✩ IV ✩

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poszedłem prosto na dach. Miałem gdzieś panujący na dworze gorąc.

Po chwili kątem oka zauważyłem jak ktoś siada obok mnie na krawędzi.

- Jak dużo osób już wie? - Zapytałem, patrząc na nowego.

- Tylko Ci co siedzieli przy stole zanim wyszedłeś - Powiedział spuszczając wzrok. - Moi rodzice też się rozwiedli.

- Przykro mi - Odparłem szczerze.

- A mi nie. Ojciec zawsze mnie nienawidził, a matka ma mnie gdzieś - Odrzekł wzruszając ramionami.

- Ja nie miałem ze swoim zbyt dobrego kontaktu, ale nie był zły - Zacząłem. - Rozwodzą się przeze mnie. Odkąd się urodziłem zaczęło się miedzy nimi psuć. I tak długo wytrzymali.

- Nie mów tak. To nie twoja wina. Czasami miłość po prostu zaczyna zanikać - Szepnął bawiąc się rąbkami beżowego swetra.

- Chciałbym wiedzieć czym w ogóle jest miłość - Przyznałem.

- Nigdy nie byłeś zakochany? - Zapytał.

- Nie -

Nikt mnie nigdy nie obchodził. Miałem zbyt duże problemy żeby nauczyć się kochać.

- Ja też - Odrzekł po chwili.

Zastanawiałem się dlaczego skreśliłem go na samym początku. Wcale nie był taki zły.

- W poprzedniej szkole nikt mnie nie lubił. Byłem wyrzutkiem. Nikt nie zwracał uwagi na mnie, więc ja również nie zwracałem uwagi na nikogo - Powiedział wzruszając ramionami.

- Czemu ludzie Cię nie lubili? Wydajesz się być miły -

Szatyn spojrzał na mnie kątem oka.

- Nie wiem - Przyznał. - Może tak miało być.

Spuściłem wzrok na swoje nogi, zwisające z dachu. Było już długo po dzwonku, ale mimo to wciąż tu siedzieliśmy.

- Polubiłem Cię, wiesz? - Powiedziałem spoglądając na chłopaka.

- Miło mi to słyszeć. Wcale nie jesteś taki zły jak mówią inni - Uśmiechnął się lekko.

- "Jak mówią inni"? - Powtórzyłem.

- Żartuję. Ja też Cię polubiłem -

Po lekcjach, na których i tak mnie nie było, wróciłem do domu. Wiedziałem, że czeka mnie rozmowa z rodzicami, więc chciałem mieć to jak najszybciej za sobą. Oboje stanęli obok mnie gdy tylko wszedłem do domu. Podszedłem za nimi do salonu i wszyscy usiedliśmy na kanapie.

- Synu, pozostaje jedna kwestia - Zaczął ojciec. - Jako, że nie masz ukończonych osiemnastu lat, musisz zamieszkać z jednym z nas. Wybór należy do Ciebie.

Spodziewałem się tego.

- Mama - Powiedziałem bez zastanowienia. Widziałem lekki uśmiech na ustach rodzicielki. Od zawsze lepiej się z nią dogadywałem. Wybór był prosty.

- Spodziewałem się takiej odpowiedzi - Odpowiedział tato. - Jutro się wyprowadzę. Na razie będę pomieszkiwał gdzieś w pobliżu, ale od następnego roku wylatuję do innego kraju, więc pewnie nie będziemy się zbyt często widywać..

Spuściłem wzrok, nie wiedząc co odpowiedzieć. Nie rozmawialiśmy często, ale zawsze był gdzieś blisko, a teraz chce wyjechać. Nie kochałem go, nawet nie za bardzo go lubiłem, ale dziwnie było słyszeć jak mężczyzna, który Cię wychował mówi, że wyjeżdża.

Po skończonej rozmowie poszedłem do swojego pokoju. Nie miałem najmniejszej ochoty dalej z nimi rozmawiać. Wciąż nie pogodziłem się z tym, że się rozwodzą. Usiadłem na łóżku i oparłem się o ścianę. Miałem dość ukrywania w sobie emocji, chciałem móc się komuś wygadać.

- Obiecaj, że już nigdy tego nie zrobisz - Wyszeptał blondyn, ze łzami w oczach, po tym jak znalazł mnie w łazience z pociętymi rękami.

- Obiecuje.. - Odpowiedziałem.

- Przepraszam.. - Powiedziałem cicho do siebie, po raz kolejny w tym tygodniu zmierzając do łazienki.

***

Po raz pierwszy od dłuższego czasu położyłem się spać sam z siebie. Kiedy się obudziłem, było koło dwudziestej pierwszej. Wstałem z łóżka i wziąłem do ręki deske.

Może nie był to dobry pomysł, bo straciłem dużo krwi i jestem osłabiony, ale jakoś nie zwracałem na to uwagi.

Niezauważony wyszedłem z domu. Już wiedziałem, że nie wrócę zbyt wcześnie. Spodziewałem się kolejnej nieprzespanej nocy.

Pojechałem na skatepark, który zazwyczaj o tej godzinie był pusty, ale akurat dzisiaj ktoś musiał się napatoczyć. Podjechałem bliżej, by sprawdzić kto to i nie mogłem ukryć zdziwienia gdy mój wzrok skrzyżował się z szarookim szatynem.

- Co tu robisz o tej godzinie? - Zapytał Karl, a ja usiadłem obok niego.

- Mógłbym Cię zapytać o to samo - Powiedziałem odkładając deskę.

- Racja, ale zapytałem pierwszy - Odrzekł, spoglądając na mnie.

Co miałem mu powiedzieć? Że kilka godzin temu pociąłem sobie ręce i nagle zachciało mi się jeździć na desce? Nie ma szans.

- Problemy z rodzicami - Odparłem w końcu. Po części powiedziałem prawdę. - Teraz ty.

- Mama sprowadziła do domu kolejnego faceta, nie miałem zamiaru wysłuchiwać ich całą noc - Mruknął spuszczając wzrok.

Czy on właśnie się przede mną otworzył..?

Położyłem delikatnie dłoń na ciepłym kolanie szatyna, chcąc jakoś dodać mu otuchy. Chłopak uśmiechnął się lekko, znów na mnie spoglądając.

- Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani, bo ja też nie mam zamiaru wrócić do domu - Odpowiedziałem oddając lekko uśmiech.

Przez resztę nocy jeździliśmy na deskach po całym parku i rozmawialiśmy na różne tematy. Naprawdę dużo nas łączyło. Pierwszy raz od wielu lat poczułem aż taką radość rozmawiania z kimkolwiek. Rozstaliśmy się rano, wymieniając się numerami i obaj wróciliśmy do domu.

Mimo nie przespanej nocy, nie byłem zmęczony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro