeżyła tak ciężkiej rozmowy i nie widziała na własne oczy tak bardzo złamanego człowieka. Nigdy. Śmiało można było stwierdzić, że Remus Lupin w tamtej chwili stracił całe swoje dotychczas trwające dzieciństwo, zostając go brutalnie pozbawionym i zmuszonym do zmierzenia się przedwcześnie z samotną dorosłością. Żałowała, że to właśnie ona wyjawiła chłopakowi prawdę i nie potrafiła uspokoić, ani nawet zatrzymać, gdy ten wybiegł z jej gabinetu zrozpaczony. Szukając piętnastolatka na głos błagała Merlina, by ten nie wpadł na żaden głupi pomysł.


Od tamtej rozmowy minęło już niemal dziewięć miesięcy, a w głowach pewnej dwójki chłopców zdążyło się okropnie poplątać. Frank i Lily - która w końcu uległa potterowskiemu urokowi - bardzo często lubili żartować, że Remus i Syriusz zamienili się duszami albo mózgami, lecz nie próbowali ingerować w to, co się stało tak naprawdę z nimi. Co innego Peter i Rogacz, którzy wciąż nie mogli pojąć co tak wpłynęło i zmieniło ich Mola Książkowego, a tym bardziej domniemanego Casanovę Hogwartu.

Przez ten czas Lunatyk zdążył związać się z Marlene McKinnon, co strasznie irytowało Łapę, natomiast sam Black odciąć się od towarzystwa, a nawet przestać wymyślać kawały, czy brać udział w ich organizacji, co z pozorną chęcią robił zadowolony ze spełniającego się planu Remus.

Nikt nie miał pojęcia skąd te dziwne zachowania, ani nikt nie był w stanie się dowiedzieć.

 Zmądrzałem, wy też powinniście, bo nie widzicie tego co oczywiste.

— Wyluzowałem, w końcu to już nasze ostatnie dwa lata, trzeba się bawić, korzystać!

Dawniej ktoś powiedziałby, że te dwa zdania należą w kolejności do Remusa i Syriusza, jednak, wbrew pozorom, dziś byłby to błąd.

Likantrop był zdania, że musi się nareszcie wyszumieć, co popierał prawie że każdy z wyjątkiem Łapy. Tak, Łapy. Nie było wiadome skąd potępianie akurat z jego strony, jednak Lupin podświadomie wiedział. Wiedział, że Syriusz wie, że się domyślił, że nie jest ślepy i doskonale widzi bądź też nocami słyszy co z nim się dzieje, jak przyjaciel mówi przez sen, ale czeka. Czeka, aż szatyn zdecyduje się i powie w końcu bez kłamstw co się stało.

Jednak było już zbyt późno. Nie mógł się cofnąć.

Stracił cudowny dom i najlepszych a zarazem jedynych rodziców. Już za dwa tygodnie miał stracić swoją wyśnioną miłość, którą nie była jego dziewczyna, ukochaną szkołę oraz wieloletnich, oddanych przyjaciół.

Już za dwa cholerne tygodnie.

Nie było czasu odkręcać, wyjście pozostało jedno. Czasami tak już jest, powtarzał sobie, a on już nie potrafił dalej tego ciągnąć. Im bardziej zbliżał się koniec roku, udawanie stawało się coraz trudniejsze.






Remus obudził się w środku nocy zlany zimnym potem. Znów miał koszmary, cholerne koszmary, które niedługo miały stać się realnym wydarzeniem. Nie zostało już nic. Odebrano mu wszystko. Ostatnie co można odbierze sobie sam. Ułożył plan, aby jutro powiedzieć chłopakom, o swoim pilnym wyjściu i... i po prostu zrobieniu tego, do czego przekonywał się od miesięcy. Od kiedy tylko się dowiedział o śmierci swoich rodziców z rąk potwora. Potwora takiego samego, jakim on sam był. 

Miał zamiar wypełnić wolę ojca względem istot jego gatunku na sobie samym już jutrzejszej nocy albo może i pojutrzejszego ranka? Jeszcze nie wiedział, ale miał cel i to właśnie on kierował mu działaniami. 

Wstał do biurka i cicho zapalił przy nim świecę. Po chwili zawahania również usiadł i chwycił za pergamin. 

Do Moich Przyjaciół

Kochani. Nie mam pojęcia jak to zacząć, więc powiem prosto z mostu bez wstępu. 
Nigdy tego nie chciałem, ale nie umiem inaczej. Przepraszam was i przede wszystkim Ciebie, Syriuszu.

Ty jedyny widziałeś, słyszałeś, cierpliwie czekałeś, więc zasługujesz najbardziej na szczerą prawdę. Dlatego wyjawię Ci ją właśnie teraz, ten pergamin jest dla Ciebie.

 Fenrir Greyback niemal 10 lat temu zakaził mnie wilkołactwem, co razem z chłopakami wiecie, ale pięć miesięcy temu zabił mi rodziców i spalił dom, dokańczając zemstę za to, co sądził o społeczności wilkołaków mój tata nim ja się stałem jednym z nich. Utrudnienie życia mi nie było dla niego wystarczające, więc zniszczył je do końca. Gdybym powiedział, że załamałem się, to byłby to wyjątkowo delikatny eufemizm.

Nie pozostało mi już nic, za dwa tygodnie planowo jadę do sierocińca w Londynie i po wakacjach kończę szkołę mugolską, tutaj już nie wrócę. Tak naprawdę, to nie zamierzam jechać tam, ale również nie wrócę i tu. A pozostałości, które leżą mi na sercu pozwólcie, że zachowam na wieczność dla siebie.

Syriuszu, Ty zawsze mnie rozumiałaś, czekałeś, słuchałeś i zawsze wiedziałeś pierwszy o wszystkim, nawet jeśli nigdy o danej rzeczy nie wspomniałem, dlatego pewnie tej też się domyślasz, ale jestem zbyt wielkim tchórzem, by się przyznać.

Przekaż chłopakom, że na zawsze są, byli i będą dla mnie najlepszymi przyjaciółmi jakich mogłem mieć, podziękuj za mnie Dumbledore'owi, że przyjął mnie do szkoły, pani Pomfrey oraz profesor McGonagall za troskliwą opiekę i pamiętaj, że na wieczność byłeś, jesteś i będziesz  dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu.
Wybaczcie mi, a w szczególności Ty, kochany,

naprawdę Was kocham, Huncwoci,

Remus John "Lunatyk" Lupin.

Te słowa napisał na pergaminie nim padł wykończony, w myślach notując sobie, aby zostawić list w najbardziej oczywistym dla Blacka miejscu i sprawić, by ten znalazł go po fakcie dokonanym. Jutro miał być ostatni dzień udawania kogoś, kim od dawna nie był i Lupin nie miał pojęcia, czy miał się cieszyć z tego, czy może jednak cierpieć. Nie myślał nad tym jednak długo, pozwalając sobie na płytki sen. 

Lunatyk nie miał pojęcia, że cały czas tej nocy był obserwowany przez szare czujne oczy.


☀☀☀

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro