✩ VI ✩

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po lekcjach wróciłem do domu, przebierając bluzę i zmieniając bandaże na rękach, po czym powiedziałem rodzicielce, że idę do Clay'a i wrócę późno, albo jutro. 

Nie miałem do niego daleko, więc się nie spieszyłem. Oczywiście byłem pierwszy. 

- Tak szybko? - Zapytał chłopak, otwierając mi drzwi. 

- Nie miałem ochoty siedzieć w domu - Powiedziałem zgodnie z prawdą. 

Wszedłem do środka i ściągnąłem buty żeby mu nie nabrudzić. Miał dosyć ogarnięte, co nie zdarzało się często, więc nie chciałem być wredny. 

- Spałeś dzisiaj w nocy? Dobrze wyglądasz - Odrzekł siadając na blacie. 

- Szczerze? W ogóle nie spałem - Odpowiedziałem, a chłopak już miał coś mówić, jednak mu przerwałem. - Wczoraj po powrocie ze szkoły przespałem kilka godzin. Obudziłem się po dwudziestej pierwszej i wyszedłem na deskę. Spotkałem Karl'a na skateparku i gadaliśmy całą noc. 

To chyba dobre wytłumaczenie co nie? Zwłaszcza, że jest prawdziwe. 

- Polubiłeś go - Stwierdził, patrząc na mnie ze zmrużonymi oczami. 

- To źle? - Zapytałem siadając w końcu na kanapie. 

- To dobrze - Powiedział uśmiechając się. 

Około godzinę później przyszli Tommy, Tubbo i Will. Przywitali się z nami i rozgościli jak u siebie. Zwłaszcza młodsza dwójka. Clay'owi zdawało się to nie przeszkadzać. Niedługo po nich przyszedł też Karl. 

Przez pierwszą godzinę nic się nie działo. Gadaliśmy trochę o przeróżnych sprawach, wygłupiając się przy tym. 

- Co wy na to żeby zagrać w butelkę? - Zaproponował Dream. 

Chyba sobie żartujesz stary. 

- Pal, czy my mamy po piętnaście lat? - Zapytałem zażenowany. 

- Tak - Odpowiedzieli jednocześnie Tubbo i Tommy, na co reszta się zaśmiała. 

Mimo moich błagań, w końcu wszyscy zdecydowali się zagrać. Niechętnie usiadłem w kole, a Clay zakręcił butelką, która oczywiście zatrzymała się na mnie. 

- Boże dopomóż - Powiedziałem modląc się. - Prawda. 

Trochę się obawiałem, ale wolałem to niż wyzwanie od blondyna. 

- Szkoda. No dobra, gdybyś musiał spędzić miesiąc na bezludnej wyspie z jedną osobą z tego pokoju to kto by to był? - Zapytał, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę. 

Naprawdę? 

- Napewno nie ty, bo z tobą bym nie wytrzymał - Odrzekłem wywracając oczami, a chłopak zrobił oburzoną minę. - Wilbur.

Szatyn spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja zakręciłem butelką, która zatrzymała się na Clay'u. Uśmiechnąłem się szyderczo widząc przestraszoną minę chłopaka. 

- Prawda - Powiedział niepewnie, a ja uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. 

Clay miał bowiem pewien sekret. 

- Kto z naszej paczki jest najbardziej w twoim typie? - Zapytałem, a chłopak spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. 

- Zabiję Cię przysięgam - Zaczął wzdychając. - George. 

- Uuu.. - Powiedział Tommy, śmiejąc się z chłopaka. 

- Walcie się - Odpowiedział niezadowolony blondyn. 

- Zemsta jest słodka - Zaśmiałem się. 

Zagraliśmy jeszcze kilka rund, ale zaczęło się robić późno. Tommy i Tubbo musieli już się zbierać, więc Will też postanowił iść. Jako, że zostaliśmy we trójkę, nie było już sensu grać. 

- Nick, musisz wiedzieć, że kiedy będę miał okazje to cie zamorduje, lepiej nie chodź nigdzie sam - Powiedział Clay. 

- Oj już nie przesadzaj. Teraz wszyscy wiedzą o twoich westchnieniach do George'a i nie musisz się kryć z tym, że Ci się podoba - Odparłem dumny z siebie, za co oberwałem od niego poduszką. 

- Zachowujecie się jak dzieci - Zaśmiał się Karl. - Wiecie, ja chyba też będę już wracał. 

O nie, nie zostanę tu z tym psychopatą. 

- To ja też, odprowadzę Cię - Powiedziałem wstając z podłogi. 

Obaj poszliśmy do przedpokoju i ubraliśmy buty, żegnając się z Dream'em. 

Nie wiedziałem co prawda czy szatyn nie mieszka daleko ode mnie, ale nie przeszkadzało mi jeśli musiałbym potem nadrabiać kilka kilometrów. Im później wrócę tym lepiej. 

- Napewno chcesz wracać do siebie? - Zapytałem, przypominając sobie ostatnią sytuacje. 

- Nie chcę, ale muszę - Powiedział wzruszając ramionami. 

Było mi go naprawdę szkoda. 

- Opowiedz mi coś o sobie - Poprosiłem, nie odwracając wzroku od drogi, mimo że chłopak na mnie spojrzał. 

Przez swoją nieuwagę potknął się i upadłby gdybym go nie złapał. Jedynym problemem było to, że zacisnął dłoń na mojej ręce, przez co zaczęły piec mnie rany. Nie dałem rady tego ukryć, więc syknąłem cicho z bólu. 

Nie miałem świadomości, że chłopak od razu wiedział co się dzieje. 

- Nick? - Zapytał cicho, stając przede mną. 

- Tak? - 

- Dlaczego nosisz bluzy? - Szepnął zmartwionym głosem. 

- Bo lubię..? - Nie byłem pewny co odpowiedzieć.

- Mogę..? - Zapytał cicho, powoli podwijając moje rękawy. Nawet go nie powstrzymałem. Nie było sensu. - O boże.. 

Chłopak zakrył usta ręką, a w jego oczach zebrały się łzy. Jeśli zareagował tak na same zakrwawione bandaże, nie chce wiedzieć co by się stało gdyby zobaczył co jest pod nimi..

- Dlaczego..? - Jego głos się łamał. Nie chciałem słuchać jak płacze. 

Złapałem jego rękę i usiadłem na ławce, zmuszając go do zajęcia miejsca koło mnie. 

Teraz już muszę mu powiedzieć. 

- Byłem skazany na kłótnie rodziców odkąd się urodziłem. Byłem zwykłym dzieckiem, które chciało mieć kochających rodziców. W końcu ojciec zaczął pić. Wracał późnymi nocami do domu i krzyczał na matkę. Zaczynałem mieć tego dość. Moja psychika poddała się gdy miałem zaledwie dwanaście lat. Nie rozumiałem życia i chciałem znaleźć sposób by uciec od wszystkiego. Znalazłem w szafce ojca żyletkę.. Pierwszy raz tego spróbowałem. Od tamtej pory coraz częściej potrzebowałem to zrobić. Na moich rękach jest już tak dużo ran, że nie dałbym rady ich zliczyć.. Ostatnio gdy powiedzieli mi, że się rozwodzą, mimo że się tego spodziewałem, to mnie załamało. Obwiniałem się za wszystko co się między nimi działo. Nie dałem rady.. - Wypowiedziałem bez zastanowienia, czując łzy spływające po moich policzkach. 

Szatyn zsunął mój rękaw spowrotem i przysunął się do mnie, obejmując mnie ramionami. Moje ciało automatycznie przeszedł dreszcz.

- Nie rób tego więcej, proszę.. - Wyszeptał mi do ucha, wciąż łamiącym się głosem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro