𝐋𝐄𝐓𝐓𝐄𝐑

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dokładnie dwanaście dni minęło odkąd Lisa wysłała list do Świętego Mikołaja. Był 23 grudnia kiedy Lisa kładła się spać zastanawiając się czy Mikołaj, w którego i tak nie wierzyła, bo to przecież rodzice przynoszą prezenty prawda? Przyniesie jej prezenty o jakie prosiła. I z tą nadzieją oddała się w objęcia Morfeusza.

* * *

Gdy tylko wstała wybiegła z pokoju. Lecz, coś tu nie pasowało...

- To nie jest mój dom - powiedziała z szokiem.

Biegła krętymi korytarzami, w poszukiwaniu kogokolwiek kto powie jej gdzie jest. Nagle wpadła na dość wysoką kobietę, która była dość dziwnie ubrana. Miała na sobie suknię wyglądającą jak choinka, a na głowie opaskę, na której czubku znajdowała się duża świecąca gwiazdka.

- Jak dobrze że ciebie znalazłam - oznajmiła nieznajoma - gdy skrzat do mnie przyszedł i powiedziała że zginęłaś naprawdę się przestraszyłam.

Lisa zmarszczyła brwi. Już chciała otworzyć usta i zapytać jaki skrzat, lecz nie zdążyła, ponieważ nieznajoma złapała ją za rękę, i pociągnęła za sobą.

Po chwili weszły do dużej sali, na której środku znajdowała się ogromny stół cały zastawiony jedzeniem. Kobieta pociągnęła Lisę do stołu i posadziła na wolnym miejscu. Po tym ja Lisa zjadła śniadanie do sali wszedł do sali mężczyzna tak wysoki ja nieznajoma kobieta, a nawet trochę wyższy.

- Widzę że nasz gość się już obudził Esmeraldo - stwierdził spoglądając na Lisę.

- Tak, zjadła już śniadanie, wystarczy ją tylko jeszcze ubrać, i możesz ją wysłać.

Lisa już nie wytrzymała i wybuchła.

- Gdzie wysłać? Co ja tu w ogóle robię, i kim wy jesteście?! Chcę wracać z powrotem do domu! - w końcu wykrzyczała wszystko co chciała, odetchnęła i spojrzała na uśmiechającego się głupio mężczyznę, i zszokowaną kobietę.

- Przepraszam... - powiedziała po uspokojeniu się.

– Ależ nie masz za co – powiedział mężczyzna uśmiechając się - ale odpowiadając na twoje pytania... Ja jestem takim jak wy to nazywacie...

- Mikołaj - powiedziała kobieta uśmiechając się.

- No tak. Jestem odpowiednikiem Mikołaja. Listy zaadresowane do Mikołaja trafiają do mnie. Twój list trafił do mnie, ale że ty nie jesteś zbyt dobra i nie zasługujesz na prezent masz do zrobienia misje. Możesz odpokutować wypełniając misje którą da ci przepowiednia. Jeśli ją wykonasz to trafisz z powrotem na zieloną listę. Jeśli nie to zostaniesz na tej czerwonej.

- Dobrze... Mogę już dostać tą misje?

- Nie, najpierw zostanie przydzielony ci pomocnik. To jest Alex - powiedział wskazując na chłopaka w mniej więcej jej wieku, który pojawił się znikąd.

- To teraz mogę?

- Tak teraz możesz otrzymać zadanie - powiedział mężczyzna śmiejąc się pod nosem.

***

Lisa pojawiła się w małym pomieszczeniu, na którego środku stał stół. Po chwili na stole pojawiła się mała srebrna kula. Zaczęła świecić coraz mocniej i mocniej aż rozświetliła cały pokój. Nagle kula przemówiła donośnym głosem.

- Kogóż my tu mamy... Czy to nie ''Wstrętna żmija Lisa''? Spodziewałam się tu ciebie. W końcu musiałaś zapomnieć zaadresować list do rodziców, rzekomo do Mikołaja, a i tak każdego roku sowa pukała do rodziców, ale nie przedłużajmy. Twoje zadanie nie będzie takie proste, jak ci się wydaje - skończyła swój monolog kula, lecz nie na długo -

,,Cofniesz się daleko w czas,

Będziesz pomagać cały czas,

Aż w końcu życzenie twe spełni się,

Pomożesz i do następnego przejdziesz zadania w net,

Będziesz uszczęśliwiać każdego po kolei,

Lecz nie na tym to polegać ma,

Musisz to zrobić prosto od serca,

Dopiero wtedy gdy koniec będzie nadejść miał,

Zrozumiesz sens wypowiedzi tej,

Bo w święta nie chodzi o dobry uczynek,

Lecz by z sercem robić wszystko,

I cieszyć się wszystkim co otacza cię'' - kula odchrząknęła i dokończyła - to była przepowiednia a teraz pora na zadania: pierwsze to pomóc komuś, a drugie to uszczęśliwić kogoś.

- Czekaj, czemu ja mam dwa? - zapytała Lisa, lecz było już za późno, kula zniknęła.

***

Piętnastolatka z powrotem pojawiła się w jadalni.

- No skoro już wróciłaś to znaczy że możesz rozpocząć wykonywanie zadań. Mam tylko jedno pytanie: Co było jako pierwsze w przepowiedni? - zapała Esmeralda.

- Nie pamiętam zbyt dobrze, ale chyba coś takiego: Cofniesz się daleko w czas - odpowiedziała nieco speszona Lisa.

- Ach, zaczekaj chwilę - powiedziała kobieta, i zniknęła, by po chwili znów się pojawić z srebrnym zegarkiem w ręku - proszę - powiedziała uśmiechając się.

- Do czego to służy? - zapytała Lisa.

- Już ci odpowiadam. To jest powraczac. Jeśli klikniesz ten guzik u góry - tu pokazała na mały, czarny guzik - to cofniesz się do czasów, które trzeba naprawić.

- Czyli że mam to tylko kliknąć i zacząć wykonywać swoje zadania?

- Właśnie tak, po upływie doby znowu tu powrócisz.

- No to... Do zobaczenia - powiedziała Lisa naciskając guzik.

***

Dziewczyna pojawiła się na jakiejś nieznanej jej ulicy. Chwilę po niej pojawił się chłopak.

- Wiesz gdzie jesteśmy? - zapytała Lisa.

- Tak - odpowiedział Alex.

Lisa czekała na informacje, lecz gdy ta nie nadeszła zaczęła się irytować.

- No więc gdzie jesteśmy? - syknęła.

- W niemagicznej części Nowego Yorku. Jakie było twoje pierwsze zadanie?

- Pomóc komuś... W jakim sensie mam komuś pomóc?

- Nie wiem, ja jestem tu tylko od tego żeby cię ratować od śmierci, nie pomagać - zaśmiał się chłopak, był to perlisty i pełen radości dźwięk.

Co w tym takiego śmiesznego? - pomyślała Lisa.

Piętnastolatka uznała że nie ma nic do stracenia, i ruszyła wzdłuż chodnika, który prowadził do zakrętu. Kiedy tylko wyszła zza zakrętu zauważyła starszą kobietę, która chciała przejść przez pasy. Dziewczyna uznała, że to doskonała okazja do wypełnienia pierwszego zadania. Natychmiast ruszyła do pomocy. Gdy przeprowadziła staruszkę zaczęła ją zastanawiać jedna rzecz.

- Skąd będę wiedziała że wykonałam już zadanie? - w końcu zadała pytanie, które najbardziej ją męczyło. Odetchnęła i spojrzała na bruneta.

- Powinnaś świecić lekko zieloną poświatą, jeśli dobrze widzę, a raczej tak, to najwidoczniej nie o taką pomoc chodziło - odpowiedział wzruszając ramionami.

- To o jaką? - zapytała po cichu zrezygnowana.

- A skąd mam wiedzieć? - odpowiedział pytaniem na pytanie brunet, najwidoczniej wiedząc że nie było ono skierowane do niego, ale widząc morderczą minę szatynki dodał - słuchaj, ja jestem tu tylko po to żebyś przeżyła, nie mogę ci pomóc - widząc dalej nieprzyjaźnie nastawioną dziewczynę dodał - wisi na mnie klątwa, podobno mam znaleźć tą jedyną która mi pomoże, więc dlatego wykonuję tą robotę, w nadziei, że znajdę wreszcie tą osobę.

- Co to za klątwa, jakoś nie widzę żebyś dziwnie wyglądał czy coś...

- Ech, nie ważne nie zawracaj sobie tym swojej ślicznej główki - uśmiechnął się i ruszył dalej.

***

Weszli do jakiegoś słodko wyglądającego sklepu. Byli spragnieni i głodni, gdy Lisa wpadła na genialny plan. W tym sklepie znajdowało się wiele osób, które miały wielkie listy zakupów. Mogła im pomóc. Z tą myślą ruszyła do pierwszej napotkanej osoby i zaoferowała pomoc. Ta odmówiła. I tak z kolejnymi pięcioma. W końcu podeszła do siódmej. Był to jakiś blondyn w średnim wieku.

- Widzę że ma pan długą listę zakupów, mogłabym panu pomóc - zaoferowała Lisa.

- Tak, poprosiłbym, nie ogarniam tych wszystkich niemagicznych sklepów - odpowiedział uśmiechając się.

- Pan też czarodziej?

- Och, czym się wydałem?

- Niemagiczne sklepy - odpowiedziała tylko, spoglądając na listę, i zabierając się do szukania rzeczy z niej.

***

Kiedy już odnalazła wszystkie rzeczy była z siebie dumna. To musiało być uznane. W końcu tyle się napracowała. Oddała zakupy właścicielowi, i ruszyła w stronę Alexa, który czekał na nią z jedzeniem i piciem. Wzięła od niego swoją część pożywienia i ruszyła do najbliższej ławki.

- To jak teraz świecę czy nie?

- Nie, ani trochę nie świecisz, no chyba, że chodzi ci o twój naturalny blask.

- Nie nabijaj się ze mnie - powiedziała zdenerwowana - pytam serio.

- A ja serio odpowiadam.

W tym momencie Lisa na niego spojrzała. Na twarzy miał bardzo poważny wyraz, i patrzył dokładnie na nią. Jego oczy zdradzały jedynie uczucia. Radość, i coś jeszcze, coś czego Lisa nie potrafiła nazwać. Lecz nie dane jej było patrzenie długo. Chłopak po chwili wstał. Był wyraźnie speszony tak długim kontaktem wzrokowym.

- To ja pójdę się trochę porozglądać, ty tu siedź i jedz w spokoju - powiedział i po chwili dodał poważniejąc - i nigdzie się nie ruszaj.

- A gdzie idziesz? - zapytała Lisa, lecz było już za późno bo brunet zniknął. Wzruszyła ramionami i zabrała się za jedzenie.

***

Gdy szatynka zjadła, czekając na Alexa zaczęła rozmyślać. Brunet był bardzo miły, ale zastanawiała ją kwestia jego klątwy. Mimo że go nie znała martwiła się, w końcu gdyby to dotknęło kogoś z jej rodziny też by się martwiła, nie widziała więc problemu w martwieniu się o niego. Nie był jej jakoś specjalnie obcy. W drodze do sklepu dużo ze sobą rozmawiali. Dużo się o nim dowiedziała. Czuła się jakby znała go od zawsze. Gdy tak myślała nie zauważyła powrotu chłopaka. Ten widząc jej oddalony wzrok przysiadł się koło niej i zapytał:

- O czym tak głęboko myślisz?

- O Boże, nie strasz mnie tak więcej! - krzyknęła podskakując.

- To dowiem się czy to są jakieś sekreciki, do których dostępu nie mam?

- Raczej nie. Gdzie byłeś? - zapytała udając że nie słyszała reszty wypowiedzi Alexa.

- Wiesz tu i tam, rozglądając się, żeby ci choć trochę pomóc, i niedaleko stąd jest wesołe miasteczko. Tam na pewno będzie wiele osób, którym możesz pomóc.

- Dziękuje! - krzyknęła i przytuliła bruneta. Po chwili zdała sobie sprawę co robi, i szybko od niego odskoczyła wstając, i ukrywając rumieńce przed chłopakiem.

- Nie ma za co - zaśmiał się.

Brunet wyciągnął rękę do dziewczyny, którą ona złapała bez wahania. I już po chwili znajdowali się na zatłoczonej uliczce wesołego miasteczka.

***

Lisa chodziła już od paru godzin po wesołym miasteczku, a noc była coraz bliżej. Nie wykonała jeszcze żadnego zadania. Była załamana. Myślała że to będzie proste, skąd mogła wiedzieć o jaką pomoc chodzi. Szła tak dalej przyglądając się grupom ludzi, gdy nagle poczuła że coś na nią wpada. Tym czymś była mała dziewczynka. Miała ciemne brązowe włosy i orzechowe oczy. W oczach widoczne były łzy. Piętnastolatce zrobiło się żal dziewczynki, czuła chęć pomocy. Uznała że nie ma nic do stracenia.

- Hej, co się stało?

- No, b-bo ja b-byłam koło fontanny i-i mama p-powiedziała że i-idzie po watę cukrową, no i-i koło mnie p-przeleciał m-motyl i-i się zgubiłam - wydukała dziewczynka przez łzy.

- Nie martw się, zaraz znajdziemy twoją mamę - powiedziała Lisa z troską.

***

Godzinę. Godzinę zajęło Lisie znalezienie mamy dziewczynki. Szatynka zmęczona opadła na ławkę. Zastanawiała się gdzie podziewa się Alex. Podobno miał jej pilnować. Gdy tak myślała nie zauważyła że obok niej usiadł wspomniany wcześniej brunet. Patrzył na nią z uśmiechem i jakby dumą.

- Świecisz - oznajmił

- Co? - zapytała dalej zagłębiona w myślach.

- Wykonałaś zadanie, świecisz - powtórzył.

- Naprawdę?! - spojrzała na niego nie dowierzając.

- Naprawdę, naprawdę - zaśmiał się.

Szatynka mocno przytuliła chłopaka, i zaczęła płakać. Sama nie wiedziała do końca czemu. Może ze szczęścia, że wykonała zadanie. Może ze smutku, ponieważ zostało jej jeszcze jedno zadanie, i zaledwie dziesięć godzin na wykonanie go. Wreszcie gdy się uspokoiła odsunęła się lekko.

- Przepraszam - powiedziała.

- A za co?

- Za pomoczenie ci koszulki.

- To żaden problem, spójrz - machnął ręką i koszulka już była czysta.

***

Po godzinie myślenia Lisa miała już plan. Do swoich czasów powróci o siódmej. Dzieci na pewno zdążą do tego czasu wstać i otworzyć prezenty. Co mogło by pójść źle?

***

Gdy stała pod sklepem z zabawkami, dowiedziała się co może pójść źle. Otóż Lisa nie miała pieniędzy. I tak oto kolejną godzinę Lisa myślała.

***

Piętnastolatka był bliska rozpaczy. Co prawda nie robiła tych zadań po to żeby otrzymać prezenty. Robiła to po to by udowodnić że może wszystko. Szła tak dalej ulicą, a za nią szedł Alex najwyraźniej też pogrążony we własnych myślach. Nagle Lisa dostrzegła człowieka. Był wyraźnie zmęczony. I raczej bezdomny. Po bliższym mu się przyjrzeniu, szatynka zauważyła, że nie ma on przy sobie nawet jedzenia, picia czy okrycia.

Dziewczyna zadziałała szybko. Wyrwała Alexowi sakiewkę z pieniędzmi, i pobiegła do najbliższego sklepu. Po paru minutach wróciła z dłońmi wypchanymi zakupami. Podeszła do bezdomnego, i bez słowa wsadziła mu to w ręce. Gdy już oddała mu wszystkie zakupy uciekła.

***

Gdy się okazało że ten uczynek nie zadziałał Lisa usiadła pod sklepem uznając że nie ma nic do stracenia. W końcu po co się starać? Alex dosiadła się do niej i tak spędzili pare minut w ciszy. Gdy ta cisza zaczęła ich denerwować i stała się odrobinę krępująca zaczęli rozmawiać. I tak upłynęły im kolejne godziny.

***

Gdy upłynął czas powraczac zamigotał, i Lisa wraz z Alexem z powrotem stała w jadalni. Chwilę po ich przybyciu pojawiła się Esmeralda. Miała zatroskaną minę. Przytuliła Lisę a następnie chłopaka.

- Nie martw się, jestem pewna że to co tam zrobiłaś, i jaka wróciłaś wystarczy - powiedziała kobieta.

- Nie martwię się prezentami, myślałam że dam radę to zrobić.

- Nie wszyscy jesteśmy idealnie, nie możemy zrobić wszystkiego, ale wierzę że wyniosłaś coś z tej podróży i już nie będziesz taka jak kiedyś.

- Pewnie mam już wracać do domu?

- Zaraz sama się tam znajdziesz, do zobaczenia - pożegnała się kobieta.

Alex tylko kiwnął głową i uśmiechnął się smutno.

- Tak, do zobaczenia - pożegnała się Lisa.

***

(24 grudnia, godzina ósma rano)

Lisa przeciągnęła się wstając z łóżka. Rozejrzała się po pokoju. Czyli to był tylko sen - pomyślała. Ubrała się i zeszła na dół, widzą prezenty pod choinką uśmiechnęła się smutno. Nagle usłyszała dzwonek od drzwi. Usłyszała jakieś głosy, które wydawały jej się dziwnie znajome. Po chwili usłyszała głos mamy:

- Lisa, goście do ciebie!

- Już idę mamo! - odkrzyknęła dziewczyna.

Gdy stanęła w drzwiach była mile zdziwiona stała tam Esmeralda, jej mąż i Alex.

Gdy już się rzuciła Alexowi na szyję, przytuliła Esmeraldę, i przywitała się z jej mężem, zaprosiła ich do środka. Razem spędzili święta, i następne kilka tygodni. Lisa przez ten czas była bardzo szczęśliwa, i oficjalnie uznała, że były to jej najlepsze święta. A wszystko to przez jeden list.

xxx 

Na chwilę obecną, nie uważam, że jest to aż tak źle napisane, jednak to opowiadanie też na pewno przejdzie korektę. Póki, co mam nadzieję, że się wam podoba. Jeśli to czytacie w Święta, to "Wesołych Świąt", a jeśli jest to kolejny zwykły dzień to niech będzie jednym z lepszych <3

~ZoeVirdis

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro