Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Nie widziałam go osiemnaście lat, został skradziony — Claudia prostuje się zdziwiona i patrzy na kartkę, którą jej dałam.

Skradziony? Gdybym była złodziejem uciekłabym z nim jak najdalej, a nie zostawiła pod szkołą w tym samym mieście, gdzie są kamery.

— Więc dlaczego stał pod szkołą?

— Już osiemnaście lat temu to była kupa złomu, może się zepsuł i go zostawili.

To nieprawda, nie wierzę w to.

— A odciski palców? Przecież możecie poszukać — czuję jak w oczach zbierają mi się łzy.

Po co by złodzieje mieliby to robić? Na pewno udałoby im się to sprzedać. Jeszcze ten zapach w środku, nigdy w nim nie byliśmy, a czułam nas bardzo mocno.

— Chodzi ci o Stiles'a prawda? — pyta Noah.

— Nie uważasz, że to już poszło za daleko, Lily? — Claudia patrzy na mnie dziwnym wzrokiem, nie umiem go określić — Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale powinnaś się iść zbadać.

Ty powinnaś iść się zbadać głupia krowo.

— Nie uważam, że jestem chora — wycieram łzę, jednak z drugiego policzka zlatuje kolejna — Ja... Czy mogłabym skorzystać z toalety?

— Jasne, wiesz gdzie jest — Stilinski odprowadza mnie wzrokiem.

Przechodzę szybko przez korytarz, staję gwałtownie obok ściany, od której wystaje trochę tapety, którą wyrwałam. Przykładam do niej ucho, ale po drugiej stronie nic nie słyszę, pustka.
Opieram się o ścianę i upadam na podłogę, daję upust emocją i cicho płaczę. To wszystko nie ma sensu, Stilinscy wyglądają jakby to wszystko mieli gdzieś, a może chodzić o ich syna. Scott tak samo, mógł go traktować jak brata, a teraz traci wiarę w jego istnienie, a ja wychodzę na wariatkę. Jedną osobą, która w to wierzy jest Lydia, tylko czy ona też cierpi tak mocno? Ja czuję się jakby ktoś pomału wyrywał mi kawałki serca, zabierał coś bardzo ważnego.

— Lily? — słyszę głos pana Stilinski'ego, który wyłania się zza rogu.

Szybko wycieram łzy i wstaję z podłogi.

— Na pewno wszystko w porządku? — patrzy na mnie z troską.

— Tak — uśmiecham się delikatnie, chociaż nie wiem czy ten grymas wyglądał jak uśmiech — Muszę już iść, przepraszam za zabranie wam czasu — przechodzę obok pana Noah'a, ale na chwilę się zatrzymuję — Niech pan spróbuje uwierzyć.

Stilinski nie idzie za mną, stoi w miejscu i się nad czymś zastanawia. Przechodzę obok kuchni i zwalniam kroku, Claudia kroi mięso nożem, bardzo podobnym, który prawie jeden z Jeźdźców mnie zabił. Może to ten sam? Chociaż nie wiem, nic już nie wiem.
Zauważam, że pani Stilinski mi się przygląda. Kiwam tylko głową na pożegnanie i wychodzę z ich domu. Wsiadam do samochodu i wyjeżdżam na drogę, nawet nie wiem gdzie i po co jadę.
Muszę jakoś odsunąć te myśli, więc próbuję jak najbardziej skupić się na drodze. Wciskam gaz najbardziej jak umiem i jadę w stronę lasu drogą, na której nie ma domów i prawdopodobnie nikt mi nie wyskoczy. Zatrzymuję się dopiero w środku lasu, ledwo hamując przed miejscem, gdzie kiedyś stał mój dom.
Patrzę na miejsce, gdzie Scott znalazł zwłoki mojej siostry. Był sam, gdy odkopywał jej grób, tylko po co to wszystko? Scott sam mówił, że gdy był człowiekiem nie należał do osób, które szukają zwłok. Tamtej nocy, gdy został ugryziony właśnie ich szukał, skąd wiedział, że ciało, a raczej jej połowa znajduje się w lesie? Nie miał znajomych, którego rodzic jest policjantem. To mógł być Stiles, te radio w samochodzie, mógł się połączyć z policją i wszystkiego słuchać albo podsłuchiwać rozmów pana Noah'a.
Siadam po turecku na ziemię i zamykam oczy. Nie chcę się przenieść, słyszałam, że medytacja uspokaja i może mi pomoże. Jednak zamiast odgonić wszystkie myśli, przypominam co się działo. Wszystkie obrazy pokazują mi się w głowie. Pierwsze spotkanie ze Scott'em, gdy powiedzieliśmy panu Noah'owi o wilkołakach i całej reszcie, ale nie umiem sobie przypomnieć jak poznałam jego żonę. Może kiedyś była u niego na komisariacie lub spotkałam ją w ich domu. Nie mam pojęcia.

Otwieram zszokowana oczy, nie wiedząc co się dzieje. Jest już noc, a mnie boli strasznie kark.
Wyciągam telefon i widzę, że jest dwudziesta pierwsza. Musiałam przysnąć, mam nadzieję, że nikt mnie nie widział, bo musiałam wyglądać przerażająco siedząc po turecku z opuszczoną głową.
Patrząc bez sensu na telefon, na ekranie nagle pokazuje się połączenie od Scott'a. Od razu odbieram i daję na głośno mówiący.

Gdzie jesteś? — słyszę po drugiej stronie zestresowany głos.

— Tu i tam — wstaję z ziemi i podchodzę do samochodu — Co jest?

Przyjedź do szkoły, chcą zabrać jeepa.

— Już jadę — rozłączam się.

***

Wychodzę szybko z samochodu i widzę, że Malia i Scott rozmawiają z tym samym facetem, co był dzisiaj rano.
Bez zastanowienia chwytam za wiszący hak i go wyrywam. Nie weźmie tego jeepa, nie ma mowy.

— Chyba coś się panu zepsuło — oddaje zszokowanemu mężczyźnie hak — Ile tym razem?

— Czterysta — odwraca się w stronę swojego wozu dalej zszokowany — Plus pięćdziesiąt za zniszczenie haka.

Wyciągam z kieszeni kwotę i daję mężczyźnie, a on odchodzi z uśmiechem na twarzy. Dobrze, że po drodze skoczyłam do bankomatu, jednak przez to zostało mi tylko pięćdziesiąt dolarów na życie, jakoś sobie będę musiała poradzić.

— Mogliśmy się podzielić — mówi Scott.

— I tak już nie masz pieniędzy — patrzę na Lydię, która wychodzi z samochodu — Jeśli chodzi o jeepa, Stilinscy powiedzieli, że został ukradziony osiemnaście lat temu i pewnie się zepsuł, więc złodzieje go tu zostawili.

— Bez sensu — komentuje Malia.

— Chociaż raz z czymś się zgadzamy — wchodzę do jeepa.

— Co ty robisz? — podchodzi Lydia.

— Jeśli jest zepsuty to się nie odpali — szarpię za część pod kierownicą i pokazują mi się kable.

— Od kiedy ty tak umiesz? — pytają wszyscy naraz.

— Od dawna — wyciągam telefon i podświetlam kable — Ktoś... Ktoś mnie nauczył.

Tylko kto.

Zabieram się za kable i szukam dwóch odpowiednich, jednak coś kłuje mnie w nos. Dziwny zapach, jakby połączone spalone mięso z czymś znajomym. Prostuję się i widzę, że Malia też to czuje i nagle ten ryk. Wychodzę szybko z samochodu i patrzę w głąb lasu, z którego ten odgłos dochodził. Przechodzą mnie ciarki, wydaje mi się, że kiedyś go już słyszałam.

— Co jest do cholery? — pytam pod nosem.

— Też to słyszeliście? — pyta Scott.

— Chyba całe miasto słyszało — patrzę na chłopaka.

Ruszam do przodu, a za mną Scott i Malia. Mniej więcej jestem w stanie określić skąd dobiegł ten ryk, zapach spalonego mięsa bardzo mi pomaga i po paru chwilach stoję kilka metrów od leżącego spalonego człowieka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro